Zadumany cyrulik patrzył gdzieś w kierunku prawego brzegu Reiku. Skupiał się głównie na tym, więc odpowiedział niczym kusza na dotknięcie spustu.
- Nie będę zazdrosny, nie bój się. Potrafię, tak. Jakby tak wypadło, że nie pójdziemy nigdzie razem: - zwrócił głowę na lewy brzeg - kit pszczeli albo gotowy propolis. Tego nie miałem pod ręką, gdy opuszczaliśmy piwnicę knajpy. I świeże bandaże.