"O w mordę, teraaaaaz?" Myśli godne rozwydrzonego dzieciaka któremu zabrano zabawkę zalały na chwilę moją głowę.
Ech. Zostawmy na razie te odrzwia. Zamki solidne, pewnie kilku zębatkowe, z dwie zapadki, kilka dynksów, prosta i solidna robota, ale nie dowiem się jeśli nie pogrzebię. Kto wie, przy odrobinie czasu może i pilnika nie trzeba będzie używać.
Gong, to gong. Apelu nie ominiesz. Poza tym, będzie podejrzane jeśli ktoś się nie zjawi i znikną błyskotki. Nieco skrzypiące schody na pokład stanowią miły dźwięk dla uszu. Warto zapamiętać która skrzypi mocniej, a która mniej. Po tych kilki dniach podróży już mniej więcej wiem, ale i tak warto odświeżać. "Hej, czy ta nie skrzypi bardziej? O tutaj, hah. Zapamietać, zapamętać"
Na pokład wchodzę jako jeden z ostatnich. Nie żeby mi to przeszkadzało, nawet nieco lepiej gdyż wzrok większości utkwiony jest w Pani kapitan. Staję gdzieś w tłumie żałując że nie zabrałem z kajuty złodziejskiego pierścionka. Dla niekojarzących, taki pazur na palec służący do odcinania sakw.
Przysłuchuję się temu co inni mają do powiedzenia, zostawiając komentarze dla siebie.
Akurat lądowanie mi się podoba. W końcu półczłek się wysra na czymś co nie buja co chwila. Wprawdzie mniej niż na morskich statkach, ale i tak jest to upierdliwe gdy podcierając swą zadnią część, lądujesz czołem na drzwiach bo mocniej bujnęło...
Stoję tak nieco jak kołek w błocku i rozglądam się po załodze. Dziwne, nigdy żem się nie przyglądał tym wszystkim mordom, ale kilka jest nawet całkiem sympatycznych. Jaszczur... Lubię jaszczurki, są takie śmieszne w dotyku. "Ciekawe czy ma też taki długaśny, rozdwojony język... I czy jest szorstki..." |