Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2016, 21:35   #60
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Nie minęło wiele czasu jak pod oknem przebiegł ciężko niczym olbrzym z rozwianą czerwoną czupryną - Jan Wiklina. Załomotał do drzwi aż zadygotały w futrynie.
- Panie! Więzień umiera! Ducha wyzionie już lada chwila, biegaj pan ze mną, zaraz!

Rodolphe siedział właśnie uśmiechnięty na księgami z filiżanką naparu z kłącza tataraku, gdy krzyki o umierającym więźniu przestraszyły go i potrącił naczynie dłonią. Szczęśliwie całość wylała się na drewnianą podłogę, która i tak w każdym możliwym miejscu poznaczona była podobnymi już plamami.

- Już biegnę! - odkrzyknął zielarz i nie marnując czasu na podchodzenie do drzwi, zabrał ze sobą torbę zawierającą podstawowe przyrządy do pracy. I coś na odtrucie organizmu, po wczorajszym podtruciu. Potem pobiegł do więźnia w przelocie kłaniając się lekko Janowi.

***

Zastukały obcasy butów o śliskie stopnie schodów i zafurkotała pochodnia rozświetlając ciemne lochy aresztu. Rodolphe w obstawie Jana zbliżali się do otwartej celi.
- Uszanowanie panie Trottier - uchylił kapelusza Gauthier, który pilnował drzwi. W środku na podłodze Hoe trzymała nieprzytomnego Diego.
- O tutaj panie. Szarpało nim jak pstrągiem na żyłce. Z pyska mu piana leciała i charczał tak: ‘Hrrr, hrrr’ - Wiklina próbował tłumaczyć cyrulikowi..

- Dziękuję za wyjaśnienie - rzucił Wiklinie mer, nie zwracając na nikogo, prócz więźnia, uwagi. - Odsuń się, Hoe - rozkazał, nie zastanawiając się nad uprzejmościami. Człowiek, którego podtruł wyglądał bardzo, bardzo źle. Nie mógł pozwolić, żeby cokolwiek mu się stało. Od razu zabrał się do pracy.*
Orczyca wykonała polecenie bez chwili zwłoki i zająknięcia, stając po prostu obok i nie przeszkadzając Rodolphe w pracy. Nie miała zamiaru wychodzić póki nie okaże się, że nie jest potrzebna.*

Symptomy które wystąpiły nijak nie pasowały do tego Mleka Makowego. Nawet w postaci podwójnej dawki raczej nie atakowały głównego układu nerwowego. Diego miał też problemy z oddychaniem. Należało mu oczyścić jamę ustną.

- Kto tutaj wchodził?! - zapytał zdenerwowany Trottier. - Kto miał dostęp do więźnia?

Wysłuchując ewentualnych odpowiedzi włożył palce do ust ofiary, starając się wyjąc fragmenty roślin i wszelkie paskudztwa utrudniające oddychanie. Później będzie się martwił wymiocinami na swoim ubraniu i skórze. “Kto mógł chcieć go otruć?” - pytał sam siebie w myślach. Następne w kolejności będzie podanie ostrych środków przeczyszczających. A potem biedak będzie musiał jakoś przetrwać na bulionach i z bólem życia. O ile przeżyje…

- Ja nie wchodziłem - powiedział Wiklina - No tylko teraz, co drzwi otworzyłem, bo się dusił człowiek. Ale zaraz zawołałem panią Hoe.
Elf, który stał w drzwiach rozejrzał się po wpatrzonych twarzach i wzruszył ramionami.
- Nie patrzcie na mnie. Kogo miałbym tu niby wpuszczać? I po co?...
Próba otrucia była bardzo toporna. Ktoś na siłę wepchnął więźniowi do ust trującą roślinę. Pewnie myśląc, że przedostanie się do układu pokarmowego. Przeleżała tam od rana chyba i drobinki ze śliną spłynęły do żołądka. Na szczęście większość pozostała między zębami.
Cyrulikowi udało się pomóc i ustabilizować nieszczęśnika. Nie odzyskał on jednak przytomności i pewnie jeszcze długo będzie nieprzytomny.
Jan Wiklina wydawał się wystraszony. Czuł odpowiedzialność za więźnia. To na jego zmianie wydarzyło się to wszystko. Stał z rękami opartymi o biodra a mina zdradzała, że szukał w głowie odpowiedzi na to, jak to się mogło stać…
- Nie przejmuj się Janie - spróbował pocieszyć go mer, trzymając śmierdzące i brudne dłonie z dala od swojego ubrania. - Nie zrobiłeś nic złego. - Rodolphe nagle przestał zwracać uwagę na to co mówi, lecz zaczął przypominać sobie, kto mógł w wiosce znać się choć trochę na ziołach. Albo komu on pokazywał kiedyś mordujkę, bo to też możliwe. A potem odezwał się do Hoe: - Prosiłbym cię, Hoeth, żebyś popilnowała chwilę naszego więźnia. Ja muszę się przebrać i obmyć nieco. Za chwilę wrócę. Swoją drogą - będziesz miała ochotę przyjść do mnie wieczorem i porozmawiać spokojnie? O czymś, co nie ma związku z… tym wszystkim? - Wykonał ruch ręką, w próbie objęcia tego więzienia, spotkania rady i nagłej utraty przytomności całej wioski.

Orczyca uśmiechnęła się leciutko, bowiem sytuacja nie pozwalała na nic więcej. Skinęła potwierdzająco głową.
- Dobrze Rodolphe. Teraz czekam twojego powrotu.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline