Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2016, 17:03   #27
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Chociaż Przebudzeni nie podjęli żadnej decyzji, która posunęłaby ich pionki na szachownicy dalej w przód, to przewzięli małe kroczki. Shade wraz z Kaabim wyruszyli na poszukiwania głównie pożywienia, ale również broni, amunicji i ewentualnego pancerza. Roland z Johanną odeszli w swoim własnym towarzystwie, w inną stronę niż wymieniona wyżej dwójka, aby również znaleźć coś, co mogłoby się im przydać w dalszej wędrówce po upragnioną wolność. Bazylia, Jarrod i Rognir stali w miejscu, z czego potężny półork łypał nienawistnym spojrzeniem na czarodzieja, zupełnie jakby miał ochotę odrąbać mu łeb, co sprawiało, że atmosfera w grupie stawała się napięta. Ponieważ Jarrod nie uzyskał odpowiedzi na zadane grupie pytanie, a wszyscy się rozeszli, sam nie miał zamiaru biegać po lesie w poszukiwaniu tchórzliwego chuchra, które prędzej czy później się znajdzie, a nawet jeśli nie… No cóż, nikt nie powiedział, że będzie lekko.


Roland do tej pory nie powiedział nikomu o tajnym przejściu, jakie odkrył. Ciężko było odkryć jego myśli, czy uznał, że lepiej nie sugerować innym przejścia, które zdawało się być zbyt tajemnicze i niebezpieczne czy może po prostu wciąż walczył z myślami, co powinien zrobić. Zbadać to samodzielnie? A może zostawić innych?
- Roland, wszystko w porządku? - spytała Johanna, która do tej pory szła skruszona obok niego, starając się być jedynie niewidocznym i nie przeszkadzającym nikomu cieniem. Nie czuła się wśród tych wszystkich osób lubiana, miała wrażenie bycia piątym kołem u wozu, balastem. Trzymała się ich walcząc jednocześnie ze swym wewnętrznym “ja”, które ciągle jej przypominało, jak bardzo jest zbędna i żałosna.


Druidowi i Łowcy poszukiwania szły sprawnie. Okazało się, że w grupie można więcej, bo kiedy jeden nie zauważył pułapki, to sprawne oko drugiego ostrzegło przed zagrożeniem. Taką metodą, nie ryzykując więcej niż mogłoby być to warte, przeczesali pięć chałup i wzięli to, co uznali za cenne jak i przydatne - nie tylko na teraz, ale i na przyszłość. Badanie okolicy zajęło im niecałą godzinę, a w tym samym czasie, reszta zajmowała się swoimi sprawami.


Jarrod nie zapuszczał się daleko, ale i nie miał zamiaru iść tam, gdzie poszli wszyscy. Cofnął się wchodząc niedaleko w las, oglądając się co rusz za siebie, aby przypadkiem nie zabrnąć za daleko. Gdzieś w gęstych chaszczach i gąszczu krzewów odnalazł budowlę większą niż pozostałe, jakie tutaj znalazł. Budynek był rosły, a jego zniszczenia zdecydowanie stare. Przypominał budowle religijne, jakie wznosiło się wiele lat temu, stąd też miał przypuszczenia, iż ten tutaj nie został zbudowany przez Grzeszników tej dekady. Co czcili wyznawcy, którzy wznieśli budowle? Tego Jarrod nie był pewien, ale miał dziwne podejrzenia, że było to dobre bóstwo, co dziwiło podwójnie. Rosły dom przeszukiwany był zapewne wielokrotnie, choć przez tyle lat przewinęło się tutaj mnóstwo osób, które pozostawiały po sobie resztki ekwipunku. Dzięki takiemu szczęściu czarodziej znalazł zwoje oraz monety, które widział pierwszy raz na oczy. Nie chcąc kusić losu, wziął pierwsze lepsze znalezisko i wymsknął się z budynku - w końcu ktokolwiek, kto zgubił te zwoje, musiał być w wielkim niebezpieczeństwie. Kto wie, co po nim zostało? Mężczyzna powrócił przed dom, w którym wszyscy nocowali, a tam został zmierzony nieprzychylnym spojrzeniem Anioła.
- Poszukam teleportu z powietrza. Rozejrzyjcie się po wiosce. Znajdę was później. - oznajmił oschle, po czym wzbił się na swoich potężnych, białych skrzydłach i odleciał.


Bazylia jako jedyna pozostała w chacie. Nie miała na nic ochoty i nie interesowała się tym, co dzieje się na zewnątrz. Siedząc samotnie nie była nawet pewna, czy ma ochotę kogokolwiek widzieć, czy może wolałaby pozostać sama. Niestety, nikt nie pytał jej o zdanie, a już na pewno nie Rognir, który po kilkunastu minutach wszedł wyważył drzwi domku, zupełnie jakby nie mógł ich po ludzku otworzyć. Nie spoglądając na siedzącą przy ścianie Bazylię, zaczął obracać wielki topór w dłoni.
- Wszystkie łajzy poszły plądrować, a żeby im tak dupy pourywało - rzucił z pogardą po czym oparł topór o ramię, a jego głowa przechyliła się w bok, dopiero teraz obdarzając Diabelstwo spojrzeniem
- Nie chciałaś iść? Mogłem pójść z tobą. Rozumiem, że wierzysz w swojego skrzydlatego kolegę, ale to chyba nie oznacza, że mamy siedzieć i czekać na gotowe? A jeśli sobie nie poradzi? Nie wygląda na kogoś, kto byłby tutaj częstym gościem i znał te tereny jak swoje. Może i potrafi otworzyć czy tam uruchomić teleport, ale jesteś pewna, że umie też go znaleźć? - zapytał twardym tonem głosu, którym próbował postawić kobietę do pionu. Jego silne nogi twardo poprowadziły go ku czerwonoskórej, zaś umięśniona ręka skierowała się w jej kierunku, jakby wyciągnięta w geście pomocy.
- No chodź, poszukamy tego fajfusa Rolanda i jego niedożywioną panikarę. On zawsze miał jakieś pomysły.


W tym samym czasie Roland poczuł jak piecze go ucho. Niby nic wielkiego, ale taka nagła, niespodziewana reakcja organizmu wywołała w nim odruch złapania się za ów ucho. Miał trochę czasu, aby porozmawiać z Johanną, a w międzyczasie znaleźć kilka pożytecznych przedmiotów. Małymi kroczkami zbliżał się do wodospadu, podobnie jak Kaabi i Shade, którzy przeczesywali chatki po przeciwnej stronie głównej alei. W ostateczności, właśnie tam się wszyscy zetknęli, prócz Jarroda, Bazylii i Rognira, którzy jeszcze kręcili się w pobliżu noclegowni.




 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline