Michael Devlin - stateczny oficer
Michael przeliczył szybko swoje skromne siły. Około tuzina. Z czego wszyscy już chyba mieli nieco mocniejsze argumenty niż własne pięści. Niektórzy nawet broń palną. No ale też nadciągały i kłopoty. Tak mówili. Devlin nie wiedział czy tamci z załogi przyszli za resztą więźniów z celi czy jednak w końcu przyszli celowo odbić maszynownię no ale tu szli. Nie było to dobre. Czyżby uporali się z grupą Barbossy? Czy było ich aż tylu, że mogli posłać kogoś do walki pod pokładem? Dobre było to, że chociaż zdołali tu dotrzeć ci z celi i to nie z pustymi rękami. - Fabio. Sigi. Świetnie się uwinęliście. - pochwalił obydwu swoich wysłannikow. Uwinęli się prawie dosłownie w ostatniej chwili. Jednak czasu było mało. Mniej już chyba mieli tylko ammo. Trzeba było postawić na walkę w zwarciu. Tylko tak na latający od tamtych ołów to nie wyglądało mu na dobrą relację sił. - No panowie nie mamy za dużo czasu. Posłuchajcie jak zrobimy. - zebrał ich przy sobie i szybko przedstawił plan. Polegał na próbie zminimalizwanie przewagi jaką mieli załoganci. Podzielił ten posiadany tuzin na trzy mniej więcej równe grupy. Pierwszą pod wodzą Sigiego, uzbrojoną w pałki, klucze i tego typu broń kazał zamknąć się w jednej z pobocznych kajut przed barykadą. Druga pod wodzą Fabio była w czeluściach maszynowni. Tą traktował jak odwód i miał nadzieję, że może gdyby zaszła potrzeba zdołają zajść tamtych od tyłu. Trzecią najlepiej uzbrojoną w broń i nawet broń palną zostawił przy sobie przy barykadzie. Wuja Fabio pozostawił przy wyłączniku świateł i by był gotów je zgasić na jego sygnał. Plan był improwizowany więc wyszedł jaki wyszedł. Michael liczył, że tamci choć na chwilę zatrzymają się widząc barykadę i to obsadzoną. Gdyby nie odstąpili od pomysłu odbijania maszynowni wówczas na sygnał nawigatora zgasłoby światło. Co prawda zgasłoby wszędzie więc też by nic nie widzieli i buntownicy także. Ale w zwarciu przeszkadzało to zauważalnie mniej niż przy strzelaniu. Zanim by ci załoganci coś spróbowali przedsięwziąć na okrzyk Devlina zaatakowałby tamtych ukryty dotąd Sigi. Powinien mieć najbliżej z wszystkich. W sukurs by przyszedł mu nawigator i jego grupka. Liczył, że ciemność i zaskoczenie jakoś wyrównałyby przewagę broni palnej u tamtych. Przestrzeń manewrowa była dość ograniczona jak to w trzewiach statku. Miał nadzieję, że nawet jak tamtych byłoby więcej to korytarze i kajuty pozwolą walczyć na raz tylko części tamtych. Bowiem szarżować na lufy w otwartym świetle lub wdawać się w pojedynek strzelecki z barykady jak mieli żałośnie mało amunicji do tych paru pukawek jakie zdobyli to jednak niezbyt mu się uśmiechało. A chciał choć na chwilę ich zastopować i pogadać choćby po to by zorientować się ilu tamtych tu się nalazło.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami
Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |