Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2016, 21:35   #10
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Dochodziła dziesiąta, kiedy Anka wyszła razem z Marcinem z “Sieraka”. Lekarz w karetce stwierdził zgon chłopaka, który naśmiewał się z Magdy. “Jezus” zgodził się spotkać z Anką o czternastej na Freta, w dawnej wieży dominikańskiego kościoła św. Jacka była herbaciarnia. Katecheta wydawał się być nieco zaskoczony pytaniem o spotkanie. Anka zaczynała przyjmować zdziwione twarze już jako pewnik swojej “profesji” i dopisała do telefonu termin i adres spotkania. Przedtem jednak na ekranie komórki zobaczyła, że ma 9 nieodebranych połączeń od Kryśki. Zanim się zdążyła porządnie zdziwić, czemu nie zauważyła tego wcześniej albo, co się stało, dostała SMSa od przyjaciółki.


Cytat:
Zadzwoń do mnie. Żyjesz w ogóle??????
Cytat:
Żyję. Co się stało? Jestem w Sieraku z Marcinem.

Marcin zaś powoli szedł w kierunku swojego samochodu, bardzo używanego Volkswagena Golfa. W otoczeniu dużo lepszych samochodów należących do maturzystów z “Sieraka” wyglądał dość biednie. Niedoszła chreeleaderka szła koło niego wstukując smsa i obserwując kolegę kątem oka. Chłopak emocje trzymał na wodzy, jego opanowanie w przeciągu kilku minut było tak całkowite, że aż niepokojące. Błysk w oku i lekki, złośliwy półuśmieszek, które go charakteryzowały nawet w toku prób niełatwego przecież (w ogóle, a co dopiero dla niego) walca angielskiego teraz zniknęły całkowicie.


-Podrzucić cię gdzieś? - spytał beznamiętnie.


- Marcin, a może skoczymy na jakąś kawę? Opowiem Ci wszystko, co? - pociągnęła chłopaka lekko za rękaw - I ja też mam parę pytań do Ciebie. Dasz radę? - popatrzyła na niego spod ciemnej grzywki.


-Okej. - wzruszył ramionami. Z samochodu wyciągnął kurtkę, naciągnął rękawiczki.- Blisko stąd na starówkę, znam fajne miejsce.


Ance zadzwonił telefon. Kryśka.
Czernik zrobiła przepraszającą minę do Marcina i kliknęła by odebrać połączenie:
- Hej. Co się dzieje? - spytała zaniepokojona.


-Słuchaj, ja przepraszam, że tak wydzwaniam. Totalnie zapomniałam o tej olimpiadzie i jak rano przyszłam do szkoły i widzę - ciebie nie ma, Julki nie ma, Marcina nie ma, to poczułam się nieswojo. Jeszcze w nocy Magda dała taki koncert, tak nam spać nie dała, że w ogóle nieprzytomna jestem… - Kryśka nawijała z prędkością karabinu maszynowego.-Ledwo się dało młodą przekonać, żeby poszła do szkoły, straszne koszmary miała przez całą noc, dostała histerii. Matka użyła argumentu, że jak Paulina przyjdzie do szkoły, to by miło było, żeby miała z kim pogadać. Magda dała się przekonać, że Paulina ma bardziej przejebane od niej. Ale nic, Paulina nie przyszła do szkoły i poczułam się tak, jakby wszyscy zamieszani zniknęli. Dzwoni młoda teraz ciągle do mnie, żebym ją zabrała do domu. Dziwnie jest. W naszej szkole też. Wiesz no, ja ci oczywiście wierzę, że widzisz i słyszysz różne rzeczy, ale kurde, nigdy mnie to jakoś nie ruszyło tak, no, osobiście. Nie bardziej jak po obejrzeniu “Ringa”. A teraz… Tutaj… Też kurde coś jakbym czuła. Czuję jakby się coś na mnie gapiło, w kiblu boję się spojrzeć w lustro, że coś zobaczę… To śmieszne, wiem… Ja nie wiem kurde jak bez telefonów ludzie żyli, przecież bym sfiksowała zupełnie, jakbym nie mogła się upewnić, że u ciebie wszystko w porządku. Do Mikołaja dzwoniłam, mówi, że Julka też ma za sobą straszną noc, że to miejsce, gdzie się Damian zabił na nią tak podziałało, że ma teraz doła, że to niby jej wina, że nie żyje. I siedziała po nocy rycząc jak bóbr i dopiero jak się zmęczyła to poszła spać. Kurde, Czernik, w życiu bym się posądzała Julki o takie emocje. Zresztą kurde, on się zabił przecież sam. Widziałaś w ogóle, żeby oni rozmawiali ze sobą jakoś bardziej? To jest głupie. Był znowu w szkole ten stary co z tobą gadał wczoraj, ganiał z jakimś wahadełkiem jeszcze godzinę temu po głównym hallu i wpatrywał się w zdjęcia z powstania. - tak naprawdę dopiero teraz zrobiła większą przerwę, by Anka miała szansę odpowiedzieć.


- Spokojnie Kryśka, głęboki oddech. Paulina była z ojcem dzisiaj w Sieraku, ja jestem teraz z Marcinem. Słuchaj cokolwiek czujesz, postaraj się nie dopuszczać tego do siebie, nie poddawaj się emocjom. To się żywi uczuciami. Po szkole zgarnij Paulinę, spotkamy się przed waszym domem. A ja pogadam tutaj z naszym olimpijczykiem i pojade do Julki i Mykoły. - Anka rzuciła spojrzenie na Marcina.


Było strasznie ślisko. Kostka, którą wybrukowano uliczki Nowego i Starego Miasta potrzebowała niewiele, by zamienić się w przyczynę wizyty na SORze lub u ortodonty. Gdy przeszli obok klasztoru dominikańskiego, Marcin wskazał Ance miejsce, gdzie potem miała spotkać się z “Jezusem”, kawiarnię w dawnej kościelnej wieży. W czasie powstania warszawskiego w kościele mieścił się szpital powstańczy, który Niemcy wysadzili z około tysiącem ludzi w środku. Nie odgruzowano potem tych piwnic.


Przeszli przez Barbakan. Pomimo kiepskiej pogody i dnia roboczego, można było kupić tam pamiątki i niskiej jakości rękodzieła. Już stąd słychać było, że staromiejski rynek odwiedzała włoska wycieczka, mieszkańcy słonecznej Italii zawsze krzyczą tak, jakby chcieli, by ich słyszano w Wiecznym Mieście.
Ania dreptała w milczeniu obok chłopaka, czując się jakby była odpowiedzialna za całe zło jakie kiedykolwiek spotkało chłopaka.
Przy samej Świętojańskiej, blisko Krzywego Koła, gdzie w jednej z piwnic rzekomo miał urzędować Bazyliszek, mieściła się kawiarenka. Było to klimatyczne miejsce, ciemne, z dużą liczbą świeczek. Z dziewczyną za ladą, mniej więcej w tym samym wieku co oni, przywitał się Marcin prostym “cześć”. Dziewczyna przyjrzała się ciekawie Ance.


Marcin szedł dalej wgłąb kawiarni, gdzie w rogu pomieszczenia, pod wysoką na metr rzeźbą anioła z dzwonkiem w ręku znajdował się mały stolik. Sączyło się na niego światło z niewielkiego okienka wychodzącego na podwórko - studnię. Przy stoliku siedział na oko trzydziestoletni facet z laptopem, wyglądający na hipstera.


-Ooo, siema, chyba cię podsiadłem, co? - rzucił wesoło do Marcina.-Dawno cię nie było, więc wiesz, stwierdziłem, że mogę to miejsce po tobie odziedziczyć.


-Daj spokój, zmieścimy się, pusty lokal jest- bronił się Marcin.Hipster jednak już złożył laptopa.


-Nie no,stary, umowa to umowa. Co u Andżeliki? Podoba jej się ta Anglia?


Marcin zmieszał się wyraźnie. Hipster dopiero teraz jakby zauważył Ankę i uśmiechnął się dość głupio, szczególnie, że Ania uśmiechu nie odwzajemniła.


-No nic, pozdrów ją przy okazji. - i zniknął na schodach prowadzących do piwnicy.


Marcin powiesił kurtkę na wieszaku stojącym w rogu. Wyglądał na złego na samego siebie.Trzeba było znaleźć miejsce, to je znalazł, ale chyba nie przemyślał wszystkich konsekwencji. Z piwnicy po chwili wyszły dwie licealistki z wielkimi teczkami na prace, najwyraźniej z bliskiego liceum plastycznego. One też znały Marcina, przywitały się, a przechodząc obrzuciły Ankę taksującym spojrzeniem. Czernik zaczęła powoli nabierać dystansu do całej sytuacji.


Marcin poluzował krawat w marynarce. Dalej wyglądał dosyć ponuro.


-Jestem do dyspozycji.
Wyciągnęła papierosy i nie czekając na nic, zapaliła jednego. Przez dym łypnęła na nabzdyczonego chłopaka. Nadal bez słowa wyciągnęła z plecaka kawałek papieru i długopis by szybkimi ruchami dłoni naszkicować krąg ochronny Damiana. Podsunęła papierek ku Marcinowi.
- Możesz mi powiedzieć skąd znasz taki wzór? - obserwowała chłopaka przez papierosowy dym.


-To jest Gwiazda świętego Jana, wpisanie w symbol ochronny wezwania do Logosu, Słowa Bożego - poprawił kilka linii, w środku zaś wpisał słowa alfabetem greckim.-En arche en o Logos kaj o Logos en pros ton Theon kai Theos en o Logos utos en en arche pros ton Theon - i chociaż chyba on tego nie zauważył, dla Anki symbol zaczął się jak gdyby żarzyć.-Na początku było Słowo, i Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. To swego rodzaju odwołanie się do pierwotnego zamysłu Bożego do nas, do Jego miłości. Jest opisany w kilku książkach poświęconych chrześcijańskim, ortodoksyjnym metodom walki z udręczeniami szatańskimi.


- Domyślasz się oczywiście, że ciekawi mnie sprawa Damiana. Ale to nie jest tylko kwestia jego zabójstwa. To jest dużo większa sprawa niż Ty czy ja czy Damian. - Anka skrótami opowiedziała Marcinowi o odkryciu kręgu ochronnego w domu Damiana, o demonach mających dostęp do jego siostry, rodziny. O powiązaniach między Sierakiem a organizacją Boruty. - Tu chodzi o życie ludzi, konkretnie kilku osób Pauliny, Magdy, moich przyjaciół.
Po części i Twoje, bo chcąc czy nie chcąc jesteś w to zamieszany. Masz oczywiście kilka wyjść: uznać, że oszalałam i wyśmiać i dalej się burmuszyć jakby nagle nic nie miało sensu, albo uwierzyć mi, że nie chciałam Twej krzywdy i pomóc mi. Osobiście wolałabym tę drugą opcję
- uśmiechnęła się krzywo, zapalając kolejnego papierosa.


Marcin nie przerywał Ance, na jego twarzy odbijały się różne emocje.


-Ładnie - skwitował. - Od wczoraj zatem dwukrotnie spotkałaś się z istotami demonicznymi, w ramach obrony mnie przed samym diabłem przekonałaś mnie, bym zrezygnował z olimpiady, a teraz chcesz, żebym cię wsparł w prowadzeniu paranormalnego śledztwa, bo inaczej zginą kolejni ludzie. - spojrzał na nią z lekkim uśmieszkiem.-Zakładając nawet, że ci uwierzę - zarówno ton głosu, jak i wyraz twarzy temu przeczył -nie za bardzo wiem, co mógłbym zrobić. Gwiazda świętego Jana zdecydowanie nie podziałała, miecz nie podziałał. Mam kupę książek na ten temat po dziadku, ale większość z nich jest w obcych językach. Na całe szczęście, nie obraź się, nigdy nie spotkałem nic, co bym zidentyfikował jako szatana we własnej osobie. Zatem chyba poza burmuszeniem - uśmiechnął się -mogę co najwyżej za was się modlić. Jest kilka modlitw na taką okazję. Wiesz, “oblec pełną zbroję Bożą, bym mógł się ostać wobec podstępnych zakusów diabła” - i chociaż Marcin wypowiedział to zupełnie lekko, a nawet z pewną ironią, wyczuć można było moc w jego słowach.


- Może pomodlić się i pomóc nałożyć symbole ochronne w mieszkaniach moich przyjaciół i na nich samych. - Anka postukała palcem w okrąg ochronny jaki lśnił leciutkim blaskiem. - Możesz pomóc z wyszukiwaniem informacji w książkach i znalezieniem tłumaczeń. I przede wszystkim nie pozwolić na przeniesienie książek z mieszkania… te książki są ważne. I ważne jest miejsce ich pobytu.


- Te rzeczy nie podziałały, nie dlatego, że same w sobie są nieprzydatne, tylko dlatego, że wątpliwość lub brak wiary w ich skuteczność zniweczył efekt. A krąg ochronny działał. W mieszkaniu Damiana można to z łatwością wyczuć. Kwestia znalezienia sposobu na wersję przenośną.


Westchnęła:
- Dzisiaj wieczorem spotykam się z kimś. Pójdziesz ze mną? I mimo, że wiem jak to może wyglądać z Twojej strony, to nie próbuję…. - skrzywiła się - … Cię na nic nabierać. Nawet bez uwierzenia mi, zdaje się masz talent. - rzuciła okiem na rysunek.

-Nie wiem, czy będę mógł, ale spróbuję, daj mi adres - odpalił kalendarz w telefonie.-Jeśli chcesz wersję przenośną Gwiazdy św. Jana, to pewnie na dzisiejsze spotkanie byłbym w stanie coś takiego przynieść… Jeżeli będziesz się mierzyć z jakimiś poruszeniami dzisiaj, które chcesz rozeznać, skąd pochodzą, to jest modlitwa, którą mógłbym odmówić już teraz…


Wtedy Anka poczuła na sobie krótkie spojrzenie, krótkie, ale nienawistne. Przez chwilę zamarła już-już mając pokiwać na zgodę głową. Pociągnęła wokół wzrokiem. Spoglądając w tym kierunku, zobaczyła, że przy wejściu do kawiarni stoją dwie niewielkie postacie, przyciskając twarze do szyby, zostawiając na niej krwawy ślad. Wyglądały na nie więcej jak trzynaście lat. Spod poszarpanych spódnic wyzierały kości i ledwo trzymające się ich poszarzałe ciało. W kłębach długich włosów było mnóstwo popiołu. Gorejącym wzrokiem przypatrywały się, ale nie jej - wpatrywały się w Marcina.
Czernik zmarszczyła brwi i zaciągnęła się mocno papierosem. Wydmuchując go cienką nitką zaczęła pleść ciche zaklęcie jak babki - szeptuchy. Zasłaniała dymem Marcina, odgradzając chłopaka przed widokiem zjaw. Sama nie odrywała wzroku od postaci powoli się prostując, na koniec szepnęła zdecydowanym głosem:
- Światłem rozbijam mrok - i z głośnym prztyknięciem zapaliła zapalniczkę.


Chłopak chyba odczuł na sobie to nienawistne spojrzenie, bo rozejrzał się niespokojnie. Przyjrzał się swojej drżącej dłoni. Słowa zaklęcia jednak zadziałały inaczej niż Anka sobie wyobrażała. Przez dym najwyraźniej zobaczył, co na niego czyhało. Gwałtownie odsunął się od stolika i wstał, patrząc na postacie za oknem, które dalej stały, wlepiając się i w niego, i w Ankę, ale w niego szczególnie. Krew spływała po szybie, gdzie dotknęły ją palce i twarze potępieńców, była ona bardzo materialna.


Czernik nieco zaskoczona wynikiem swoich czarów-marów, przyglądała się bacznie Marcinowi.
- Myślę, że to dobry znak na odmówienie tej modlitwy, o której wspomniałeś… - szepnęła półgębkiem.
Pobladła, trzęsąca się wewnątrz z nerwów, zaczęła się rozglądać po pubie próbując znaleźć sposób na odwrócenie uwagi stworów i odegnanie ich. Jedyne co przychodziło jej do spanikowanej głowy to podobny atak na szybę i .... nawrzeszczenie na nie. Podobno najlepszą obroną jest atak… Stanęła przed Marcinem by go zasłonić przed ich wzrokiem. Wpatrując się z zaciętą miną spod ciemnej grzywki w widok jak z koszmarów, powoli zbliżała się do okna, unosząc ramiona by zdawać się większą.
- No dalej, spróbuj tę modlitwę...


Marcin przez dłuższy czas wpatrywał się w blat. Drżącą dłonią położył przed sobą niewielki różaniec. Wolno przeżegnał się i zaczął mówić:


-Staję przed obliczem Jezusa Chrystusa i poddaję się Jego władaniu. Oblekam pełną zbroję Bożą, bym mógł się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie ustąpię przepasawszy biodra prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość. Niosę wiarę jako tarczę, aby zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Przyjmuję hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże.


Anka od razu poczuła, że ta modlitwa działa, ale blask, który zaczął bić od Marcina wcale nie kojarzył jej się z bezpieczeństwem. To światło było ostre, niemal zimne. Czuła ponadto, że postacie zza szyby wywierają swój wpływ, czuła się przewiercana przez ich wzrok, by sięgnąć dalej, ku Marcinowi.


-W imię Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego, zmarłego i zmartwychwstałego wiążę wszystkie dusze w powietrzu, atmosferze, wodzie, ogniu, wietrze, na ziemi, pod ziemią i w piekle. Udaremniam także wpływ każdej zagubionej i upadłej duszy, która może być obecna i wiążę wszystkich wysłanników siedziby szatana lub sabatu czarownic lub czarowników lub czcicieli szatana, którzy mogą być obecni w jakiś nadprzyrodzony sposób. Proszę o Krew Chrystusa w powietrzu i atmosferze, wodzie, ogniu, wietrze, na ziemi i w jej owocach otaczających nas, pod ziemią i piekle.

Naraz poczuła smród krwi wszędzie, niemal czuła jej smak. Blask kaleczył ją prawię tak samo jak dziecięce upiory. Te spoglądały teraz z jeszcze większą nienawiścią, jak gdyby przylepione do szyby. Anka poczuła przy tym, jakby w jej płucach coś się paliło. Z trudem łapała powietrze.


-W imię Jezusa Chrystusa, zakazuję wszystkim wymienionym przeciwnikom komunikowania się lub pomagania sobie wzajemnie w jakikolwiek sposób lub komunikowania się ze mną lub uczynienia czegokolwiek z wyjątkiem tego, co rozkażę w imię Jezusa.


Ból w płucach rwał coraz mocniej, czuła się przypiekana przez blask spowodowany przez modlitwę, ale naraz stwierdziła, że atak potępieńców zupełnie zelżał. Próbowały odkleić się od szyby na której pojawiły się pierwsze pęknięcia.


Marcin wstał z trudem, ciężko oparł się o stolik. Pot ściekał mu po brodzie, zapach potu niemal przykrył smród krwi. Chłopak spojrzał na upiory i wycedził przez zaciśnięte zęby:


-W imię Jezusa Chrystusa, zamykam we Krwi Jezusa to miejsce i wszystko co jest w nim obecne, całą rodzinę i towarzyszy obecnych tutaj, ich domy, posiadane własności i środki materialne. W imię Jezusa Chrystusa, zakazuję wszystkim zagubionym duchom, sabatom czarownic, grupom satanistycznym i wysłannikom szatana lub jakimkolwiek ich towarzyszom, podmiotom lub zwierzchnikom, ranienia lub dokonywania zemsty na mnie, na mojej rodzinie i znajomych lub przyczynienia się do uszkodzenia lub zniszczenia czegokolwiek, co posiadamy.


Anka poczuła się ogłuszona, w uszach dudnił jej odgłos dzwonów. Serce jej łomotało. Czuła, że coś wypala jej płuca. Marcin, mokry jakby wyszedł z kąpieli, kontynuował już mocniejszym głosem:


-W imię Jezusa Chrystusa przez zasługi Jego drogocennej Krwi, zrywam i niszczę każdą klątwę, zaklęcie, tajemny znak, urok, czar, kajdany, sidła, pułapkę, fortel, kłamstwo, zawadę, przeszkodę, oszustwo, dywersję lub odwrócenie uwagi, duchowy łańcuch lub wpływ, a także każdą chorobę ciała, duszy, umysłu lub ducha umieszczoną w nas lub w tym miejscu lub w jakiejkolwiek z osób, miejsc i rzeczy wymienionych, przez jakiegokolwiek wysłannika lub sprowadzone na nas przez nasze własne błędy lub grzechy - po każdej wymienionej diabelskiej pułapce robił długą pauzę. Mniej więcej w połowie Anka zaczęła kaszleć. Poczuła coś gorącego, co w końcu oderwało się od jej płuc i raniąc jej gardło, przełyk i język mogła wypluć. Był to popiół, nie więcej niż szczypta. Z papierosa...? Przypomniały jej się słowa Tomka: “Nie słyszałem jeszcze o przypadku, żeby takie istoty mogły być widziane przez kogoś, kto sam nie jest przez nie niewolony”. Papieros od Koseckiego?


Poczuła się zupełnie wolna od natarczywego spojrzenia. Na popękanej szybie widziała ślady krwi, ale potępieńców już nie dostrzegała. Nogi uginały się pod nią, czuła się przypalona i od środka i od zewnątrz. Blask spowodowany modlitwą zanikł i zrobiło się zarówno ciemniej, jak cieplej. Marcin wyszeptał niemal z czułością w chropowatym języku:
-Chaire, Marija, kecharitomene, ho Kyrios meta su. Eulogemene sy en gynaiksi, kai eulogemenos ho karpos tes koilias su, Jesus.
Hagia Marija, Meter tu Theu, proseuchu yper hemon ton amartolon, nyn kai en te hora tu thanatu hemon. Amen.



Marcin opadł na krzesło. Wyglądał jakby przebiegł maraton. Spojrzał jednak przytomnie na Ankę, a oczy mu błyszczały.


-Chyba podziałało, co? - uśmiechnął się z dumą. Po chwili jednak na jego twarzy odmalowała się troska.-Dobrze się czujesz?


- Chyba… chy...ba tak - Anka klapnęła ciężko na najbliższym krześle i zacisnęła drżące dłonie - N..nie całkiem dobrze - szepnęła pobladła - Daj chwilę - czuła się dość słabo, jak przedziurawiony balonik, z którego ucieka powietrze. Uśmiechnęła się kurczowo do chłopaka i zacisnęła oczy. - Zaraz… zaraz mi przejdzie.

Nie była tego pewna. Zamknięte powieki miały jej pomóc ukryć prawdę i pozbyć się zawrotów głowy.


Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła koncentrując się na uspokojeniu i złapaniu kontaktu z rzeczywistością.


- Dałeś czadu, Marcin. - pokazała chłopakowi wzniesiony kciuk - Przykro mi, że musiałeś się w taki sposób przekonać o “tej drugiej stronie” - zażartowała bez przekonania. - Co to było? - popatrzyła na niego z zastanowieniem starając się ignorować ciekawskie spojrzenia ludzi w knajpce. - Widziałeś tę poświatę?


-Poświatę? - zagapił się na Ankę, nierozumiejąco.-Nic nie widziałem. Ale czułem… ciepło - zastanowił się. Spoglądał dalej na nią z troską.-Podwiozę cię do domu, co? Wyglądasz jakbyś potrzebowała zawinięcia się w koc, kota na kolanach i kubka gorącej czekolady w ręku - uśmiechnął się.


- No.. poświii…- Czernik machnęła ręką. - Ok, podwózka mile widziana. - odpowiedziała uśmiechem, już nie tak kurczowym jak chwilę temu.


-Nie próbujesz za dużo wziąć na siebie? Nawet jeśli te modlitwy pomogą - już stał się sceptyczny co do własnych możliwości? -to przecież wystawiasz się na duże niebezpieczeństwo. Może warto pójść do egzorcysty po prostu?
- Nie znam żadnego, któremu bym zaufała. To raz. A dwa, chyba trzeba by było małej armii. - rzuciła grobowym tonem, zbierając swoje rzeczy. - To przyjedziesz dzisiaj wieczorem? - odwróciła się raptownie w stronę Marcina. - Chyba, że masz ochotę posłuchać tyrady na temat wychudzonych młodych ludzi, zostać nakarmiony rosołem - przypomniała sobie plany obiadowe babci - i kurczakiem w potrawce? Kryśka ma wpaść… - spojrzała na Marcina z oczekiwaniem owijając szalik wokół szyi jak koło ratunkowe.


-Tak, wydaje mi się, że wpadnę wieczorem… - powiedział po dłuższej chwili, kiedy wyszli na ulicę.-Co do rosołu, dzięki, ale chyba potrzebuję trochę czasu dla siebie. Wprowadziłaś sporo mroku w moje życie - dorzucił, a potem dodał szybko -Nie bierz tego zbyt personalnie do siebie. No, ale… muszę pomyśleć.


W samochodzie rozmowa też niezbyt się kleiła.
 
corax jest offline