Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2016, 08:46   #53
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Sprawa Ocaleńca
(zamknięte drzwi, tylko Radni, Mer, Ocaleniec, Remi, Theseus oraz woźny)

Kiedy zgromadzeni gapie oddalili się i zamknięto drzwi, tak, że był sam na sam z radą Ocaleniec rzekł.
- W czym mogę pomóc co wymaga spokoju i nieobecności tłumu?
- No cóż, musimy rozwiązać pańską sprawę - Odrzekł z miejsca kobold i przewertował zapiski - W zasadzie, w żaden sposób nie jest pan obywatelem naszego miasta, wobec którego mielibyśmy jakieś zobowiązania. Trudno jednak nie łączyć pańskiego pojawienia się w mieście i dziwnych wydarzeń które po tym nastąpiły.
Kobold spojrzał na kolejną kartkę…
- Przypominam, że Ocelaniec został znaleziony nieopodal mojego domu i domu maga. Twierdzi, że nie pamięta niczego. Z pewnością budzi sensacje lub zamęt wśród mieszkańców. Niektórzy mogą wiązać Pomór Senny z pojawieniem się tego człowieka. Tak więc pytania brzmią: Co dalej mamy z tym robić? Jak dalej widzi to pan “Eldritch”, czy ktoś powinien to zbadać?!
Hoe spojrzała z oburzeniem na Kobolda. Nim Ocaleniec zdążył cokolwiek odpowiedzieć na postawione mu pytania, orczyca chrząknęła głośno i wtrąciła się do rozmowy.
- Panie Trouve, czy to godzi się biedaka stawiać przed takimi pytaniami i zarzutami miast pomóc mu i doglądać jego zdrowia, póki pomocy wymaga? Widziałam jak wczoraj sumiennie i uczciwie pracował w karczmie. I chociaż wiemy, że oddanie pod jego opiekę karczmy na stałe z wielu różnych względów nie jest możliwe, to właśnie tym uczynkiem pokazał, że ufać mu warto. Skoro tak stawiacie sprawę, niech Pan Eldritch ma póki co zakaz opuszczania Szuwar. Zresztą, bez grosza przy duszy daleko nie zajdzie. W tym czasie zamieszka u mnie. Będę go mieć na oku, a Pan Rodolphe co tydzień doglądać jego stanu zdrowia. A wyjaśnianie skąd się wziął i gdzie się podziała jego pamięć zostawmy nowemu Szeryfowi, w tym czasie dając biednemu człekowi szansę dość do siebie i stanąć na nogi.

- Ależ pani Nhara - zaskoczył się kobold i począł bronić - Ja nic temu człowiekowi nie implikuję. Jeno ludzie gadają, a sprawa tajemnicza jest! I to koło mojego domu… - w przekrwionych oczach kobolda dostrzec można było pierwiastki strachu, ale za chwilę wypełzł uśmiech na jego kudłate lico.
- Zakaz opuszczania Szuwar... bardzo mi się podoba. Tu jasno wynika, że powinniśmy mianować zastępce Szeryfa jak najszybciej. Niektóre ślady mogą przecież później nie dać się odtworzyć…
- Przestańcie panie Trouve gadać o MIANOWANIU zastępcy, bo nie znacie w Szuwarach nikogo kto miecz dzierżyć by umiał a nie tylko widły, albo chociaż głowę miał na karku i posłuch albo choć trochę wspólnego miał ze strażą. To ostatnie to prócz mnie. Kogo niby widzicie w tej roli póki nie przyślą nam nowego?
Kobold przełknął ślinę i rozejrzał się po reszcie jakby szukał pomocy.
- Ale.. ale jak sobie damy radę bez Szeryfa przez… no właśnie.. nie wiadomo ile ten szeryf będzie do nas jechał.. To może jakąś uchwałę.. albo co? Może przeszkolić kogoś.. albo nic.. tego.. nic nie mówiłem.. - Kobold rozpoczął wycofywać się z pomysłu, bo wiedział, że orczyca prawdę gada, a drażnić jej nie chciał bo na Szeryfach się nie znał.
- Jak sobie damy radę? A to Pan na samym początku sugerował, że może szeryf w ogóle potrzebny nie jest… - Hoe zacmokała głośno i pokręciła lekko głową. - Ale nie tą sprawę omawiać teraz mieliśmy - orczyca wskazała głową Ocaleńca i zamilkła.
- Wtedy nie wiedziałem o tych rewelacjach pana Martina - odrzekł cicho Kobold i już głośniej dodał - Proszę!
Wskazując ręką na Ocaleńca jakby oddawał mu z łaską głos.
- Sprawa nie należy do łatwych. - odpowiedział Eldritch - Nie mniej wciąż tu jestem i jak zauważono, i tak nie mam gdzie się podziać. Jednak potrafię odróżnić lewą od prawej. Ludzie są nieufni, a od samego rana dziewczyna którą mi przydzielono do pomocy z karczmą boi się mnie z nieznanego mi powodu. Coś się wydarzyło, lecz nie wiem co. Nie jestem magiem, a przynajmniej tego nie pamiętam, by czytać w ludzkich umysłach. Zapewne nie jestem kupcem, bo mało szczegółów wychwytuję. Jakby można było jakoś przyśpieszyć mój proces odzyskiwania pamięci byłbym wdzięczny, gdyż jest to i dla mnie uciążliwe.
Ocaleniec westchnął lekko i wzruszył ramionami.
- Karczma to utrapienie, ale jakoś je pociągnę do czasu licytacji. Jestem tu wdzięczny za pomoc Lisy, ale przydałoby rozwiać jej lęki. Umysł pełen lęku robi błędy, a ja się na gotowaniu całkowicie nie znam. Jak już zakończymy sprawę gospody to myślałem o pracy przy wycince. Przez większość czasu byłbym z dystansu, co powinno dać czas ludziom na zaakceptowanie mojej obecności. Nie wiem jak długo potrwa nim odzyskam pamięć, jednak przydało by się wymyślić jakąś wiarygodną historię dla tłumu nim sytuacja wymknie się spod kontroli.
Ocaleńcowi przerwało delikatne stukanie do drzwi. Cała rada wbiła wzrok w nie, a woźny niepewnie zaszurał butami w ich kierunku.
Drzwi jęknęły i ktoś tam cichutko coś zaszeptał. Pan Seyres odwrócił się i otworzył szerzej wrota ukazując stojącą Lisę Milet.
- Panienka Milet mówi, że być może ma coś do dodania w sprawie - powiedział woźny - Wpuścić?
Gówniara musiała podsłuchiwać pod drzwiami. Było to jasne dla wszystkich zebranych…

Milczący dotąd Rodolphe, zmęczony już tym całym posiedzeniem i radzeniem, odezwał się cicho:

- Wpuścić, każdy się może wypowiedzieć, szczególnie, jeżeli wie cokolwiek. Bo tutaj - rozejrzał się wkoło - nikt nic w tej sprawie nie wie, nawet sam zainteresowany.

Woźny zatem dziewczę wpuścił. Lisa przeszła ku stołowi gdzie zasiadali radni i dygnęła.
- No więc dziś poszłam do domu praczki.. pani Simone Girad by przekazać wiadomość od karczmarza, bo umówieni byli. I naszłam całkiem przypadkowo na kłótnię pana Girarda i gospodyni. Oni czekali chyba na Ocaleńca tego dnia. No i mniej więcej to było tak.
W tym momencie przed oczami radnych młoda dziewczyna roztoczyła obraz kuchni jakich wiele, siedzącego mężczyznę i siorbiącego zupę na drugie i kobietę która krzątała się przy piecu.
Simone: Nie wiem czy wytrzymam to napięcie szwagrze. Jak on przyjdzie tutaj i się pokapuje?
Christo: Nic się nie pokapuje kobieto głupia! Nie wiem co on ma w głowie ale z pewnością jest tam sporo pustki. Jak ci mówię - wiozłem go i nie ma takiego sposobu, żeby cokolwiek o nas wiedział. Powiedziałaś mu co trzeba?
Simone: Tak.. powiedziałam…
Christo: - Zaniepokoiłaś kogoś, rzuciłaś nieco podejrzeń?
Simone:- Owszem.. trochę… Temu bartnikowi rzuciłam. Ale nie wiem czy dał się nabrać.
Christo: - No i dobrze. Przyjdzie Ocaleniec do nas, dostanie w to co trzeba i się go wywiezie. Będzie święty spokój.
Simone: - Że jak? .. Że niby ubić go mamy?
Christo: - Zaraz ubić.. Dać w łeb, wrzucić do Rechotki i niech płynie na litość. Jemu wszystko jedno, a po tym co zaszło jesteśmy pierwszymi podejrzanymi…

Tu relacja się urywa, gdyż przestraszona Lisa wypadła z tego miejsca, w którym naprawdę, czysto przypadkowo się znalazła. Pognała zatem do gospody nikomu nic nie mówiąc.

- Dziękuję, że do nas z tym przyszłaś, panienko Liso. Czy coś ci to mówi? - zwrócił się do Ocaleńca.

- Nieszczęśliwie, nie. - odpowiedział obcym głosem Eldritch wodząc wzrokiem po radzie - Jednak jeśli ktoś chce mojej zguby ocierającej się o śmierć… - tu zawiesił głos na chwilę. - ...jeśli by to ode mnie zależało to odpłaciłbym się dobrym za nadobre. Tym bardziej, że pan Girard zdaje się coś wiedzieć. Skoro wiemy o ruchach przeciwnika proponuję czekać i udawać, że nic się nie stało. Obserwować. W końcu zdecyduje się na ruch, a wtedy będzie nasz… - tu spojrzał cieplej na dziewczynę i obdarzył ją delikatnym uśmiechem - ...a Tobie Liso dziękuję z całego serca, gdyż być może, uratowałaś mi życie.

Hoe milcząco przyglądała się Lisie odkąd tylko uchyliły się drzwi a dziewczyna przeszła przez ich próg. Teraz dopiero przeniosła z niej wzrok na Ocaleńca i gładząc się w zamyśleniu po policzku mruknęła ciche “hmmm”.
- Pewny jesteś, że chcesz ryzykować i czekać miast od razu ich wezwać, by gadali co wiedzą?

- Naraziłoby to Lisę. Poza tym, czas działa na niekorzyść pana Girard. Im dłużej będę w mieście tym trudniej będzie się mnie pozbyć. Jako, że cały swój czas spędzam w karczmie nie ma okna na to, by wziąć mnie z zaskoczenia. Co więcej, jako, że będę zamieszkiwał u Pani, Pani Hoe, opcja zlikwidowania mnie jako zagrożenia w nocy spada drastycznie. Jedyna opcja to podczas zakupów które muszę podjąć by karczma działała. Jednakże, jeśli Lisa by mi towarzyszyła, lub ktokolwiek inny, to i ta opcja odpada, gdyż będzie świadek będący miejscowym.
Eldrich uśmiechnął się krzywo.
- Czas działa na naszą korzyść, a ja jestem chroniony, mniej lub bardziej, w każdym momencie. Pani Simone jak zostało udowodnione jest pod presją pana Girard. Najpewniej zostanie wysłana ponownie, lecz zaproponuję spotkanie w karczmie, gdyż… cóż, jestem zajętym człowiekiem. Pierwsza zasada “nie pozwól, by twój wróg wiedział, że ty wiesz”. Chociaż wiemy niewiele to jest to wystarczające. Prędzej czy później, pan Girard… tu są dwie opcje. Pierwsza, wpadnie w paranoję i zrobi coś głupiego pod presją czasu. Opcja druga, odpuści… W każdym przypadku niepewność będzie go zjadać od środka, a to otwiera dodatkowe możliwości.

Kobold cmoknął..
- Nie bardzo wiem po co miałby Girard bać się tak bardzo pana.. panie.. Eldritch. No ale dobrze. Sprawa jest rzeczywiście coraz bardziej pogmatwana.. O ile mówisz prawdę dziewczyno! - zmarszczył się kobold i groźnie spojrzał na Lisę.

- Zacznijmy od tego jakie miałaby mieć pobudki by kłamać na korzyść całkowicie obcego człowieka? - zapytał Ocaleniec unosząc brew. - Nie widzę powodu. Jednak aby odkryć prawdę będziemy potrzebować obserwacji Girardów i grać na czas. Nie spodziewają się takiego obrotu spraw, więc będą nieostrożni, a wezwani przed oblicze rady, bądź szeryfa najpewniej się wyprą wszystkiego. Obserwacja jest tutaj kluczowym słowem i to jedyny bezpieczny sposób by odkryć więcej niż by chcieli powiedzieć.

Hoe zaś w tym czasie przybrała wyjątkowo groźny wyraz twarzy. Usta kobiety zmarszczyły się tak, że teraz kły wydawały się bardziej lśniące i o wiele większe. Przymrużone oczy utkwiła w koboldzie.
- Dosyć tego panie Trouve. Teraz oskarża pan dziewczynę, która przyszła pomóc o kłamstwa? - Hoe najwyraźniej nie miała nawet zamiaru ukrywać swojego poruszenia tym, że ktoś śmiał oskarżyć jej podopieczną.
- No ja tylko tak.. żeby dziewczę poczuło powagę sytuacji… - wyjąkał kobold..- Wtedy łatwiej o większe ścisłości…

- Jedyne ścisłości, jakie może panienka poczuć, to takie w brzuchu. Ze zdenerwowania. Niekoniecznie jestem za tym, by uznać pana Eldritcha za aniołka, wszak tamta dwójka może mieć powód żeby chcieć się go pozbyć, który jest również natury niezbyt przyjemnej. Ale na razie to nieistotne. Trzeba by tamtą dwójkę przesłuchać…

Mer miał już dość tego dnia. Same przesłuchania, tyle przestępstw. To nie na jego głowę.
- To mianujmy chociaż milicję, która ich tu doprowadzi… - wymyślił Kobold.

- Aniołek czy nie. Racji ma, że pierwsze co wyprą się wszystkiego…- zieloniskóra cmoknęła w zamyśleniu. Po propozycjach Ocaleńca bardziej była skłonna przystać jednak na jego propozycję. Wskazała teraz głową Lisę.
- Jeśli nie macie do niej więcej pytań to nie ma co dziewczyny dalej stresować.
Kobold kiwną głową na zgodę. Dziewczyna chyba powiedziała już wszystko. Lisa odeszła i usiadła niedaleko i ojca Theseusa, pośród pustych ław widowni.

Glaive odchrząknął i podniósł się z ławy.
- Jeśli państwo pozwolą… - zaczął, jakby nie bardzo wiedząc, czy wolno mu się odezwać, czy też powinien zachować milczenie. Najwidoczniej jednak to, co chciał powiedzieć, w tej sytuacji chwilowo zwalczało grzeczność i dobre maniery.
- Podstęp i brak zaufania to ścieżka Podżegacza Shanora. A jak głoszą słowa Posłańca Siriel, “jeśli masz jakąś zwadę ze swoim sąsiadem, zaproś go do swojego domu i wyjaśnij sprawę”. Dlatego jako pokorny sługa naszego Pana apeluję, by jak najszybciej spotkać się z panem Girardem.

Ocaleniec spojrzał na cicerone z ciężkim do odgadnienia wyrazem twarzy i powiedział bardzo uprzejmym, wręcz ociekającym słodyczą głosem.
- To piękne słowa padre. Czy w mądrych księgach piszą jak postępować w przypadku nieznajomych, gdzie jeden nastaje z zamiarem odebrania życia drugiemu? Wszak nie jestem sąsiadem pana Girard, ani go nie znam… nie ważne jak bym chciał.

- Z tego, co pokazała projekcja panienki Lisy, nie chcą pozbawić cię życia, synu, a jedynie uniemożliwić zdemaskowanie ich intryg - odparł ze spokojem. - Należy więc zrobić to, czego się obawiają i dać im szansę się wytłumaczyć.

- Rzeczywiście, pobicie do nieprzytomności i wrzucenie do Rechotki wcale nie zakrawa na mordersto, bo przecież to rzeka zabije, a nie ten kto nieprzytomnego do niej wrzuca. - podsumował z krzywym uśmiechem Eldritch.

- Nie ma potrzeby ironizować, synu - uciął Theseus i zwrócił się do kobolda. - Nie jestem szeryfem, więc to nie ode mnie zależy, jak postąpicie w tej sprawie. Chciałem tylko zalecić zachowanie rozwagi, to wszystko. - Po tych słowach kapłan zasiadł z powrotem na ławę.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline