Eric
tuż po 2:00 am
A przynajmniej myślał, że woda nadal się lała. Piętro bowiem pogrążone było w ciszy i mroku. Jedyne światło wpadało przez okno. Mdły, przytłumiony blask księżyca. Drzwi do łazienki były otwarte na oścież. Nie był w stanie przypomnieć sobie czy w takim właśnie stanie je zostawił, zapewne tak. Niewidzialna dłoń zakręciła miedziane kurki, odcinając dopływ wody.
Jednak to nie one przyciągnęły uwagę Eric’a. Ta rola przypadła bowiem oknu. Odsunięte zasłony powiewały lekko, poruszane ledwie wyczuwalną bryzą. Powiewały… Nie dlatego jednak, że szyby zostały wybite. Nie, szkło było całe, lśniące, szydzące z człowieka. Na dywanie nie było śladu ostrych fragmentów wybitych szyb, których tak wiele zdobiło podłogę salonu. A przecież słyszał wyraźnie, że i piętro zostało zaatakowane przez nieznanego sprawcę. Dlaczego owa osoba pominęła akurat sypialnię?
Zaraz jednak kolejna rzecz przedarła się przez mętlik i wypłynęła na wierzch, niczym rozbitek, uparcie walczący z falami. Okno było otwarte…
Aiden
tuż po 2:00 am
Drzwi sypialni ustąpiły ze znajomym, drażniącym uszy, zgrzytem. Zdecydowanie powinien zająć się albo ich wymiana, albo też naoliwieniem zawiasów. Zawsze jednak czynność ta wylatywała mu z głowy, aż do kolejnego momentu, w którym z owych drzwi korzystał. Korytarz był pogrążony w mroku. Wraz z kolejnymi krokami, temperatura panująca w domu, rosła. Zupełnie jakby jedynym miejscem, w którym panował mróz, była jego sypialnia. Zarówno nieużywane sypialnie, w których kaloryfery przecież były zakręcone, jak i łazienka, witały go może nie gorąco, ale zdecydowanie cieplej niż miejsce, w którym spoczął tej nocy.
Jako że wypadało sprawdzić także parter, skierował się ku schodom. Były to stare, drewniane schody, ozdobione palikową poręczą, z której zjeżdżał wielokrotnie jako dziecko, doprowadzając rodziców do zawału serca. Wiedział dokładnie, że trzeci stopień od góry skrzypi gdy się na nim stawało, podobnie jak szósty od dołu. Z czasem omijanie ich stało się dla niego nawykiem, kontrolowanym głównie przez podświadomość. Podobnie i tej nocy. Noga sama ominęła zdradliwy trzeci stopień, lądując dopiero na czwartym, druga od razu zajęła miejsce na piątym. Wtedy jednak, tuż za nim, rozległo się skrzypnięcie.