12-10-2016, 18:35
|
#19 |
| Wszyscy pradawni wodzowie czerwonoskórych mogliby pozazdrościć Merlinowi kamiennego oblicza, a pelikany ze Swamp Lake łatwości, z jakimi architekt łykał rewelacje serwowane przez swego gościa. Rude brwi nawet na moment nie podskoczyły w górę. Lekko opuszczonych w dół kącików ust nie wygiął pogardliwie przenikliwu i świadomy uśmieszek. McMahon nawet nie sztachnął się głębiej powietrzem wypełnionym wonią drogiej wody toaletowej Bashira, jak to robią wilkołaki gdy przeczuwają, że coś tu podśmiarduje.
A cuchnęło na całego.
- Ahahahaha – zaśmiał się Merlin serdecznie, choć nie nazbyt tubalnie z żarciku klienta. - Koniaczku?
Po koniaczku przyszła pora na kawę, a po kawie na kolejny koniaczek, z którym się przenieśli od biurka na sofę przy szklanym stoliku.
- Mam nadzieję, że jako projektant zostanę członkiem tego ekskluzywnego klubu – zgłosił Merlin potrzebę kurtuazyjnego gestu i oślepił Bashira bielą swego uśmiechu, za który zapłacił niemało w zeszłym miesiącu w lokalnej klinice stomatologicznej, gdzie co trzy miesiące skrobał sobie zęby z nikotyny i kawy.
- Oczywiście, zanim podejmę się ostatecznie realizacji, potrzebuję szeregu dokumentów – uświadomił Bashira. - To wszak nie jest domek letniskowy z prefabrykatów, musi komponować się z krajobrazem, ważne też są przyłącza, może być z tym problem... Agnes poda panu spis wszystkiego, czego potrzebuję...
... a mając wszystkie papiery ze spisu Merlin będzie dokładnie wiedział, który to kawałek ziemi zamierza Bashir kupić od naszych czerwonoskórych. Po moim trupie , pomyślał sobie McMahon, gdy zamknął za Bashirem drzwi jego auta i obdarzył go na pożegnanie gestem i uśmiechem szczerym ujak Judaszowy pocałunek. Gdy tylko samochód tamtego zniknął za zakrętem, Merlin wyciągnął komórkę i papierosa.
- Chiara – przywitał kuzynkę niezbyt wylewnie. Nie lubili się, była zbyt... zbuntowana i alternatywna. Za to niewątpliwie dobrze radziła sobie ze zbieraniem informacji – Joshua Bashir. Zajrzyj mu w dupę do trzeciego pokolenia wstecz. Sprawdź jego interesy.
Właśnie schowany za posadzonym w wykuszu między budynkami iglakiem przedzwonił do siostry, by się dowiedzieć, jakie efekty przyniósł nalot na mieszkanie Kochów, gdy ujrzał JĄ. Panią Koch. Zaklął i zdusił papierosa o krawężnik, wyskoczył na ulicę prosto w sznur samochodów.
- Nadiu – otoczył ją opiekuńczo ramieniem i odciągnął od posterunku, a policjanta zgromił wzrokiem. - Coś się stało? Chodź do mnie.
A myślał sobie: spalę się w piekle, na szczęście jeszcze nie dzisiaj. Oraz: muszę zadzwonić do Granta. Oraz: muszę znaleźć przyjaciół w rezerwacie, choć jednego, który nie będzie rzygał na mój widok, a wysłucha sprawy.
Kto tam siedzi... chyba Uktena... no ja pierdolę. |
| |