Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2007, 18:15   #39
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Mariusz Leszczyński

Dziękuję Panie Bracie Florianie, żeś się z nami historyją życia podzielił. Dziękuję Ci też za wsparcie które w mą duszę i ciało właśnie przelałeś. Przeto i ja Wam coś opowiem Waszmościowie.
W sądzie się z tą historyją spotkałem, gdy już cała sprawa na jaw wyszła.
W Lublinie wciąż mieszka jeszcze szlachcianka pewna wieku sędziwego i majątku niemałego. Mecenasem sztuk śmiało ją nazwać można, ileż to koncertów zorganizowała, ileż to obrazów u niej wisi, w czwartki przyjęcia na dworku gdzie sami poeci, pisarze, muzycy.
Wśród służby swej licznej okazało się, iż miała jednego szelmę. Bogdan - bo tak mu na imię było, mieszczanin z pochodzenia przez rok cały pracował u szlachcianki a że ona stara już była a służby bez liku toć go nie poznała, gdy przebrany przyszedł i za muzyka z bardzo dalekich stron się podając na jej dwór się nie jako służba, lecz jako gość wprosił.

Mariusz uśmiechnął się szeroko na wspomnienie dawnej rozprawy.

Z tego, co świadkowie mówili to i wysmarował się czymś cały, co by skóra ciemniejsza była a jeśli o ubiór pytacie to wiedzcie Panowie, że nasz dowódca artylerii wyglądałby przy nim na modnego Sarmatę. - Tu zwrócił się do Wursta uśmiechając się szeroko, podniósł kielich w jego stronę i wypił trochę, co by gardło zwilżyć.
Bez urazy mości Panie, Hansie, jam do ubioru mniejszą wagę przykładam, większą do umiejętności.
Po czym kontynuował

Otóż Bogdan pokazał się w falbaniastych łachmanach. Kolorowych i poprzeplatanych ze sobą tak, że i sam diabeł ( splunął siarczyście Pan Mariusz na ziemię) pewnie by tego nie odplątał. W to wszystko jakowe kwiaty, gałązki i inne takie powsadzał, przewiesił się bębenkiem i fletem i tak egzotycznie wyglądając niemałe wrażenie na szlachciance zrobił.
Normalnie nie doszedłby do drzwi, gdyż by go służba - łachmaniarza jednego przegoniła, lecz że pracował on u szlachcianki toć wiedział jak się na posesję dostać i z samą Panią, czym prędzej widzieć zanim go niedawni kamraci rozpoznają i wyrzucą.
Gdy tylko oświadczył szlachciance, że światowej klasy muzyk, nieznany w tych stronach, lecz na wschodzie ceniony tak zachwycił tą nowiną szlachciankę, że ta, czym prędzej pozostałym gościom go przedstawiła jako wielkiego muzyka. A czwartek był wtedy - dzień nie bez kozery na akcję takową wybrany, gdyż szlachcianka w kozi róg sama się wpędziła. Po słowach pochwały przyszedł czas na zaprezentowanie umiejętności. A że Bogdan muzykiem był żadnym, to straszne rzępolenie jeno słyszeć się dało.
Goście oniemieli, no, ale po "koncercie”, jaki im Bogdan zapodał, co niektórzy klaskać mu poczęli - sami nie znając się ni w ząb na muzyce, ale gustowi szlachcianki - gospodarza domu urazić nie chcieli. Przeto jak jedni zaczęli klaskać tak i inni również, co by ich o ośli słuch nie oskarżono - zresztą myślał, co który pewnie, że skoro inni klaszczą to może on sam racji nie ma i nie rzępolenie właśnie słyszał, ale jakową dziwną muzykę z daleka.
Sama Pani szlachcianka - tu wybaczcie, że jej nazwiska ni imienia nie podam bom o sprawie z sali sądowej się dowiedział i nie uchodzi to takich rzeczy przekazywać. Tak, więc sama pani szlachcianka, mimo, że na beztalenciu rozpoznała się zaraz to głupio się jej zrobiło, gdy goście klaskać poczęli - musiała i ona przyklasnąć, aby nie urazić nikogo.
Bogdan tymczasem obwieścił, że prosi o noclegi i w zamian koncerty oferuje, tak długo dopóki 100 złociszy na dalsze kształcenie i podróż nie zarobi. Nie mogła ta pani - znana ze swej filantropii odmówić prośbie muzyka, bo i by wyszło, że wcale ona takim wielkim mecenasem sztuki nie jest. Przecie goście klaskali - musi być, więc, że komuś przypadła do gustu muzyka. Zgodziła się, więc i na kolejny dzień koncert zamówiła myśląc, że może i rację mają goście i trzeba mu dać drugą szanse lub samemu słuch i wyczucie muzyki poprawić. Gdy jednak kolejnego dnia jazgot jeszcze gorszy mu wyszedł to goście jak poprzednio urazy gospodarzowi okazać nie chcieli, więc tak jak i poprzedniej nocy bili mu brawo i o bis jeszcze nawet prosili.
Zlękła się szlachcianka, bo na uszy jej już niemal padło, zawrotów głowy jak zeznała poczęła dostawać od takiego bezczeszczenia muzyki - no, ale jak żem już powiedział sama w kozi róg się zapędziła. Na przyznanie się do błędu za późno już było, więc rada nie rada tolerować Bogdana musiała.
Po trzecim koncercie jednak, dość mając już rzępolenia, przy gościach za "wspaniałą muzykę” całą kwotę, o jaką prosił mu wręczyła, by czym prędzej się niechcianego gościa pozbyć i tak by każdy widział, że to, co chciał już dostał i że wyruszyć już dalej może. Pękata to była sakwa i na gościach nie małe wrażenie zrobiła - w duchu dziwił Sie jednak każdy. Przecie nikomu muzyka jego się nie podobała a całe 100 złociszy właśnie przy nich dostał. Musicie wiedzieć, że wolała ona 100 złota wydać niż dalej męczyć się z nijakim muzykiem - bo juz niemal szału dostawała słysząc jak wali w swe bębny i nieumiejętnie dmucha na flecie, co mu na myśl przyjdzie.
I tak oto szelma mając, co chciał, czym prędzej dwór opuścił. Długo jeszcze po nim opowieści okoliczni artyści toczyli - każdy niemal, bowiem go widział i słyszał i z zdumienia wyjść nie mógł, że taka znana i ceniona mecenas sztuki takiego łachmytę przyjęła i doceniła jeszcze tą kocią muzykę.
Dopiero później sprawa na jaw wyszła, gdy okazało się, że Bogdan do pracy nie przyszedł. Służba poczęła sie zastanawiać, co też z nim się stało i gdy się dowiedzieli, że wyjechał i że widziany był jak z domu własnego w dziwnych szmatach wychodził skojarzyli wtenczas, że ów gościu, co go ich Pani przyjęła Bogdanem być musiał. I tak oto stanął ten człowiek przed obliczem ojca mego - który sędzią jest z zawodu i powołania.
Trzeba przyznać, ze fantazją ów Bogdan się wykazał. Ojciec jeno na miesiąc w wieży go skazał za oszustwo szlachcianki a złota odebrać już mu nie mógł. Zdziwiona była szlachcianka, lecz jak to w wyroku usłyszała sama z własnej nieprzymuszonej woli Bogdana gościła i sama też pieniądze mu dała. A że robiła to z takich czy innych motywów to już dla wyroku znaczenia nie miało. Długo jeszcze po tym krążyły plotki na jej i muzyka temat. Śmiał się z niej cały zaścianek, gdy na jaw wyszło, jakie to gusta muzyczne owa szlachcianka posiada. I ja żem się uśmiał gdym słyszał o całym zdarzeniu na sali i gdym pojął koncept Bogdana i pułapkę, w jaką sama siebie szlachcianka się wpędziła.


Tu zakończył, śmiał się jeszcze na wspomnienie całego tego bałaganu, tym bardziej, że świeża mu jeszcze w pamięci była facjata szlachcianki, gdy wyrok usłyszała. Ba przez cały czas rozprawy ze spuszczoną głową i twarzą czerwoną od wstydu siedziała - patrząc się jeno czasem na niedawnego sługę, który ją tak zakołował.

Nietęgą miał minę Hans Wurst. Widać stroje odmiennie i obyczaje nie przysparzały mu przyjaciół, siedział tymczasem nieco na uboczu, więc i do niego zaszedł Mariusz Leszczyński.

Powiedz mi Waszmość gdzieś się sztuki strzelania z armaty nauczył? Walczyłeś już gdzieś Panie Hansie? Z chęcią usłyszę, co by Waszmościa poznać lepiej.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 18-05-2007 o 18:22.
Eliasz jest offline