Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2016, 22:05   #10
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Chaos w zrujnowanym mieście


Saidin szybko powstał na równe nogi przyglądając się z niemałą dozą podejrzliwości czarnowłosej, choć tak naprawdę po prostu jego wzrok nie zdołał się jeszcze wyostrzyć dostatecznie, by w ogóle dokładnie ujrzeć jej twarz. Stał w lekkim rozkroku gotowy by od razu rzucić się w bok, choć chwiał się na nogach z powodu osłabienia. Wyczekiwany atak jednak nie następował, a żądne pożywienia trzewia dawały o sobie znać, co przełożyło się na jego energię oraz wygląd całego ciała. Był aż nazbyt wychudzony. Widocznie dawno nic nie jadł.
- Dziękuję… kimkolwiek jesteś - powiedział cicho, bez jakiejkolwiek barwy głosu, zero emocji. Tak jakby mu to w sumie było dość obojętne, choć może to tylko cecha osobowa - Chyba… zgubiłem twoich towarzyszy - zerknął na stos trupów piętrzący się nieopodal i aż mimowolnie się skrzywił.
- Moich? - rzuciła zdziwiiona w odpowiedzi i zdjęła nowopoznanego z linii wzroku, aby przenieść go na będącego kilkadziesiąt metrów dalej Rolanda, który najwyraźniej z czymś lub kimś się siłował.
To co wydarzyło się w przeciągu jedynie kilku minut całkowicie zbiło Rolanda z nóg. Najpierw odnalezienie Shade’a, z którego nogi wystawał bełt, zaraz później okrzyki Bazylii i pojawienie się kolejnego półorka. A w dodatku w końcu odnalazł Johanne! Tylko, że ta grzebiąc w stosie trupów, odnalazła najwyraźniej żywą osobę. Brakowało tylko, by zaraz wyskoczył skądś Rognir i zwyczajowo zaczął machać swoim toporem na prawo i lewo.
Wiedźmiarz nie miał czasu nawet, by poukładać to sobie wszytko w głowie. Bazylia wydawała się w gorszej sytuacji niż Johanna, jednak w swoim obecnym stanie z pewnością, nie poradziłby sobie z półorkiem. Dlatego najpierw musiał odnaleźć wsparcie.
- Johanna! - pozostawiając Shade’a na ziemi, ruszył w kierunku dziewczyny, bacznie obserwując otoczenie. W takiej sytuacji szczególnie nie mógł sobie pozwolić na utratę czujności.
Kiedy się do niej zbliżył, skupił wzrok na mężczyźnie, który najpierw odwzajemnił spojrzenie, ale szybko zaczął oglądać pozostałości swoich butów. Wprawdzie, nie odczuwał wobec niego takiej podejrzliwości jak w przypadku Aasimara, jednak wolał pozostać ostrożny.
- Odstawiając grzeczności i wyjaśnienia na bardziej dogodny moment, powiedz mi, czy znasz tego półorka i czy mógłbyś go jakoś powstrzymać? - zapytał, wskazując ręką w stronę domu, do którego usilnie nieludź chciał się dostać.
Ból niosący się po całym ciele nie dawał zapomnieć o wydarzeniach mających miejsce w tym przeklętym miejscu. Każdy ruch ciałem, a przede wszystkim rękami, niósł kolejne fale cierpienia, tak jakby go już mało miał za życia. Trudno mu było nazwać tą krainę światem żywych. Czyżby to było to przerażające Avernus, pierwszy krąg piekieł? Uchowajcie bogowie!
Półork… słowo to było dla niego znajome. Nawet podróżował z osobą będącą tak zwanym półorkiem. A może jedynie mu się wydawało, że podróżował? Z jednego koszmaru do drugiego. Z drugiego do trzeciego. Z trzeciego do entego. Może po prostu śnił - był zamknięty w swojej wyobraźni i dręczony przez nią przez spoglądanie na śmierć innych oraz swoją. Ale te anioły… czy one nie powinny być symbolem dobroci? Posłańcy bogów powinni próbować nawrócić czarne owieczki tego świata i przynieść ukojenie cierpiącym, nie mordować jak w jakiejś ubojni. A Jastra? Jedyna osoba będąca kiedyś zawsze z nim, przecież też była anielicą. Co jeśli tak naprawdę jest jak pozostali? Zabawiła się jego kosztem, po czym zostawiła, by cierpiał sam?
“Ona jest inna” - pomyślał wypierając łamiącą serce myśl ze swojej głowy.
Zdecydowanie za długo nie odpowiadał nieznajomemu na jego pytanie. Spojrzał więc w stronę, o której mówił, i zdziwił się niezmiernie widząc znajomą twarz.
- A tak. Znam go. To Kaabi - oznajmił tak, jakby do niego nie dotarło, że jego towarzysz żyje, lecz szybko się zreflektował, ożywiając się z tego marazmu będącym trudnym do zrozumienia rozmyślaniem nad pojęciem egzystencji w piekle - Zaraz, to Kaabi! Czekajcie, już się nim zajmę, tylko najpierw znajdę swój kostur podróżny.
Jak powiedział, tak zaczął robić. Zaczął odwracać i przetaczać trupy dookoła siebie z chwili na chwilę robiąc się coraz bardziej bladym. W pewnym momencie się poślizgnął i z całym impetem wychudłego ciała wpadł w głęboką kałużę szkarłatnej, śmierdzącej krwi. Saidin powstał tak szybko jak tylko był w stanie pomimo ogólnego osłabienia, plując krwią, kaszląc i ciężko dysząc, łaknąc powietrza. Strzępy jego szaty, kiedyś zapewne całkiem niezłej, teraz po prostu wisiały na nim przesączone czerwienią i smrodem. Jego energia sprzed chwili całkowicie się ulotniła, a nawet zdawał się skurczyć w sobie. Bez słowa skierowanego w stronę swej wybawczyni - udał się w stronę drzwi, garbiąc się przy tym pod natłokiem beznadziei.
- Co się dzieje z Shadem? On...on umarł?! - spytała jakby z przerażeniem Johanna, kiedy Roland stanął blisko niej i nawiązał kontakt z obcym mężczyzną, którego ta znalazła zupełnie przypadkiem. Zachodzące za górami słońce dawało coraz mniej światła i utrudniało dostrzeganie szczegółów.
- Rany, Roland… Pomóżmy mu. Przecież umiesz leczyć! - rzuciła jakby oskarżycielsko i nie zważając już na młodego, odratowanego spod stosu ciał chłopaka, podbiegła w stronę Łowcy, z którym razem uciekli z przeklętego miasta. Kiedy ukucnęła przy nim, Shade zaczął krwawić z nosa, sprawiał wrażenie jakby walczył wewnętrznie. Johanna spróbowała pomóc mu w sposób tradycyjny opatrzyć rany, bo tylko tak umiała. Obwiązała bandażami poranione ciało, nie wyjmowała bełtu aby nie powiększyć krwawienia. Na chwilę udało jej się odratować Łowcę przed śmiercią, ale jeśli nie otrzyma on w najbliższym czasie porządnej medycznej opieki - umrze.
Roland przyklęknął przy rannym towarzyszu, zaciskając wargi ze zmartwienia. Sądził, że stan Shade’a choć poważny, był już w miarę stabilny. Teraz jednak zdawać by się mogło, że z jakiegoś powodu życie łowcy zaczynało ponownie wyciekać. Wiedźmiarz klęczał nad nim, nie wiedząc kompletnie co ma zrobić. Wykorzystał już całą swoją magię, a prostymi działaniami ratunkowymi z pewnością nie uda mu się odciągnąć wiszącego nad mężczyzną widma śmierci. Pozostała już tylko jedna szansa na uratowanie go.
- Pomóż mi go przenieść do chaty, gdzie są wszyscy - powiedział do Johanny Roland. - Na jego rany może pomóc jedynie magia, a ja swoją już wyczerpałem, ale… - rzucił spojrzenie w stronę, w którą zmierzał odnaleziony przez dziewczynę mężczyzna. - może któryś z nich będzie w stanie mu pomóc. Nie pozostaje nam już nic innego.
 
Hazard jest offline