Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2016, 15:22   #6
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Stoisz w drzwiach pustego domu. Miejsca, które kiedyś było ci domem, a obecnie pustą, cichą skorupą. Zdawało ci się, że o to właśnie chodziło. Usiąść w cichym domu, z dala od wystrzałów i wybuchów. Teraz masz to i wcale nie wiesz czy to dobrze.

Jest zbyt cicho. Ten brak dźwięków rozsadza ci uszy, doprowadza do szału. Włączasz telewizor, żeby tylko coś gadało. To jednak nie wypełnia pustki. Tu powinno być coś więcej...

Z resztą nie wiesz nawet czy będziesz móc zostać w tym miejscu. Postanawiasz od jutra zacząć szukać nowego mieszkania.
W końcu dom nie jest twój. Należał do teściów, którzy przepisali go na twoją żonę. Nieżyjącą już żonę. Mają pełne prawo wyrzucić go na kopach, zaś on nie będzie się temu sprzeciwiał. Nie było go przy niej tak długi czas...

Dzwonisz do Elen Gilmour. Gdy dowiaduje się, że to ty, nie chce z tobą rozmawiać. Mówisz, że zadzwonisz później. Dzwonisz do rodziców, dając znać, że żyjesz. Dzwonisz do teściów, przedstawiasz się i odkrywasz, że więcej nie możesz mówić, bo coś ściska cię za gardło. Z drugiej strony słyszysz dokładnie to samo. Mówisz tylko, że zadzwonisz później. Teściowa odpowiada, że będzie czekała.

Opadasz na fotel przed szczerzącą perfekcyjnie białe zęby prezenterką i masz ochotę wrzucić sprzęt razem z kobietą do basenu. Tylko nie masz basenu.

Tu powinna czekać Ann. Powinna powitać cię od progu. Ale nie powita. Wiesz, że najbliższa ci osoba zginęła w wypadku samochodowym trzy dni temu i dlatego jesteś w domu, nie w piekle.
Wszędzie widzisz ślady obecności. Jakby wyszła po zakupy. Nie możesz znieść tego widoku, ale nie możesz też nic z tym zrobić. Więc siedzisz i gapisz się tępo na sztucznie śliczną lalunię.

Coś jednak nie daje ci spokoju. Od kilku dni zastanawiasz się czy nie wariujesz od tego wszystkiego. Przypominasz sobie noc trzy dni temu, nim napłynęły wiadomości z dowództwa.
Ciężko było zasnąć. Kompania miała podobnie, ale przewalający się z boku na bok, Dog właśnie poddał się zmęczeniu. Wiesz, że musisz spać, żeby przeżyć jutrzejszy dzień. Musisz przeżyć. Masz zbyt wiele powodów do życia.

I wtedy drzwi twojego baraku otwierają się. Sięgasz odruchowo po broń, choć wiesz, że to bezcelowe. Przełożony mógł wpaść o każdej godzinie żądając mobilizacji. Więc czekasz na: "Wstawać, kurwa! Ruchy, ruchy!", ale nic takiego się nie dzieje. Widzisz jak facet podchodzi do twojego łóżka i kiedy rozpoznajesz twarz, niemal z niego spadasz.

- Jim...!

- Zamknij się, mordo i słuchaj. To nie wypadek, Bull. Słyszysz? To nie wypadek.

Słyszysz ruch. To William Gray. Zając. Odwracasz się, by spojrzeć mu w oczy. Uśmiecha się do ciebie blado. Spoglądasz szybko na Franka, ale... jego tam nie ma. I już wiesz, że odjebało się całkowicie. Postanawiasz odwiedzić jutro lekarza wiedząc, że gówno ci pomoże. To lekarze polowi, a nie psychiatrzy w czyściutkich gabinecikach z kozetkami.

Zając bierze karty i proponuje ci rozgrywkę widząc, że jesteś w dupie. Zgadzasz się i wygrywasz nie mogąc skupić myśli. Wiesz, że pozwolił ci wygrać. A potem siedzisz z towarzyszem broni w całkowitej ciszy. Żadnemu z was nie chce się spać.

Następnego dnia już nie wiesz czy twoim miejscem jest wariatkowo, czy coś jest na rzeczy. Zamiast na patrol ruszasz do dowództwa. Przekazują ci list. Czytasz, że twoja żona zginęła w wypadku samochodowym. Zaczynasz się śmiać. Histerycznie, niepohamowanie. Czujesz, że rzeczywiście zwariujesz, jeśli przestaniesz się śmiać.
Kapitan ogłasza, że wracasz do domu, ze zrozumieniem patrząc na twój wybuch. Ty wiesz, że on zdaje sobie sprawę, iż w takiej chwili są trzy zachowania, których należy się spodziewać. Nie wiadomo które gorsze. Apatia, wściekłość pomieszana z rozpaczą lub histeryczny śmiech pozbawiony cienia wesołości.

Podchodzi do ciebie, gdy tylko śmiech ustał i mówi: "Pakuj się, pożegnaj i zjeżdżaj stąd."
Czujesz, że klepie cię po ramieniu, a ty masz ochotę go ugryźć, co jeszcze bardziej obciąża twoje sumienie.

Od tego momentu wiadomość Jima nie daje ci spokoju. Zbyt dobrze pasuje do tego, co ogłoszono ci kilka godzin później. Nie wiesz czy lepiej by było, gdyby Jimmy był tylko przywidzeniem, czy... duchem. Z resztą teraz już nawet nie wiesz czy powiedział "wypadek" czy "przypadek". Mógł mówić o tym cholernym talibie.

Ale teraz już niczego nie możesz być pewnym. Podnosisz słuchawkę i dzwonisz do Elen jeszcze raz.




Nikt nie podnosi się szybciej niż policjanci, strażacy i wojskowi. Oni mają to w odruchu. Od tego, ile czasu będą na ziemi może zależeć ich życie. Póki stoją, są zagrożeniem, z którym przeciwnik musi się liczyć, nie ważne czy to złodzieje, płomienie czy terroryści.

Dlatego szkolenie obejmuje trwające w nieskończoność: "Padnij! Powstań!"
To ma być odruch. Gdy trzeba wstać, żołnierz ma wstać, choćby skały srały.

Zerwał się na nogi i cofał łagodnym łukiem, by nie wejść w szkło. Omiatał salon wzrokiem i bronią. Na chwilę tylko oderwał lewą dłoń od pistoletu, by chwycić nożyczki, które zatknął sobie za paskiem. Chłodny metal parzył ciepłą skórę, lecz nie przejmował się tym. Dołożył dłoń do prawej i przystanął za fotelem, w miejscu oddalonym od okien. W miejscu strategicznie łatwym do obrony.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline