Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2016, 16:27   #25
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację



Czy ktokolwiek zapłacze, gdy przyjdzie na niego czas? Czy kogokolwiek będzie to obchodziło?

Zaśmiał się cicho wiedząc, że nikogo nie będzie obchodził. Oczami wyobraźni widział własne ciało, przy którym zatrzymuje się mężczyzna. Zatrzymuje się, by zedrzeć z niego, uszkodzony w miejscu dłoni, pancerz. Tylko na to mógł liczyć. "Tobie już się nie przyda" zamiast dobrego słowa.

Podniósł głowę, by sprawdzić kierunek i spostrzegł, że cały świat jest czarny. Zniknęła cała biel, nie było szarości. Wszystko czarne, lecz wiedział, iż pod spodem znajduje się czerwień krwi.

Czy ktokolwiek poświęci chwilę, żeby go pochować?

Żadnych złudzeń. Jego głowa zostanie oddzielona od korpusu i w ten sposób zostanie zostawiony na pustkowiach. Na pożarcie. Ewentualnie strawi go ogień. Skończy zapomniany. Niechciany.

Z pewnym zaskoczeniem odkrył, iż czarny świat nie budzi w niem żadnych emocji. Świat jest zły. Ludzie są źli. Zombie też są źli. Wszystko jest złe. Są tylko rzeczy bardziej lub mniej złe. Tak po prostu jest, zaś z faktami się nie dyskutuje. Nie poddaje się ich ocenie emocjonalnej. Istnieje tylko fakt i jego konsekwencje.

- Stój, kurwi synu! Ani kroku dalej! Jak chcesz żyć, to wyskakuj z Lekarstwa, skurwysynu, albo cię zajebię! - krzyczała kobieta stojąca na skale.

Nie wychodząc z cienia spojrzał na nią obojętnie. Rozejrzał się, by sprawdzić czy na pewno on jest adresatem. Groźba nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. Wypalony w środku i celem jarzącym się wyraźnie na końcu niezbyt długiego tunelu.

Czy miał odejść właśnie w tej chwili? Wolałby jeszcze chwilę pożyć, by spróbować uwolnić swoich jedynych znajomych. Niemniej wizja własnej śmierci zadomowiła się w jego umyśle.
Powinien się bać. Chyba. Tylko po co? Skoro i tak nie da się tego uniknąć, to może właśnie nie należy się bać?

Przez chwilę nie poruszał się wcale, obserwując jedynie. Miała zasłonięte oczy. Liam podejrzewał, że kieruje się ona słuchem. Byłoby to interesujące, gdyby nie to, iż… nic go to nie obchodziło. Nie bardzo wiedział o jakie lekarstwo mogło jej chodzić. Być może też ugryzł ją zombie i poszukuje ratunku. Nie będzie ratunku. Nic jej nie pomoże. Jednakże nie miał zamiaru wyprowadzać jej z błędu. Według niego byłoby to okrutne. Niech się przemieni wierząc, że gdzieś jest coś, co może powstrzymać przemianę. Niech ma nadzieję do końca.

Przez chwilę rozważał możliwość zabicia jej, ale ona właśnie traciła wszystko. Póki ma ochotę walczyć o siebie, niech walczy. Kto wie, może ma w sobie coś, co ją uratuje? Nie wierzył w to. Może gdyby jakiś psionik miał zdolność regeneracji? Było to jednak zwyczajnie akademickie rozważanie.
Ruszył cieniem z rzadka porozrzucanych, powykręcanych szczątków niegdyś pięknych drzew i co większych kamieni. Lieke uzdrowiłaby drzewa. Był tego pewien. Jednak jej tu nie było.

Szedł powoli, uważając, by nie wydawać żadnych odgłosów i co jakiś czas zatrzymywał się za osłoną martwego już drewna, żeby móc spojrzeć na nieznajomą, ocenić skuteczność własnych działań. Obecnie nie szedł jednak prosto w kierunku miasta, lecz nieco w lewo, zamierzając nadłożyć nieco drogi. Dzięki temu mógł oddalić się od wojowniczej osobniczki, a następnie, utrzymując dystans, ominąć ją. I podjąć wędrówkę w kierunku miasta.

- Ani kroku, kurwi psie! - ryknęła, wciąż patrząc w inną stronę i rzucając swój oszczep. Broń uniosła się w powietrze, wykonała zwrot, którego... nie powinna, nie będąc bronią zdalną i wbiła się pół metra przed Liamem w skałę - na wysokości jego twarzy.

- Wyskakuj z Lekarstwa! - zagrzmiała kobieta na skale.

Powinien się jej bać? Pewnie tak. Chciała go obrabować i zabić, a do tego, najwyraźniej, posiadała jakieś moce.
Kilka dni w jedną czy w drugą stronę nie robiło mu różnicy.

Nie chciał odzierać jej z nadziei, ale nie pozostawiała mu wyboru. A może istniała jakaś inna droga? Może, ale jemu nie chciało się szukać. Spojrzał na własny cień i uśmiechnął się blado.

- Nie ma lekarstwa. Nie chciałem cię wyprowadzać z błędu, póki masz siłę walczyć i nadzieję na wygraną - powiedział obojętnie z lekką dozą smutku. A świat był czarny. Cień wysunął ostrza.

Kobieta zeskoczyła ze skały i spokojnie ruszyła w kierunku Liama, dzierżąc krótszą włócznię w ręce.
- Nie znam tego głosu. Coś ty za jeden? - burknęła.

- Przejezdny - rzucił krótko i pociągnął nosem.
- Jesteś niemiła i zachowujesz się niemiło. Ja to widzę tak: zatrzymasz się, schowasz ten patyk lub będę musiał potraktować cię jak złą osobę i przez to umrzesz ty albo ja. Wybierz sobie co ci bardziej pasuje - powiedział apatycznie, zaś cień oderwał się od Liama.

Kobieta chwile milczała.
- Tu nie ma przejezdnych. Chyba że jesteś z tej katastrofy... - dodała. Nie opuściła broni, ale też nie wydawała się skłonna do ataku.

Psionik parsknął, jednak w jego głosie nie było ani krzty radości.
- To nie była “katastrofa”... Ale tak, stamtąd. I co? Chcesz mnie teraz doprowadzić do swojego szefa? Czy szefowej? - zapytał, uznając, iż kobieta musiała być wystawiona jako straż, bo porywaczom nie zgodził się rachunek.

Zresztą… Może to nie był taki zły pomysł? A może był? Sam nie wiedział. Poczuł jednak dziwną ochotę, by dać zaszaleć mrocznej stronie własnego ja.
Cień Liama, oderwany od ciała, stał w gotowości do zaatakowania cienia kobiety. Kobieta nie widziała cienia, a przynajmniej na niego nie zareagowała. Za to splunęła z wstrętem.

- Marco nie jest moim szefem. - warknęła. - I nie zamierzam się dzielić z nim łupem. Jesteś mój. Zdejmuj wszystko co masz kurwisynu, to może przeżyjesz.

Mało brakowało, a roześmiałby się pusto. Cień to bardzo plastyczna materia.
- Zaczekaj! Jedno pytanie. Kim jest Marco? - powiedział, ale rozprzężony z ciałem cień nie czekał aż Liam skończy. W zasadzie ledwie pozwolił swemu właścicielowi zacząć, rozpoczynając uderzenie. Wysunięte ostrza, a właściwie transformowane odpowiednio ręce, ponieważ fizycznie psionik nie posiadał niczego więcej niż noża, leciały w kierunku miejsca, w którym cień sprzężony z kobietą miał głowę.

Strategia specjalisty od cieni była banalnie prosta. Głosem chciał pokazać, że nie zamierza ruszyć do uderzenia, zaś w tym czasie, korzystając z przewagi zaskoczenia, jeśli ją miał, cień miał zaatakować z odpowiedniej strony. Chciał zabić ją szybko, nie pozwalając na rzucenie włócznią, ale gdyby jednak zdążyła nią cisnąć, kluczowa miała być strona, od której podszedł cień Liama. Miał on przyjąć na siebie uderzenie cienia włóczni, by zatrzymać sam przedmiot materialny. Cień Liama miał tymczasem atakować dalej i dopiero po śmierci kobiety psionik cienia mógł pozwolić na to, by przedmiot opadł na ziemię i doprowadzić do ponownego sprzężenia samego siebie z własnym cieniem.

A jeśli nie wyjdzie?
Najwyżej umrze.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline