Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2016, 09:32   #29
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wschodni Central Park



Auto zatrzymało się na skraju parku, koło alejki obfitującej w latarnie i pomosty przerzucone przez cieki wodne. W zasięgu wzroku było widać trojkę dziewczyn, Które strategicznie obstawiły trzy kierunki z których mógłby nadejść potencjalny klient. Dame wyostrzyła zmysły. Ta czynność była dla niej czymś zupełnie nowym i cały czas zaskakiwała ją ilość doznań, które nagle zaczął oferować dla niej świat. Kubuś mógł im uciec, kręcił się tutaj jakąś godzinę temu. Przynajmniej wiedziała kogo szukać jedynego napalonego mężczyzny, od którego nie wyczuje tego najobrzydliwszego z ludzkich zapachów - potu.

Madam chwyciła swoje childe pod ramię.
- Przespacerujemy się?

Mężczyzna miał wzrok myśliwego wypatrującego ofiary gdy ogarniał spojrzeniem odcinek parku w którym para się znajdowała.
- Oczywiście skarbie - uśmiechnął się trzymając rękę kobiety. Dwa wampiry ruszyły przed siebie.

Zmysły Venture chłonęły zapach tanich perfum, alkoholu, tytoniu, oczywiście potu. Mimo półmroku wzrok kobiety wychwytywał niuanse, jak nienaturalne poruszanie się gałęzi w pobliskich krzakach, nerwowe poruszanie palcami w kieszeniach.
Jej uszy potrafiły rozróżnić z której strony dochodzą miłosne uniesienia, z której płacz, z której dźwięki rozpinania garderoby. Spacer zdawało by się pustawym parkiem nocą, uświadomił Madam, iż dzieje się tu znacznie więcej niż można by uważać. W pewnym momencie, wampirzyca poczuła zapach rozlewanej krwi.
Wampirzyca zaciągnęła się przyjemnym zapachem i uśmiechnęła. Naparła na ramie Dragosza dając znak by dał się poprowadzić i spokojnie ruszyła w kierunku tego zapachu.
Im bliżej para się zbliżała, tym więcej kobieta mogła wyczuć. Dźwięk osuwania się czyjegoś ciała na ośnieżoną trawę, mlaskanie, ssanie.
Madame puściła ramię Dragosza i ruszyła biegiem.
Kobieta zbliżała się do ciemnego kłębowiska zarośli, dobre trzydzieści metrów od ścieżki. Słyszała za plecami jak jej Childe także przyspiesza i wyciąga z połów płaszcza broń. W samych zaroślach, sądząc po zapachu jak i dźwiękach wciąż trwała uczta. Długo, ale “łakomczuch” kimkolwiek był, nie zamierzał chyba przestać, zanim nie wyliże talerzyka do końca.
Wampirzyca przeszła przez zarośla korzystając z jednej z utartych ścieżek. Chciała to coś dopaść, nawet trochę nie zastanawiając się nad tym jak.


Madam zobaczyła plecy postaci w długim płaszczu pochylające się nad mężczyzną z opuszczonymi do kolan spodniami. Człowiek był nieprzytomny i prawdopodobnie już martwy. Postać, prawdopodobnie uświadamiając sobie, że ktoś znajduje się w pobliżu, wstała urastając do jakiś niemal siedmiu stóp wzrostu i powoli obróciła się do Madam.
Venture mogła z pewnością stwierdzić, że nigdy nie widziała czegoś takiego. Z twarzy nieznajomego, czy może nieznajomej kainitki, wystawały wyrostki kostne na czole, łukach brwiowych, policzkach. Podobnie wyglądało to z szyją. Jej dłonie zakończone były długimi kościstymi szponami, które sięgały niemal kolan.
Madame uśmiechnęła się i uruchomiła prezencję. Dla stojącej przed nią hemafrodyty mała wampirzyca wydała się przerażająca zupełnie jakby z pomiędzy krzaków wyłonił się mały wredny demon.
Obcy cofnął się o krok, co było dość komiczne gdyż w tym samym momencie jego kończyny wciąż się wydłużały tak że miał już nie siedem, lecz osiem stóp. Całkowicie czarne oczy rozszerzyły się a usta wykrzywiły w nieludzkim grymasie obnażając nie parę, lecz z tuzin kłów. Maszkara obróciła się na pięcie… czy może na kopycie i zaczęła uciekać.
W tym czasie, Madam usłyszała za swoimi plecami Dragosza, mężczyzna odpalił broń - dwie bronie. To musiał być jakiś nowy, potężny kaliber.


Gdyż strzały dosłownie odrywały kawałki martwego mięsa z pleców uciekiniera.
- Stój. - Rozkaz padł z ust Madame zanim bestia zdążyła postawić pierwsze kroki. Wampirzyca nadal czuła huk w swoim uchu i teraz sięgnęła osłaniając je.

Maszkara zatrzymała się, jednak zmasowany atak pocisków Dragosza, który samą siłą odrzutu posłał ją na ziemię, sprawił iż istota zaczęła podnosić się do dalszego biegu.

- Znajdź jakiś kołek. - Madame niemal warknęła na swoje childe. Powoli ruszyła w stronę bestii. Zamierzała pogadać z tym wampirkiem czy mu się to podobało czy nie. - Leżeć!

Dragosz widocznie nie marnował czasu, kiedy stojąc na balkonie wpatrywał się w odległe światła, paląc cygaro wpatrywał się w sufit, czy w tych innym momentach zamyślenia i kalkulacji, które miewał. Młody wampir w mig znalazł się przy obcym w jego ręce znajdował się stalowy pręt zbrojeniowy długi na jakieś pół metra i zaostrzony z jednej strony. Mężczyzna bezceremonialnie wbił żelastwo w plecy kainity, który po kolejnym rozkazie Venture zatrzymał się na klęczkach. Metal wyszedł na wylot z kletki piersiowej obcego, w sensie dosłownym przygwożdżając go do trawnika. Z furią na twarzy, Dragosz zaczął wyszarpywać z płaszcza tasak.

- Zostaw to Dragosz. - Dame objęła się, krzyżując ręce na piersi, jakby jej było zimno. - Chcę porozmawiać z tym wampirkiem. Dasz radę przenieść go do auta?

Jej childe lekko zbite z tropu odsunęło tasak.

- Owiń to coś płaszczem i wracajmy do auta.

John czekał na nich oparty o maskę i widząc, że Dragosz coś niesie szybko otworzył bagażnik. Młody wampir nagle zrozumiał, czemu auta Madam są zazwyczaj takie wielkie, jednak za nic nie spodziewał się, że bagażnik, może być wyłożony folią.

Wampirzyca zajęła razem ze swym childe miejsca z tyłu.
- John, zgarnij chłopaków. Obetnijcie temu czemuś ręce i zabetonujcie w beczce do kolan. Proponuję magazyn w porcie.

- Oczywiście Pani.

- Pojawimy się tam za godzinę. - Madame chciała zapytać Michaelę, czy chciałaby się pojawić. Po za tym do świtu jeszcze tyle czasu.

57 West 58th Street, Manhattan


Do burdelu dotarli chwilę później. John poszedł wykonać telefon, a wampirzyca poleciła Doris by ta skontaktowała się z ghulicą Michaeli i zaprosiła księżną na przesłuchanie. Sama przeszła do sali bilardowej. Poleciła podążającemu za nią krok w krok Dragoszowi by zamknął drzwi.
- To był wampir, który cię zaatakował? - Madame powoli układała bile na stole. - Bo z pewnością nie jest to wampir, którego widziałam przed wypadkiem.

Dragosz usiadł na brzegu stołu bilardowego wyciągnął papierośnice i zaoferował ją kobiecie, po czym sam odpalił sobie cygaro.
- To, że nie jest to ten którego widziałaś - wypuścił dym - nie musi oznaczać, że nie jest to ten sam - odpowiedział głosem o znacznie delikatniejszej barwie niż jego własna. - odwrócił się twarzą do kobiety - jego oczy zamiast ciemno brązowe, były teraz błękitne. - To co mnie zaatakowało mogło być tą samą osobą. Zresztą, zapytamy… to się dowiemy.

Madame uśmiechnęła się, zostawiła układanie bil i podeszła do mężczyzny. Delikatnie chwyciła jego twarz w swoje dłonie i przyglądała się jego błękitnym oczom.
- Jeszcze jakieś sztuczki, które chciałbyś mi pokazać?

Mężczyzna pochylił głowę w stronę oblicza swojej Dame. Delikatnie objął jej biodra.
- Osobiście lubię, kiedy pokazujemy sobie sztuczki nawzajem Kochana, tak jak wcześniej tego wieczora - przybliżył usta by pocałować kobietę.

- Nie bawię się w cygana Najdroższa, chciałem tylko przypomnieć raz jeszcze, że nasza betonowa beczka, może wyglądać jak tylko chce, kiedy tylko chce.

Nastrój prysł niczym mydlana bańka. Dame odsunęła się i sięgnęła po kij bilardowy.
- Tego mogłam się domyślić po stanie w jakim ją spotkaliśmy. - Na spokojnie obeszła stół i skrzywiała się widząc uszkodzone sukno. - Nie ufam osobom, które mogą się tak zmieniać. Pomyśl, że kiedyś ktoś może wyglądać zupełnie jak ty i czy będzie mi się to podobało czy nie, będę musiała go zabić.- Uderzyła rozbijając bile. - Jestem bardzo ciekawa co powie nam nasz cygan.

Dragosz strzepnął popiół w kryształową popielnicę i sam wziął drugi kij. Wbił jedną bilę.
- Faktycznie, kiedy pomyślę, że ten “ktoś” w ostatnich momentach żywota, będzie miał przed sobą ciebie, z tryumfalnym wyrazem twarzy, jestem trochę zazdrosny… - uśmiechnął się.

Wampirzyca roześmiała się.
- Może wobec tego każę mu się w ciebie przemienić. Lubię gdy jesteś zazdrosny. - Madame uważnie obserwowała swoje childe. - Mógłbyś się od niego nauczyć więcej.

Dragosz przyjrzał się z uwagą swojej Dame, zaciągnął się dymem cygara i zamyślił. Jego oczy aż sczerniały do naturalnego koloru gdy w głowie toczyły się kalkulację.
- Jeśli taka jest twoja wola Najdroższa, myślę, że w jego krwi znalazł bym jakiś drogowskaz, ale… - spojrzał z zapytaniem na wampirzycę - mam nadzieję, że szybko zaszlachtujesz to bydle moment po tym. Wolał bym nie zacząć żywić cieplejszych uczuć do czegoś takiego.

- Moja wola powiadasz. - Belle wbiła kilka bil. Widać było, że chyba czasem przesiadywała w tym pomieszczeniu. - To coś cię zaatakowało. Nie chcę ciebie nawet z sobą brać.

Ciemna źrenica Dragoszowego oka rozszerzyła się na moment w spazmie bólu odrzucenia. Mężczyzna spuścił głowę.
- Oczywiście Najdroższa, jeśli tak uważasz, będę czekał w pobliżu. - po chwili jednak uniósł głowę z uśmiechem. - Żyję nadzieją iż nie zamkniesz mnie w złotej klatce, wszystko co nie jest twoimi aksamitnymi dłońmi, było by dla mnie kajdanami.

- Hm… złota klatka, chyba miałam coś takiego w poprzednim domu. Był też kaganiec z diamentami. - Madame uśmiechnęła się wyobrażając sobie swoje childe. - Zabiorę cię z sobą. Lubię mieć na ciebie oko.

Magazyn Madame, Wybrzeże zachodnie, Manhattan



Intruz został potraktowany tak jak polecono. Pozbawiony ramion i nóg zalany szybkoschnącym betonem tak, że jedynie głowa wystawała ponad metalową beczkę. Z tyłu oczywiście wciąż wystawał stalowy pręt który unieruchamiał niespokojnego ducha, tak jak beton unieruchamiał niespokojne ciało. Beczka z kainitą, ustawiona na palecie po środku magazynu, wyglądała jak jakieś makabryczne popiersie.

Dame weszła do magazynu ubrana w futro idąc pod rękę ze swoim childe.

Zebrani kręcili się w koło “popiersia” niczym goście na jakimś wernisażu. Salvatore wsadzał właśnie palec w nos maszkary, przy akopaniamęcie śmiechu jego ghuli. wkrótce po Madam i jej childe, zjawiła się sama Księżna na Manhattanie, Michaela z Venturów we własnej osobie. Suwerenkę otaczała świta ghuli oraz dwóch świeżo spokrewnionych dzieci.

- Bele - Księżna obdarzyła krewniaczkę przyjaznym spojrzeniem. - na Venture oczywiście zawsze można liczyć - powiedziała z niekrytą satysfakcją - proszę kochana, czyń honory… - machnęła teatralnie ręką.

Madame puściła rękę Dragosza i uśmiechnęła się do niego i powróciła wzrokiem do Michaeli.
- Witam księżno. Cieszą się, że mogłaś się tu pojawić. Moje childe Dragosz. - Wskazała na mężczyznę. - Skarbie przedstawiam ci księżną Nowego Yorku, szacowną starszą naszego klanu.

Dragosz wykonał prawdziwy dworski ukłon. Księżna spojrzała maską pogodności na Madam po czym przelotnie omiotła wzrokiem pochyloną głowę młodego wampira. Bez słowa, w geście łaski wyciągnęła w stronę jego twarzy swój pierścień, na którym młody Venture złożył usta. Mimo iż Hohenzollern był spokrewniony całkiem niedawno, niuanse etykiety nie sprawiały mu problemów, widząc iż jego czas minął, oddalił się by wykonać wolę swojej Dame.

Księżna uśmiechnęła się do Madam.
- Gdzie to wyszukałaś moja droga - mówiła wiodąc wzrokiem za młodym wampirem który stawał właśnie za “popiersiem: i chwytał stalowy pręt. W zasadzie, pytanie Księżnej mogło w równym stopniu odnosić się do Childe Madam, jak do “popiersia” a może do obu.

- A jakie to ma teraz znaczenie księżno? - Madame wskazała na ustawione krzesła. - Usiądziemy?

Księżna skinęła aprobując sugestię krewniaczki. Michaela usiadła pierwsza, po jej stronach zasiadł Salvatore i Madam. Za Brujahem miejsca zajęła jego własna świta. Obok Madam, skupiły się dzieci i ghule Venture.
- Cóż… żadne, ale wciąż może to być ciekawa anegdota. - odpowiedziała Księżna gdy Salvatore odpalił jej papierosa zaczepionego na końcu długiej lufki.

Dragosz jednym silnym pchnięciem spowodował, że pręt przebił się na front beczki, następnie szarpnął go z mocą do tyłu, wyrywając na zewnątrz.

- Anegdota… - Słowo wyleciało z ust wampirzycy wraz z dymem z papierosa. Madame uważnie obserwowała swoje childe, bardziej skupiając się na nim, niż na złapanym wampirze.- Ten kadłubek znaleźliśmy w parku... przerwaliśmy mu posiłek. Czy też pytałaś Pani o moje childe?

Księżna uśmiechnęła się, nie odwracając wzroku od przedstawienia.
- Niby takie prozaiczne a jednak dość nietypowe, nie uważasz? - powiedziała znów ni to o nieznajomym ni to o młodym kainicie. W tym samym czasie ten pierwszy właśnie odzyskał przytomność na jego twarzy malował się szok, ból i złość.

- Nie widzę tutaj nic nietypowego Księżno. - Belle wyciągnęła dłoń przywołując do siebie Dragosza. Gdy mężczyzna ruszył w jej stronę, wzrok wampirzycy przeniósł się na Kubusia.

Dragosz teatralnie wbił pręt w betonową posadzkę i płynnie popłynął w stronę swojej Dame, w drodze wypatrzył wolne miejsce między synami Księżnej. “Kubuś” nic nie mówił, patrzył tylko nienawistnie po zebranych.

Madame podniosła się i podeszła do schwytanego wampira delikatnie chwyciła ledwo co wystającą po za beton głowę.
- Witam po przerwie.

Nieludzkie, nigdy nie mrugające oczy skupiły się na Madam. Wampirzyca uśmiechnęła się i użyła prezencji.
- Cóż sprowadza przedstawiciela Tzimise na mój teren?

Wampir, którego niewieście usta wciąż zachowywały urodę złożył wargi uwalniając przytłumiony kobiecy głos:
- Nie widzieliśmy nikogo, kto mógłby nazwać ten teren własnym.

Dame uśmiechnęła się szczerząc kły.
- Czyli te modyfikacje jednak maja konsekwencje. Uszkodziły “wam” wzrok czy mózg? Manhattan należy do Camarilli.

Wampir nie mógł mieć w sobie zbyt wiele krwi, by pozwolić sobie na ekspresję większą niż to konieczne.
- Jedyni kainici jakich poważamy, to ci z którymi pijamy - źrenice wampira zwężyły się nieco - ciebie nie pamiętam.

- A kogo pamiętasz? - Wampirzyca zacisnęła rękę na podbródku wampira czując pod palcami zrogowacenia jego skóry. - Czy ktoś jeszcze z tych twoich poważanych wampirów cierpi na niedoinformowanie?

- My wszyscy

Dame ponownie użyła na wampirze prezencji tym razem by go zastraszyć. Jej dłoń zacisnęła się na twarzy. - Z przyjemnością poznam was wszystkich. Ilu was jest na Manhattanie?

- Dzisiaj było ośmioro. - Salvatore zaklnął słysząc wywód “głowy”.

- A w szczycie sezonu ilu was bywa? - Madame absolutnie nie dała po sobie poznać by ja to zaskoczyło.

- Więcej, dużo więcej.

- Mój piękny wampirku, czyżby twoja zdolność do liczenia kończyła się na 10? Ilu maksymalnie?

Jeden z synów Księżnej stłumił dłonią chichot po komentarzu Bele. “Głowa” jednak zrobiła nieco zdziwione oczy, szczerze czy też nie.
- Maksymalnie? nie ma maksymalnie, tyle ile trzeba, tyle ile chcemy, ostatecznie przetrwa tylko garstka najlepiej przystosowanych, wtedy stworzą własną sforę.

- I nie działacie pod niczyim rozkazem, ot tak spontaniczne akcje?- W głosie Madame dało się usłyszeć zainteresowanie.

- Sfora nie służy starszym jak psy, sfora jest wolna.

Madame obejrzał się na księżną z uśmiechem. - Czy coś cię jeszcze interesuje Pani?

Michaela wypuściła dym
- Gdzie oni są. - powiedziała. Madam powtórzyła pytanie głowie.

- East Harlem - gdy te słowa padły, kostki zaciskającej się pieści Salvatore głośno zgrzytnęły.

- Mmm wszyscy w jednym miejscu? To musi być duży budynek skoro śpi tam “dużo więcej” - w tym miejscu ironia w głosie Dame była niemal jadowita - wampirów niż 8.

- Wschodnia 129ta, Kościół wszystkich Świętych, nie wszyscy tam są, ale część.

- Oh… to rozsądne, a reszta dojeżdża czy też ulokowała się na Manhattanie?

- Co noc nas przybywa, na Manhattanie woreczków nie brakuje.

- Owszem, też nie chodzimy głodni. - Wampirzyca przeczesała włosy Kubusia i chwytając za nie odchyliła jego głowę do tyłu. - A skąd przybywacie?

- Sfora zawiązała się na Brooklynie, osiemdziesiąt trzy lata temu.

- I cały ten czas mnożycie się jak króliki i rozpełzacie po całym Nowym Yorku.

- Tak.

Wampirzyca zerknęła znów na księżną z uśmiechem. Cały czas trzymała Kubusia za włosy. Michaela doskonale wiedziała że Dame pyta ją o pozwolenie na wypicie wampira.

Księżna puściła kółko z dymu. Podniosła się z krzesła.
- Wiesz co masz robić Salvatore - powiedziała, kierując się do wyjścia, w ślad za nią ruszyła jej świta.

- Jasne. - Brujah nawet nie silił się na ukrywanie swojej irytacji, jego temperament natychmiast udzielił się jego ludziom. Starszy również zaczął się zbierać.

Księżna zatrzymała się przed wyjściem i obdarzyła Madam przyjaznym spojrzeniem.
- Świetna robota Bele i… pochwalam… - to rzekłszy opuściła pomieszczenie. Pewnych rzeczy po prostu nie wypadało Księżnej oglądać, a już na pewno nie przy młodzieży.

Madame zaczekała aż wszyscy opuszczą pomieszczenie, uważnie przyglądając się trzymanemu wampirowi. Diabeł pozostawał pod wpływem wampirycznego uroku Venturki, jego twarz oszczędzała mimikę do minimum.
- Dragosz. - Głos wampirzycy był cichy, mogłoby się wydawać, że słaby. Madame wypaliła tej nocy sporo krwi. - Podejdź.

Mężczyzna znalazł się przy kobiecie bezzwłocznie.
- Kochana?

- Mam nadzieję, że umiesz się opanować. - Odciągnęła głowę Kubusia jeszcze bardziej do tyłu.

- Nie! - głowa wydarła się najgłośniej jak potrafiła, co wciąż pozostawało w granicach głośnego szeptu.

Dragosz zbliżył się do beczki i spojrzał na Madam.

Wampirzyca spojrzała na mężczyznę pytającym wzrokiem.
- Nie jesteś zainteresowany?

Dragosz pochylił głowę i zbliżył kły do szyi wierzgającej się panicznie głowy. Słychać było zgrzyt kruszących się kości gdy nadnaturalnie silny kainita łamał szczęką kostne wyrostki. Madam czuła unoszącą się w magazynie woń nieumarłej vitae.

Wampirzyca uważnie obserwowała jak z kadłubka ubywa krwi i gdy uznała, że wystarczy przerwała swemu childe przeczesując jego włosy dłonią. Gdy mężczyzna się odsunął puściła bezwolną głowę.
- John.

Ghul momentalnie pojawił się przy swej Pani.

- Odetnijcie głowę i spalcie, reszta idzie pływać. - Dame przetarła oczy i po dłuższej chwili ruszyła w stronę wyjścia. - Dragosz, zabierz mnie do domu.

Wampir ocierając usta wziął Dame pod rękę, gdy para opuszczała magazyn do ich uszu doleciał odgłos upadającej na betonową posadzkę głowy.
 
Aiko jest offline