Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2016, 17:47   #26
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Kilka chwil zajęło Rolandowi dojście do siebie po udanej walce. Nikt nie zginął, a przynajmniej tak z początku mogło się wydawać, jednak zniknięcie jednego z czarodziei nagle go zaniepokoiło. Bo w końcu czy nie stał on tuż obok? Co mogło spowodować to nagłe zniknięcie? Wiedźmiarz nie wiedział, jednak nie miał nawet czasu na przemyślenie tej sprawy, kiedy obok nich przemknął Raziel i skierował się w stronę jakiegoś domostwa. Roland nie był pewny, czy tamten wybiera się na spacer, czy chce ich już na stałe opuścić, jednak wiedźmiarz musiał wcześniej przedyskutować z nim pewną sprawę. Pobiegł za nim, zostawiając na pobojowisku resztę przebudzonych.
Musiał z nim porozmawiać. Nie mógł dłużej odwlekać tej rozmowy, a raczej informacji, którą mogła mu przynieść. W końcu nie mógł od tego uciec.
Nie chciał krzyczeć za Razielem, by ten się zatrzymał, nie będąc jeszcze do końca pewnym, czy po okolicy nie wałęsa się więcej podobnych, wygłodniałych bestii. Kiedy w końcu zbliżył się do niego, odezwał się poważnym głosem.
-Raziel, nie mam pojęcia gdzie się wybierasz, ale muszę wcześniej z tobą porozmawiać.
Mężczyzna nie zatrzymał, wciąż kierując się w wyznaczonym przez siebie kierunku. Zarzucił swoją strzelbę na ramię i szedł jakby ze znużeniem przemierzając piekielną ziemię. Jedynie na chwilę zerknął kątem oka na Rolanda, a w odpowiedzi westchnął ciężko, jakby rozmowa z osobami “niewybranymi”, godziła w jego święte wartości i przekonania.
- Idę poszukać naboi, wiem, że Przebudzeni zbierają wszystko co im wpadnie w łapy - odparł w końcu, choć wiedział, że nie musiał. Zakręcił do najbliższego, ocalałego domku i stanął obok drzwi, opierając się o ścianę. Wyciągnął rękę, aby pchnąć drewno osłaniające wejście.
- Wiem też, że lubicie zastawiać pułapki - dodał po chwili, choć jego podejrzenia tym razem nie miały odzwierciedlenia w rzeczywistości. Wszedł do budynku w celu jego przeszukania. Zaś zaraz za nim podążył Roland, który jednak przystanął w progu.
- Podpisałem pakt z demonem - rzekł bez ogródek wiedźmiarz. - Treść umowy brzmiał: “oddanie duszy, w wybranym przez wezwanego czasie”, a potem od razu znalazłem się w piekle. Jesteś tu jedyną kompetentną osobą jeżeli chodzi o te sprawy, a więc będziesz mi mógł odpowiedzieć na pytanie, które nurtuje mnie od samego początku. A mianowicie, czy warunki umowy zostały już wypełnione? To znaczy, czy “oddanie duszy” polegało po prostu na zrzuceniu mnie do tego przeklętego miasta uśpionych, czy wciąż mogę się spodziewać, że pewnego dnia w tym chorym miejscu zjawi się po mnie jakiś demon? Te psy… Wyglądało na to, że po mnie tu przybyły…
Raziel zajęty przeszukiwaniami, nie zwracał specjalnej uwagi na Rolanda. Mimo to, jego dobra natura, nie pozwoliłazostawić mu pytania bez odpowiedzi. Nawet jeśli owa odpowiedź niewiele pomagała.
- Możliwe, że tylko ściągnął cię na swój plan, a przyjdzie po ciebie później. Raczej wolałby mieć na własność twe usługi, niż po prostu skazywać cię na tułanie się po piekle. A może sprawdza ile w stanie jesteś znieść i czy na pewno jesteś pożyteczny? Ja prawda by nie była, gdyby chciał, mógłby cię zabić… Wiesz, tak doszczętnie zniszczyć - gdy skończył mówić wyprostował się i westchnął
- Nic ciekawego, złamany miecz i kusza bez bełtów. Jeśli chcesz, to możesz wziąć, ja idę dalej - ruszył w kierunku wyjścia, aby spenetrować inne chatki.
Wiedźmiarz nie odpowiedział już, jedynie skinął głową aniołowi i wziął kuszę. Jego twarz na kilka chwil oblała się wyrazem konsternacji, jednak nie dał po sobie poznać, że słowa Raziela nim wstrząsnęły. W końcu utwierdził się jedynie w tym, co podejrzewał już od jakiegoś czasu. Sam fakt, że trafił do tego miejsca był jedynie częścią umowy. A Roland wiedział, że dalsza jej część dopadnie go prędzej czy później.
Westchnąwszy, Roland ruszył ku pozostałym. Pierwszym czym się zajął, było wyleczenie rannych - czyli zasadniczo wszystkich poza Johanną i nim samym. Oboje mieli na tyle szczęścia, że zwykle ataki przeciwników koncentrowały się na ich towarzyszach.
Kiedy po kilku minutach rany jego towarzyszy nieco zasklepiły się, Roland zaproponował, by przeszukać okolicę, a następnie ruszyć wraz z Razielem dalej. Kiedy inni zaczęli się rozchodzić, on sam podszedł do Johanny i rzekł:
- Możemy wspólnie przeszukać tamtą okolicę. - Wskazał na pierwsze lepsze miejsce, gdzie znajdowało się kilka domostw w nieco lepszym od pozostałych stanie. Nie czekając na odpowiedź, ruszył w tamtym kierunku.
 
Hazard jest offline