- Zabiłeś nas, tato - smutny, dziewczęcy głos zza jego pleców sprawił, że natychmiast się odwrócił. Mały, blondwłosy aniołek - jego aniołek.
- Czemu uciekłeś? Czemu przestałeś nas kochać? - rozpaczliwy, słaby głos wydobył się z jej sinych ust. Była blada, osłabiona, potargana. W swym uścisku trzymała zabawkę, którą miała zawsze gdy zasypiała, żeby odgonić koszmary.
Shade bez słowa wpatrywał się w twarzyczkę, należącą do najbliższych mu, najważniejszych na całym świecie istot.
Bo cóż miał jej powiedzieć? Że nie opuścił ich, skoro to zrobił? Że musiał iść, na polowanie, by nie umarli wszyscy z głodu i nędzy? Że musiał je zostawić, ale chciał do nich wrócić? Że po prostu nie zdążył?
Usiłował coś powiedzieć, pocieszyć, zapewnić, że niedługo się spotkają, ale słowa utknęły mu w gardle. Nie potrafił wykrztusić ani jednej głoski.
Zamrugał oczami i poczuł, jak po policzkach zaczynają mu płynąć łzy.
- Tak myślałam - zaszlochała dziewczyna, spoglądając na mężczyznę zamglonymi od łez oczami.
- Mama miała rację! Jesteś nikim! - wykrzyczała ze złością - NIKIM! - powtórzyła po czym odwróciła się gwałtownie i uciekła szlochając. Zniknęła, jak mara którą przegoniło światło dnia, choć w tych ciemnościach dalekie to było od prawdy.
- Jesteś wspaniały, zdecydowanie lepszy - głos żony, który rozpoznał bez problemu, dochodził z drugiego pokoju. Shade zorientował się, że znajduje się w swoim domu.
Shade podniósł się, z zaciekawieniem wsłuchując się w słowa, które padły za ścianą. Do kogo mówiła...?
Zamarł bez ruchu, czekając na odpowiedź.
Czyżby jego najgorsze podejrzenia miały się spełnić?
Zacisnął zęby i, nieświadomie, położył dłoń na rękojeści miecza.
- Nie kochasz już męża? - obcy, męski głos, tubalnie odbił się niczym echo.
- Kocham, nie kocham… - odparła wymijająco i zaśmiała się perliście - Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Teraz mam ciekawsze rzeczy do robienia.
Ciekawsze? Shade zgrzytnął zębami.
A więc tak to wyglądało... On się zaharowywał na śmierć, a jego żona mile sobie spędzała czas Tylko z kim? Bo jak, to łatwo było się domyślić.
Shade jednak nie zamierzał pozostawić niczego w sferze domysłów. Chciał wszystko zobaczyć, a potem podjąć zdecydowane kroki.
Cicho jak kot podszedł do drzwi, by się przekonać, co się dzieje w drugim pokoju.
Staranność chyba zadziałała, gdyż kochankowie wcale nie spostrzegli wyglądającego zza progu mężczyzny. Shade żonę rozpoznał bez problemu. Jej wyraźne rysy i kształty nie były mu obce. Gdy jego wzrok spoczął na obiekcie romansu swej wybranki, widział tylko zamazane kontury.
- Zostawiłeś nas, więc mamy nowego tatusia - powiedziała dziewczynka, stojąca na wprost łóżka i przyglądając się wybrykom kochanków. Była to druga córka, krótkowłosa brunetka, starsza od blondwłosej o ponad dwa lata.
- Nie potrzebujemy cię. - Jej głowa niespiesznie odwróciła się w kierunku Shade’a, aby zmierzyć go wrogim spojrzeniem.
- Ja was zostawiłem? - Shade obrzucił córkę pełnym cierpienia spojrzeniem. - Dlaczego tak mówisz?
- Mama wszystko nam powiedziała. Nie okłamuj nas. To twoja wina, że nie żyjemy. Twoja, że to wszystko się stało. Byłeś winny i jesteś, jeszcze wiele razy będziesz winien tragedii. Ponieważ to do ciebie przywarło. Taki już jesteś. Jesteś nikim. - powiedziała oschle, a jej gardłowy głos nie przypominał już tego córki - Nikim. - powtórzyła groźnie, spoglądając na niego spod ciemnej grzywki, a oczy zabłysły czerwienią. Scenografia zmieniła się w sekundę, a ciało dziecka zaczęło gnić w błyskawicznym tempie. Po chwili pozostały z niego jedynie miłe dla oka wspomnienie, kiedy przed oczami ujrzał trzy, żywe kobiece trupy, z pętlami zawiązanymi wokół szyi.
- Kim jesteście? - Shade cofnął się o krok, równocześnie wyciągając miecz. - Skąd się tu wzięłyście? To mój dom. Nie ma tu dla was miejsca!