Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2016, 23:16   #15
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Świątynia Dzieci Rajneesha

- Dzień dobry - w recepcji natknęli na surowo wyglądającą kobietą.. - Państwo…?
Leah rozłożyła legitymacją z blachą.
- Detektywi Wierzbovsky i Mota. Chcemy się widzieć z Izaakiem Whitem.
- Pan White jest bardzo zajętym człowiekiem. Z tego co widzę, nie są państwo umówieni? - zadała pytanie retoryczne, tonem znudzonej biurwy. Trochę jakby miała reakcję alergiczną na gliniarzy. - W jakiej sprawie państwo przychodzą do pana White'a?
- W sprawie państwa Tomkins - Leah wsunęła futerał z odznaką do wewnętrznej kieszeni kurtki. - Rozumiem brak czasu. Tym bardziej w interesie pana White’a leży by przyjąć nas tu, na miejscu. W przeciwnym razie dostanie wezwanie na komendę w celu złożenia zeznań, a proszę mi wierzyć, przebijanie się przez kilka dzielnic zajmuje sporo czasu, szczególnie w tych dniach komunikacyjnego chaosu.
- Ależ proszę pani, wezwanie na komendę musi być udokumentowane oraz wskazane muszą zostać przyczyny. Szczególnie, że państwo już pana White'a wzywali kilkukrotnie w ciągu ostatniego tygodnia. Może powinni państwo współpracować między swoimi wydziałami? - grzecznościowy ton tylko zwiększał ilość jadu, jaką wylewała kobieta. - Szkoda, że nasze prośby nie są rozpatrywane tak gorliwie. - Nie…
Nie zdążyła dokończyć swojej tyrady, kiedy drzwi się otworzyły i przeszedł przez nie średniego wzrostu mężczyzna o przyjaznej twarzy. Uśmiechnął się do kobiety za biurkiem, a następnie do detektywów.
- Jeanne, nie ma potrzeby się denerwować. Państwo z policji na pewno chcą tylko zadać kilka nieszkodliwych pytań, a my nie mamy nic do ukrycia. Zapraszam.
Wskazał na drzwi, a kiedy się zbliżyli, podał dłoń na powitanie, najpierw Leah.
- Izaak White. Miło mi państwa poznać. Pierwszy gabinet na lewo - wskazał na krótki korytarzyk z trzema drzwiami. Za tymi wskazanymi znajdował się prosty gabinet, z biurkiem, szafką, dwoma kanapami i stolikiem. - Proszę spocząć. Tak jak Jeanne wspominała, rozmawiałem z policją już kilkukrotnie w tym tygodniu.
Mota niczym posłuszny uczniak ciągle pozwalał rządzić Leah, najpierw czekając na jej ruch. Trema nie schodziła z młodego latynosa.
- Detektyw Wierzbovsky - Leah uścisnęła podarowaną prawicę. - A to detektyw Mota.
Przyglądała się intensywnie twarzy White’a chcąc wyrobić sobie osąd z pierwszego wrażenia.
- Jesteśmy tu z powodu państwa Tomkins. Chcielibyśmy zadać kilka pytań, w szczególności o charakter pana znajomości z Amandą oraz jej przynależności do pana… - Leah szukała dyplomatyczny zamiennik na “sektę”. - grupy wyznaniowej.
- Był tu już ktoś w tej sprawie. Detektyw… - White zastanawiał się chwilę - ...Hawkins o ile mnie pamięć nie myli. Jemu opowiedziałem o wszystkim - odparł z lekkim uśmiechem. Nikt nie lubił się powtarzać, a przecież Leah nikomu nie próbowała nawet tłumaczyć dlaczego policja wypytuje po kilka razy o to samo. - Proszę nie zrozumieć mnie źle, chętnie opowiem, czuję się tylko lekko zaskoczony. Amanda była jedną z najbardziej gorliwych dziewczyn. Obawiam się, że przez naciski swojego ojca, pewne wartości pojęła inaczej niż byśmy chcieli i inaczej, niż ją uczyłem. Stąd tak gwałtowna reakcja i… nieodpowiedzialność. Jej śmierć dla nas jest wielką stratą, pani detektyw. Byłem jej osobistym mentorem i zawiodłem w tej jednej kwestii.
- Przykro mi, że musi się pan powtarzać. Ja i mój partner przejęliśmy sprawę Tomkinsów, a aby w sprawę wejść muszę powtórzyć robotę detektywa Hawkinsa. Inaczej nie dowiem się, czy czegoś nie przeoczył. - Jej zestaw firmowy, notes w skórzanej okładce i eleganckie pióro, pojawiły się w rękach. - Wydaje się, że pan i Amanda byliście zżyci. Czy nie zauważył pan czegokolwiek, co mogłoby sugerować zamiary Amandy? To nie jest proste zadanie, przygotowanie zamachu na taką skalę. Ktoś jej musiał pomagać. Ktoś zaznajomiony z materiałami wybuchowymi.
- Bardzo bym chciał wiedzieć o tym wcześniej - rozłożył bezradnie ramiona - lecz owieczek w moim stadzie jest bardzo dużo. Byłem świadomy jej zdenerwowania w związku z bezpodstawnym procesem, jaki nam wytoczył jej ojciec. Powinienem bardziej ją naciskać na opowiedzenie o planach, wtedy byłbym w stanie odwieść ją od tego zamiaru - Izaak mówił gładko, bez zająknięć, głosem charyzmatycznym, pewnym, lecz niezbyt głośnym. - Niestety, jak wspomniałem, zawiodłem w tej kwestii. Od tego nieszczęśliwego... wypadku baczniej zwracamy uwagę na słowa i zachowania naszych wiernych.
- Amanda mieszkała tutaj? Była z kimś spośród was wyjątkowo blisko związana?
- Miała tu swoje miejsce, ale pomieszkiwała także u innych - Izaak skinął głową. - O ile mi wiadomo najwięcej czasu spędzała z Moniką. Moniką Rukh, jedną z moich najstarszych przyjaciółek wśród naszej grupy. Było też kilkoro innych, lecz proszę pamiętać, że miała własną wolę. Nie kontrolowałem tego z kim się spotykała i przebywała. Jedyne co mamy zarejestrowane to daty i osoby pojawiające się na naszych spotkaniach w całym mieście.
- Oczywiście - przyznała, jakby rzeczywiście była daleka od oskarżania go o cokolwiek. - A co właściwie robią państwo na takich spotkaniach? Jaka jest filozofia Dzieci Rajneesha i pana rola w nich?
- Tu musiałbym panią zaprosić na jedno ze spotkań - Izaak błysnął zębami w uśmiechu. - Wiele zależy od tego, które to spotkanie. Zgłębiamy wiedzę, rozmawiamy, wymieniamy się opiniami. Na pierwszych spotkaniach zwykle jest to tylko opowieść o nas i o tym w co wierzymy, w nasze samodoskonalenie się. Ja jestem jedynie mentorem, wskazuję zagubionym drogę do wieczności, pani detektyw. Uważają mnie za przywódcę, owszem, lecz staram się nie posługiwać takimi… przyziemnymi określeniami. Tylko osoba w pełni świadoma siebie może osiągnąć zbawienie.
- W takim razie, kim jest Rajneesh? - odwzajemniła uśmiech. Jej nie był tak ciepły jak White’a. Nie dlatego, że nie miał takim być, ale po prostu brakowało jej tego wewnętrznego blasku. Charyzmy.
- Tym, który wiele lat temu przetarł ścieżkę i pokazał, co należy czynić. Nie został zrozumiany, może i sam nie rozumiał siebie. My jednak wyciągnęliśmy lekcję i wiemy co czynić. Jesteśmy jednak jego dziećmi, niedoskonałymi ciągle, lecz nie ustającymi w próbach stania się lepszymi - odpowiedział bez najmniejszego zawahania Izaak.
- A pan, kiedy doznał religijnego oświecenia i zrozumiał co należy czynić? Czy stało się to niebawem po wybudzeniu ze śpiączki? A może w jej trakcie?
- Wypadek zmienił moje życie, pani detektyw - odparł White. - Zrozumiałem, że muszę stać się kimś innym niż byłem, podążyć lepszą ścieżką.
- Tak, po prostu? Zasypia pan jako beztroski nastolatek, który spadł z deskorolki, a budzi się jako oświecony guru? - Wierzbovsky emanowała bezwolnym sceptycyzmem. - Dość trudno w to uwierzyć.
- A przeżyła pani śmierć kliniczną i wyszła z długiej śpiączki, aby to oceniać? - odbił piłeczkę. - Są wydarzenia, które zmieniają ludzi. To zmieniło mnie.
- To brzmi interesująco. Jakby pan wiedział coś, co reszcie umyka - Leah wysupłała z kiszeni kurtki paczkę papierosów,ujęła jednego w palce i pytająco uniosła w górę. - Może mogłabym przyjść na jedno z waszych spotkań? Takie, gdzie pan mówi i robi te wszystkie objawione rzeczy, które zmieniają ludziom życia i sprawiają, że otaczają pana rzesze wyznawców.
Roześmiał się, chyba nawet szczerze. Jego wzrok z dezaprobatą wychwycił papierosa, lecz nie protestował. Palenie w pomieszczeniach w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach budynków było już w NYC od wieków zabronione, ale na terenie prywatnym gospodarz podejmował decyzje.
- Pani detektyw, zabrzmiało to nieprofesjonalnie. Chce się pani przekonać, czy jesteśmy zdolni do zbrodni, nie winię pani za to. Upewnię się, kiedy jest następne spotkanie na którym mogę pojawić się osobiście i jeśli zostawi pani swoje namiary, wyślę wiadomość. Każdy nie związany z nami na początku musi przebyć pełną drogę, aby wiedzieć na co się decyduje i co będzie musiał poświęcić w imię samodoskonalenia.
- Byłabym wdzięczna. Tym bardziej, że nie leży w mojej mocy nakazanie tego panu. Ale jestem szczerze ciekawa. Po prostu proszę mnie potraktować jako widza - odpaliła zapalniczkę, powietrze nasycił zapach nikotyny. - Proszę mi wybaczyć ostatnie pytanie, ale taka procedura. Co robił pan w czwartek, między ósmą a dziewiątą rano?
- Byłem tutaj, przygotowując się do spotkania i medytując - odpowiedział.
- Ktoś może to potwierdzić?
- Moi rodzice a także dwie inne osoby, z którymi krótko rozmawiałem mniej więcej o tej porze.
Leah odnotowała ten fakt w notesie.
- Dziękujemy za poświęcony czas. Czy moglibyśmy zobaczyć teraz lokum Amandy, gdy przebywała w świątyni? I pomówić z Moniką Rukh?
- Odnośnie rozmowy z Moniką, to niestety nie wiem gdzie obecnie przebywa. Mogę dać państwu jej numer. Jeśli chodzi o pokój Amandy, to... - zawahał się - ...dzieliła pokój z dwoma innymi osobami. Nie możemy naruszać tak niespodziewanie ich prywatności. Niektóre ćwiczenia, które stosujemy, wymagają dużej koncentracji. Jestem jednak pewien, że możemy umówić to na odpowiednią godzinę - powiedział gładko, między wierszami sugerując, że Leah nie ma nakazu na zwiedzanie prywatnych kwater "Dzieci Rajneesha" i jednocześnie on nie ma ochoty jej po nich oprowadzać.
- W takim razie, może ktoś zbierze rzeczy osobiste Amandy i wyśle mi je pan na komendę? - spróbowała wyjść mu naprzeciw we wzajemnym kompromisie. Poza tym, jeśli w interesie White’a leżało usunięcie z tych przedmiotów jakiś dowodów to miał aż za wiele okazji by to zrobić.
- To także mogę zrobić - skinął głową. - Poprzedni detektyw oglądał już jednak jej pokój, jeśli to panią uspokoi.
Zanotowała numer do Moniki Rukh, przesłała White’owi elektroniczną wizytówkę do siebie.
- Przykro mi, że znów musiał pan odpowiadać na te same pytania - wyciągnęła mu dłoń na pożegnanie. - Obawiam się również, że gdy urodzą mi się dodatkowe pytania, będę pana ponownie nachodzić - uśmiechnęła się przepraszająco. - Taka praca.
Wstał i uśmiechnął się naturalnie, podając jej dłoń.
- Nie ma sprawy, mi także zależy, aby oczyścić nasze imię jak najszybciej. Czy mogę wiedzieć co się stało z detektywem… - zmarszczył brwi przypominając sobie nazwisko - ...Hawkinsem?
- Próbowano ich zabić - odparła próbując wyczytać emocje z twarzy White’a.

Wychodząc Leah zgarnęła naręcze kolorowych ulotek, będzie miała co czytać do poduszki.
Przed świątynią zapaliła papierosa zastanawiając się co do dalszych kroków. Mieli jeszcze trochę czasu do końca dnia.
- Chyba czas by przesłuchać ostatnie osoby, z którymi widział się Tomkins. Ann Yui Ferrick, Kye Remo, James Shelby i Daniela Morrison - zerknęła do swoich notatek. - Przejadę się do tej Ferrick, ty odwiedź Shalby'ego. Widzimy się jutro rano na komisariacie. Jeśli wróci komunikacja skontaktujemy się z pozostałą dwójką i każemy im, po ludzku, stawić się na komisariacie.
Postawiła wyżej kołnierz i ruszyła w stronę metra. Zastanawiała się czy w ogóle zastaną świadków w domu, czy serwują sobie jedynie zbędny spacer. Niemniej warto było zaryzykować.
 
liliel jest offline