Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2016, 19:40   #16
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Eric



Sekundy mijały za sekundami, przeradzając się w końcu w minuty. Te z kolei, jak to miały w zwyczaju, zamieniły się w godziny. Mgła coraz mocniej upewniała swą pozycję na świecie, otulając wszystko swą wilgotną, lepką masą. Widoczność malała wraz z upływem czasu co nie wróżyło niczego dobrego tym, którzy z rana musieli zwlec się z łóżek i udać do pracy. O ile spędzili ową noc w swych łóżkach.
Przykucnięty na dachu Eric, zdecydowanie nie mógł zostać do ich grona zaliczony. Jego nemezis, tuż przed jego oczami, rosła w siłę. Utrzymywała się jednak na dystans, jakby szydząc z nieszczęsnej, ludzkiej istoty. Nie wspięła się za nim na schody, a przynajmniej nie widział jej w żadnym z okien. Okien, ozdobionych szybami, które przecież, jak wyraźnie słyszał, powinny leżeć w drobnych kawałkach na dywanach pokrywających podłogi w sypialniach. Nie leżały jednak, podobnie jak mgła, szydząc z niego i dodatkowo podważając wątłe podstawy zdrowego umysłu. Szaleństwo, jak nigdy wcześniej, zdawało się być bardzo blisko swego zwycięstwa. Może już wygrało?


Ranek powitał go chłodem, w którym każda porcja wydychanego powietrza przybierała formę białego obłoku pary. Pierwszy, nieśmiało budzący ciszę dźwięk, dotarł do uszu Eric’a wraz z przytłumionym, jednak wciąż wyraźnie krwawym, wschodem słońca. Samochody, prowadzone przez ledwie przytomnych kierowców, zaczęły opuszczać przytulne schronienia garaży, by wyruszyć w świat. Na ich właścicieli czekały biurka zawalone dokumentami, białe ekrany monitorów, uciążliwi klienci i współpracownicy. Życie budziło się jak co dzień, zwiastując nastanie kolejnego poniedziałku.
W domu obok zapłonęły światła. Hendersonowie, jak zwykle zresztą, wstali skoro świt. Za pół godziny pani Henderson zapewne ruszy przed siebie, odziana w obcisły strój do biegania, podczas gdy jej małżonek dołączy do owych setek nieszczęśników tkwiących w porannych korkach. Czas był najwyższy by postanowić co dalej. Wszak nie mógł na tym dachu tkwić w nieskończoność. Tym bardziej, że o ile niepokój pozostał, to uczucie zagrożenia zbladło nieco, w świetle budzącego się dnia.






Aiden



Zegar leniwie, nie bacząc na sytuację, odliczał mijający czas. Długie ramię wolno zmierzało wpierw w dół, a następnie w górę. Ruchowi temu towarzyszyły nader flegmatyczne zmiany, które zachodziły w pozycji ramienia mniejszego. Film w telewizji został zastąpiony pogodą na siedem dni, a następnie nocnymi wiadomościami. Prezenter, starszy jegomość, próbował wzbudzić zainteresowanie nielicznych widzów, jednak jego raczej flegmatyczny głos, niespecjalnie się do tego zadania nadawał.
Oczy Aidena coraz dłużej przysłaniały powieki. Strach i niepewność następnej chwili, odchodziły przeganiane późną porą, brakiem kolejnych atrakcji i monotonią płynącą z głośników. Za oknem królowała lepka, szara noc, upływająca pod znakiem wszędobylskiej mgły. Było cicho… Tak całkowicie cicho. I było spokojnie… Tak absolutnie spokojnie. I sofa była jakby wygodniejsza niż to zapamiętał. Taka miękka, przyjazna zarówno udręczonemu umysłowi, jak i błagającemu o spoczynek ciału. Jedyne zaś co trzeba było zrobić to pozwolić powiekom opaść jeszcze ten jeden raz. Ten jeden…


Obudził go dźwięk silnika. Nieludzko głośny, rozlegający się o nieludzkiej godzinie. Nieludzkiej dla tych, którzy wstawać wraz ze słońcem nie musieli. W telewizji nadal szły wiadomość, tym razem poranne i ze znacznie żywszymi prezenterami. Na stoliku przy którym siedzieli, stała ogromna, pomarańczowa dynia. Klimatycznych dodatków nie brakowało także w górze ekranu. Ot, na wypadek gdyby ktoś zapomniał, że oto właśnie rozpoczął się poranek dnia Halloween. Duchy, wiedźmy, kościotrupy, zombie… Co kto woli, wybór był dość spory. Wszystko co straszne miało być tego dnia na topie. Czy jednak ledwie przespaną noc, pełną nader pasujących do tego dnia wydarzeń, można było określić mianem “na topie”? Cóż, o to trzeba już było zapytać Aidana, który mógł śmiało powiedzieć, że zaliczył jedne ze straszniejszych godzin swego życia. Dzień zaś dopiero się zaczął, a do jego zakończenia zostało jeszcze niecałe osiemnaście godzin…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline