Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2016, 03:22   #52
Martinez
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Post wrzucony za Graczkę (Kostka)


Sprawa wezwania Remiego Martina

- Taak. Wezwaliśmy przed oblicze Rady Remiego Martina. Może oddam w tym momencie głos naszemu Merowi, panu Trottier - powiedział kobold i nalał sobie z naczynia kapkę napoju do kielicha. Drugą ręką dyskretnie pod stołem rozpakowywał kanapkę zawiniętą w chusteczkę...

Nieco zawstydzony Rodolphe, wszak nigdy nie miał nic poważnego do zarzucenia innemu mieszkańcowi Szuwar, spojrzał na Remiego, który zbliżył się do Radnych.


- Mam nadzieję, panie Remi, że to wszystko jest nieporozumieniem, jednak muszę wspomnieć o tym publicznie. W dzień tragedii, która nas spotkała, wybrałem się na bagna, by sprawdzić, co stało się z naszą wiedźmą. I czy nie ona odpowiadała za to dziwaczne wydarzenie. - Rodolphe postanowił najpierw powiedzieć co z samą wiedźmą, ludzie powinni wiedzieć. - Nawet jeżeli była to jej sprawka, to już nieistotne. Znalazłem ją martwą w jej łóżku. Nic nie mogłem zrobić. - Mer zamilknął na chwilę, by ludzie mogli przetrawić informację. - Ale nie po to jesteś mi tu potrzebny, bartniku. Otóż po drodze udało mi się spotkać niejakiego Diego de LaChristo. Nieco głupio z jego strony, ale przedstawił mi się jako przestępca, który miał się z tobą skontaktować i miał z tobą jakieś interesy. Prosił bym nie powiadamiał o nim mera i szeryfa. No i nie powiadomiłem - zaśmiał się nieco smutno. - Znajduje się teraz nieco… zmęczony w naszym areszcie. Zanim go przesłuchamy chciałem, żeby Rada i miasto wysłuchało co ty masz na ten temat do powiedzenia.

Trottier usiadł, nie wiedział nawet kiedy wstał. Podobnie jak kobold, nalał sobie trochę wina i upił łyk, czekając na słowa Martina.
Jedyną reakcją na jaką ten mógł się zdobyć było milczenie. Ciężkie i przytłaczające, po którym trudno zdobyć się na jakiekolwiek słowa. Remi wpatrywał się w twarz Mera, ale tak naprawdę wcale jej nie widział. Diego… nie Adam. Przestępca ? A może… może jego brat przybrał fałszywe imię ? Ale po co tu, w Szuwarach? Chciał się spotkać na bagnach. Wiedźma nie żyje. Magia zagroziła miasteczku. A on nawet nie wiedział czy tajemniczy osobnik to jego brat. Ciekawe co powie Luc ?

Wszystkie te myśli kłębiły się w głowie bartnika, a on nie mógł pochwycić żadnej z nich. Nie zauważył nawet zwróconych w jego stronę twarzy, wbitych w niego oczu. Kiedy w końcu doszedł do siebie na tyle, że mógł sklecić zdanie, jego zielone oczy spoczeły znów na Trottierze, tym razem jednak przytomniej.
-Kiedy… kiedy będę mógł z nim porozmawiać ? - w sali rozbrzmiał ochrypły głos mężczyzny. Remi zdał sobie sprawę, że stracił szansę wyparcia się tej znajomości.

Hoe zaniepokojona zmarszczyła brwi przyglądając się Remiemu. Lubiła bartnika i wiązała z jego przyszłością pewne nadzieję… a tu proszę. Taka sprawa może ciągnąć się za nim zbyt głośno i zbyt długo.

Jean-Trouve wziął cichaczem gryza kanapki z szynką, grubo posmarowaną masłem i z liściem sałaty. Żując pokarmi przeniósł wzrok na mera.

Mer zasmucił się - Martin najwyraźniej wiedział kim jest tajemniczy Diego. Westchnął ciężko.

- Powinien obudzić się do wieczora, lecz zanim będziesz mógł się z nim zobaczyć, porozmawia z nim Rada i nowy szeryf.

Rodolphe milczał przez chwilę, przeczesując włosy palcami i wpatrując się w tłumek ludzi.

- Powiedz co wiesz, panie Remi. Naprawdę musimy wiedzieć o co chodzi i czego od ciebie mógł chcieć…

Martin zawahał się. Chęć rozwiania podejrzeń walczyła w nim z możliwością zuchwałego ataku na szuwarowe władze. W końcu nie mają żadnych dowodów na tego całego Diego. A spotkać mógł się bartnik z kim chce, prawda ? Jednak jeśli naprawdę aresztowany jest przestępcą, to ściągnięcie pism ze stolicy nie zajmie tak dużo czasu jakby sobie tego życzył Remi. I mimo że niby spotykanie z kryminalistą nie znaczy że ty nim jesteś, to jednak bartnik raczej nie wierzył, żeby wszyscy uwierzyli, że nie ma on nic wspólnego z półświatkiem przestępczym.
- To prywatna sprawa - odparł z wysiłkiem. Nie chciał, aby kolejne słowa, które zostaną tu wypowiedziane trafiły do uszu ojca.

Kobold nie wiedział o co chodzi, ale wyczuwał lekko opór bartnika. Było wysoce prawdopodobne, że na sali znajdowały się osoby, przy których bartnik nie chciał zeznawać. Szantażyści, gwałciciele, tajni zamachowcy, a może wspólnicy i inni. Nachylił się zatem w kierunku mera i rzekł najciszej jak się dało - Zróbmy przerwę, panie Trottier, a Martina przesłuchamy za zamkniętymi drzwiami. Być może potrzebuje nieco mniejszej publiczności dla prawienia o swoich uczynkach.

Zdziwiony Rodolphe skinął głową, zastanawiajac się o cóż koboldowi mogło chodzić.

Młotek uderzył trzy razy i Trouve wstał od stołu.
- Drodzy państwo, zrobimy teraz przerwę w obradach. Można wyjść i zapalić na wewnątrz lub pooglądać wystawę patelń przed urzędem miasta. Rada musi zapoznać się z różnymi dokumentami i chwilę się naradzić na osobności. Woźny wyprowadzi państwa, a ochotnicy zabiorą golema z placu, jak wcześniej to ustalono.
Zaszurały krzesła, zrobiło się gwarno. Kobold zamykając kilka zeszytów które leżały przed nim kiwnął paluchem na Remiego by ten podszedł do radnych.
Bartnik odetchnął z ulgą. Przesłuchanie co prawda jeszcze się nie kończyło, na dobrą sprawę dopiero się zaczynało, jednak widoczne było, że domysły pana Trouve, choć przesadzone, były jednak trafne. Bartnik spokojnie zbliżył się do obradujących.
- Mężczyzna o którego Mer zapytuje zostawił mi wiadomość w której prosił o spotkanie. Z pewnych względów uznałem, że mogło to być coś ważnego. Czy to niezgodne z prawem - zapytał ze spokojem.

- To oczywiście nie jest nic niezgodnego z prawem, jednak dość niepokojące jest to, że tak błahej informacji nie chciałeś przekazać przy innych, Remi. - Rodolphe w myślach pochwalił kobolda za jego zręczność w prowadzeniu takich rozmów. On, zielarz, się do tego nie nadawał. - Gdzie i po co mieliście się spotkać? Naprawdę, Remi, nie chcę ci robić problemów, ale musimy wiedzieć o co chodziło.
- Ani ciągnąć za język. Mów nam tu zaraz wszystko i o co chodziło, bo nie ręczę za resztę radnych - kobold z zaciekawieniem pochylił się ku bartnikowi i nastawił ucha.
Hoe dalej milczała, nadal przyglądając się z zaniepokojoną miną bartnikowi.

W tym czasie woźny otworzył drzwi. Ludzie wysypali się znudzeni strasznie i rozczarowani z obrad w ratuszu.
- Jeee tam.. myślałem że mają już coś. Winnego albo chociaż podejrzanych…
- No Remi Martin tam został.. no i ten nowy
- Oceleniec?
- No..
- Kupi pan patelnie?
- Zagaił DeVramont
Powoli ta ludzka fala wylała się na rynek i jego spora część właśnie obiła się o zamknięte drzwi “Burego Kocura”. Gdzieś obok cały czas pracowała kuźnia. Paru gapiów skierowało tam kroki.
W prawie pustej sali zostali Bartnik, ojciec Theseus, wezwany Ocaleniec oraz radni. Drzwi się zamknęły a gwar powoli cichł za oknami.

Wobec postawy Radnych Remi skapitulował.
- Dwa dni temu otrzymałem poufną wiadomość, w której zostałem poproszony o spotkanie. List ten został podpisany mianem osoby, od której wieści nie otrzymywałem od dawna. Forma listu również potwierdzała, że wiadomość została sporządzona przez owego człowieka. To wystarczyło, by przekonać mnie do spotkania. Z ust Mera dowiaduje się jednak, że mężczyzna który pojawił się pod Drzewem Wisielców przedstawił się niezgodnie z podpisem. Jeśli człowiek ten naprawdę nosi imię Diego, mogę się tylko domyślać, dlaczego zawitał do Szuwar i dlaczego chciał się ze mną skontaktować - powiedział Bartnik ostrożnie dobierając słowa.

Kobold pobębnił palcami po stole i rzekł.
- Być może trzeba będzie przesłuchać tego.. Diego.. i skonfrontować z tym zeznaniem. To chyba musi poczekać, aż aresztant poczuje się lepiej, czyż nie, panie Trottier?

Rodolphe zarumienił się nieco na ostatnie słowa kobolda, jednak również się uśmiechnął.

- Dziękuję, panie Martin. Prosiłbym, żeby nie opuszczał pan Szuwar do czasu wyjaśnienia sprawy. Jednak ufam panu, więc to z mojej strony wszystko. Po prostu prośba.

Po tych sowach nastąpiło lekkie rozluźnienie, a radny kobold mógł sobie dojeść kanapkę patrząc za okno.


 

Ostatnio edytowane przez Martinez : 08-10-2016 o 20:20.
Martinez jest offline