Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2016, 14:37   #27
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Saloon mieścił się w większym budynku o dwóch kondygnacjach. Jego szyld wyciosano w kształt źrebaka stojącego na tylnych kopytach. Teraz tablica przypominała raczej niezgrabną parodię. Zwisała smętnie, wydając głośne piski. Na drugim pietrze, bezpośrednio nad werandą znajdował się długi balkon. Tam klienci mogli siąść na zewnątrz przy jednym z chybotliwych stoliczków. Obecnie nie było tam jednak nikogo.
Za to tym razem przed samym wejściem ustawiło się trzech mężczyzn. Długie, skołtunione brody, poszarpane kurty oraz bryczesy ze skrzepami krwi kojarzyły się raczej z brudną robotą. No chyba że długa broń palna służyła im do polowania na lokalną zwierzynę. Ale jakoś nie chciało się w to wierzyć.
- Daj spokój Mal! - krzyknął pierwszy z nich w kierunku saloonu - Nie utrudniaj tego nam i sobie.
Drugi uniósł swojego winchestera i strzelił w jedną z okiennic. Szkło rozprysło się wokół na małe kawałeczki.
- Jak słyszysz, nie jesteśmy w nastroju do żartów.

Dwójka szła w kierunku zajścia. Preacher jak zwykle skupiony, ze swobodnie zwisającymi rękoma, które w każdym momencie gotowe były chwycić za colty. Iskra lekko nachylona do przodu, jak gdyby nieobecna. Jej poza także pozostawała tylko pozornie łagodna. Tuż za nią podążał czarny jak smoła kot. W momencie wystrzału nie drgnął nawet, wpatrzony stale w trzewiczki tarocistki.
Tarocistka palcami w kieszeni namierzyła kartę Wisielca. Nie wyciągała jej jednak. Jeszcze.
- Co robimy? - zapytała cicho towarzysza, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy przede wszystkim z ziemią.
Strzały. Kłopoty. Dłonie parzyły Ahaba, lecz nie nawykł do strzelania pierwszy. Bez ostrzeżenia.
Lekkie chrząkniecie by zwrócić na siebie uwagę:
- Panowie - rzekł spokojnie - odłóżcie to na kiedy indziej. Nie szkoda wam naboi na szyby - zwrócił się grzecznie
Gdyby zauważył ruch kierującej się broni jego stronę, planował strzelać. Nie zamierzał się z nimi patyczkować. Był głodny. Głowa go bolała.
Bardziej rosły facet, wyglądający na herszta grupy, powoli odwrócił się w kierunku Ahaba. Na jego twarzy wykwitł szpetny uśmieszek. Zastrzygł sumiastymi wąsiskami.


- Nie wierzę, że ziemia rodzi jeszcze takich głupców.
Kompan szturchnął go łokciem.
- To chyba ci, co darli się po mieście. Właściwie ta damulka. Coś o magicznej skale.
Przywódca uśmiechnął się rzędem zębów tak zepsutych, że samym zapachem pociągnąłby do grobu jeden pułk.
- Wypierdalać jeśli wam życie miłe. Bo jak policzymy się z Malcolmem, to zabierzemy się za wasze dupska. Szczególnie tej murwy - puścił oko do Aryi, a przed Ahaba po prostu splunął.
 
Caleb jest offline