Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2016, 20:43   #19
Corrick
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Minęło kilkanaście nocy, w czasie których Karl zajmował się badaniami, oraz edukacją swojego Childe. Agatha ciężko przeżyła psychicznie pożywianie się na martwym szeregowcu. Uświadomiło to Karlowi jak mało w nim samym musi być człowieczeństwa, skoro kobieta nawet po spokrewnieniu nie podchodzi lekko do takich rzeczy. Mężczyzna zauważył też i kobieta walcząc za stresem ucieka w picie… Było w tym nieco ironii - Agathę męczyło to, że musi nagle pić z ludzi narażając ich nawet na śmierć, jednocześnie z tego właśnie powodu, potrafiła pożywiać się po kilka razy w przeciągu nocy. Za pierwszym razem po prostu zwymiotowała na siebie vitae. Kiedy Karl pouczył ją, że z krwią trzeba przecież coś robić, kobieta zaczęła… biegać z nadludzką prędkością. I tak to właśnie od tego czasu wyglądało: stres, śmiganie, picie, śmiganie…
Karl nie potrafił się odnaleźć w nowej sytuacji. Był tak skupiony na celu, że nie przygotował się, jeśli chodzi o rodzicielstwo. Miał przeczucie, to prawda, że będzie kiepskim rodzicem, ale… Przekrzywił głowę i spojrzał na Agathę.
- Kochanie… - szepnął do niej. - Pamiętaj, że musimy dbać o to, by nikt nas nie rozpoznał, dobrze? - uśmiechnął się do wampirzycy, przerzucając stronę w książce. - Powiedz mi, cóż cię trapi?
Kobieta westchnęła, z jakiejś przyczyny mimo spokrewnienia zachowała więcej cech ludzkich niż Karl, nie musiała w żaden sposób pobudzać swojego ciała do żywego wyglądu, budziła się też znacznie wcześniej niż jej Sire.
- Po prostu kiedy coś mnie niepokoi… nie potrafię się powstrzymać Szefie - przytuliła głowę do torsu mężczyzny.
Karl odwzajemnił jej uścisk i zamknął książkę. - Nie masz się czym niepokoić, kochanie. Jesteśmy tutaj bezpieczni, mamy wszystko, dosłownie wszystko, czego tylko zapragniemy! - uśmiechnął się do niej, kładąc dłonie na jej dłoniach. - Jeśli źle czujesz się z… - zastanowił się chwilę, jak ująć ładnie “posiłek”. - uh… pożywianiem, pokażę Ci coś. - wstał z krzesła i podszedł do ukrytej w ścianie lodówki. Wyjął z niej dwie butelki opisane jako “Alicja, okoliczna wieś” z bardzo dobrą krwią, wręcz wyśmienitą w smaku. Drugą ręką zgarnął dwa kieliszki z kredensu. - Tak powinno być nieco łatwiej. - przywołał nieco kolorów na twarz i uśmiechnął się do swojego childe.
Agatha czekała aż mężczyzna poda jej szkło, udawała, że nie widzi, iż butelka jest już napoczęta. Jak tak dalej pójdzie Karl będzie musiał zamykać przed córką barek…
Sturmführer rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Musisz pamiętać, że nasze zapasy krwi są ograniczone. - jego głos nie był ani zbyt szorstki, ani zbyt ostry. Był po prostu stanowczy. - Zdobycie nowych może być tymczasowo ciężkie, ze względu na warunki, jakie panują na zewnątrz. - westchnął. - Taka buteleczka powinna wystarczyć na jedną noc. To tylko pół litra, ale to zaspokaja nasze potrzeby w zupełności. - uśmiechnął się do Agathy.
Agatha popatrzyła to na swój kieliszek, to na butelkę to na Karla. Jej oczy zaszkliły się rubinem i wampir wiedział już że oto przychodzi kolejny atak, kobieta wlała w siebie zawartość szklanki jednym chałstem i rzuciła się na butelkę.
Reinhardt westchnął i zaatakował umysłem swoje childe. Zwykły impuls powinien powstrzymać ją przed takimi napadami. Emocje miały zwolnić, jednak Karl wolał nie ryzykować zbytnio.
- Uspokój się! - powiedział ostrym tonem.
Agatha na moment się zawahała, zatrzymała szyjkę butelki przed swoimi wargami, po czym jej źrenice rozszerzyły się i zwymiotowała, obryzgała twarz Sire vitae po czym przyssała się do butelki.
Karl złapał butelkę w żelazny uścisk i zmiażdżył ją, powodując rozbryzg krwi po połowie jego kwater.
- Powiedziałem DOSYĆ! - warknął.
Agatha wydała z siebie w sprzeciwie pisk i rzuciła się na podłogę. Zaczęła zlizywać krew nie zważając na szkła. Karl zaklął pod nosem i złapał wampirzycę za włosy. Przyciągnął jej twarz do swojej i powiedział głośno i wyraźnie: - D! O! S! Y! Ć! - jego twarz wykrzywiła się w grymasie gniewu.
Twarz Agathy zbladła, Karl widział jak jej kły wysuwają się.
Puścił kobietę, by spokojnie dokończyła posiłek. Odsunął się na kilka kroków i stanął pomiędzy swoim childe, a drzwiami wyjściowymi i lodówką. Obserwował ją z nieskrywaną ciekawością. Może to właśnie tak objawił się dar Malkava? Cóż, powiedzenie, że człowiek głodny, to człowiek zły, nie wzięło się z powietrza. Wzruszył ramionami i czekał, aż kobieta skończy jeść.
Agatha dokładnie wylizała podłogę, z całego kurzu, szkieł oraz krwi, zarówno pochodzącej z butelki jak i tej którą wcześniej zwróciła. Kiedy skończyła uspokoiła się wreszcie, usiadła na brzegu łóżka schowała twarz w dłonie i zaczęła płakać.

Karl spokojnym krokiem podszedł do kobiety, ocierając rękawem twarz.
- Kochanie… - przysiadł obok niej. - Ja… ja nie chciałem. Przepraszam… - objął ją ramieniem bardziej delikatnie, niż można by się było tego po nim spodziewać.
Agatha siorbała noskiem.
- Prze.. przepraszam szefie, zaraz przyniosę ścierkę i tu posprzątam.
- Nie trzeba. -
Karl uśmiechnął się do niej. - To całkowicie zrozumiałem, przeżywasz pierwsze dni… To jest dla ciebie nowe, uczysz się tego… - westchnął, przyciągając kobietę do siebie. - Musisz się nauczyć kontrolować swój apetyt, bo jak mówiłem, zapasy mamy nieco ograniczone. - jego wzrok spoczął w martwym punkcie gdzieś na ścianie.
Kobieta wtuliła się w mężczyznę.
- Szefie, a wie szef co by mnie na pewno uspokoiło?... - zaczęła rozpinać mundur mężczyzny.
Karl padł na łóżko, ciągnąc ją za sobą.
- Cóż takiego, moja droga? - zapytał z przekorą.
Kobieta uporała się z paskiem i wsunęła dłoń w spodnie wampira.
- No tak sobie myślę, że jakbym się napiła z szefa, to by mi na dłużej wystarczyło… - uśmiechnęła się.
Dłoń Karla powędrowała na jej kark, głaszcząc go i muskając delikatnie. Jego myśli wirowały w obłędzie. On nie miał takich potrzeb jako świeżak. Może to właśnie tak Malkav ją naznaczył? A może…? Lewa dłoń powędrowała w stronę jej bioder i ud, oficer złapał ją i przetoczyli się przez łóżko. Reinhardt znalazł się z góry.
- Myślisz, że wystarczyłoby Ci to na dłużej, Agatho? - zapytał, odsłaniając kły. Przysunął się do jej twarzy i musnął jej kark kłami. - Spróbujmy więc. - wyszeptał jej do ucha. Jego umysł krążył wśród niezrealizowanych projektów, zastanawiając się jak zwiększyć moc rażenia tego miotacza…
Kobieta zawsze odczuwała niepokój kiedy Karl obnażał w łóżku swoją wampirzą naturę i to chyba nawet nie zmieniło się teraz, gdy sama takowym była. Aghata pogładziła go po twarzy.
- Odpręż się Karl - jedynie w takich sytuacjach ośmielała się mówić do mężczyzny po imieniu. - Nie bądźmy tacy… nieludzcy - powiedziała wampirzyca która kilka minut temu zlizywała krew z każdego zakamarka podłogi. Kobieta wysunęła się ostrożnie z pod mężczyzny i stanęła przed nim. Najpierw sama rozebrała się powoli pozwalając mu cieszyć wzrok jej ciałem. Następnie pochyliła się nad nim i ściągnęła z niego spodnie i bieliznę. Uklękła między kolanami Karla i schowała głowę w jego udach.
- Mhmmm…. - wymruczał Malkav, delektując się jedną z kilku rozkoszy cielesnych, których mógł zaznać. Nie liczył co prawda drapania się w oczodole, bo to było tymczasowe, a podbijało tę listę o jakieś dwadzieścia procent. Oko odpłynęło mu do czaszki, gdy język kobiety zataczał kręgi, ale po chwili miał ochotę na rewanż.
Zanim to jednak nasępiło poczuł jeszcze rozkosz gdy kły młodej wampirzycy przebiły jego ciało a kobieta nie przestawała ssać.
Złapał ją delikatnie za brodę i pomógł jej wstać. Zaczął ją całować, najpierw po karku i obojczyku, później pieścił językiem jej piersi. Rewanż musiał być dokładny, jego kieł przebił brodawkę kobiety, a on zlizał kilka kropel krwi z piersi.
Kobieta jęknęła.
- Oh Karl... - przycisnęła jego twarz do siebie.
To był impuls, którego Reinhardt potrzebował. Jego kły drażniły całe podbrzusze wampirzycy, by wbić się w skórę w okolicy jej bioder. Kilka kropel wypadło, zostały jednak szybko zalizane przez język Karla. Przysunął twarz do jej łona, zaczął ją pieścić… by ponownie przerwać po chwili. Wstał, wziął ją na ręce i położył na łóżku, złączając ich usta w pocałunku. Tym razem to jego głowa zniknęła między udami kobiety.
Kobieta zaplotła nogi wokół głowy wampira. Przez głowę Karla przeleciała myśl, że wiecznie przepita Agatha mogła by zapewne po prostu urwać mu głowę. Jednak przynajmniej teraz tego nie robiła.
- Ja u... ja gut ja… - jęczała w języku Goethego, wierzgając się na pościeli i zaciskając pięści na materiale.
Malkav chcąc sprawić większą przyjemność swojemu childe, delikatnie muskał kłami jej kobiecość, co jakiś czas hacząc zębami o skórę i zlizując krople krwi. Po kilku minutach takiej zabawy, Reinhardt wstał i delikatnym, acz stanowczym ruchem wszedł w kobietę, opierając swe ręce obok jej głowy.
Agatha przyciskała ciało swojego Sire i kochanka mocno do siebie. W pewnym momencie w katatonii jęków jej oczy całkiem odpłynęły, a z rozwartych ust wysunęły się kły.
Wiedziony w równym stopniu przez rozkosz i szaleństwo, Karl wpił się w szyję kobiety, jednocześnie odsłaniając swoją, by Agatha mogła się wbić swymi kłami.
Kiedy Karl przebił swoją kochankę, jej ciałem targnął wstrząs rozkoszy, powietrze uszło z jej martwych płuc na moment wydawało się iż straciła przytomność. Spełniający się wampir mógł jednak poczuć jak jej łapki czule obejmują jego plecy a chwilę później zęby Aghaty wgryzają się w tętnicę wampira, zwielokrotniając jeszcze jego doznania.
Reinhardt odpłynął niemal całkowicie, czując rzeczy, których nigdy wcześniej nie miał okazji odczuć. Lekko go zamroczyło, przed okiem pojawiły mu się mroczki, a jego umysł przestał błądzić wokół Flamenwerfen i skupił się na leżącej pod nim wampirzycy. Biodra Malkava zaczęła pracować zdecydowanie szybciej, tylko potęgując przyjemność dwójki Kainitów. Karl schował kły i zalizał ranę na szyi swej kochanki, chcąc podnieść się do góry, zmierzając już powoli do finału.
Musiał przy tym oderwać twarz swojej kochanki od własnej szyi tak, że ta nie miała nawet czasu by ją zalizać. Przytrzymywał kobietę za szyję, mając ją w ten sposób przed sobą rozłożoną. Agatha z ociekającymi krwią wampira pełnymi ustami jęczała coś.
- Ja, ja, ja… - jęczał Karl, czując, że koniec jego podróży jest już blisko… Oko uciekło mu w głąb czaszki, a zwolnione okowy wampirzego umysłu wzmocniły doznania kobiety.
Aghata trząsała się jakby dostała ataku padaczki.
- Karl! Karl!... - krzyczała imię swojego kochanka. Jej drobne, kobiece dłonie wczepiły się w trzymające jej szyję ramię mężczyzny. Wampir jęknął jeszcze kilka razy, pchnął parę razy biodrami po czym opadł spełniony na łóżko obok swojej córki…
- Och, Agatho… - westchnął, podnosząc się na łokciu. Zlustrował jej ciało swoim jedynym okiem i westchnął ponownie. - To było… niesamowite! - przesunął palcem w okolicach swojej szyi, po czym podstawił go wampirzycy pod usta.
Kobieta przylegała do swojego pana i władcy, posłusznie ssała jego palec, patrząc na niego z miłością.
- Och, moja droga… - westchnął Karl. - Czy czujesz się nasycona? - zapytał przewrotnie.
- Czuję się bezpieczniej, szefie. - wyjaśniła uśmiechając się.
Reinhardt nachylił się i złożył pocałunek na jej czole.
- To dobrze, Agatho. - uśmiechnął się do niej. - Czy masz może ochotę na krótki spacerek?
Kobieta leniwie otarła się swoim ciałem o ciało mężczyzny.
- Szef chce wstaaawać? - przeciągnęła się leniwie - już się mną szef znudził? - zapytała łobuzersko.
- Nie znudziłem się. - odpowiedział, przekornie wpatrując się w sufit. - Po prostu kiedyś będziemy musieli stąd wyjść i zająć się tymi wampirami na zewnątrz… - ziewnął, udając zmęczenie. Postanowił oddać inicjatywę kobiecie.
Aghata położyła głowę na jego piersi i objęła go mocniej.
- Boję się szefie. Ci w lesie to jakieś potwory, zwierzęta.
- To po prostu dzieci, którymi nikt nie kieruje, kochanie. Których nikt nie nauczył, jak się zachowywać. Rozwydrzone, kapryśne i agresywne bachory… -
zaczął bawić się jej włosami. - Dlatego trzeba je wychować, by nie bruździły w naszych interesach. - potarł wnętrze lewego oczodołu, serwując sobie przyjemne mrowienie w głowie. - Ale to może poczekać. - uśmiechnął się lekko, składając pocałunek na czole Agathy.
Kobieta wpatrywała się w jego twarz, czule pocałowała jego pusty oczodół.
- Może tak właśnie jest szefie, ale te dzieci mają przecież gdzieś rodzica prawda?
- Prawda.
- zgodził się z nią Karl. - Ale nie każdy dba o swoje childe, kochana. - jego głos zdawał się… inny. Nie znudzony, ale też nie skupiony. Jakby Karl nieświadomie odpływał. Przekręcił się na bok, przysuwając twarz do twarzy Agathy. - Nie każdy jest rodzicem. Niektórzy są tylko stwórcami. - jego twarz stężała. - Jak mój tatuś… który porzucił mnie niedługo po Spokrewnieniu...
 
Corrick jest offline