Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2016, 23:18   #313
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Telai ostatkiem sił wbił skanę w pancerz Rankora. Ostrze weszło w osłabiony pancerz z trudem, jednak dokonało dzieła. Tenno poczuł szybki wypływ mocy i nagle warframe stał się po prostu pustą skorupą pozbawioną świadomości i energii. Pozostało już jedynie czekać na śmierć, która wyzwoli go z bólu i zimna.

Tymczasem Enea pełzła w stronę Telaia nieubłaganie, gdy nagle minął ją sztywno idący Ash. Szedł powoli, stawiając niepewnie kroki, jakby dopiero uczył się chodzić. Ukląkł obok Tenno i otoczył go ramionami. Ciało Telaia przestało marznąć, gdy pancerz niepewnie roztoczył wokół siebie pole siłowe, mające chronić pierwotnie przed atakami, teraz zaś przed morderczym zimnem.


Enea pełzła dalej, chcąc umrzeć obok towarzysza broni, przyjaciela. Jednak wciąż była daleko, wciąż zbyt daleko od niego. Chciała iść dalej, lecz brakło jej sił. Zdołała jedynie odwrócić głowę, by dostrzec krwawy ślad na podłodze za sobą, niczym jakiś groteskowy ślimak. Gdy oczy podążyły za śladem, natrafiły na zgarbioną postać Tenno, która wydostała się właśnie z komory i szła w kierunku Enei. Enea leżała sparaliżowana, natomiast Telai patrzył na to wszystko bezsilny, nie potrafiąc zapanować nad pancerzem.

Tenno zbliżył się do Enei, z trudem przysiadł na piętach i szepnął do niej:

- Niech pokój ma w opiece ciebie i twój honor, przyjaciółko.

Enea poczuła, jak wokół wojownika zbiera się energia i nagle otoczyło ją ciepło. Początkowo przyjemne, następnie okrutne. Tortura resztek krwi, które zaczęły odżywiać zamarznięte tkanki kończyn i skóry, była nie do zniesienia. Kobieta krzyknęła, jednak nie był to ryk agresji, lecz bólu. Straciła przytomność. Telai leżał w ramionach Asha, natomiast chroniący Eneę Tenno nie poruszał się, poświęcając całą uwagę podtrzymaniu ochronnej sfery.


Znacznie później coś zaczęło się dziać. Do pomieszczenia wkroczyła czwórka Tenno, uzbrojona i czujna. Przypominali miecze, które niecierpliwią się, by ktoś mógł ich użyć. Albo polujące tygrysy, które trwają w największym napięciu, tuż przed skokiem. Za nimi wtoczyło się pięciu ludzi w grubych skafandrach z dziwacznym sprzętem i wózkami. A za nimi wszystkimi… weszła Lotus. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zapłakała.

Tenno zabezpieczyli pomieszczenie rozstawiając się po kątach z dziwaczną bronią w dłoniach, ekipa zajęła się sprawdzaniem kapsuł nad uprzednio niebieskim, teraz czerwonawym jeziorem. Lotus podchodziła do każdego z leżących na ziemi Tenno i szeptała:

- Już dobrze dziecko. Możesz odpocząć, zajmiemy się tobą.


A gdy kończyła mówić, każdego z wojowników morzył głęboki sen.


Tenno obudzili się na łóżkach. Ból zniknął, pozostała jedynie nieprzyjemna świadomość swojego ciała. Obok Enei i Telaia leżał trzeci Tenno. Zupełnie nie ten, którego się spodziewali. Zamiast Rankora, leżał tam wymizerowany Al’Lan o skórze i oczach starca. Uśmiechał się do nich smutno i szczerze. Kiwnął głową i zamknął na powrót oczy.

Co ciekawe Tenno nie czuli w sobie energii, którą mogliby w razie potrzeby wykorzystać. Możliwe, że miało to związek z dziwnymi kablami, które jakby pochłaniały ich dłonie i stopy, a ich początek niknął gdzieś w plątaninie kabli i rur na ścianie. Nagle do pomieszczenia weszła Lotus.

Długo przepraszała wojowników za to co się stało, za utratę towarzyszy, za niepotrzebną śmierć. Żałowała, że nie okazała się na tyle pewną zaufania, by nie zeszli na złą drogę i nie powierzyli swojego i innych życia w ręce Natah, jej spaczonej przeszłości. Prosiła o wybaczenie, i poza jednym momentem, gdy wspomniała o śmierci Mory i Rankora, którzy zginęli z rąk Enei i Asha w anonimowych kapsułach, w jej oczach nie błyszczały łzy. Jednak białka były całkiem czerwone. Nie przypominała wszechmogącej i wszechobecnej Lotus sterującej z cienia oddziałami Tenno, którzy wykonują dziwne zadania. Przypominała kobietę pogrążoną w żałobie. Silną, lecz wciąż… Tak bardzo ludzką.

Po chwili emocji zaczęła opowiadać:

- Nie pozostało was wielu, moje dzieci. Garstka. Wszystkim wydaje się, że jest was wielu, setki, głupcy myślą, że tysiące. Niestety… Nieporozumienie jest nam na rękę, a wynika one stąd, że nawet gdy wasz pancerz zostanie zniszczony, wasza świadomość jest nieśmiertelna. Dopóki ktoś nie zabije was, nie warframe.

Podeszła do Enei i pogłaskała ją delikatnie po twarzy. Palce Lotus były gładkie i ciepłe. Enea zapragnęła, by to się nigdy nie skończyło. Niestety Lotus odjęła dłoń i kontynuowała:

- Szczęśliwie się stało, że po zniszczeniu Nyx Mora zdołała zdać mi relację z tego, co się wydarzyło. Miałam nadzieję, że nie ulegliście Natah na tyle, żeby zaatakować swoich braci. Szczególnie, że nie zachowywali się agresywnie. Jednak popełniłam błąd i utraciłam wasze zaufanie. Niech będę przeklęta, straciłam dwoje dzieci! Dwoje kochanych dzieci…

Kobieta w masce zbliżyła się do Telaia i złapała za rękę, po czym wstała.

- Taka tragednia nie wydarzyła się już od dawna. Szczęśliwie udało wam się zniszczyć tę kopię Natah. Boję się jednak, że gdzieś tam może istnieć ich jeszcze kilka. Jednak wierzę, że Corpus odkrył ten przeklęty relikt przeszłości, skopiował i usnął oryginał. A wy go zniszczyliście. Wierzę w to z całego serca. Straciliśmy też jedno ze wspaniałych łon, które was w sobie nosiły. Będę musiała znaleźć inne bezpieczne miejsce, w którym moglibyście zasnąć. A potem znów się obudzić w ciałach, które nie sprawią wam cierpienia.

Zbliżyła się do Al’Lana i pocałowała delikatnie w palce.

- Odpoczywajcie, kochane dzieci. Odpoczywajcie…

Lotus szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia. Wtedy Al’Lan uniósł się na łokciach i z tak dobrze zapamiętaną Tenno emfazą wypowiedział kilka zdań:

- Mimo tego, co wydarzyło się na mroźnych polach, kocham was bracie i siostro. Jestem zaszczycony możliwością spotkania was takich, jakimi byliśmy za dawnych lat, gdy ziemia była zielona, niebo nad głowami, a w sercu beztroska. Wspaniale was widzieć i móc wraz z wami opłakiwać Morę i Rankora, nasze rodzeństwo. Ich honor jest czysty niczym górski strumień, ich czyny chwalebne, pamięć o nich wieczna jak gwiazdy na niebie. Pokój z wami, bracie i siostro. Pokój.



Koniec
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline