Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2016, 18:19   #29
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Micha, Szept i wycieczka



- To było tak… - Micha w takcie marszu zerkała za siebie tłumacząc dzieciakom koncept wypiętej dupy pod studnią.
- Jedna dupa zabłądziła w dziczy, dopadły ją dzikusy. Ona nie gadała po ichniemu a i oni za chuja jej nie rozumieli, no może poza jednym. No i ten jeden się jej pyta, tyle co ona zrozumiała, to powiedział “ty chcieć śmierć, czy ty chcieć sambo?” no ona za chuja nie wiedziała co to “sambo” ale “śmierć” skojarzyła, no to mówi że “sambo”. - Micha zrobiła pauzę upewniając się, że wszyscy ją słyszą.
- No to “sambo” to było to, że ją całe to plemię dzikusów waliło na zmianę, aż w końcu straciła przytomność. Kiedy się obudziła, chuj wie kiedy, wszyscy stali już w koło ze sterczącymi pałami, czekali. Ten “poliglota” znowu się jej pyta “ty chcieć śmierć, czy ty chcieć sambo”. No i tym razem, ona mówi że “śmierć.” - Micha odwróciła się do dzieciaków.
I wiecie co wtedy krzyknął jeden z dzikusów?
- Śmierć przez sambo! - zakończyła opowieść zadowolona z siebie. Po czym zeszła na ziemię:
- My tu cywilizowane, dzikusów nie ma, ale przy studni też można wyzionąć ducha dupą, dlatego, dzisiaj nie zabijamy Eliciarzy bez powodu, okej? No bo w sumie Szef ak to Szef, ma rację i tylko dlatego że ktoś kogoś chciał poruchać, no, wiecie, od tego się nie umiera… chyba że… przy studni.
Szept słuchała pogiętego przykładu, jakim zarzuciła Micha. Skrzywiła się, gdyby jej nie znała, to na pewno sama by się chwilę zastanawiała o co jej chodzi, a co dopiero ta bachornia z ‘innej planety’. Szept rzuciła okiem na studnię, a potem w kierunku targu. Tam będzie jej się ciężko do nich mówiło, więc podeszła do Michy
- Weź idź na ogon. Łatwiej będzie jak będziesz do nich gadać w przód. Wezmę przód. - szeptała, odrobinkę głośniej niż wcześniej, ale wyraźnie usilnie starała się nie podnosić tonu wyżej niż to wskazane. Potem zerknęła na dzieciaki
- Poszukamy co wasze, ale nie denerwujcie nikogo lepiej. - zasugerowała im i ruszyła do przodu, przy okazji spoglądając na spóźnionego Salvadora. Zmrużyła szare ślepia. Ciekawe co go tak zajęło. Czarnowłosa wolałaby, aby ją dziś opierdziel za cokolwiek ominął, więc wolała odrobinę przejąć kontrolę nad tym ‘spacerkiem’.
Salvador dołączył do grupy z półbiegu, właściwie ledwo wyhamował w odpowiednim momencie. Zgiął się wpół wśród chmury kurzu, oparł dłonie o kolana, łapiąc oddech, głośno wypuścił powietrze ustami.
- Winny jestem przeprosiny - wysapał, stanąwszy prosto. Obdarzył nowe Dzieci Feniksa uśmiechem pedagoga, przyglądał im się ciekawsko, życzliwie, z oczami pełnymi czegoś, co przypominało wzruszenie, choć równie dobrze mogło być narkotycznym zeszkleniem. - Obowiązki mnie zatrzymały. Tak to jest, gdy jakaś praca wypada na gwałt.
Teraz spojrzał kolejno na Michę i Szept.
- Naprawdę, bardzo was przepraszam. - Salvador puścił oko do dziewcząt, otrzepał spodnie i wyciągnął rękę w przywitalnym geście do Nikolaia, jedynego mężczyzny w grupie. - Jestem Salvador. No wiecie. Jak ten malarz.
Nikolai uścisnął mocno dłoń mężczyzny, jednak samemu się nie przedstawił
Keiko nie podobało się w mieście. Było wszystkiego .. za dużo, za głośno, nie było uporzadkowania, które dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Przysunęła sie blizej Nikolaja, choć nie miał topora.
Micha ciągle gadała, o rozmnażaniu i śmierci, jak szybko zorientowała się dziewczyna. Ciągle gadali o tym samym, zamaiast o jakiś ciekawych rzeczach. To było nudne.
- Możemy wracać? - zapytała. - W tym prostopadłościanie na początku najbardziej mi się podobało.
Ale nikt nie odpowiedział, a zamiast tego pojawiał się ktoś nowy. Przedstawiał się. zasada wzajemności.
- Jestem Keiko dzień dobry Salvadorze wybaczam ci który malarz? Nie wiem - powiedziała szybko, na jednym oddechu.
Najciekawszy malarz minionej epoki - odpowiedział Salvador, rozszerzając nozdrza i chłonąc zapach dziewczęcia. Keiko. Dobre imię do haiku. Gdzieś miał tomik haiku. Koniecznie musi go poszukać w burdelu, który nazywał domem. - Malował zegary, słonie i żyrafy. Czasami płonące. Piękne. Spodobałyby ci się. Ciekawe, czy Matka Natura ocaliła jakąś żyrafę?
Rosjanin nie przejął się specjalnie opowieścią Michy. Kobieta ewidentnie miała problem. Trudno. To nie była sprawa Nikolaia. On nie był za nią odpowiedzialny. Za to był odpowiedzialny za resztę. Salvadore był kolejnym pionkiem, który musiał się nie liczyć. Gdyby się liczył, to Szept i Micha zachowywały by sie inaczej w jego obecności. Tymczasem mężczyzna nie wywarł na nich wrażenia.
- Chodźmy poszukać naszych rzeczy - powiedział bez emocji, rozglądajac się po okolicy.
Z jakiejś przyczyny Micha lubiła Salvatora, chyba dlatego, że kojarzył jej się z jakimś aktorem.
- Sal… jakbyś wyłożył pigułę na spółkę, to bym ci zrobiła coś więcej niż tylko wybaczyła. - wystawiła język po czym wskazała na białe plamy na nogawkach mężczyzny.
- Sprawy wypadły nagle jak widzę.
Salvador bez słowa sięgnął ręką do kieszeni, jak Gollum sprawdzający, czy aby ma przy sobie pierścień, wymacał ostatnie dwie porcje Lekarstwa, zassał policzek. Dzielenie się pigułką na pół w jego przypadku nie miało sensu. Połówka to za mało, by zaspokoić głód, a dość, by pobudzić organizm. W życiu nie oddałby nadmiarowej porcji bez powodu. Chociaż… on też z jakiegoś powodu lubił Michę. Mimo tego, że podświadomie chyba bał się silnych kobiet, w jej ciele widział posąg, który godzien był spojrzenia oraz - przede wszystkim - dotyku. Poza tym lubiła “Gwiezdne Wojny”. A to wiele mówiło o człowieku.
Skoro Micha nie miała Lekarstwa, to znaczy, że podpadła Marco. A to wystarczający powód, by się z nią podzielić. Nie za darmo, oczywiście.
Cokolwiek nie pomyśleli sobie zebrani, Salvador chciał od Michy czegoś zdecydowanie więcej, niż seksu. Chciał jej ciała, by je wielbić, jak wielbić można ciała wyrzeźbione w antycznych marmurach.
- Jesteś mi dłużna - powiedział po prostu, wręczywszy jej Lekarstwo chciwym gestem. Sam zachował własną porcję na późniejszą porę dnia. Gdyby zażył je teraz, już pod wieczór głód by wrócił. Wolał doczekać do popołudnia. Tak wegetowało się w Mieście Feniksa. Od dawki do dawki.
- Bardzo dłużna - powtórzył z naciskiem.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline