Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2016, 20:18   #17
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Leah obiecała Mocie, że zaraz do niego dołączy. Chciała obejrzeć mieszkanie Shelbiego na własne oczy.
Cieciowi przy bramie wręczyła elegancką papierową wizytówkę. Na białym tle widniały tylko dwa rządki schludnych liter. Detektyw L. Wierzbowski i numer holofonu.
- Proszę powiedzieć pani Ferrick żeby się ze mną pilnie skontaktowała.
- W jakiej sprawie? - dopytywał wścibski dozorca.
- Pani Ferrick dowie się tego ode mnie.
Ponad godzinę wlekła się samochodem na Queens. Podła dzielnica przywitała ją mrowiem podejrzanych gęb i każda z nich zdawała się odnotować obecność Wierzbovsky. Mota dokonał wstępnego przeszukania. Mieszkanie było w nieładzie ale nie przedstawiało jednoznacznych śladów walki. Ktoś mógł się włamać i je przetrząsnąć. Technicy powiedzieliby więcej ale sprawa aż tak priorytetowa nie była a kapitan wygłosił swoją nudną przemowę o cięciu kosztów. Mogli, jak zwykle, liczyć wyłącznie na siebie.
Nie znaleźli niczego co miałoby związek z Tomkinsem. Rezultatów nie przyniosły też przesłuchania sąsiadów, jawnie niechętnych względem policji. Monitoring kiedyś działał, ale musiało to być w innej epoce.
Po powrocie na komisariat Leah przyjrzała się osobie Shelbiego. Jego konto świeciło pustką, oscylowało wokoło zera. Przykuła jej uwagę transakcja opiewająca na tysiąc eurodolarów. Przelew z konta Tomkinsa. W bilingu powtarzało się kilka tych samych numerów. Była żona, jakaś inna kobieta, Corp-tech, w tym znani już Leah Remo i Ferrick, kilka numerów ze SWAT'u. Jak wynikało z kartoteki – znajomi z poprzedniej roboty.
Numer Shelbiego milczał. Poza siecią lub wyłączony. U jego byłej żony usłyszała sygnał dostępności ale problemy z siecią uniemożliwiły rozmowę. Wysłała jej wiadomość tekstową z prośbą o kontakt.

Był wieczór gdy Leah zdołała wreszcie dotrzeć do domu.Obładowana naręczem akt i torbą zakupów lawirowala między kolejnymi drzwiami i elektronicznymi zamkami. Zatrzymała się na korytarzu przed drzwiami Jacka nasłuchując czy ten jest w domu. Nic nie usłyszała, ale też Jack miał dobrze wygłuszone mieszkanie. Właściwie korciło ją aby zapukać ale i najpierw chciała pozbyć się balastu. Poza tym nie potrafiła pozbyć się uczucia wyrzutu, który każdorazowo towarzyszył jej w obecności Caldwella, jakby samym pukaniem do jego drzwi robiła coś przeciw Scottowi. Odwróciła się na pięcie do drzwi swojego mieszkania.
Za progiem wykrzyczała zdawkowe “Wróciłam!”. Odstawiła akta i zakupy na podłogę. Sięgnęła po jeszcze ciepłe pudełka z chińszczyzną i czteropak piwa i ruszyła by odnaleźć Scotta. Ten poczuł się już zdecydowanie lepiej. Lub po prostu się nudził. Siedział na kanapie, ekrany otaczały jego głowę, a dłonie pracowały na klawiaturze. Wszystko to zniknęło, kiedy zobaczył wchodzącą Leah. Wstał i podszedł, odbierając od niej część rzeczy.
- Nowa ciężka sprawa? - spytał, widząc grubość teczek, które przytargała.
- Nowa sprawa i nowy partner - objęła go w pasie i pocałowała mocno. Dopiero po dłuższej chwili odpuściła ten forsowny atak i ciągnęła dalej. - Pamiętasz tą bogatą dziewczynę, która wysadziła się w sądzie? Jej ojciec wytoczył sprawę Dzieciom Rajneesha i teraz on również nie żyje - poklepała warstwę makulatury opatrzoną odręczną sygnaturą sprawy.
- Ta, byłoby o tym ciągle bardzo głośno, gdyby nie problemy z siecią - mruknął, ciągle zaskoczony pocałunkiem. Mimo miesięcy, ciągle jeszcze nie przywykł do bliskości innej osoby. - Niezły syf. Dlaczego ty? I kto jest szczęśliwym wybrankiem? - ciekawość obudziła się w Ferro momentalnie.
- Dlaczego ja? - zaskoczyło ją to pytanie. Nie zastanawiała się nad tym. - Nie szukałam przyczyn. Powinnam?
- Nie, po prostu jestem zdziwiony. Poprzedni przydział musiał zawalić sprawę, skoro dali to teraz tobie, tak w środku śledztwa - Scott przyniósł sobie sztućce, nigdy nie próbował nawet dotykać pałeczek.
Odkręciła butelki piwa, wybebeszyła kartoniki z chińskimi specjałami.
- Poprzednicy wylecieli w powietrze. Śledztwo jest niewygodne, są podejrzenia, że to z jego powodu podłożono gliniarzom ładunek pod samochodem, więc lepiej mieć się na baczności. I to również tyczy się ciebie, skoro mieszkamy razem.
- Szlag - skomentował cicho.
- Partnerem jest Arturo Mota. Świeżynka. Nauczy się.
Upiła łyk piwa, sięgnęła po pałeczki.
- Jutro podeślę ci androida do przeskanowania. SI. Prywatna własność ofiary, twierdzi, że wyszedł na chwilę do apteki zrealizować recepty Tomkinsa. Myślisz, że może kłamać?
- Nie - wziął pierwszy kęs. Chyba jak zwykle zapomniał o żarciu przez cały dzień. - I tak. Po tym co widzieliśmy wtedy przy hakowanych androidach niczego już nie jestem pewien jeśli chodzi o nie. Protokoły zabezpieczeń powinny uniemożliwić mu kłamstwo, ale jak sama wiesz można je obejść.
Zapominał się momentami i mówił z pełnymi ustami.
- Tamta luka została załatana, ale dobry haker nakłoni androida do czego tylko zechce. Taki to problem z robotami, zawsze był. Dlatego są monitorowane, a zasięg ich wi-fi został zmniejszony. Jak coś pomieszało w elektronicznym łbie tego twojego, to to znajdę.
- Tym bardziej, że ten także wyszedł zza lady House Robotics - Leah miała niestety podobne skojarzenia, co Scott. - Mogłabym poprosić Caldwella o jego dane techniczne z czasu sprzedaży, ma u mnie dług. Mógłbyś porównać dane, łatwiej wyłapać zmiany. Co więcej, modus operandi przy śmierci starego Tomkinsa zatrważająco przypomina ten od Novej. Ślad po nakłuciu, nic więcej.
Leah również mówiła i jadła jednocześnie, przez co poparzyła sobie usta. Odziedziczony po ojcu pracoholizm nie pozwalał jej marnować czasu na tak trywialną czynność jak posiłek.
- To akurat jest ciekawe - wykonał kilka kółek widelcem z nabitym na niego kawałkiem kurczaka. - Szczegóły tamtych morderstw nie wyciekły do prasy, więc wątpliwe, że to naśladowca. Specyfikacja nic nie zmieni, nie będzie mi potrzebna - stwierdził kategorycznie. Nie potrafiła stwierdzić czy to przez słowo "Caldwella" użyte w jej wypowiedzi.
- W porządku - przełknęła potężny kęs, popiła obficie piwem. - Ale gdybyś zmienił zdanie to istnieją boczne drzwi aby to załatwić.
Odstawiła pudełko z niedokończonym żarciem, objęła zimną butelkę i przeniosła się do salonu.
- Chodź, puszczę ci nagranie z sądu. Coś mi się w nim nie podoba i chcę poznać twoją opinię.
Uruchomiła holoprojektor, odtworzyła dane ze służbowego pendrive’a. Oglądała tak samo czujnie jak poprzednio, jakby chciała wychwycić wszystkie szczegóły, które mgła przeoczyć poprzednim razem.
- Ona się trzęsie i poci. Jest przerażona. Zastraszona? - dopiła piwo, odstawiła z trzaskiem pustą butelkę. - O tutaj! - wskazała na fragment z szatni. - Amanda patrzy centralnie w oko kamery. Może… ktoś ją obserwował. Czekał czy wypełni zadanie. Szantażował ją?
Ferro patrzył, jego twarz nie zdradzała wiele. Obejrzał dwa razy, zatrzymując w strategicznych momentach.
- Możliwe, ale wiesz, że ja i emocje… tak średnio nam po drodze - uśmiechnął się półgębkiem. - Mnie bardziej zastanawia jak wniosła materiały. Może ktoś jej podał? Wyłączył skan na bramkach? Każdy kto idzie popełnić samobójstwo chyba też jest przerażony, tak mi się wydaje. A ona szła zabić też innych. Jak islamscy terroryści. Nikt mający poukładane w głowie tak nie robi.
- Tak wiem - rozsupłała kok, zmierzwila wlosy leniwymi ruchami palców. - Źle wyglądała. Podkowy pod oczami, ogólna nerwowość. Może to też konsekwencje narkotyków. Znaleziono w resztkach zwłok ślady jakiejś substancji. Co do ładunku jest hipoteza, że semtex uniknął wykrycia przez ochronę nanokryształów niewiadomego pochodzenia. Pewnie jakaś eksperymentalna technologia. Na filmie nie widać by ktoś coś jej podawał. Z nikim nie wchodziła w interakcję, może poza szatniarzem.
Cofnęła film raz jeszcze do tego momentu.
- Gdybym była kimś, kto ją do tego zmusił, chyba nie darowałabym sobie aby nie obejrzeć wyreżyserowanego przez siebie przedstawienia.
Powlokła się do kuchni, przyniosła po kolejnej butelce piwa.
- Dałbyś radę to sprawdzić? Czy ktoś jeszcze, poza policją, miał dostęp do tego nagrania? Wykradł go zdalnie lub przegrał na dysk?
- Jak tylko sieć się ustabilizuje, spróbuję - Ferro skinął głową, jeszcze przez chwilę wpatrując się w ekran zanim go zgasił. - W tej sytuacji należy założyć, że osób współpracujących nie było w sądzie - uśmiechnął się z przekąsem. - Naćpana, z wypranym mózgiem, zmuszona do desperackiego czynu. Gdyby nie ta eksperymentalna technologia… Masz dokładne wyniki analizy ładunku?
Wziął teczkę z materiałami, wertując ją, a potem przed jego oczami wyświetlił się ekran. Scott szukał czegoś dłuższą chwilę.
- Niewiele tego. Nanokryształy, cokolwiek to jest, musiały odbić skan z bramek lub osłonić ładunek, bo inaczej skaner zasygnalizowałby coś innego. Holonet działa tragicznie, ale udało mi się znaleźć dwa artykuły z opisem wniesienia ładunków przez tego typu zabezpieczenia. Oba w Europie. Sprawdzę, czy to to samo. Sama Amanda, nieważne jak zdesperowana, nie dostałaby w ręce czegoś takiego bez pomocy z zewnątrz - zawyrokował ostatecznie.
- Tak, na pewno ktoś ja zaopatrzył w ładunek. Jutro przewertuje policyjne bazy, znajdę rejestr skazanych za obrót semtexem. Może uda się dotrzeć do dystrybutora i przycisnąć, kto był zleceniodawcą. Ale to kiepski trop i ganianie za przestępcami, których policji jak dotąd nie udało się przecież ująć. Myślę, że to musiał być jednak ktoś z tej pieprzonej sekty - pociągnęła łyk piwa i przerzuciła kilka kartek z ulotek reklamowych Dzieci. - Ten Izaak White wydaje się zdroworozsądkowy i charyzmatyczny, ale przecież musi taki być aby ciągnąć za sobą tysiące wyznawców. Twierdzi, że Amada wypaczyła ich pokojową filozofię, ale nie zmiania to faktu, że własnie White i jego sekta mieli najmocniejsze motywy aby pozbyć się starego Tomkinsa. W zasadzie nawet Amanda odwaliła kawał dobrej roboty, bo przez ten wybuch w sądzie wycofał się z zeznań niejaki Rick Bauer, który miał obciążyć sektę ujawniając jakieś rewelacje.
Zamknęła się, właściwie nie do końca pewna czego jeszcze może od Scotta chcieć. Kiedyś konfrontowali razem każdą sprawą, ale wtedy byli partnerami, teraz z rozmysłem rozeszli się na różne działy. Nie powinna oczekiwać od Ferra pomocy w swojej robocie. Mota, jak na razie, nie miał szansy udźwignąć roli.
- Alex. I kamera w sądzie. Na razie chyba o te dwie rzeczy chciałam cię prosić.
Dopiła duszkiem piwo. Wziął swoje piwo i pogasił ekrany.
- Jasne. Jutro niedziela, ja mam nadal wolne, nie będę się przynajmniej nudził. O ile wróci sieć, bez tego zacznę szukać u ciebie w mieszkaniu tępych narzędzi i będę się nimi ciął.
Humor u Ferro był specyficzny, lecz jak zauważyła, mocno i tak rozwinął się od momentu, w którym poznała go po raz pierwszy.
- Aaaa, jeszcze jedno - ożywiła się. - Tyczy się również Aleksa. W mieszkaniu brak śladów włamania, ale alarmy były rozbrojone i monitoring wyłączony. Czy dałoby radę sprawdzić, czy monitoring wyłączono w domu, od środka, czy ktoś grzebał coś zdalnie poprzedzając ewentualny napad na Tomkinsa?
- Wątpię - Ferro odpowiedział powoli. - Zwykle jak się hakuje taki system, to wrzuca się aktualnie pasujący kod po zdobyciu go. Czy to zdalnie, czy ręcznie, system tego nie rozpozna. O ile haker nie jest wołową dupą, ma się rozumieć.
- Niemniej sprawa śmierdzi dodatkowo, bo monitoring od strony ulicy nie zarejestrował zdarzeń między godziną ósmą a dziewiątą, kiedy akurat zginął Tomkins. Firma ochroniarska twierdzi, że albo im te pliki ktoś wykasował albo kamera nie działała. A przecież działać powinna. Musi być tam jakiś ślad ingerencji, coś do tego mógłbyś się dokopać?
- Nie stąd - pokręcił głową. - Co innego monitoring domowy, ale jak koleś hakował całe osiedle, to słaby nie jest. Tu potrzeba nakazu i sprawdzenia systemów tej firmy ochroniarskiej. Systemu domowego w tym wypadku pewnie nawet nie ma co sprawdzać. Swoją drogą ciekawe, że atak nastąpił w domu, a nie gdzieś poza tym chronionym miejscem. Może napastnik wiedział, że to wcale nie jest trudne albo miał kreta na osiedlu. Lub to ktoś z osiedla - Scott ciągle żył pracą detektywa śledczego. - Bez dodatkowych dowodów to spekulacje - upił kolejny łyk piwa.
- Alex ma zakaz opuszczania Inner City. Jeśli to on jest sprawcą, musiał zorganizować akcje na miejscu. Pozostało tylko zapewnić sobie wiarygodne alibi. W aptece rzeczywiście był, ale to go w pełni nie oczyszcza. Jak na mój gust mógł wrócić, wstrzyknąć Tomkinsowi śmiertelną dawkę środka i zadzwonić po pomoc, idąc w zaparte, że w takim stanie go znalazł.
Leah odszukała w teczce raport z sekcji zwłok, postukała ołówkiem w tani żółtawy papier.
- Nie znaleziono konkretnych śladów tej substancji. Rozeszła się, jakby rzec, po kościach. Gdyby nie ślad po igle w ogóle nie możnaby nawet spekulować o przyczynie zgonu. Jak w przypadku Novey, wypisz wymaluj. Skąd Alex miałby wejść w posiadanie takiej zaawansowanej trucizny, skoro nie opuszczał Inner City? To kurwa wygląda na robotę korporacji. Śmierć w białych rękawiczkach, schludnie i subtelnie. Może nawet zhakowali androida? Ale po co korpo miałoby się w to wtrącać? Jest jeszcze ta trójka ludzi, Ann Yui Ferrick, Kye Remo, James Shelby. Pracownicy Corp-Techu. Widzieli się z Tomkinsem po raz ostatni. Oni oraz maklerka, Daniela Morrison.
Leah przetarła dłońmi twarz.
- Nienawidzę pierdolonych korporacji. I może mam paranoję, ale trochę mi to przypomina sprawę Malika. On też był jakby naćpany kiedy go zgarnęliśmy. Zupełnie jak Amanda, jakby działała pod przymusem i nie w pełni świadomie. Sposób zabójstwa Tomkinsa i Novej, oraz przypuszczenie, że mogli wysłużyć się rękami androida.
- Niekoniecznie - Ferro powiedział ostrożnie kiedy skończyła monolog. - Jest ostatnio głośno o czymś innym. Nazywa się Odlot i jest narkotykiem z Bronxu. Do naszego wydziału dochodzą plotki, że po tym ludzie odpierdalają dziwne rzeczy. A Alexowi nadajesz pozory zorganizowanego myślenia i planowania zbrodni, do której nie powinien być zdolny. Sam nie wiem, Leah. Co korporacji przeszkadzał Tomkins? Powiązanie widzę jedynie przez tę sektę, w końcu wyznanie łączy ludzi - uśmiechnął się krzywo. - Członkiem może pewnie zostać każdy.
- Ja w każdym razie wybieram się na spotkanie z guru. Kto wie, może ulegnę też tej zbiorowej histerii - uśmiechnęła się zaczepnie. - White ma wszystko na swoim miejscu.
Zamaszyście odrzuciła teczkę na przeciwległy kraniec stołu.
- Dość roboty na dzisiaj - przesiadła się na jego kolana, w locie złapała w zęby papierosa i odpaliła benzynową zapalniczką, zabytkiem z czasów wojny w Wietnamie z wygrawerowaną nazwą kompanii. Prezent od ojca. - A ten odlot, wiesz o nim coś więcej od informatora? Tego… jak mu było? Fiuta, który zaopatruje cię w piguły. Tego odlotowego syfu chyba nie próbowałeś, co?
- Ja mam same legalne piguły - zaprotestował od razu, choć nie przeciw Leah na swoich kolanach. - Nie jakiś syf. Ten Odlot zaliczył już kilka trupów, gdyby nie te wojny gangów i brak sieci to byłby pewnie numerem jeden w sprawach ostatniego czasu. Wiem z labu policyjnego, Gundogan zdaje się dostał tę sprawę i przyniósł próbkę.
Przesunął wzrokiem po dekolcie kobiety i chrząknął.
- Uważam, że nie powinienem cię puszczać samej na to spotkanie. To niebezpieczne.
- Może zagadnę Gundogana i pomoże wyjaśnić czy Amanda mogła być pod wpływem tego odlotu - Leah zabrała się z zapałem za rozpinanie koszuli Ferra. - Jeśli się martwisz wezmę cię ze sobą. Przyda ci się odrobina jogi - w umyślę Leah widniała ewidentna zbieżność między wszelkimi sektami i filozofiami wschodu, niekoniecznie zgodna z prawdą. Właściwie nie miała pojęcia z czym się je te całe Dzieci Rajneesha. - Chodź, idziemy do łóżka. Jutro niedziela, skończę pracę szybciej i gdzieś wyskoczymy.
- Skończysz szybciej? - zapytał z uniesioną brwią i lekkim uśmiechem.
Zabrzmiało to prawie jak żart, nawiązujący do pójścia do łóżka. Miała zdecydowanie zły na niego wpływ.
A on nie protestował.
 
liliel jest offline