Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2016, 16:18   #20
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
O ile wcześniej Arya zachowała się prawie apatycznie, pozwalając decydować Ahabowi, o tyle teraz w jej oczach błysnęło zainteresowanie. Iskra ożywiła się, spotykając coś, co było dla nią tajemnicą. Powoli wyciągnęła z kieszeni kartę Maga i aktywowała ją, przesuwając przed sobą. Chciała sprawdzić czy dziwna aura miejsca i właściciela były wywołane magią.

Skupiła wzrok na karcie. Gdyby występowały jakieś zawirowania, ta powinna zareagować odpowiednio do ich natężeń. Pozostawała jednak w bezruchu. Arya nie poczuła nawet drżenia. Nie miała tu zatem miejsca stricte magiczna sztuczka lub otaczające dwójkę moce ją przewyższały. Lecz to było mało prawdopodobne. Tarot tak nie działał. Nie dało się go oszukać.

Rewolwerowiec czekał w spokoju, choć jedna z jego dłoni była niebezpiecznie blisko, broni. Oczy mężczyzny były lekko zmrużone, jakby oczekiwał ataku lub czegoś co mogło im zagrozić. Ahab zamilkł, i ze spokojem obserwował Aryę. Nie zamierzał się odzywać, widząc jak dziewczyna wyciąga z kieszeni kartę. Nie lubił ich. Wolał ołów.

Uważne oczy wciąż lustrowały okolicę. Wiedział że wystarczyłby choć ukradkowy ruch w ciemnościach, a dojrzałby go. Tymczasem gospodarz gdzieś zniknął lub z jakiegoś powodu się ukrywał.

- Brak magii - szepnęła Arya do partnera.

Odpowiedziało jej kiwnięcie głową. Rewolwerowiec ruszył powoli do przodu, dając znać towarzyszce by ta udała się za nim i nie wyprzedzała go.

- Czemu mam złe przeczucia? - mruknął do siebie bardziej niż do niej.

Nie zamierzał pierwszy sięgać po broń, dopiero gdy zajdzie taka kolejność. Poza tym nie ładnie tak na wejściu ubijać gospodarza. A do tego był głodny. Ciepłe żarcie przydało by się zjeść. A przed snem klepnąć Arye w tyłek.

Powoli weszli do chłodnego wnętrza, znajdując się w miejscu na rodzaj sieni. Stąd można było przejść do trzech pomieszczeń. Wszystkie były oszczędnymi celami wyłożonymi przez resztki jedzenia, sterty szmat oraz innych śmieci. Arya coś wyczuwała, teraz impuls był silniejszy. Wzrokiem poinformowała Ahaba, gdzie jej zdaniem znajdowało się źródło emanacji.

Za chwilę i tak okazało się to zbyteczne. Zza prawego rogu wyszedł kościsty mężczyzna w długiej wstędze oraz lnianej koszuli. Przy boku nosił drewnianą pałkę. Kiedy zbliżył się, mdłe światło z zewnątrz wyłowiło jego twarz. A raczej to, co z niej pozostało. Wyglądało to tak, jakby cała skóra spłynęła z jego czaszki. Pozostały z niej ledwie wiszące strzępy. Lewe oko zmieniło się w galaretowatą breję. Prawe było przekrwione i ociekało ropą.

- Czy jest z wami ktoś jeszcze? - wycharczały spalone usta.

Arya, która przywykła do widoku paskudnego oblicza wiedźmy na co dzień lekko tylko się wzdrygnęła - bardziej z zaskoczenia niż obrzydzenia.

- Jesteśmy sami.
- odezwała się łagodnie.

Ciężko było dostrzec co kryło się w spojrzeniu rewolwerowca, ale nie była to odraza. Raczej litość i współczucie, bowiem mężczyzna musiał przejść katusze. Na widok drewnianej pałki, jakby rozluźnił się, bowiem nie sądził by tą bronią mógł wyrządzić mu krzywdę.

Z oczywistych względów trudno było wyczytać reakcję mężczyzny. Ten odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku jednej z cel. Przybysze nie do końca rozumieli jak interpretować ten gest. Zaproszenie? A może po prostu ich zignorował?

Podeszli dalej. Pustelnik siedział na skórze z szakala i obserwował umieszczony na palenisku, posrebrzany imbryczek. Ściany w okół niego były odrapane, a część bruzd układała się w nieskładne napisy. Rewolwerowiec poczuł się pociągnąć rozmowę dalej.

- To prawda. Jesteśmy sami. Chcieliśmy prosić o gościnę. Jak Cię zwą?
- padło pytanie

Ahab współczuł nieznajomemu, ale priorytetem było dla niego bezpieczeństwo Aryi. Jeden zły ruch, a kula miała wylądować pomiędzy oczami mężczyzny.

- Kiedyś zwano mnie Oliver, jeśli o to pytasz.

Czajnik zaczął lekko się trząść pod wpływem gorącej wody w środku. Oczy anachorety spoczęły na płomieniu z dziwną fascynacją.

- Mogę zrobić dobrą herbatę - podpowiedziała Arya, wskazując na sakwy z ziołami przy pasie - Jeśli zechcesz nas ugościć... Jestem strudzeni, ale nie będziemy się narzucać.

Ahab milczał. Czekał na odpowiedź gospodarza. Cały czas jednak bacznie mu się przyglądał, tak samo jak i pomieszczeniu w którym się znaleźli.

- Możesz - odpowiedział wreszcie Oliver.
Wstał i zrobił kobiecie miejsce.
- Minęły wieki od kiedy piłem dobrą herbatę.

Ahab poczuł spojrzenie skierowane na jeden z jego coltów. Było bardzo szybkie, ukradkowe wręcz. Nie miał pewności czy był to sygnał iż łachmaniarz dostrzegł nieco prowokacyjną postawę lub sam coś planował.

Tymczasem Tarocistka zaczęła się krzątać jakby była u siebie. Odpięła jedna z sakiewek i wyjęła z niej szczyptę sproszkowanej herbaty oraz coś na kształt siatkowego cedzaka. Potem sięgnęła do innej - większej i po chwili szperania wyciągnęła zasuszony liść mięty, który skruszyła w palcach, roztaczając przyjemna won wokół. Przygotowana mieszankę wsypała do cedzaka, a następnie wrzuciła do dzbanka, który gospodarz zdjął z ognia. Po chwili cicho wystukując rytm, zaczęła nucić:

Gdzieś daleko stąd
złoty zamek złoty tron
wstążek cichy szum
niewidzialny gości tłum
koronkowy bal już nas woła
światłem tysiąc tysiąc barw
co tam smoki co tam kryształowe łzy
damy sobie radę ja i ty.

pamiętaj gdy mi rękę dasz
popłyniemy razem tam gdzie oczy gwiazd
przez bajkowe niebo przez bajkowy las
gdy mi tylko rękę dasz


To było jak rytuał. Każdy gest, nawet pozornie ostentacyjny pozostawał ważny. Drżący tembr głosu kobiety połączył się z głębokim aromatem rozchodzącym po jaskini. Poczuła, że nastawienie Olivera uległo zmianie. Kolory wokół niego zagęściły się i ociepliły. Wciąż jednak trzymał emocje na wodzy. Otok zaraz pierzchnął, powróciła beznamiętna szarość.

Kiedy skończyła śpiewać, wyjęła cedzak i szybko go wyczyściła. Po chwili rozlała aromatyczna herbatę do glinianych kubków, z których każdy zdawał się pochodzić z innego źródła, jednak wszystkie spełniały swoja funkcje.
- Ta piosenka jest idealna do zaparzania - wyjaśniła cicho, rozkoszując się ciepłem kubka i zapachem napoju, nim umoczyła w nim wargi.

Gospodarz przyjął naczynie lecz upił z niego dopiero, kiedy zrobiła to tarocistka. W międzyczasie kilka razy przyłożył parujący kubek do ust i wnet go odsuwał. Musiał pić gorący napar o wiele ostrożniej niż przeciętny człowiek.

[MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-dU0h5msdLwQ/T4Vc-GGyQQI/AAAAAAAAAhM/p8vRBwczzc0/s1600/tea.jpg[/MEDIA]

- To dobry napój - stwierdził - Pochodzicie z daleka skoro posiadasz te liście.

Rewolwerowiec zdawał się być rozluźniony, gdy usiadł sobie wygodnie. Ukradkowe spojrzenie nie umknęło jego uwadze, lecz nie spotkało się z to z żadną reakcją. Wziął do ręki kubek i przystawił go do nosa. Oddałby wiele za butelkę porządnej gorzały, a nie to świństwo. Z drugiej strony nie zamierzał marudzić, bowiem nigdy nie wiadomo co go jutro spotka.

- Od dawna tu mieszkasz? - zapytał Olivera.

Jedyne “zdrowe” oko skierowało się na strzelca. Wybroczyny sklejały obydwie powieki pustelnika przez co wyglądało to tak, jakby cały czas je mrużył.

- Będzie półtorej roku. Pytasz dlatego, że naprawdę cię to interesuje czy chcesz czymś zapełnić rozmowę?

Pociągnal kolejny łyk.

- Ciekawość. Czysta ciekawość, bo nie łatwo przeżyć w tym miejscu tyle czasu - w jego głosie brzmiał szacunek.

- Rozumiem. Nie żyje się tu łatwo, nie będę kryć. Ale są gorsze alternatywy.

- Co to w ogóle za... okolica?
- podchwyciła Arya.

Oliver intensywnie spoglądał na broń strzelca, dopiero po chwili odwrócił się do Aryi.

- To złe miejsce aby się zgubić - stwierdził jakby którykolwiek punkt na pustkowiach było ku temu właściwy - Jesteście w marchii Shadowfen.

Przybysze aż drgnęli. Góry którymi jeszcze niedawno się przeprawiali leżały daleko na południu. Shadowfen znajdowało się dwa tygodnie drogi stamtąd w kierunku północno-wschodnim.

- Jesteś pewien? - zapytała Arya, ale patrzyła na rewolwerowca, jakby w jego spojrzeniu szukając odpowiedzi

Oliver tylko skinął głową. To nie było możliwe. Facet był szalony albo przelecieli setki mil w chmurze wyładowań i pyłu.

- A to całe Wildstar? To miasto?

- Nie idźcie tam.

- Czemu?
- odezwał się milczący do tej pory rewolwerowiec. W jego oczach można było dostrzec zainteresowanie.

- Dla tego miejsca nie ma już nadziei. Lepiej umrzeć na pustyni niż postawić tam nogę.

Rewolwerowiec dał znak dłonią, by gospodarz dalej kontynuował. Był coraz bardziej ciekawy tego co ma do powiedzenia, i co może zastać w Wildstar. Może po to los ściągnął jego i tarocistkę w to miejsce.

Oliver chyba naprawdę polubił herbatę. Teraz pociągał już solidne łyki i trzymał płyn w ustach. Wyraźnie go smakował, raz nawet kiwnął głową w geście aprobaty. Rozmowa z nim zdawała się przez to flegmatyczna.
I nic dziwnego. Człowiek mieszkający we wnętrzu góry nie miał wiele okazji do pośpiechu.

Zajęło dłuższą chwilę, żeby Ahab zrozumiał, iż mężczyzna nie przeciągał wypowiedzi, a zwyczajnie uciął temat. Najwyraźniej słowo Wildstar było dla niego naprawdę nieprzyjemne.

- Wiesz, że cię nie znamy. Nie znamy twojej historii. - niespiesznym gestem Tarocistka sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej kartę Diabła.

[MEDIA]http://3.bp.blogspot.com/_DN1l5Msvh_Q/TDxPrfp126I/AAAAAAAAANw/2FP8UStsovE/s1600/devil+maroon.jpg[/MEDIA]

Niby to opierając się na dłoni, w której trzymała kartę, nakierowała ją na oszpeconego mężczyznę. W tym samym momencie poczuła jak słabnie a w głowie zaczyna jej się ćmić. To trzeci raz w niedługim przecież czasie jak użyła kart. Jej organizm stawał się przeciążony. Tarot bywał bowiem jak narkotyk. Nawet posiadając świadomość jak bardzo trzeba z nim uważać, ciężko było odrzucić kolejną szansę na manifestację mocy. Kto nigdy nie był tarocistą, mógł się temu dziwić, lecz nie zrozumiałby tego.
Strużka krwi pociekła Aryi z nosa. Poza tym wstrzymywała się przed okazywaniem innych skutków ubocznych.

- Ciężko nam zrozumieć twoje ostrzeżenie, jeśli nie powiesz... czego tak naprawdę mamy się tam bać. Co jest takiego strasznego w Wildstar?

- Ludzie. Choć nie wszyscy w mieście zasługują by nosić to miano
- mężczyzna mówił nieco zmienionym głosem. Był to typowy efekt czaru - Wildstar… weryfikuje człowieka - Arya czuła że ostatnich słów mężczyzna nie chciał powiedzieć, ale magia zmusiła go do tego.

- Opowiedz nam o tym
. - poprosiła, ukradkiem ocierając krew.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline