Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2016, 10:40   #6
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację





Psyche, Mik

Godzina 6:55 pm czasu lokalnego
Sobota, 20 grudzień 2048
Queens, New York


Oswobodzony Lay klepnął Marlene w tyłek, a potem posłusznie dał sobie zawiązać oczy. Trudno powiedzieć do czego dążył w odbytej rozmowie, dlaczego w ogóle na nich czekał, będąc w stanie się oswobodzić. Człowiek-maszyna, jak potem go określiła Loop, genetyczne dziwadło. Wielkie i silne ponad miarę. Przewieźli go kilka przecznic dalej, wypuszczając na wolność. Zostając sami wreszcie mogli swobodnie porozmawiać. Okolica i czas nie nastrajał na to.
- Wolałabym, byście mnie potem podwieźli przynajmniej na Harlem - mruknęła technik, na której Higgs zrobił większe wrażenie niż chciała przyznać. - Ma nadajnik, przekażę wam jego sygnał na holo. Wszczepiłam też mikrofon, ale nie wiem jak będzie z jakością. Sieć nadal przerywa, a pod skórą odbiór dźwięku jest wypaczony. Może coś z tego wyłapiecie. I, nie żeby coś, ale macie przesraną robotę.


Bronx nigdy nie był piękny, ale nocami, zwłaszcza zimą, potrafił pokazać swoje bardziej artystyczne oblicze. To, którym żył Mik, mieszkając ciągle w tym niezbyt bezpiecznym w końcu miejscu. W ostatnich dniach jednakże trudno się było dopatrzeć pozytywów. Ludzi na ulicach o tej porze było niewielu, tyle co nic. Po zmroku gangi w pełni już przejmowały panowanie nad tą częścią miasta. Samochody przemykały szybko słabo odśnieżonymi drogami, a zaułki straszyły ponurymi prostopadłościanami budynków. Zza co drugiego rogu patrzyły nieprzyjazne twarze. Otwarta wojna pod płaszczykiem nocy. Ciężkie, opancerzone furgonetki policyjne widywało się jedynie na głównych arteriach. Nikt nie wierzył, że zatrzymają się na wezwanie. Korporacje nie wkraczały, Mik i Psyche już dobrze wiedzieli, że mają tu własne interesy. Najpierw je wyklarują, a dopiero potem posprzątają zgliszcza.

Docierali powoli do umownej granicy Bronxu, zatrzymując się na światłach. Na przejście wkroczył niepozorny, czarny jak noc chłopak. Zerknął w stronę vana i nagle gwałtownym ruchem sięgnął pod kurtkę, wyszarpując karabinek automatyczny. Maroldo wcisnął pedał gazu, koła zabuksowały na śliskiej jezdni.
"Padnij!" zabrzmiało razem z "dawać furę skurwysyny!".
Mik nie czekał, ładując się prosto na chłopaka, który uskoczył przed furgonetką, a potem otworzył ogień. Kule ze stukotem zaterkotały o karoserię, przebiając ją na wylot i przerabiając na ser szwajcarski. Na szczęście szczyl nie strzelał w koła ani nie trafił w kierowcę. Obie kobiety leżały już wtedy na ziemi. Oddalili się czym prędzej.
- Oook, a ja myślałam, że Queens bywa niebezpieczne… - Loop przełknęła głośno ślinę.
Wyjechali z Bronxu, po drodze mijając dwa policyjne zgrupowania, jawne oddzielenie strefy lepszej od gorszej.

Tym razem pokierowała Psyche, prowadząc do fabrycznej części Queens. To także nie było piękne miejsce, ale o tej porze pustoszało powoli, kiedy pracownicy zakładów pracujących tylko w dzień zwijali się do domów. Na dodatek była sobota. Niektórzy ciągle podążali za zwyczajny trybem życia, usiłując żyć normalnie pomimo świata wywracającego się do góry nogami. Inni kroczyli własnymi ścieżkami.
TechNics był tam, gdzie go zostawiła Marlene. Zziębnięty, spragniony, głodny i śmierdzący już po całym tym czasie na niewygodnym krześle. Wyglądał coraz gorzej i jeszcze dzień w takich warunkach i pewnie nie będzie się nadawał do żadnej sensownej pomocy. Póki co jednak, wybudzili go z jakiejś nerwowej drzemki, otwierając stalowe drzwi do piwnicznego pomieszczenia.


Leah

Godzina 10:31 pm czasu lokalnego
Sobota, 20 grudzień 2048
Manhattan, New York


Wypić kilka piw i pójść wcześniej spać po całym dniu ganiania po sparaliżowanym, zatłoczonym mieście. To była przyjemna wizja i odrobinę podchmielona Leah realizowała ją razem z czującym się coraz lepiej Scottem. Oj tak, w łóżku czuł się już zupełnie dobrze. Kto by się nie czuł? Powrót do tradycji dla Wierzbovsky był prosty, ona nie siedziała tak bardzo w nowoczesnej technologii, nie uzależniła się od wszelkich nowinek technicznych, prawie bez wyjątków opartych na nowoczesnej sieci i holonecie. Nie, ona miała inne uzależnienia.

Nie zdążyli jeszcze usnąć.
Nie do końca zaczęli nawet próbować.
Wtedy zadzwoniło holo Leah.

Joe. Już miała nie odbierać, lecz przecież siostra o tej porze zwykle nie dzwoni. Co najwyżej pisze. Leah wcisnęła holograficzny zielony guzik i sypialnię wypełnił przerażony, drżący i zapłakany, słaby głos Joanny Hunt.
- Ja… Boże… ja go chyba zabiłam…
Nie zdążyli dopytać kogo. Ani nawet wypowiedzieć słowa. Wariująca sieć rozłączyła połączenie. Próby oddzwonienia nie przyniosły rezultatu.


 
Sekal jest offline