Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2016, 20:39   #9
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Shade nie wiedział czego spodziewać się po upiorach. To sen czy rzeczywistość? Jawa czy okrutna mara? Dom, w którym dotychczas się znajdował w jednej chwili przerodził się w pobojowisko, jakie przedstawiało teraz sobą miasto. Ruiny z desek stały się nieoficjalnym cmentarzem. Otaczające go zgliszcza nie przynosiły nadziei, zaś idące w jego stronę pokracznymi ruchami, żywe zwłoki kobiet, przyprawiały o dreszcze.
- Kim jesteście? - Shade cofnął się o krok, równocześnie wyciągając miecz. - Skąd się tu wzięłyście? To mój dom. Nie ma tu dla was miejsca! - wykrzyczał, choć jego słowa przestały pasować do otaczającego go tła. Wszystko tak szybko się zmieniało, jak we śnie; jak w koszmarze.
- Nie poznajesz mnie, skarbieee? - leniwy, gardłowy pomruk wydobył się z jednego z ruchomych ciał. Sunęła powolnie z wyciągniętymi w przód rękami, które jakby pragnęły dotknąć ciała mężczyzny.
- Tatooo… Tatooo… Obudź nas! - zawtórowały dwie dziewczynki obok, powłóczając nogami zupełnie jakby te były ciężkie jak z ołowiu. Nie był pewien, czy będzie musiał zatopić ostrze w ich ciałach. Kim one były, prócz tego, że ponoć jego rodziną?



W tym samym czasie Roland przeczesywał okolicę. Zatoczył wielkie koło wokół całego miasteczka, badając je dokładnie i przy okazji znajdując ukryte przejście, które jednak wciąż pozostało tajemnicą. Nie mógł więc wiedzieć, czy warto się zagłębiać w zagadkę, czy może lepiej udawać, że nic takiego nie widział? Na ile mógł mieć pewność, że nie wpakuje swoich towarzyszy w śmiertelną pułapkę, a na ile, że droga zaprowadzi ich do wyjścia z tego zamkniętego przez góry pseudo-piekiełka? Rzeź, która miała tutaj miejsce, wciąż pozostawiała niesmak.
Wiedźmiarz szedł skrajem i jak najbliżej wszystkich domków, które zbudowane zostały w okolicy gigantycznej góry. Gdy widział, że drzwi domostwa są otwarte, z ciekawości zerkał do środka jednak nie przekraczał progu. Widok jaki ujrzał nic a nic go nie zdziwił. Chaty w większości okazywały się być puste, z domieszką jakichś lichych mebelków, które robione były raczej przez niedoświadczone w fachu stolarza osoby. Nie mniej jednak, zawsze lepsze to, niż nic. Idąc tak wzdłuż i co chwilę zerkając w stronę pokoi, nie mógł ujść jego uwadze dość istotny szczegół - Shade, leżący w połowie w domu, a w połowie na zewnątrz, wykrwawiał się nieprzytomny. Jego powieki drżały niespokojnie, jakby we śnie przeżywał katusze, poza tym był nieruchomy, mocno osłabiony i prawie na wykończeniu. W pokoju domu, u którego progu leżał, nikogo nie było, mimo iż bełt wystający z kolana Łowcy sugerował, że ktoś go tutaj zaatakował. Roland mógłby spróbować samodzielnie wyciągnąć go z tego miejsca i przenieść w bezpieczniejsze, jednak kosztowałoby go to wiele sił, których zmęczony i głodny, zwyczajnie nie miał.

Bazylia po zjedzeniu posiłku poczuła się lepiej. Mimo iż było to zimne i niezbyt smaczne z powodu znikomej ilości przypraw, to zdecydowanie powróciło jej nieco sił. Wstając z krzesła zaczęła badać pokój, choć był on skromny. Jeden stół, trzy licho zbudowane krzesła oraz jakiś krzywy regał, który wyglądał jakby miał się zaraz rozpaść. Bazylia nie dotykała go, jednak podeszła zaciekawiona dwoma książkami, które spoczywały na jego jedynej półce. Zastanawiało ją, skąd ludzie, cierpiący podobne męki jak ona i jej towarzysze, zdołali zdobyć magiczne księgi. Dopiero kiedy wzięła jedną do ręki i zajrzała do środka, zrozumiała, że to nie mogło być jednak tak łatwe do zdobycia. Za grubą okładką kryło się tylko parę zapisanych stron, przyklejonych zaschniętą krwią, reszta kartek była pusta. W drugiej księdze znalazła zaś rysunki roślin i jakieś pismo, jednak nie znała tego języka. Odłożyła obydwie na miejsce i zerknęła na Anioła, którego stan nie nosił żadnych zmian.

Kiedy wyjrzała na zewnątrz, nieubłaganie zbliżała się noc. Wioska zaczynała przybierać coś na wzór nawiedzonego i opuszczonego miasteczka, którego nocą lepiej trzymać się z daleka. Zasłaniające słońce góry, wpuszczały jeszcze nieco światła przez jeszcze jasne, zachmurzone niebo. Miała złe przeczucie, że takie stosy mięsa i jego zapachu, przyciągnie tutaj bestie, z którymi nie będzie łatwo. Prócz ciał mogła spostrzec otaczające to wszystko góry, jedną ścianę wodospadu oraz spory obszar lasu - te trzy obiekty stanowiły swoiste odgrodzenie kawałka nieporośniętej ziemi, na której zbudowano mający zapewnić Grzesznikom azyl.
W oddali dostrzegła też sytuację, która nieco poruszyła jej w miarę spokojne wnętrze. Mrużąc oczy dla wyostrzenia obrazu mogła stwierdzić z pewnością, że w oddalonym o około mile domku, Roland ciągnie jakieś ciało. W tej samej chwili szelest krzaków z przeciwnej strony sprawił, że odwróciła głowę, a jej oczom ukazał się półork. Z całą pewnością nie był to Rognir, a ktoś zupełnie jej obcy.



Kaabi przybył do miasta wraz z Jarrodem, Sadinem i kilkoma innymi osobami. Ucieczka z szarej Metropolii, nie wiadomo czemu zwanej “Utopią”, była decyzją gwałtowną. Wszystko, co działa się wtedy za metalicznymi ścianami wielkiego miasta, wywarło na ich psychice mocne zarysowania, a wspomnienia swych kar i obowiązków po dziś dzień nękały ich w myślach. Tutaj w wiosce nie byli długo - minęły zaledwie trzy noce, a po niej nastała rzeź, jaką można było tutaj zastać. Półork w tym czasie badał tropikalny las, jak zwykł to robić odkąd tylko się tutaj zjawili. Poznał kilka bezpiecznych ścieżek, tutejszą roślinność oraz znalazł parę gatunków zwierząt, które dało się zjeść. To co odkrył, a nieco go zdziwiło, to fakt, że większość fauny i flory była teoretycznie żywa, jednakże po próbie zerwania rośliny bądź zabicia jakiegoś zwierzęcia, z ich wnętrza wypływała fioletowa, śmierdząca zgnilizną maź. Czegoś podobnego za życia nie spotkał.
Wychodząc z lasu dostrzegł czerwonoskórą diablicę, z rogami wychodzącymi z głowy oraz kopytami. Widywał podobne jej istoty w metropolii. Śmiały się, strzelały batem po poranionej, zaropiałej od nieopatrzonych ran skórze, zmuszały do wielu okropieństw. Diabelstwo wyglądało z domu, w którym zatrzymał się Jarrod, a jej spojrzenie zetknęło się ze spojrzeniem Druida, który silniej zacisnął dłoń na trzonie swojego kija.

Jarrod w tym czasie ocknął się. Leżał na rozścielonych szmatach i prześcieradłach, na piętrze chaty, w której pomieszkiwał od kilku dni. Jego ostatnie wspomnienie dowodziło jedynie temu, że nie można tutaj nikomu ufać. Tager, przeklęty niziołek, z którym dzielił to schronienie, w chwili zagrożenia przywalił mu czymś w głowę i zwiał! Czarodziej zaczął przeszukiwać swoje szaty, ignorując początkowo ból głowy i bez zdziwienia stwierdził, że najważniejsza kartka wyrwana z księgi zaklęć, została mu skradziona! “Niech szlag strzeli każdego kurdupla, który wyciąga łapy po nie swoje rzeczy”. Tak to się kończy, gdy dzieli się pasje ze swoim współlokatorem.
Ból potylicy przypomniał o sobie, a zbłądzona w tamtym kierunku ręka mężczyzny, wyczuła potężnego guza. Kiedy Jarrod przemieścił się do brzega piętrowej podłogi, dostrzegł na parterze coś, co go nieziemsko zdziwiło - nieprzytomnego Aasimara, leżącego na liściach palmy oraz Diablicę przy drzwiach wejściowych, która wyglądała na zewnątrz. Dzięki swojej inteligencji, nie miał jednak wątpliwości, że owa istota nie jest jednym z tych okrutnych demonów, z którymi mieli do czynienia.

W całym tym zamieszaniu tylko jedna osoba została zapomniana, a z powodu rzezi zapewne postawiono na niej krzyżyk. Ostatnim wspomnieniem Sadina była ona - Jastra. Nie widział jej jakby wieki, nie pamiętał kiedy ostatnio się pojawiła. Nie było jej w chwili jego śmierci, nie przybyła gdy doznawał męki za murami metropolii. Nie pomogła, kiedy cierpiał brnąc przez pustynię pełną skorpionów i innych niebezpieczeństw, czychających na każdym rogu. Jako przywoływacz, był niezwykle samotny, niesamowicie bezużyteczny bez osoby, z którą dzielił część duszy - czuł się nikim.
Pierwszy haust powietrza, jaki wziął, smakował starym mięsem. Ciało mężczyzny zalane było krwią, jednak nie była to jego krew. Czuł ciężar na swoich plecach i tylko przypomnienie sobie, co tak naprawdę się stało, pozwoliło mu na zrozumienie sytuacji.


- Uważaj! - kobiecy krzyk wyrwał go z osłupienia, gdy z nieba zaczęły lecieć pociski. Ludzie padali na ziemię niczym bezbronna zwierzyna, a popłoch jaki wywołał nalot uzbrojonych w broń palną Aniołów sprawił, że każdy uciekał w innym kierunku, wpadając na siebie nawzajem i siejąc chaos, w którym ciężko było się odnaleźć. Sadina ktoś pchnął, upadł boleśnie na ziemię, która dopiero zaczynała przesiąkać juchą. Wszystko to działo się przed południem, kiedy blask jasnego słońca oślepiał każdego, kto spojrzał w niebo. Przybyli, jakby robili to zawsze. Spokojni, dumni, przejęci swoją świętą misją karania Grzeszników za swe występki, szykowania im piekła, na jakie zasłużyli. Znani i nieznani mu ludzie padali niczym ustrzelone kaczki, ścieląc gęsto ziemię i brukowane ścieżki. Niektórzy próbowali walczyć, jednak z marnym skutkiem. Prócz strzałów i zgody na powolne umieranie, najeźdźcy odżynali poległym łby. Patrzyli na czołgające się, beznogie ciała, nie spiesząc się wcale i pozwalając, aby mieli choć cień złudnej nadziei, że uciekają, że może się to uda. Było ich wielu, zbyt wielu by rozróżnić kto z kim i przeciw komu podnosi oręż. Stracił przytomność dopiero, gdy próbował się podnieść, jednak tłumy uciekających i walczących zwyczajnie go stratowały. Ironia losu?

Ocknął się pod kilkoma bezgłowymi ciałami. Nie był do końca pewien, jakim cudem jego głowa była wciąż na miejscu. Z trudem dźwignął się, jednak próba wydostania się spod trucheł spełzła na niczym. Były dla niego zbyt ciężkie, a on zbyt słaby. Pomału zaczął czuć cofające się soki trawienne, było mu niedobrze.
- Jastra? - nie był pewien, czy wyszeptał to imię, czy może tylko o nim pomyślał. Po kilku niespokojnych wdechach i próbach podniesienia się, poczuł jak ciężar ciał spada z jego pleców, a gdy już był od nich wolny, uniósł wzrok i dojrzał przerażoną twarz czarnowłosej kobiety, której ciemne oczy przyglądały się mu bacznie. Zdziwione spojrzenie, jakim go obdarzyła, nie pozwolił jej na choćby drobne zająknięcie.
Mimo iż cała ta bitwa stoczona została w świetle dnia, to w chwili gdy Sadin mógł wstać, wokół zaczynało już robić się ciemno.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline