Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2016, 07:52   #54
Kostka
 
Reputacja: 1 Kostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputację
Sprawa chlupocickiej tamy

(widownia zostaje wpuszczona)


Niewielu chętnych do przyglądania się obradom wróciło, a ci którzy weszki robili to nieśmiało i bez przekonania. Gdy w końcu ławy i krzesła przestały szurać, a woźny zamknął drzwi, pan Trouve wstał i zdał raport.

- Jak wszyscy wiemy, w wyniku pobudowania najpierw mostu a teraz powstającej tamy, Rechotka wylewa co jakiś czas, a i nasze wpływy spadły. Obecnie Chlupocice wypłacają nam co miesiąc 150 Szylingów odszkodowania. Z tego, co też mi wiadomo, najstarszy syn Józefa Zbażyna wyruszył czas jakiś temu sądzić się z merem Chlupocic o szkody. Więcej nic powiedzieć nie potrafię.
Kobold zrobił smutną minkę i usiadł na miejscu.

Hoe uniosła tylko brwi i spojrzała na Zbażyna, jakby to on powinien powiedzieć coś w tej sprawie.

- Tama… - zaczął ojciec Theseus wstając z miejsca, kiedy cisza na sali zaczęła się przeciągać. - wraz z kanałem, nad którym właśnie trwają prace, mają służyć mieszkańcom Chlupocic w rozwoju. I byłaby to chwalebna postawa, gdyby jednocześnie ta budowa nie działała na szkodę naszego miasta. - Kapłan dał sobie chwilę przerwy, podczas której próbował się przyzwyczaić do zwróconej na siebie uwagi.

- Byłem na placu budowy i widziałem to na własne oczy. Nie możemy potępiać ich starań w rozbudowie, ale nie możemy też godzić się na konsekwencje, jakie za sobą to niesie. Dlatego ja proponuję, by wraz z burmistrzem Chlupocic dojść wspólnie do zgody i obmyślić plan, który umożliwiałby im dalszy rozwój, ale jednocześnie ochronił nasze tereny przed zalewami.

- Z Chytrym?.. Wspólnie?! - mało nie zachłysnął się herbatką pan Trouve - Ten człowiek nie rozumie co to ‘wspólnie’, drogi cicerone! Ten człowiek to zło wcielone, którego ślina wypala dziury w ziemi.. o ile mu skapnie.. Mawiają, że przyjaźnił się z poprzednim naszym merem. Jak to się skończyło - wszyscy wiemy.

- Chcąc nie chcąc, losy naszych miast są związane chociażby przez wspólną rzekę. Dlatego jeśli nie podejdziemy do tego problemu wespół, nie znajdziemy odpowiedniego rozwiązania na wylewy - Theseus pochylił pokornie głowę w odpowiedzi na gwałtowną reakcję kobolda. - Każdy, jak to założyliście, zły człowiek ma szansę na zadośćuczynienie. Dlatego ostatni raz apeluję, nie skreślajcie przedwcześnie burmistrza Chlupocic i spróbujcie wypracować z nim ugodę.
- Może pan Zbażyn coś wniesie jak już się obudzi. Może jego syn listy jakieś napisał.

- Hę? Co? - nagłe szturchnięcie przerwało donośne pochrapywanie radnego Zbażyna. Śnił mu się piękny sen, taki spokojny, miły. Ale co tutaj się działo? - Tama, a tak. Ten teges… - Oczy młynarza chwilę ogniskowały się na twarzy Theseusa i wreszcie jakby doszło do niego o czym była mowa. - Do stolicy! Trzeba się z nimi sądzić w stolicy! - zakrzyknął jak oparzony - Tama musi zostać zburzona! zawsze to powtarzam. Chytry… tama… to wszystko na naszą szkodę! Naszą krwawicą się wzbogacił ten szubrawiec! Żadnej ugody! Żadnej!
Ktoś siedzący obok szepnął mu coś na ucho i radny wrócił do głównego tematu.

- Syn mój, tak, Zenuś… No… nie pisał nic ostatnio. Ciężka to sprawa. Trzeba ten tego... - potarł kciukiem o dwa palce, w charakteryctycznym geście - przekonać kogo trzeba. No a wiadomo, kto ma większe… ee… środki.
Trouve był zaskoczony aktywnością dziadka. Przyzwyczajony do niemal martwej, skamieniałej figury Zbażyna, omal nie spadł z krzesła gdy ten się poruszył.
- Na to musim podreperować budżet… A zgody z Chlupocicami to nie widziałem jak żyje, ojcze dobrodzieju - powiedział kobold i zwrócił się do pani Iris Pascal - Na razie zapisać proszę, że temat w zawieszeniu.


Jean Christophe Trouve podrapał się w siwą głowę i patrzył na swoje notatki i tabele. Pocmokał trochę i podsunął karton papieru pod ręce mera. Widniały na nim obliczenia. Suma 2050 Szylingów była wyraźna. Tyle winne były Szuwary za pierwszy kwartał stolicy. Dochodziła do tego jeszcze brakująca z poprzedniego roku sumka $200,00. Odliczając od tego chatę wiedźmy o której trudno było mówić by należała do miasta, ratusz, arsenał i świątynię, zostawała okrągła sumka 2000,00 szylingów.
Kobold nachylił się do pozostałych i zaszeptał

- To jest tylko to, co winni jesteśmy Matrice, proszę państwa. A gdzie podatki na miasto? Pensja mera, szeryfa i inne? Wg najnowszego spisu mamy ok 100 mieszkańców. W skarbcu obecnie jest $112,00. Pytania zatem brzmią: Ile mieszkańcy płacą na same Szuwary, oraz do kiedy zbieramy pieniądze i kto się tą niewdzięczną sprawą zajmie?
- Wydaje mi się, że najlepszą osobą by się tą sprawą zająć jesteś ty panie Trouve, ale… - Hoe wzruszyła ramionami - wstrzymuję się od głosu i swojej kandydatury nie zgłaszam.

- Rozumiem, że może się do wydawać skomplikowane, ale to po prostu pieniądze, które trzeba zabrać rodzinom co cztery miesiące. Mam sam ustalić kwotę podatku? Proponuję co kwartał $20,00 od rodziny na Szuwary. Daje nam to na cztery miesiące $780,00. Plus oczywiście $50,00 na podatek od stolicy. Razem $70,00.

Hoe skrzywiła się, ale tym razem nie wyglądała na niezadowoloną tylko na zatroskaną.
- I kogoś będzie na to stać…- burknęła pod nosem, bardziej do siebie. - Licytacje mogą w tym ulżyć, co? - zapytała patrząc na Kobolda.

- Owszem. Pomogłoby miastu. Moglibyśmy dać więcej ulgi naszym obywatelom a nawet spróbować pokusić się o jakieś inwestycje…- odrzekł Jean-Christophe i po chwili dodał..

- W sprawie tych domów, co stoją puste. Jest ten jegomość, co się wprowadził niedawno i mieszkał o panny Barbary.. jak mu tam było...- Kobold podrapał się w głowę i zajrzał do papierów.. - Jean Lopup Marchal. Taaa.. kupił już dwa domy i jest gotowy kupić kolejne... Więc może uda nam się poreperować budżet…
Kobold widząc, że sprawy finansowe przysparzają towarzyszom nieco kłopotu, wrócił do papierów.

***

- Wnioski… Może na początku - Sprawa Maga. Ktoś ma coś do powiedzenia? Chciałby wnieść w tej sprawie?

- Po za zwęglonymi szczątkami ludzkimi co leżą pod domem maga, to ja nic nie widziałam i nic nie wiem o magu - powiedziała Hoe. - Jeśli zaś o poszukiwania chodzi, to propozycja moja jest taka, by póki szeryfa nie ma, a nie ma… zorganizować ekipę, która to tą sprawą się zajmie. Jeśli pomysł ten wam się spodoba wnioskuję od razu by członkiem ów ekipy był nasz nowy kapłan, gdyż widziałam na własne oczy posiada wiedzę, która może się tu przydać.

Pan Trouve skinął głową, gdyż znów trudno było znaleźć słaby punkt kolejnego pomysłu orczycy.

- Myślę, że to bardzo dobry pomysł i jestem za. Utworzylibyśmy komisję, która na czas nieobecności mogłaby takie sprawy badać. Jako, że byłaby to komisja lub podkomisja, także i radni mogliby być jej członkami. Chyba...
- Zadumał się na chwilę radny Trouve po czym klasnął w dłonie.

- No i tak dobiegły końca nasze narady. Jeszcze tylko nasz Mer chciał zabrać głos i rzec kilka słów. Proszę, panie Trottier - Kobold wskazał ręką na Rodolphe jakby fizycznie oddawał głos koledze. W międzyczasie nalał sobie herbatkę z czajniczka i wpatrzył się w świat za oknem. Chciał czuć świeży powiew młodości, tę nieokrzesaną energię jaka płynie od młodych ludzi. Czekał na słowa mera ze zniecierpliwieniem, które na koniec tej pasjonującej, pełnej zwrotów narady - spłyną na lud tu zebrany i podniosą go na duchu. Dadzą kopa. Podbiją morale...
 
__________________
Hmmm?
Kostka jest offline