Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2016, 15:45   #9
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Amna, Keiko, Nikolai, Robin, Szept, Micha


Miasto Feniksa nie przypominało żadnego znanego im wcześniej miejsca - nawet z wizji, jakie zostały im zaszczepione podczas sesji „uczących” doktor Alreuny. To miasto było niczym wyjęte z filmu, najpewniej horroru, a jednak dające nadzieję. Bo przecież dzięki Feniksowi ludzie tutaj żyli i trwali. Nie ograniczała ich kopuła Edenu ani 300-stronnicowy zbiór praw i obowiązków obywateli. Tu było tylko jedno prawo – bezwzględne prawo dżungli, opierające się na sile. No i było jeszcze Lekarstwo. Kto miał dostęp do prochów, ten miał władzę. Marco posiadał obie te rzeczy – siłę i prochy, dlatego nikt nie ważył się mu podskoczyć.

Choć wiele ciekawych spojrzeń śledziło Keiko, Nicolaia, Amnę i Robina, gdy ci przemierzali krótką drogę od więzienia do świątyni, nikt nie odważył się do nich podejść czy zakłócić wędrówki. Wręcz przeciwnie – wszyscy mieszkańcu nagle gdzieś umknęli, patrząc na „procesję”, prowadzoną przez Szept i Michę, z bezpiecznej odległości.

Co uderzyło młodych psioników w krajobrazie to powszechny brud i swoista „różnorodność” wszelkich budowli i mechanizmów, które bardziej wyglądały jak zlepki śmieci niż znane im urządzenia. Widać jednak tu liczyło się działanie, a nie estetyka wykonania. No i było coś jeszcze – powszechne kalectwo. Większość postaci, które im się przypatrywały, wydawało się ułomnych – niepełnosprawnych fizycznie, a czasem też psychicznie, na co wskazywały bezmyślne gesty czy tępe spojrzenia.

[MEDIA]http://i.imgur.com/iKp57jT.jpg[/MEDIA]

U progu świątyni, która bardziej wyglądała jak stary magazyn, zatrzymali się na moment. Szept wysunęła w górę pięść, którą po chwili otworzyła, jakby coś rozsypywała – pozdrowienie Dzieci Feniksa. Zaraz potem ruszyli do środka budynku, który - o dziwo – nie miał żadnego strażnika przy drzwiach. Najwyraźniej jednak obstawa kryła się gdzieś indziej, skoro Szept kogoś pozdrawiała.

Gdy weszli do środka, wszelkie dotychczasowe wyobrażenia „świętego” miejsca legły w gruzach. Tych samych gruzach, którymi usłane było wnętrze budynku. Tylko dwie rzeczy wydawały się tu względnie zadbane – zegar na ścianie po przeciwległej stronie oraz obity czerwoną materią fotel. Tylko gdzie był ten, który w nim zasiadał?

[MEDIA]https://images5.alphacoders.com/283/283729.jpg[/MEDIA]

Z góry pomieszczenia, która kiedyś musiała być wyższą kondygnacją dobiegało swoiste ciamkanie i pojękiwanie. Ci, którzy zwrócili na nie uwagę dostrzegli siedzącego na wielkim materacu mężczyznę w masce oraz klęczącą poniżej kobietę, która poruszała głową nad rozpiętym rozporkiem, raz po raz wciskając usta w materiał spodni mężczyzny.

Dopiero gdy Micha chrząknęła znacząco, Marco brutalnie odtrącił dziewczynę.

- Mówiłem że nie zdążysz – powiedział do niej, zapinając spodnie i podnosząc się na nogi.

Mimo iż jego twarz kryła maska, wydawał się bardzo przystojny – wysoki, symetrycznie zbudowany, umięśniony. Jego ubranie, choć skąpe było zadziwiająco czyste i dobre jakościowo. Choć ciężko było ocenić wiek Marco, to z pewnością był w wyśmienitej formie – jego ciało było silne i sprężyste, a ci którzy, mieli okazje co nieco dojrzeć – mogli stwierdzić, że również hojnie obdarzone przez naturę.

Chociaż odepchnięcie było dość silne, dziewczyna szybko przypełzła z powrotem do mężczyzny, łapiąc się jego nogawki.

[MEDIA]https://3.bp.blogspot.com/-QVaUSTA8qsg/V3khE8k084I/AAAAAAAAQ40/45jy8xTrXEYZFK0gnCE9sBsjr7Dckps4ACLcB/s640/vlcsnap-2016-07-03-07h25m37s198.png[/MEDIA]

- Marco, potrzebuję tego…
- Sorry Magi. Mieliśmy umowę. Miałaś mnie doprowadzić zanim przyjdą. Nie udało ci się, więc…
- Marco, błagam, wiesz, że ja…


Mięśnie mężczyzny stężały, jakby miał zaatakować natarczywą kochankę. Po chwili jednak rozluźnił się i wyjął z kieszeni niewielką tabletkę, którą upuścił pod nogi. Magi rzuciła się na nią błyskawicznie, szybko wkładając do ust i przełykając, jakby bała się, że mężczyzna się rozmyśli. Zaraz potem zwaliła się z błogą miną na materac.

Marco tylko pokręcił głową, po czym spojrzał w dół na psioników z Novum.

- Wybaczcie. Już się wami zajmuję.

Odbijając się od powierzchni, wzbił się pod sam sufit, jakby latał, po czym płynnie opadł jakiś metr przed przybyszami. Ukłonił się dwornie.

- Witajcie w Mieście Feniksa. To prawdziwy zaszczyt gościć „pierwszych” jak nazywamy was tutaj. Pierwszych uzdolnionych, opatrzonych numerami, od których wszystko się zaczęło. – jego głos był głęboki i zadziwiająco przyjemny, jak głos lektora na dawnych filmach – Wiem, że w Edenie traktowano was jak… potwory, obiekty eksperymentalne czy nawet gorzej – jak nieludzi. Tutaj jednak jesteście bohaterami. Nie mamy wiele, ale z pewnością znajdzie się dla was i strawa, i miejsce, jeśli zechcecie zamieszkać w mieście.

Umilkł, bo nagle zegar na ścianie zabił, choć jego wskazówki nie pokazywały żadnej pełnej godziny. Po chwili za starym mechanizmem uchyliły się ukryte drzwi i do sali weszła młoda, niezbyt urodziwa kobieta.

[MEDIA]http://s10.ifotos.pl/img/alcloseup_ahseshq.jpg[/MEDIA]

Skłoniła się skromnie, po czym podeszła do czerwonego fotela i stanęła za nim. Marco nijak nie zareagował na jej przybycie. Za to zwrócił uwagę na leżącą na noszach River.

- Co jej się stało? Mówiono mi, że żaden obdarzony nie ucierpiał poważnie podczas odbijania… - rzekł z pretensją, kierując wzrok to na Szept, to na Michę.


Salvador

Salvador patrzył na leżącą na ziemi jasnowłosą kobietę. Mogła mieć jakieś 30-35 lat. Może nawet więcej, bo w Edenie mieli przecież te swoje kosmetyki i inne cudowne zabiegi, a Alreuna wyglądała na taką kobietę, która dba o siebie. No właśnie - wyglądała - czas przeszły. Biały kitel już nie był biały, choć jako tako zachował swoją formę. Prawdę mówiąc, mężczyzna zostawił go jako formę fetyszu. Poza lekarskim kitlem cała odzież kobiety była jednak albo porwana, albo mokra od potu, łez i spermy.

Alreuna uniosła się nieco na łokciach. Przychodziło jej to z trudem, gdyż całe ciało miała obolałe, ze zdartych kolan sączyła się nawet krew. W końcu jednak kobiecie udało się usiąść, opierając się plecami o zimną, odrapaną z tynku ścianę. Dopiero po chwili podniosła wzrok. I choć Salvador widział wcześniej jak płacze, słyszał jej błagania, słyszał krzyki strachu i bólu, zobaczył teraz, że jeszcze tej kobiety nie złamał.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/96/da/7b/96da7bc207e272c6ebe881f1e9127158.jpg[/MEDIA]

- A ja czuję wyrzuty. – odparła cicho, zachrypniętym głosem. Dopiero gdy kaszlnęła parę razy i splunęła mieszaniną śliny i spermy, mogła mówić dalej – Czuję pańskie wyrzuty, panie Salvadorze – rzekła, celowo podkreślając formą grzecznościową dystans między nimi – Bo stał się pan złym człowiekiem. I to nie ja pana za takiego uważam. To pan sam o sobie tak myśli. A to co pan zrobił… I robi w ogóle, to co pan nazywa koniecznością, by przeżyć… To jest pana wybór. Ale ja pana nie winię. Nie do końca w każdym razie. Ktoś pana tego nauczył. Ktoś potraktował pana jak rzecz. Pewnie ktoś pana… zgwałcił. Może nawet wiele razy. Na wiele sposobów. Tak jak pan to zrobił ze mną. I dlatego pan teraz uważa, że silny jest ten, kto gwałci, kto krzywdzi, kto zadaje ból. A pan chce być silny. Nawet za cenę złego myślenia o sobie. Czy się mylę, panie Salvadorze? - roziskrzone siłą woli oczy wbiły się w niego niczym ostrza.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline