Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2016, 15:43   #14
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Kiedy tylko wydało się, że Gabriel i Mao nie byli osamotnieni, a reszta skrywała się za drzewami i krzakami, nie było już odwrotu. Nadszedł najwyższy czas, by zakończyć to, co zaczęło się kilka dni wcześniej na trakcie wiodącym do Candlekeep.
Orianna wychyliła się zza drzewa i rozejrzała po okolicy, oceniając ich szanse przeciwko grupie Gerego. Wiedziała, że nie mogła biernie stać i patrzeć, co się dzieje na polu walki, bo nie postąpiłaby wtedy lepiej, niż Liska uciekając z księgą.

Kiedy tylko ujrzała znajome twarze morderców, od razu poczuła jakiś bodziec pchający ją w wir walki. Chęć zemsty na zabójcach przyjaciół była tak silna, że Orianna nie zamierzała tym razem się hamować. Czuła, jak adrenalina pulsuje jej w żyłach, wzmacniając jej moce magiczne. Przynajmniej takie miała wrażenie.
Gestem i krótką inkantacją splotła magiczną zbroję, która miała chronić ją przed ewentualnymi atakami ze strony przeciwników. Nauczona doświadczeniami z poprzedniej walki wiedziała, że grupa Gerego była w stanie bardzo szybko wykluczyć ją z pola bitwy - tym razem jednak nie planowała porażki.

Spojrzała w stronę kapłana. Nie pamiętała, jak miał na imię. Może nawet nie zdążyła go poznać. Nie interesowało ją to. Jedyne, czego chciała, to by podzielił okrutny los, jaki spotkał Liliusa i Korda.
Uniosła prawą dłoń, szepcząc pod nosem formułkę zaklęcia. Wokół jej palców zaczęła formować się fioletowa smuga, a kiedy wycelowała w przeciwnika, ta przeistoczyła się w magiczne pociski, które pomknęły i ugodziły kapłana swoją magiczną energią.
Wtedy gdzieś nieopodal siebie usłyszała głos Leomundy. Choć dalej miała co do niej mieszane uczucia, to poczuła, że jej melodyjny śpiew rozlewa się przyjemnie w jej umyśle, dodając otuchy i odwagi.
To wystarczyło, by zaklinaczka o różowych włosach splotła kolejne zaklęcie w swojej dłoni. Po chwili magiczne pociski mknęły ku kapłanowi, zostawiając za sobą różową smugę, kreślącą tor ich lotu.

Wtedy zza drzew wyłonił się on. Gery morderca. Twarz, która śniła się Oriannie po nocach na równi z przywódcą Płonących Wron.
Zaklinaczka zmarszczyła brwi. Czuła, jak buzuje w niej wściekłość. Widziała, jak ta szuja powoli zbliża się do Gabriela, by zadać niehonorowy cios zza pleców. W jej dłoni ponownie zaczęły formować się magiczne pociski, w które przelała nie tylko magiczną moc, ale i swoje uczucia względem tego parszywego człowieka.
- Giń - warknęła, kiedy skończyła pleść zaklęcie, a magiczne pociski złowieszczo mknęły ku nieświadomemu zagrożenia Geremu.
Uderzony magiczną mocą, a wcześniej raniony przez Colina, Gery padł na kolana z grymasem bólu wymalowanym na twarzy. Potem przewrócił się już martwy na mokrą ściółkę i walka dobiegła końca.

Orianna nie do końca pamiętała, co się wydarzyło w ciągu kilku następnych chwil, być może za sprawą silnych emocji, które nią targały.
Pamiętała dopiero moment, w którym stała nad martwym Gerym, pozbawionym swojego oręża i zbroi. Wyglądał zupełnie zwyczajnie. Nie był już groźnym rozbójnikiem, czyhającym na tajemniczą księgę. Nie przypominał też kogoś, kto zdolny był do tego, czego faktycznie dokonał.
Łza spłynęła po piegowatym policzku Orianny. Nie było jej smutno. Wręcz przeciwnie - czuła, jak wściekłość i frustracja rozrywają ją od środka. Gery był już martwy, a zasługiwał na gorszą karę. Powinien cierpieć tak, jak cierpieli wszyscy, których skrzywdził. Powinien był umierać długo i w męczarniach, na jakie sobie zasłużył. Powinien najpierw odpokutować za śmierć Liliusa i Korda i bogowie tylko wiedzieli ilu jeszcze niewinnych, których zabił dla durnej książki.
Orianna osunęła się na kolana tuż obok Gerego, wpatrując się w jego twarz. Powstrzymywała się już wystarczająco długo - łzy popłynęły jej po policzkach.

- Ty sukinsynu! - krzyknęła przez zęby, uderzając pięściami w jego klatkę piersiową. - Zabiłeś ich! Nie zasłużyłeś na śmierć! Powinieneś był cierpieć!
Krzyczała na całe gardło, wyzwalając z siebie wszystkie emocje, które trzymała w sobie odkąd dotarli do Candlekeep. Całą swoją złość przelała na ciało Gerego. Wciąż przed oczami miała widok mordowanych Liliusa i Korda. Już nigdy nie miała zapleść żadnego kwiatu we włosach półelfa. Nigdy też nie miała usłyszeć donośnego beknięcia Gburka.
- Obyś nigdy nie zaznał spokoju! - krzyczała dalej, uderzając w martwego Gerego, nawet nie zauważając, kiedy wokół jej dłoni zaczęły formować się małe iskierki.
W końcu przy ostatnim uderzeniu, w które włożyła wszystkie swoje negatywne emocje, jej dłonie zapłonęły ogniem, który szybko rozlał się po całym ciele Gerego.
Zaskoczona tym, co zrobiła, odsunęła się szybko do tyłu, patrząc jak ciało najbardziej znienawidzonej przez nią osoby zamienia się w kupkę popiołu. Potem spojrzała na swoje dłonie, które wyglądały jak każdego innego dnia - smukłe, zadbane, na pewno nie jarzące się od ognia. Nie do końca wiedziała, jak tego dokonała, ale ucieszyło ją to, że po Gerym nie było już nic poza garstką popiołu.
 
Pan Elf jest offline