Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2016, 01:06   #26
Corrick
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Styczeń 1944, Karkonosze, pierwsza noc roku.
Na drodze nie było co prawda widać żadnych ciał, aczkolwiek był hełm, prawdopodobnie jednego z żołnierzy którzy zostali przy wozach.
Trucht do bazy zajął jakieś 75 minut, w czasie których oddział Karla słyszał liczne wystrzały.
Przy wartowni zostali zatrzymani przez straż.
- Stać!
Wampir zatrzymał się w pół kroku, pokazując żołnierzom zaciśniętą pięścią, by również się zatrzymali.
- Jestem Sturmführer Karl Reinhardt, podajcie swą tożsamość żołnierzu! - warknął w noc.
W odpowiedzi Karl usłyszał dźwięk przeładowywanej broni… wielu broni.
- Spokojnie… - odzezwał się z oddali kobiecy głos.
- Agatha? - zapytał szeptem zdziwiony Karl.


Z za grupy strażników wyłoniła się kobieta w mundurze oficera informacyjnego SS
- Aghata? Tak się nazywa ta maskotka? - nieznajoma wyszła przed szereg żołnierzy i oparła dłonie o trzymaną szpicrutę. - Dobrze się bawicie, “Panie bracie”? - wycedziła szyderczo.
Karl był tak zdezorientowany, jak tylko było to możliwe. Rozdziawił usta i podrapał się po głowie. Czy powinien kojarzyć tę babeczkę? Cholera wie… Westchnął i spojrzał na jej aurę, chcąc dowiedzieć się, kim ona jest. Tym razem, Karl nie mógł mieć żadnych wątpliwości, stała przed nim z kości i krwi kainitka. Po jej aurze pełzały jakieś czarne wstęgi, których wampir nigdy wcześniej nie widział. Westchnął i powiedział: - Droga pani… Posiada pani jakieś imię i stopień? - jego głos był spokojny, lecz ciało spięte, przygotowane do potencjalnego ataku.
- Jestem Sol, a jedyny stopień jaki jest ci potrzebny to moja przynależność do sfory. - zerknęła na strażników.
- Rozbroić ich, jeśli będą stawiać opór, zabić.
Karl warknął wściekle i postanowił dać czas swoim żołnierzom.
- Więc, droga Sol, powiadasz, że należysz do grasującej tutaj sfory? - zapytał, kiwając nieznacznie na Henriha, by żołnierze przygotowali broń. Miał tylko nadzieję, że ghul zrozumie i Flamenwerfen będą gotowe. - Kto jest waszym… ojcem? - zapytał dyplomatycznie.
Kobieta parsknęła.
- Wszystkiego się dowiesz, zapraszam - powiedziała po czym odwróciła się i ruszyła w głąb, oczekując iż Karl podaży za nią.
Malkav tylko westchnął i zaczął rozważać sytuację. Co, jeśli te wampiry zabiją jego żołnierzy? Nie jeśli, ale kiedy? Bo tego, że to się wydarzy był niemal całkowicie pewny. Żal mu było tracić Henriha, okazał się dobrym ghulem, a Agatha świetnie wywiązała się z zadania. Właśnie, Agatha! Cóż się działo z jego childe? Czy była w niebezpieczeństwie, ta którą ubóstwiał nad życie? Zaczął przestępować w miejscu z nogi na nogę, po czym powiedział.
- Rottenführer, formujcie szyk. Ruszamy! - raźnym krokiem ruszył za wampirzycą, lustrując czujnym okiem okolicę. W jego przypadku to powiedzenie nabierało dosłownego znaczenia… Będzie musiał to gdzieś zanotować, by bawić tym śmiertelników.
O ile wartownicy przepuścili Sturmführera, jego żołnierze musieli się zatrzymać przed wymierzonymi w czaszki karabinami i zdać broń. Baza wyglądała zupełnie zwyczajnie, można by wręcz powiedzieć iż jak na noc sylwestrową była spokojniejsza niż można by się podziewać. Sol prowadziła Karla do wnętrza kompleksu, w korytarzu, wampir szybko zorientował się iż zmierzają do gabinetu Hauptsturmführera.

* * *

Gabinet Hauptsturmführera Wolfganga Oettingena
W gabinecie wymownie brakowało jego właściciela. Za biurkiem siedziała za to bardzo młoda dziewczyna, dziecko w zasadzie.


Dziewczynka zerknęła na Sol, całkowicie ignorując narazie Karla
- To tutejszy szefie - Sol zwróciła się do dzieciary - Ojciec pijaka. - Dziecko spojrzało w końcu na wampira.
- Ładnie się tu urządziłeś Świrze, gratulacje.
Karl warknął, lekko poirytowany.
- Mam nadzieję, że moje childe jest bezpieczne? - jego głos był lodowaty. - I dziękuję, starałem się jak tylko się dało utrzymać to wszystko w ciszy i spokoju, prowadząc wygodny nie-żywot. - uśmiechnął się paskudnie. - Kim jesteś? - zapytał.
- Ja oczywiście jestem Übermensch i w przeciwieństwie do takich jak ty, nie zamierzam się z tym kryć.
- Czy ja się kryłem? -
zapytał retorycznie, pokazując pusty oczodół i drapiąc się wewnątrz. - Pytałem o imię. - dodał.
Mała dziewczynka uśmiechnęła się pociesznie.
- Jestem Kieł, przywódca tej sfory. Twój sędzia.
- Czyżby? -
Karl uśmiechnął się wrednie. - Więc, drogi Kle, chcę zobaczyć moje childe.
Kieł wzruszyła ramionami.
- Czemunie… - wypluła z siebie jednym tchem. - Prowadż Sol.

* * *

Szpital


Wampirzyce przyprowadziły Karla pod drzwi sali, w której stało kilkanaście łóżek. Drzwi były zamknięte na łańcuch ale przez okratowaną szybę można było bez problemu oglądać wnętrze.
Pomieszczenie było umazane krwią. Aghata wypijała właśnie do końca jakiegoś nieszczęśnika z nogą w gipsie, w koło leżało pełno ciał. podłoga była gęsta od krwi.
Reinhardt przykleił nos do szyby, a z jedynego oka pociekła mu krwawa łza.
- Agatho… - wyszeptał. Z jednej strony trochę zazdrościł swojemu childe tej umiejętności wypuszczenia bestii na zewnątrz, z drugiej go to przerażało. Ta wrażliwa jeszcze niedawno osoba zmieniła się nie do poznania. Odwrócił się ze skonsternowanym wyrazem twarzy do Kła. - Czego chcecie? - zapytał wprost, nie siląc się na na nic szczególnie…
- My już mamy to czego chcieliśmy - malutka Kieł rozejrzała się dookoła. - Całe to miejsce jest teraz nasze. Pytanie jest raczej, czego ty chcesz.
Oko Karla pobiegło od Agathy do Kła i z powrotem. Przeniósł swe spojrzenie na dowódcę wampirów, parodię wampira w ciele dziecka.
- Prowadzić wygodne nie-życie. Prowadzić badania, za pieniądze które wykłada wujek Adolf, a które nie mają żadnego związku z działaniami Rzeszy. - warknął, nachylając się nad dzieckiem. - I rosyjską krew do picia. - pomachał jej palcem przed oczyma. - Cudownie rozgrzewa w te mroźne dni. - uśmiechnął się szaleńczo.
Kieł ziewnęła.
- Taa… ujmę to tak: Jestem nowoczesna, masz jakiś tam potencjał Świra, możesz zostać u mnie i się do czegoś przydać. Jeśli chcesz dalej wchodzić w dupę jedzeniu - wskazała palcem korytarz za sobą - drzwi są tam.
Karl podrapał się po brodzie i zastanowił nad całą tą sytuacją. Mógł tu zostać, bawić się dobrze wraz z innymi kainitami, polować i być z Agathą, która poddała się Bestii… Ale wiedział, że Niemcy prędzej czy później kogoś tu przyślą, jeśli Kieł nie miała jakiegoś sprytnego planu w zanadrzu, a o to ją nie podejrzewał. I wiedział, że SS przyjdzie w dzień, gdy będzie miało największe szanse na zwycięstwo. Albo rozdupcy cały kompleks w siedem diabłów, używając materiałów bum-bum, paskudnie niszczących niemalże wszystko… Wybór był prosty: albo ginął razem ze swoim childe w jakiś tydzień, albo uciekał i zostawiał je na pastwę losu. Mógł też uciec i wrócić po nią, ale każdy dzień pod wpływem Bestii był równy niemalże tygodniom wyciszania umysłu… Jak on nie cierpiał takich zagadek! Uderzył pięścią o udo i oparł się o drzwi…
- A opowiesz mi nieco o was? - zapytał z uśmiechem, rozciągając swe zmysły po okolicy.
Obie wampirzyce miały te czarne wstęgi na swojej aurze, znajdowanie się w ich bliskim sąsiedztwie niepokoiło Karla. Aura Aghaty miała zielonkawe zabarwienie, kilku wciąż żywych nieszczęśników w zamkniętej sali świeciło pomarańczową aurą.
- Gut, wiem już wszystko… - ziewnął Karl. - Zostaję! - wykrzyknął radośnie. - Ale moje childe i ghul też zostają, ja? - zapytał. - Z jakiego jesteście klanu? - podszedł bliżej i dotykał powietrze obok Kła, jakby chciał sprawdzić, czy ta aura jest namacalna.
Dziewczynka wzruszyła ramionkami.
- Sram na klany, liczą się dla mnie tylko moi bracia i siostry, dbamy o siebie, ufamy sobie, ty też będziesz, tak jak i ona - zerknęła na drzwi do szpitalnej sali - zobaczysz, będzie fajnie.
- Aaaaa…. -
Karl przekrzywił głowę. - A co potrafisz? Pokażesz mi? Pokażesz? - zapytał, ciągnąc ją za ramię. Choć w zasadzie, to mógłby ją podnieść za to ramię…
Dziewczynka wyjątkowo sprawnie chwyciła się go. Jej uścisk był jak imadło. Sol odsunęła się kilka kroków do tyłu jakby robiąc miejsce, na jej twarzy rodził się dziki uśmiech. Kieł dała się nawet unieść Karlowi, choć szybko stało się jasne kto kogo na prawdę trzyma.
- Już myślałam, że nie spytasz. - Kieł uśmiechnęła się. Karl poczuł jak na jego przegubach, pod okalającymi je łapkami dziewczynki, jego własna skóra rozstępuje się, tak, że nagle Kieł trzymała go nie tyle za ręce co nagie kości. - to nie było bynajmniej bezbolesne. Z pleców Kła wyłoniły się, przebijając ubranko, cztery dodatkowe ramiona, podobne do odnóży monstrualnego pająka. Kościste odnóża niczym sztylety przebiły klatkę piersiową Karla. Kiedy mężczyzna upadł na plecy, wiszący nad nim korpusik Kła pochylił twarz z obnażonymi kłami.
- Jaaaaa! Shifter! Teufel! Tzimisce! - zachwycił się Karl, przyglądając się fachowym okiem odnóżom Kła. - EKSTRA! Też tak chcę! - klasnął w dłonie niczym dziecko. Spojrzał na Sol. - A ty co umiesz? Pokażesz? Pokażesz?! Ja wam też pokażę! - uwolnił swe moce, zagłuszając wzrok Kła i słuch Sol. - Fajne? Powiedzcie, że fajne...
Kieł wykrzywiła dziecięcą twarz w nieludzkim grymasie. Wyglądało to bardziej jak odkształcenie się szmacianej lalki, niż ruch mięśni żywej osoby. Kościste ramiona wysunęły się z ciała wampira. W tym samym czasie Sol zaczęła się rozglądać z zaciętym wyrazem twarzy.
Jeśli Karl chciał przedsięwziąć jakąś akcję przeciw wrażym wampirom, lepszej okazji nie mógł sobie wypracować. Pozostawało pytanie, czy chce. Tego w sumie nawet sam nie wiedział…
Reinhardt przekrzywił głowę i spróbował ocenić zachowanie Kła i jej pomocnicy. Sol była wyraźnie zdezorientowana, zaś przywódczyni Sfory sprawiała wrażenie otępiałej. I to w dosyć mocnym stopniu, choć jej wzrok wydawał się czujnie lustrować Karla. Sturmführer podrapał się po wnętrzu oczodołu i cmoknął kilka razy. Jakie mógł mieć szanse, gdy spętają go Więzami Krwi? Albo tym dziwnym rytuałem, który uprawia, ten… no… Sabat? Jak to się cholerstwo nazywało…?
Reinhardt nic nie robił sobie z faktu, iż czas mijał. Był tak skupiony na odnalezieniu właściwego słowa, że nie interesowało go nic innego.
Vaulderie! Przypomniał sobie. Jakie miałby szanse, gdyby spętali go Vinculum? Byłby do nich przywiązany, niczym Agatha do niego. Wciąż mógł ją uwolnić i rozkazać jej, by zniszczyła tych tutaj… Ech… marzenia… Piękna sprawa, nieprawdaż, Karl? zaśpiewał głosik w jego głowie. Potrząsnął głową i wyrzucił te niepotrzebne teraz myśli z głowy. Ile czasu już zmarnował?
Wiedział, że ma nad nimi przewagę, która wymagała krwi… A tej mu brakowało, tego był pewien. Złapał za łańcuch i pociągnął potężnie, chcąc zerwać ogniwa i dostać się do vitae, które dawało mu dostęp do śmiercionośnych broni - superszybkiej Agathy i szaleństwa jego geniuszu.
Karl szarpał się z łańcuchem jeszcze chwilę zanim poczuł ukucie w klatce piersiowej a potem…

* * *

W innym miejscu, w innym czasie.
… A potem Karl otworzył oczy i zrozumiał natychmiast dwie rzeczy.
Po pierwsze:
Był niesamowicie głodny, tylko raz w nieżyciu tak się czuł: gdy jego Ojciec go spokrewnił. Jedyna czynność o której Karl w ogóle był wstanie myśleć, to jedzenie…
Jedzenie którego w pobliżu zwyczajnie nie było.
Po drugie:
Znajdował się w nieznanym sobie miejscu, wciąż mógł znajdować się w bazie, ale nie tam gdzie ostatnio pamiętał.



Całe jego ciało było ciasno opięte łańcuchami. Nawet całkowicie oddany bestii nie byłby w stanie się uwolnić. Pozostawało jedynie szaleć z głodu.
Wtedy wyczuł krew.
Z za jego pleców wynurzyła się Aghata. Childe w żaden sposób nie starało się wyglądać ludzko, jej cera była trupioblada. Wampirzyca stanęła naprzeciwko swojego Sire.
- Tato? Czuję jak cierpisz tato - kobieta przystawiła swój chłodny nadgarstek do nosa wampira. - Napij się tato.
Reinhardt był tak głodny, że wyczułby krew z kilometra. Zastanawiał się co się stało? Chyba dostał kołkiem, bo poczuł ukłucie w piersi. Oczodół swędział go jak cholera, a on NIE MÓGŁ SIĘ PODRAPAĆ! I ten GŁÓD… Nie do wytrzymania! Gdy ukazała się Agatha, bez namysłu wbił się w podstawiony nadgarstek i zaczął pić chłodną, życiodajną vitae… Wraz z ilością czerwonego płynu wracał mu wzrok w prawym oku i był w stanie dostrzec jak jego childe jest blade i… nieludzkie wręcz…
Krew wlewała się w wysuszone gardło Karla, to było takie przyjemne, aż do…

* * *

… aż do momentu gdy otworzył oczy i zrozumiał natychmiast dwie rzeczy.
Po pierwsze:
Był niesamowicie głodny, wciąż. Zupełnie jakby Aghata nigdy tu nie przyszła, jakby nigdy nie dała mu się napić ze swojej dłoni.
Po drugie:
Wciąż pozostawał spętany w tym samym ponurym miejscu.
Agata stała tuż przed nim i spoglądała na niego swoją trupią twarzą.
- Pij tato - znów podstawiła mu nadgarstek pod wysuszone wargi.
Karl pił, tak długo jak pamiętał.

* * *

Znów otworzył oczy, a może po prostu zaczął widzieć? Znów był bardzo, bardzo głodny. Jego Childe przyglądało mu się, wystawiło przed siebie dłoń i pozwoliło mu się napić, znów.
Pożywiając się, Karl uświadomił sobie jak bardzo kocha Aghatę, jak bardzo chce by była szczęśliwa, jak bardzo bolało by go gdyby coś jej się stało. Karl uniósł głowę sponad okrwawionego nadgarstka swojego Childe, chciał coś powiedzieć…

* * *

Głód! znowu głód. Karl szarpał się beznadziejnie w łańcuchach, wył.
Poczuł dotyk na swoim karku, chciał odwrócić głowę w tamtym kierunku, złapać zębami pożywienie. Jednak silne dłonie przytrzymywały jego twarz w nieruchomej pozycji, mógł się tylko pienić.
- Mmmm - z za ucha doleciało wampira kobiece mruczenie - niegrzeczny pan Reinhardt… - Postać trzymająca od tyłu jego głowę, przesunęła się wreszcie przylegając teraz do jego spętanego łańcuchami torsu. Blada jak śmierć Sol przyglądała się mu z uśmiechem tańczącym na twarzy. Wampirzyca jedną dłonią złapała szyję mężczyzny wykrzywiając całą jego głowę do góry. Karl nie mógłby nic przełknąć, gdyby oczywiście miał co. Mężczyzna zobaczył ostrze kołka, bardzo niebezpiecznie blisko swojego jedynego oka. Drewno opuszczało się aż do momentu gdy dotknęło powieki. Chwila ciągnęła się w nieskończoność.
Ostatecznie, Sol puściła Karla i zrobiła trzy kroki do tyłu. Pozwalając mu nacieszyć się trochę własną wściekłością.
Stojąc w bezpiecznej odległości Sol, wypięła biodra do przodu i oparła dłonie o pas.
- Aghata kazała przekazać iż bardzo chciała by tu teraz być, ale… niestety coś jej wypadło. - na samo wspomnienie o swoim Childe, Karl poczuł ukucie tęsknoty. - No… - podjęła po krótkiej pauzie wampirzyca wyprostowując się i zaczynając powoli rozpinać marynarkę munduru, zaczynając od dołu. - ale ja też, nie przyszłam z pustymi rękoma… - Karlowi szybko ukazał się nagi pępek a potem reszta torsu kobiety, która nie miała pod mundurem więcej garderoby. Sol wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni marynarki litrową butelkę pełną rubinowej cieczy. Bynajmniej nie zamierzała zbliżać się do Karla, po prostu odkręciła flaszkę i sama pociągnęła z niej łyka.
- Mmm… - zamruczała - świeżutkie, chyba wypiję sama. - to powiedziawszy wzięła kolejny większy łyk. Tym razem odrywając szyjkę od ust, pozwoliła by ciesz ulała jej się na nagie lico. Nie spuszczając wzroku z targanego głodem Karla wzięła kolejny łyk, tylko po to by opluć mężczyznę juchą, to uczyniwszy roześmiała się. Podeszła bliżej wampira, wyciągnęła rękę z butelką do jego twarzy i powoli z góry lała płyn do jego ust. Karl pił łakomie dławiąc się słodką vitae. Kiedy naczynie było już puste i Karl zaczął uświadamiać sobie, że może źle ocenił Sol i kobieta nie jest taką jędzą… wszystko zgasło.

* * *

Twarz Karla dotykała betonowej podłogi, leżał na niej wolny, nie skrępowany. Koło jego twarzy znajdował się kołek za którym ciągnął się długi sznurek. Przy drugim końcu sznurka, jakieś kilkanaście metrów dalej, stała mała, dziecięca nóżka. Jej właścicielem był chłopczyk, może sześcioletni. Towarzyszyła mu czwórka rówieśników, dwóch innych chłopców i dwie dziewczynki. Za grupką wystraszonych dzieci znajdowały się zamknięte żelazne drzwi. Karl słyszał wyraźnie pięć wystrachanych, malutkich serduszek, pompujących smakowitą krew…

 
Corrick jest offline