Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2016, 20:04   #12
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nie kryjąc się Grant wyszedł przed zbliżającą się grupę, opierając lufę shotguna na barku. Skinął im głową na powitanie i wskazał kierunek, w którym szli razem z Szepczącą.
- Nasze tropy się zbiegają? - zapytał.
Nie zdawali się zaskoczeni. Po ekwipunku sądząc, Merlin i jego nierozłączny duet kuzynów od mokrej roboty i pracy za kulisami biznesu, zamierzali szukać zaginionego krewniaka na zlocie wędkarzy. Obydwaj pomagierzy McMahona wyglądali na uszczęśliwionych pojawieniem się Granta. Merlin wyglądał na spiętego. I na ten stan nie wpłynęło krzepiąco pojawienie się Bryzy. Merlin skinął Indiance najlżejszym z gestów, nie niosącym żadnego przekazu poza tym, że zauważył jej obecność. Potem spojrzał znacznie wyższemu od siebie Matthiasowi w oczy.
- A czego szukacie? - w głosie Merlina pod pozornie niewinnym pytaniem zadźwięczały nieprzyjemne nuty.
Grant zrobił gest jakby sobie coś przypomniał, wsadził rękę pod kurtkę i wydobył stary telefon komórkowy. Otworzył wiadomość, przeczytał ją i pokręcił głową.
- Zdawało mi się, że nie tego co ty - zmarszczył brwi. - Wygląda na to, że mogłem się mylić.

Rudzielec jakby się lekko rozluźnił, ale nadal wionęło od niego chłodem. I pragnieniem zachowania dystansu. Z klaśnięciem ubił dłonią komara na swoim karku, po czym ponownie spryskał się obficie sprejem na owady. W połączeniu z jego arcydrogą wodą po goleniu tworzyło to mieszankę nie do zniesienia dla wrażliwszych nosów.
- Tam. - Wskazał kierunek pojemnikiem specyfiku. - Zalatuje dość świeżą krwią. - Przeniósł spojrzenie na Indiankę i chyba chciał coś dodać, ale zacisnął usta. - Lorenzo, prowadź.
- Jestem zaskoczony, że w tym smrodzie coś czujesz - Matthias uśmiechnął się drapieżnie, krzywiąc nos. Chłodu rudego albo nie zauważył, albo zignorował. Skinął głową, zerknął na Bryzę i nie widząc sprzeciwów oddalił się kilka kroków od grupy Merlina, idąc równolegle do nich.
Szli do celu osobno a jednak razem. Widzieli się i czuli na wzajem i krew która ich tutaj sprowadziła.
Zeschłe liście i gałęzie chrzęściły pod nogami.
Taki mały wyścig. Z zachowaniem jednak ostrożności.
Kilkaset metrów. Nie więcej. To tu.
W naturalnym zagłębieniu terenu zobaczyli opartego o drzewo mężczyznę. Stał sobie spokojnie i nie ruszał się. Gdy zeszli po dość stromym zboczu zobaczyli dlaczego i kto to.
Luther Koch. Nabity na gałąź drzewa o które się opierał. Rozszarpane gardło. Wyprute flaki.
Wyglądał jak ofiara wilkołaka z horroru klasy B.
Merlin postępujący za swymi krewniakami niczym król kierujący dzielną drużyną przystanął jak wryty. Potem przykucnął, łokcie wspierając o kolana, a usta o złożone jak do modlitwy dłonie.
- Dobra, obejrzę go - zdecydował nagle. - Wy nie podchodźcie. Francesco, dawaj rękawiczki.

Matthias bez słowa zaczął zataczać coraz szersze kręgi wokół martwego, szukając jakiś śladów i zapachów. Ślady walki, a raczej rozpaczliwej obrony, nawet ślepiec zauważyłby. Wydrapane aż do ziemi opadłe liście. Połamane gałęzie. I wśród tego krew. Ludzka krew. I tylko ludzka.
Ślady były tylko blisko miejsca śmierci Kocha. Im dalej odchodziło się od nadzianego na grubą gałąź Kocha, tym mniej można było ich znaleźć.
Bez trudu odnaleźć dało się ścieżkę, którą nieszczęśnik Luther przyszedł tu. Nie dało się jednak odnaleźć śladów tego czegoś co zabiło człowieka. Zupełnie jak zabójca pojawił się nagle i znikąd.
Odszedł też w taki sposób.
 
Sekal jest offline