- Hej, pani kapitan Wąż! - krzyczę wesoło, podbiegając do łysej kobiety, trzymając w rękach wyświechtany zeszyt.
Macham jej przed oczami dziennikiem pokładowym, z którego wypada trochę kartek i cóż, odlatują gdzieś hen hen daleko. Patrząc przez chwilę z konsternacją na odlatujące papiery wzruszam ramionami i szczerze uśmiecham się do kapitan Wąż.
- Jako nawigator czuję się w obowiązku zapytać czy zmieniamy kurs, czy pozostajemy przy obecnym?
Jakakolwiek byłaby jej odpowiedź, przytakuję jej skinięciem głowy i wesoło odchodzę, zostawiając ją sam na sam ze swoimi myślami. Trzeba przyznać, że babka ma ciężki orzech do zgryzienia, od kiedy Yuteal leży z gorączką w swojej kajucie.
Powinnam udać się prosto za stery naszego pięknego latającego statku, by jako nawigator ewentualnie skorygować trasę, ale wszyscy, co mnie znają, wiedzą, że jestem trochę roztrzepana i zapominalska, dlatego kieruję się w zupełnie inną stronę.
- Heeeeeeeej, Ghorbash! - zagaduję radośnie do okrętowego żołnierza, wielkiego orka o równie wielkim sercu. - Jak chmury? Coś ciekawego w nich dojrzałeś? Coś miałam zrobić, ale wyleciało mi z głowy, hym... |