Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2016, 23:31   #6
Mivnova
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Cela Alreuny – 7 minut po odprawie Marco


Skrzypnięcie butów.

Salvador stał przed drzwiami celi. Od kiedy wyszedł ze świątyni, nie mógł pozbyć się z głowy melodii. Ktoś w okolicy zaśpiewał kawałek (może tylko w myślach, takie rzeczy się zdarzały wśród bandy psychotycznych psioników) i to wystarczyło. Całą drogę nucił, niemo śpiewał, szedł w rytmie, co kilka kroków klaskał od niechcenia.

Cytat:
I'm your boogie man, that's what I am
I'm here to do whatever I can
Be it early morning, late afternoon
Or at midnight. It's never too soon
A teraz, u celu, u celi, jak gdyby entuzjazm opadł. Było mu głupio. Głupio z powodu tej kobiety oraz tego, co ją czeka. Westchnął ciężko, jak lekarz przed trudną operacją.
- I am your boogie man. That's what I am – szepnął, by dodać sobie odwagi i pchnął rdzawe wierzeje, odchyliwszy prostą zasuwę. Wszedł do pomieszczenia ostrożnie, z zakłopotaną miną niepewnego człowieka, niczym interesant w urzędzie. Delikatnie zamknął za sobą drzwi, krzywiąc się na to, jak strasznie skrzypią, schowawszy głowę w ramionach.

Skrzypnięcie drzwi.

- Dzień dobry – powiedział, w ogóle nie patrząc na kobietę. Pusty wzrok tych swoich dziwacznych oczu wlepił w ścianę. Klepał się po kieszeniach marynarki. Wyglądałby całkiem przyzwoicie nawet według standardów przedwojennych, gdyby nie plamy krwi na białej koszuli. Mnóstwa krwi. - Nazywam się Salvador. Mam cię przesłuchać. Alreuna, tak? Jasna cholera, gdzieś tu miałem... No jak rany. Kiedyś zapomnę głowy.
Uniósł przepraszająco dłonie, obrócił się na pięcie i nim zdezorientowana kobieta zdążyła zareagować, wyszedł.

Skrzypnięcie zamka.

Wrócił z rolką srebrnej, grubej taśmy klejącej.
- Lubię ciszę, gdy pracuję – wyjaśnił, czując rosnące przerażenie kobiety. A wraz z nim wprost proporcjonalnie rosnące podniecenie. Właściwie nie potrzebował, by cokolwiek mówiła. Lepiej niż ktokolwiek wiedział, że słowa wypowiadane na głos są zwykle wybiegiem.

Skrzypnięcie rozwijanej taśmy.

- Jak mówiłem, mam panią przesłuchać. Pani doktor, pierwsze pytanie. Jaki jest pani stosunek do seksu niekonsensualnego?

Skrzypnięcie skórzanego paska.


***

Salvador gwałcił Alreunę przez, z zegarkiem w ręku, a ręką na sercu, niecałe trzy kwadranse. Chyba nieco zbyt dosłownie potraktował polecenie Marco, by złamać panią doktor. Nie zadawał jej pytań, nie bił (no, nie więcej, niż było to konieczne). Po prostu ją gwałcił.

I pozwolił, by myślała: o dzieciakach, o Edenie; o tych, którzy byli jej bliscy. W chwilach traumy ludziom puszczają bariery. Salvador uważał, że przemoc i seks to najdoskonalsze połączenie zapewniające szczerość międzyludzkich relacji. Bo jakże nosić maskę kłamcy w takich chwilach? Alreuna skakała od wspomnień do pragnień, po skrajnych emocjach, nie wyrabiała się na zakrętach z bólu. Aż wreszcie obojętniała - wtedy Salvador musiał szybko znaleźć nowy sposób, by ją pobudzić.

Salvador gwałcił Alreunę fizycznie i robił dokładnie to samo mentalnie. Rył jej zwoje mózgowe i plecy, głaskał po karku i po pragnieniach, biczował lęki oraz pośladki; odbierał dech, a kiedy się dusiła, pozwalał jej wytchnąć i nabrać sił. Zebrać myśli. Spijał te myśli, zlizywał je z oczu i ust kobiety. Miała przyjemną fakturę skóry. Taki komplement ze strony Salvadora był naprawdę ważny. Faktura ma znaczenie.

Kiedy skończył, kiedy Alreuna leżała na podłodze, zapłakana, brudna, a on palił papierosa (jednego z niewielu cholernych papierosów w Mieście Feniksa) znów do głowy mu wpadła ta natrętna melodia.

Cytat:
I'm your boogie man, uh-huh
I'm your boogie man, uh-huh

- Wydaje ci się (pozwolisz, że będę ci mówił na ty. No, po tym, co między nami zaszło, byłoby dziwne, gdybyśmy nie mówili sobie po imieniu). Więc, Alreuno, wydaje ci się, że jestem kimś złym - stwierdził z żalem. - A nawet nie masz pojęcia, jakie szczęście cię spotkało. Że też ze wszystkich w tym posranym mieście trafiłaś akurat na mnie. To musiała być... nie wiem... ingerencja boska? Zależy ci na tych dzieciakach. A ja mogę ci pomóc. Jeśli wpadną w ręce Marco... kaput.

Wydmuchnął dym. Gładził filtr papierosa. Papieros miał przyjemną fakturę. Przyjemniejszą nawet, niż skóra Alreuny.

- Czuję... - powiedział na głos, znów z pustym wzrokiem wlepionym w ścianę - czuję, że może to być początek pięknej przyjaźni. Co powiesz?
 

Ostatnio edytowane przez Mivnova : 03-10-2016 o 23:33.
Mivnova jest offline