Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2016, 18:46   #23
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Manhattan, grudzień 1931



Belle sukcesywnie sama zaczyna poruszać się autem po Manhattanie, odsyłając Johna do nadzoru nad przygotowaniami do otwarcia. To chyba najgorszy możliwy czas, na zapoznawanie się z drogami Nowego Yorku. Przebicie się do nowego lokalu z domu zajmowało Johnowi około godziny, a roboty wymagały ciągłego nadzoru. Madame zirytowana oparła głowę o kierownicę. Ten korek nie miał końca. Znudzona wyjrzała przez okno auta i pocieszała się tym, że przynajmniej nie musi brodzić z tymi wszystkimi ludźmi po kolana w śniegu szukając prezentów.

- Że też Dragosz musiał pojechać do tej swojej fabryki.

Przez ostatnie tygodnie Madam nie tylko przyswajała techniczny aspekt prowadzenia automobilu, ale i cały swoisty “rytuał” i “filozofię” prowadzenia. Nie zaniedbywała też irytacji korkami. Kobieta wkładała całą swoją siłę w wymanewrowanie między przeszkodami by jak najszybciej wyrwać się z zastoju. Wkładała przy tym masę siły, och do tych całych maszyn doprawdy przydał by się dar potencji, czy nie można by sprawić by ta kierownica skręcała się łatwiej? może w przyszłości…

Kobieta zobaczyła otwarcie i docisnęła pedał gazu, nareszcie wyrwie się z tego tłocznego marazmu. Kiedy tak mijała grupki piechurów podążających chodnikiem, zauważyła kątem oka jakąś parę. W pierwszej chwili myślała że to jacyś zakochani całują się przy moście, ale wampirzyca wiedziała lepiej jak pożywia się spokrewniony. Ktoś właśnie “całował” w jej domenie! Madam nie zdążyła dobrze przyswoić tej informacji gdyż nagle coś szarpnęło ją z mocą do przodu. Siła wyrwała ją z siedzenia, wyrzuciła poprzez przednią szybę.

Zanim dotarło do niej co się stało, leżała na śniegu z dala od auta i niestety biały puszek nie pomógł tu nic a nic. Czuła jak krew płynie z jej twarzy i klatki piersiowej. Powoli sięgnęła do sporego kawałka szkła wbitego w szyję, tą nie połamaną ręką. Ostrożnie wyjęła go zaleczając ranę. Madam spojrzała po sobie, jej prawa noga trzymała się w zasadzie jedynie na kości. Ogromny kawałek mięsa wisiał naderwany. Opadła na śnieg i spojrzała w niebo. Ten cholerny śnieg nadal sypał.


- How how how merry christmas. - Jej głos był słaby, czuła, że musi się się ogarnąć zanim padnie od upływu krwi. Spróbowała się usadzić używając działającej ręki i przygryzając wargę dosunęła kawał mięsa do kości.
Ból był niewyobrażalny, Madam nigdy w swoim długim już istnieniu nie była tak ranna. Czuła jak w miejsce wylewającej się z niej krwi wkrada się niebezpiecznie blisko bestia. Wampirzyca używając niemal całej swojej siły woli złożyła resztki w coś co mogłoby być nogą i zatamowała krwotok. Wykończona padła spowrotem na śnieg, starając się wepchnąć bestię do środka. Noga była sporym problemem, niestety nie jedynym. Dopiero po chwili Madam zorientowała się iż leży niebezpiecznie blisko krawędzi mostu.

- Zabiję tą wywłokę. - Belle rozejrzała się by zorientować się w swojej sytuacji. Mogła odpełznąć, ale nie daleko. Gdzie się podział ten cholerny wampir. Bele zauważyła że ktoś zbliża się w jej kierunku, ktoś zbliża się powoli - czy ludzie zawsze zbliżają się powoli do ofiary wypadku? Zawsze wydawało jej się że raczej biegną. Im bliżej nieznajomy się zbliżał, tym bardziej wyglądał na osobę, która piła przed chwilą z jakiejś nowojorskiej dziewczyny. Wampirzyca szybko szacowała jakie ma w obecnej sytuacji szanse z innym wampirem. Mężczyzna zatrzymał się dobre dziesięć metrów przed leżącą na śniegu Madam, zaczął zachodzić ją od tyłu. Madame uważnie przyjrzała się twarzy wampira po czym zsunęła się z krawędzi mostu.

Spodziewała się, że woda będzie zimna, ale to był lód. Cieszyła się, że to nie był jeden z tych nowych, wyższych mostów. Czuła jak jej ciało kostnieje, jedyny plus lekko tamowało to krwotok. Wypaliła jeszcze trochę krwi by doprowadzić drugą rękę to użytku i powoli zaczęła płynąć w stronę brzegu, błagając w myślach by pod mostem jak zwykle ktoś spał.
Madam w zasadzie bardziej tonęła niż płynęła, ale nie musiała się tym zbytnio przejmować, po jakiejś godzinie albo dwóch, udało jej się dopłynąć do brzegu. Tam straciła świadomość…


Kiedy odzyskała zmysły siedziała skulona przy jakimś płonącym koksowniku. Obok niej leżał martwy kloszard, za stary jak na preferencje wampirzycy. Kobieta rozejrzała się jakieś trzy, cztery metry dalej, leżały trzy inne ciała, Mężczyzna gdzieś koło trzydziestki, kobieta, nieco młodsza i nastoletni chłopiec. Musiały być jakieś dwie godziny przed świtem.

Madame zrezygnowana spojrzała na niebo. Na chwilę przymknęła oczy badając swoje ciało. Było chyba nie najgorzej. Podniosła się i zaczęła od wrzucenia kloszarda do rzeki. Po chwili dołączyło do niego małżeństwo z dzieckiem. Kobieta w uszkodzonym płaszczu Madame, bo wampirzyca postanowiła się z nią zamienić. Rozejrzała się po okolicy, starając się rozpoznać gdzie mogła zaprowadzić ją bestia. Minęło sporo czasu i Doris pewnie wszczęła już alarm. Wiedziała, że madame jedzie do domu. Opatuliła się płaszczem i na bosaka, bo niestety buty kobiety nie pasowały, ruszyła w kierunku widocznych w oddali świateł Manhattanu… Była cholernie daleko, w nieciekawej dzielnicy i zapewne nieciekawej sabackiej domenie. Niedaleko była droga, nawet o tej porze jeździły nią te samochody.

Wampirzyca uśmiechnęła się i przeczesała swoje włosy ręką, wyjmując przy okazji jeszcze kilka kawałków szkła. Obejrzała swój strój i stwierdziła, że co jak co ale wygląda jak kurwa. Porwana sukienka ledwo co zasłaniała, w sumie, upłynęło z niej tyle krwi, że można by powiedzieć, że oryginalnie była… bordowa? Madame przestała zastanawiać się nad tym kolorem i ruszyła w stronę drogi.


Madam nie musiała długo czekać nim jedna z dostawczych ciężarówek zatrzymała się. z okna po stronie kierowcy wynurzył się, w oparach taniego tytoniu, obskurny zapocony czterdziesto-paro latek.

- Eeej mała? Ciężki dzień w pracy hę? Chętna na mały overtime?

- Przystojniaczku podrzuć mnie w okolice Port Morris a bardzo chętnie upiększę ci tę noc nawet za free. - Wampirzyca uśmiechnęła się.

- Ha! - śmierdziel huchnął czymś tak okropnym, że wampirzyca ucieszyła się w duchu iż sama pija krew. - Wskakuj cipko, pozmieniasz mi biegi…

Madame weszła do ciężarówki. - Tutaj będziesz musiał zapłacić, w porcie masz mnie gratis. To jak?

Śmierdziel westchną ale pokiwał głową. - Jeszcze nikt chyba nie dostał nic od kurwy gratis, gdyby wszyscy tak postępowali w interesach nie było by pewnie całego ego kryzysu. - wyciągnął z kieszeni kilka pomiętych banknotów i zaczął wolną ręką rozpinać rozporek, nie przestając prowadzić.

- Jak widać miałam słaby dzień. - Madame udawała, że nie zauważyła, że mężczyzna robi coś innego niż kierowanie autem, uważnie przyglądała się drodze.

- Heh - mężczyzna zarechotał opuszczając wolną ręką spodnie na wysokość kolan - ja też mała, ja też, ale… - złapał kobietę bezceremonialnie za włosy - to się zaraz zmieni - i zaczął przyciągać jej twarz do swojego krocza.

Belle przechyliła się prawą ręką naciskając na hamulec, jednocześnie wbijając lewy łokieć prosto w jego jaja.

- Ty ku… - nie zdążył dokończyć śmierdziel gdyż jego głowa miała pilne spotkanie z przednią szybą na które bardzo, ale to bardzo nie chciała się spóźnić. Ryj śmierdziela wybuchł krwią, pierwsza pozytywna woń jaką Madam poczuła od tego typka. Kobieta nacisnęła klamkę i wypchnęła go z wozu, zostając sam na sam z maszyną, której bardzo nie chciała prowadzić.
Wyglądało jednak na to, że będzie musiała, w końcu umiejętności trzeba było sprawdzać w życiu i nieżyciu. Wampirzyca odpaliła silnik i bosą nogą nacisnęła na gaz.

- Mówili, że po upadku z konia trzeba znów na niego wsiąść… - Uśmiechnęła się, ledwo wykręcając kierownicę. - oby nie kłamali.

O ile madame myślała, że prowadzenie należących do niej aut było paskudne, to opanowanie tej zardzewiałej kupy śmieci graniczyło z cudem. Z przyjemnością porzuciła auto kilka przecznic od domu i skierowała się tylnymi uliczkami w stronę burdelu. Gdy weszła od zaplecza w lokalu zapanował zamęt. Jakaś dziewczyna szybko wezwała Charliego bo to on pozostał na posterunku, podczas gdy wszyscy inni prowadzili poszukiwania. Nim go znaleźli udało się jej dostać do wind, ghul w ostatniej chwili wbiegł do środka.

- Pani, co się stało?

Madame osunęła się na podłogę. - Zanieś mnie do sypialni.
Chłopak szybko ją podniósł i gdy winda zatrzymała się ostrożnie ruszył w stronę jedynego pozbawionego okien pomieszczenia. Delikatnie ułożył ją na łóżku i już chciał się odsunąć, gdy madame chwyciła jego marynarkę.
- Rozbierz mnie. - Uśmiechnęła się - I wywal te szmaty.

Gdy leżała naga na łóżku słyszała jak Charlii wydaje polecenia, John dobrze go przeszkolił. Wtuliła się w miękką poduszkę. Ghul wrócił po dłuższej chwili i przyklęknął przy łóżku. - Wysłałem ludzi by poinformowali Pana Johna, Panią Doris i Pana Dragosza. Czy mogę jeszcze jakoś pomóc?

Madame obróciła się na plecy eksponując swój nagi biust. - Tyle Panów do poinformowania. - Uśmiechnęła się do chłopaka. - Rozbierz się i chodź tutaj, mam serdecznie dość zimna na tą noc.

Było niewiele czasu do świtu i komitet powitalny musiał poczekać do następnej nocy.


Za to gdy Madam obudziła się czekał już na nią John oraz Doris. Niedługo po tym zjawili się posłańcy od zaprzyjaźnionych spokrewnionych. Aczkolwiek, wymownie brakowało Childe Madam. John i Doris nie poruszali tego tematu póki wampirzyca sama o to nie pytała. Okazało się, że Dragosz wciąż nie powrócił z poszukiwań swojej Dame. Gdyby nie nalegania Johna i Doris Madame dano wyruszyłaby na poszukiwania. Była osłabiona ale nie tak by pozwolić swemu childe zniknąć. Gdy tylko się pojawił wyprosiła wszystkich. Skupiła się na wykonaniu kilku niezbędnych telefonów do policji - ze zgłoszeniem zniknięcia auta, do księżnej z podziękowaniami za przysłanie posłańca.

Kilka godzin później ktoś powiadomił Madam iż właśnie przyjechał ghul Dragosza Aleksjej. Jego pan jest wraz z nim. Ghul był blady, stracił najwyraźniej dużo krwi. Sam Dragosz był bez marynarki, jego koszula była podarta, na twarzy i ramieniu nosił ślady kłów.

- Co ty wyrabiałeś idioto? - Po raz pierwszy młody wampir mógł zobaczyć swoją Dame roztrzęsioną. Sama była w nie najlepszym stanie. Widać było że wciąż odzyskuje siły po poprzedniej nocy.

Mężczyzna zwyczajowo już odesłał Alexa poza wzrok swojej Dame, tym razem jednak, po prostu polecił mu zapłacić grzecznie za jakiś pokój na całą noc i spać. Wydawanie komend po niemiecku w podartej koszuli ale z pozą jakby stało się w nienagannym fraku było nawet dość komiczne. Dragosz spojrzał na Dame, starał się przybrać pogodną minę. Podszedł do kobiety pośpiesznie, wyhamował dopiero gdy był już całkiem blisko.

- Szukałem cię, jak wszyscy. - odparł

Madame zmartwiona przejechała dłonią po śladach kłów. - Co pozwoliło ci myśleć, że poradzisz sobie z czymś co mogło sprawić mi problem? - Była zła, ale też cieszyła się, że jest cały. Oparła głowę o jego ramię i odetchnęła z ulgą.

Ciało Dragosza było zimne, mężczyzna nie miał chyba wystarczająco krwi by dbać o ludzki wygląd, jego ghul chyba nie mógł już mu dzisiaj pomóc, widać było iż nawet mimo poważnych ran Dragosz jednak nie zdecydował się go poświęcić. Na ciele mężczyzny nie było już właściwie żadnych ran, poza tymi po kłach oczywiście. Hohenzollern skrzywił się nieco gdy kobieta ich dotykała, wciąż musiały być bolesne, nawet dla kogoś takiego jak jej Childe. Wampir objął kobietę i przytulił mocno.

- Kiedy ja szukałem cię jak wariat, on polował, nie byłem świadomy kim on jest do momentu gdy nie poczułem jego zębów na własnej skórze. - wyjaśnił.

Wampirzyca delikatnie polizała rany na skórze mężczyzny, jednak te nie chciały zniknąć. - Zabiję go. Choćbym miała poruszyć całym Nowym Yorkiem. - Powoli oderwała się od Dragosza i spojrzała na niego z uśmiechem. - Powinieneś coś zjeść.

Mężczyzna patrzył na Madam z prawdziwą miłością, gdy ta mówiła o zabijaniu i poruszaniu miasta.

- Alex jest poza stanem używalności na dzisiaj. Moja studentka nie powinna przebywać w takich miejscach - Wiedząc już o preferencjach swojej Dame, Dragosz dobrał sobie poza Alexem troje młodych ludzi z wyższych sfer, były to dzieci bogatych rodziców wysłane na studia z europy. Dragosz pił z nich, ale raczej nie używał do niczego innego. - Poczekam do jutra kochana.

- Doris. - Głos madame poniósł się echem po pokoju. Ghulica powoli wsunęła się do pomieszczenia. - Zajmij się moim childe, niech Charlie przyniesie tu jeden z garniturów Dragosza, a John dołączy do mnie w gabinecie. - Madame odsunęła się od wampira. - Dołącz do nas gdy doprowadzisz się do porządku.

Nie czekając na jego odpowiedź opuściła pokój. Wyraźnie było widać, że wampirzyca kuleje na jedną nogę. Mimo, że założyła wyjątkowo zabudowany jak na siebie strój z za kołnierza wystawało zniekształcenie na szyi, z prawą nogą też coś było nie tak. Nim zdążył przeanalizować co, stanęła przed nim Doris.

- Panie. - nachyliła się eksponując szyję. Była wypoczęta, pełna sił. Zupełnie jakby wampirzyca nie napiła się z niej mimo ran.

Dragosz zbliżył się do ghulicy swojej Dame, stanął za jej plecami, przyległ do nich. Jedną rękę położył na brzuchu Doris, drugą odsunął delikatnie jej głowę na bok. Wgryzł się od tyłu w tętnicę i pił aż kobieta zwiędła w jego uścisku. Wtedy Dragosz oblizał jej szyję zasklepiając ranę i podtrzymując głowę zaniósł na kanapę. Położył ghulicę na boku, upewnił się, że jej drogi oddechowe są czyste i przykrył kobietę kocem.

Childe pozwoliło by krew rozgrzała jego ciało nadając mu żywy wygląd. Ubrał się w garnitur poprawił włosy, spryskał się wodą kolońską i dołączył do swojej Dame.


Gdy Dragosz wszedł do gabinetu, zastał swoją Dame rozmawiającą przez telefon. Przyklęknęła na jednym z podnóżków, pozwalając by prawa noga spokojnie opadała, słuchawkę trzymała nie tą ręką co zazwyczaj. John siedział w fotelu z filiżanką kawyi oczywiste było,że mężczyzna był wykończony. Obok niego stał opróżniony kryształowy kielich, jeden z tych, z których wampirzyca lubiła poić swoje ghule.

- Billy, chcę mieć te zdjęcia jutro w swoim gabinecie. - Belle uśmiechała się słuchając odpowiedzi. - Mogę ci przypomnieć czemu masz to zrobić. - Jej uśmiech się poszerzył. - Wobec tego do zobaczenia jutro.

Gdy odłożyła słuchawkę jej wzrok spoczął na kilku pomiętych banknotach leżących na biurku. Momentalnie spoważniała. Sięgnęła po odłożony na popielniczkę papieros i się zaciągnęła.

- Gdzie spałeś? - Pytanie było ewidentnie skierowane do Dragosza. Belle podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się widząc jego stan. - Gdzie udało ci się trafić na naszą zgubę?

Dragosz widząc iż wszyscy siedzą, pozwolił sobie uczynić podobnie. Siadł na jednym z wolnych foteli, stając się tym samym częścią trójkąta wraz z Belle i Johnem. Dotykał właśnie rany po zębach na szyi miętosząc ją, sądząc po unoszącej się wardze mężczyzny, miejsce było wciąż bolesne, ale przynajmniej sam ślad po zębach zniknął.

- W na strychu polskiego sklepu mięsnego na Bronx. - odpowiedział wyjmując cygaro i odcinając jego końcówkę. - wyciągnął zapalniczkę i rozpalił - dobrze że zamykają na święta. Zaskoczył mnie na ulicy, gdybym nie poczęstował go solidną dawką ołowiu, po prostu… chyba wypił by mnie do końca. - Dragosz zaciągnął się dymem - Rzucił mną jakbym ważył tyle co jakiś kurczak.

W głowie madame kłębiły się setki myśli. Wstała i zgarnęła banknoty ze stołu, cały czas śmierdziały tym obskurnym kierowcą. Spokojnie spaliła je nad tacą do niszczenia dokumentów. Czuła, że po ostatniej nocy jej bestia jest dużo bliżej niż zazwyczaj. - Wiele ci brakuje do siły starszych wampirów Dragosz.

Mężczyzna strzepnął popiół, Madam znając go już od dłuższego czasu mogła wyczuć w jego gestach pewną nerwowość.

- Jest dokładnie tak jak mówisz, Pani. - to wyznanie cięło i rwało żywcem dumę młodego wampira.

Wampirzyca poczekała aż banknoty się spalą i wygasiła w popiele po nich papieros. Niestety nadal czuła ten smród. - Nie martw się skarbie i tak jak na dzieciaka jesteś całkiem silny. John jaka jest szansa, że ta pijawka sypia na wyspie?

John odstawił filiżankę na talerzyk głośno szczękając. - Na Manhattanie? w samym sercu Camarili? cóż, było by to bardzo śmiałe, no ale chyba śmiałości i tupetu “Kubusiowi” nie brakuje.

Dragosz miętosił wściekle cygaro za każdym razem gdy wyjmował je z ust. Na komentarz Dame odpowiedział skinięciem głowy, ale widać było, że przytyk oczywiście go trafił. - Ktoś zadzwonił do mnie i powiedział, że miałaś wypadek gdzieś na Bronx a potem się rozłączył…

Madame spoważniała. - John z jaką informacją zadzwoniła do ciebie Doris?
John spojrzał na Madam.


- Doris zadzwoniła kiedy tylko uznała iż nie ma cię już długo, jak to okresliła “kobieca intuicja” muszę przyznać, że od czasu… - spojrzał na Dragosza - od “tamtego” czasu, bardzo stara się wykazać przydatnością Pani, martwiła się, wszyscy potraktowaliśmy to poważnie.

Dragosz zerknął na Johna a potem na Madam. - Alex faktycznie mówił mi dzisiaj iż Droris dzwoniła, ale ja mówię o innym telefonie. Ktoś dzwonił do fabryki i zostawił wiadomość, ze miałaś wypadek. Przekazano mi to natychmiast, bylem w innej części budynku. Zachowałem się pochopnie, ale nic nie wzbudziło przynajmniej wtedy moich podejrzeń, założyłem, ze to ktoś z twojej świty. - Dragosz wstał, wcisnął cygaro w popielniczkę miażdżąc je całkowicie. - Zwabił mnie jak amatora. - nozdrza młodego wampira poruszały się, świadcząc o rosnącej wściekłości.

Madame powoli podeszła do swojego childe. - Dragosz, mało kto wie, że jesteś moim childe. Skoro ta wywłoka ma tą informację oznacza tylko tyle że nas obserwuje. Cieszy mnie, że się o mnie martwiłeś. - Wampirzyca delikatnie chwyciła guzik w marynarce swego childe. - John, chcę wiedzieć, kto obserwuje lokal. Czy w okolicy nie kręcił się jakiś podejrzany osobnik. Billy załatwia mi zdjęcia różnych reporterów z mojego wypadku. Mam nadzieję, że znajdziemy na którymś naszego Kubusia.

Dragosz powściągnął złość z racji bliskości swojej Pani. - Zakładasz, że to wszystko nie jest intrygą Toreadorów? - zapytał.

John odchsząknął. - Oczywiście, co prawda ostatnio straciliśmy kilku dobrych obserwatorów… - spojrzał na Dragosza, po czym szybko dokończył - nic z czym nie mógłbym sobie poradzić - zapewnił swoją Panią.

Dragosz wydał z siebie pomruk - Oh, jeśli “przypadkiem” spotkam taką osóbkę, wykorzystam mój dar przekonywania.

Madame roześmiała się. - Panowie, spokój. Potrzebuję was obu, toż widzicie w jakim stanie jestem. - Wampirzyca odsunęła się od Dragosza i podeszła do papierośnicy. Chwilę bawiła się srebrnym pudełkiem. - Johny, weź chłopaków Salvatore, wspominałam mu, ze mogę prosić o jego pomoc. Połowa towaru jest jego jeśli się zgodzi. Z moją pomocą przy sprzedaży jeśli będzie sobie tego życzył. - Dame odpaliła kolejny papieros. - Zgarnij jutro zdjęcia od Billego, zobaczymy czy rozpoznam naszą małą zgubę. Jeśli dobrze pójdzie rozdamy chłopakom portrety tego wampirka. - Chwilę coś analizowała. - Mają się do niego nie zbliżać, chcę telefon i informację o tym gdzie się udał, zrozumiano? Ty skup się na nowym lokalu. Nie pozwolę by Sabat psuł mi nową inwestycję.

Ghul skłonił się i opuścił pokój. Madame przez ten czas na spokojnie paliła obserwując ludzi na ulicy. Wyraźnie wypatrywała twarzy, którą widziała tuz przed wypadkiem.

- Dragosz, musisz pohamować swoje nerwy. Potrzebuję ciebie i nie chcę byś podejmował głupie decyzje bo coś rani twoje ego. Dobrze?

Mezczyzna przymknął oczy. - Oczywiście Pani. - powiedział spokojnie.

- Jesteś silny jak na młodego wampira i wiesz co chcesz zrobić będąc jednym z nas. W przeciwieństwie do takiej różyczki jak Billy. - Madame wskazała papierosem na słuchawkę. - Jestem z ciebie dumna.
Wampirzyca wygasiła papieros i odwróciła się w stronę swego childe. Przetarła swoje oczy. Jej postawa wyraźnie dawała znać, że jest zmęczona. - Muszę doprowadzić się do właściwego stanu. Jeśli ten wampir nie trafi w moje ręce w przeciągu dwóch dni, zabiorę się za Sabat od góry.

Mężczyzna rozchmurzył się gdy kobieta zaszczyciła go spojrzeniem. Nie tyle chodziło o to że był łasy na pochlebstwa, był raczej łasy jej zadowolenia. Nic nie bolało go bardziej niż przynoszenie zawodu swojej Dame, jego duma nie potrafiła znieść tych momentów.

Dragosz pozwolił sobie podejść do Madam bliżej. - Twoja noga… krew tego nie zaleczyła? - ośmielił się zapytać.

- Jak widać zaleczyła. - Madame mrugnęła do niego. - Ten wypadek… - Wampirzyca zamilkła, przed oczami stanęła jej bielejąca kość na tle zakrwawionego śniegu. Dragosz widział jak jej uśmiech znika. - To był dosyć poważny wypadek.

Młody wampir ujął ją za ramiona i delikatnie przybliżył do siebie, spojrzał z troską i uwagą na kobietę. - Co on ci zrobił?

- Kto? - Uśmiechnęła się. - Wypadek to moja wina. To nie najlepsza pora na naukę obsługi tych maszyn. Jedyne czym nasz Kubuś tam zawinił, to tym, że miał czelność pić z kogoś w mojej domenie.

Mężczyzna uspokoił się. Potarł ramiona kobiety. - Jeszcze w europie miałem wypadek samochodowy, spędziłem rok na rehabilitacji, myślałem że już nigdy nie wstanę z łóżka… - zawahał się, po czym jedynie się uśmiechnął - aż wstałem. Pamiętasz jak wyglądał? - zmienił temat.

- Wyglądał normalnie, jak zwykły amerykanin. Mam nadzieję, że jak zobaczę zdjęcia uda mi się go znaleźć. - Dame przeniosła cały ciężar na lewą nogę. - Wojewoda pomógł ci wstać?

Mężczyzna przymknął oczy i pokiwał głową. - Tak, wybacz, nie chciałem tego wspominać. - usprawiedliwił się.

- Niby czemu? - Dame zsunęła z siebie żakiet. Pod samą koszulą wyraźnie było widać deformację lewej ręki. - Dzień, dwa i nie będzie widać śladu po tym, że wczoraj niemal rozerwało mnie na kawałki. Ty byłeś tylko człowiekiem… Jestem wdzięczna wojewodzie za to, że cię postawił na nogi. - Spojrzała na niego z uśmiechem. - To on stracił kogoś, kto mógłby być jego najlepszym childe. Więc mój drogi wspominaj mi jak najwięcej bo chcę wiedzieć wszystko. Na wypadek gdyby Pan Wojewoda upomniał się kiedyś o swego ghula.

Madam mogła zobaczyć, jak mężczyźnie spływa brzegiem głowy, po uchu, kropelka krwawego potu. - Oczywiście Najdroższa, tak też zrobię. - odparł starając się włożyć w to jak najwięcej pogodności. Puścił kobietę i przeszedł się do stolika na którym zostawił paczkę z cygarami. Chwycił je i podszedł bliżej okna. Z kieszeni marynarki wyciągnął złotą papierośnicę wypełnioną eleganckimi papierosami, zaproponował je Madam zanim odpalił sobie cygaro. Wampirzyca podeszła kulejąc i przyjęła papieros. Z uśmiechem patrzyła jak mężczyzna zaciągnął się głęboko dymem. Dame zasłoniła okno i oparła się o zasłonę tak by Dragosz musiał patrzeć na nią.

- To nie był wtedy “on” moja droga, Wojewoda wygląda i “jest” tym czym chce być. Czasem jest piękniejszy niż jakiekolwiek stworzenie, czasem jeszcze piękniejsza, czasem zaś wygląd Wojewody sprawia iż chcesz wyrwać własne oczy własnymi rękami.

- Wojewoda jest starym Tzimise. Potężnym. - Wampirzyca skrzyżowała ręce na piersi. Dopiero teraz wampir zauważył, że wyjątkowo miała coś pod koszulą. - Twój dziadek jest potężnym Ventrue. Zawsze fascynowało mnie jak potrafił zawładnąć ludźmi, wampirami. Każdym kogo zechciał. Nazywam cię dzieckiem ale jakby to nie wyglądało sama jestem dosyć młodym wampirem. Nigdy nie bój się starszych, oni też mają swoje słabości. - Delikatnie potarła zniekształconą rękę. - Każdy ma jakąś słabość.
Dragosz od dłuższej chwili przyglądał się jej ciału w badawczy sposób. Uniósł jej dłoń ostrożnie. Patrzył uważnie.


- Obdarzyłaś mnie nieśmiertelnością niespełna miesiąc temu Najdroższa. Tak jak powiedziałaś, jestem w twoich oczach dzieckiem, ale kiedyś będę mógł sprawić, by takie rany znikły, potrzebuję tylko… czasu.

Wampirzyca uśmiechnęła się szczerząc kły. Delikatnie wysunęła dłoń z jego ręki. - Ja też... dnia albo dwóch. Skup się na tym co dla ciebie najważniejsze. - Delikatnie odepchnęła się od zasłony pewnie stając na nogach. - Mam nadzieję, że kiedyś będziesz mógł wszystko - na chwilkę zamyśliła się - a ja trochę więcej. - Powoli wyminęła Dragosza wrzucając papierosa do popielniczki i wydobyła z szuflady zdjęcia zabrane policji. - Dziś będę spała tutaj, obawiam się o dom. Chcesz zostać tutaj czy udać się na Park Avenue?

Mężczyzna ruszył za nią, towarzysząc jej. - Chcę być z tobą.

Dame uśmiechnęła się przeglądając zdjęcia z miejsc zbrodni i sekcji zwłok. - Nie licz dziś na zbyt wiele, moje ciało raczej nie należy do najatrakcyjniejszych. - Rzuciła odbitki na łóżko i jeszcze raz spojrzała na wszystko z góry. Przygryzła palec jednej dłoni, drugą opierając na biodrze. Przyjmowanie seksownych pozycji przychodziło dame instyktownie. - Z jakiego klanu jesteś sk… - Ugryzła się w język nim z jej ust padło przekleństwo.

Dragosz stojąc za kobietą złożył czuły pocałunek na jej karku. - Schowam więc twoje ciało w moich ramionach, jeśli ktoś postanowi cię zaatakować, będzie musiał najpierw przerąbać się przeze mnie. - powiedział do jej ucha obserwując jednocześnie przez ramie zdjęcia. - Nic z tego nie wygląda na to co dopadło mnie na Bronx, a to ja dokładnie wiem z jakiego był klanu, wpominaliśmy go już dzisiaj.

- Nic z tego nie mogło cię dopaść, bo wszystkie te dziewczyny są martwe. - Dame obejrzała się na swoje childe. - Z jakiego jest klanu?

- Kochanie, nie zaatakował mnie wampir człowiek, tylko monstrum, dobre dwa i pół metra, szpony ostre jak brzytwy, kościsty kołnierz okalający czaszkę. To musiał być Diabeł.

Dame uśmiechnęła się i ponownie spojrzała na fotografie. - Mi obojętnie kogo zabiję, ale czy ty nie obawiasz się, że to twoi upominają się o ciebie?

Dragosz wyprostował się dumnie. - Jestem Ventrue, Najdroższa. - uśmiechnął się po czym dodał. - Wątpię by informację tak szybko dotarły na kontynent. Ten “problem” pozostaje jeszcze przede mną. To był Diabeł, ale raczej lokalny, co to w ogóle za pomysł by żył w takim ludnym mieście.

Dame obróciła się przodem do swego childe. Jej biust delikatnie ocierał się o jego marynarkę. jednak jej mina daleka była od zalotów. - Nie wiem. Ale niezależnie od tego co tu robi, każę mu się udławić jego rodzimą ziemią.

Dragosz zaś przeciwnie - rozbudzał się pod wpływem wojowniczego tonu swojej Dame. - Pozwól sobie towarzyszyć.

Dame z niedowierzaniem pokręciła głową, widząc nastrój swego childe. - Dragosz, może nie dotarło do ciebie ale moje ciało wygląda paskudnie. Połatałam się ale… - Zamilkła, przypominając sobie w jakim stanie dotarła tu poprzedniego dnia. Obróciła się tyłem do wampira i zaczęła zbierać zdjęcia z łóżka. - Ten wampir, którego widziałam, wyglądał ludzko.

- Wybacz, nie chciałem zabrzmieć grubiańsko. - wytłumaczył się, po czym podjął temat wampira. - Może to dwa różne byty. Aczkolwiek transformacja nie powinna zajmować jakoś strasznie dużo czasu, już jako ghul nauczyłem się… “rzeźbić” własną skórę - zwykły ghul.

- Nie brzmiałeś grubiańsko. - Dame zebrała zdjęcia i odłożyła je na nocny stolik. - A co do twego “rzeźbienia” dałeś mi już mały pokaz. - Wampirzyca usiadła na łóżku i spojrzała na górującego nad nią mężczyznę. - Co potrafiły “niezwykłe” ghule?

- Mój wuj potrafił dotykiem działać na ciała innych, otwierać ich skórę, zmieniać wygląd, to mogło być oczywiście zabiegiem kosmetycznym lub torturą. Ale kiedy ostatni raz go widziałem, miał już 98 lat.

Dame spochmurniała i opadła na łóżko, przez chwilę uważnie obserwowała sufit. Prawie 100 lat, tamten mężczyzna był starszym ghulem niż ona wampirem. Obróciła się na brzuch i wtuliła głowę w pościel. Michaela ma coś koło 400 lat. Jej ojciec, pewnie podobnie. Zebrała więcej pościeli i przytuliła się do niej przymykając oczy. Nie pozostaje jej nic innego niż zdobyć większe wpływy niż oni wszyscy razem wzięci. Uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała nic Dragoszowi. Gdzieś w głębi niej tliło się to dziwne pragnienie, chęć wzięcia swego childe w objęcia, ale aż nadto zdawała sobie sprawę z tego ile udało się jej poleczyć, a ile pozostało w stanie godnym pożałowania.

Dragosz nie napastował kobiety, położył się za nią i delikatnie gładził ramię Dame. Mijały godziny i choć grube zasłony oraz okiennice były już zamknięte, dopadające wampiry uczucie znużenia nieuchronnie zwiastowało bliskość świtu. Zanim Madam sama zapadła w sen, poczuła jeszcze jak dłoń jej Childe staje się zimna i osuwa się bez cienia życia.

Jutro znów zajdzie słońce i wstanie nowa noc.
 
Aiko jest offline