Wątek: Kwiatki z sesji
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2016, 17:09   #344
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Sytuacja z LARPa

Wiele lat temu ze swoimi znajomkami postanowiliśmy że któregoś lata pojedziemy sobie na Orkon do Jury Krakowsko-częstochowskiej. No, ale trzeba było najpierw coś poćwiczyć z tymi zasadami i innymi rzeczami.

Każdy przyszykował sobie jakiś ciuch, żeby chociaż trochę było larpowo, bezpieczną broń i kartki z zasadami. Pojechaliśmy do lasku nieopodal miasta, ustaliliśmy zasady i teren po jakim się poruszamy.
Ustaliliśmy że dzielimy się na trzy trzyosobowe drużyny i wygrywa ten kto dotrze do punktu obserwacyjnego i utrzyma go przez dziesięć minut. Wszystko ładnie pięknie.
Akurat mieliśmy szczęście co do pogody. Po tygodniu deszczów trawił się w końcu słoneczny dzień, niestety było dość chłodno i mokro. Nie lubię chłodu. Nie lubię też się brudzić bez potrzeby. Dlatego na larpa mój strój składał się z ogrodowych roboczówek - waciaka, spodni, uszanki i takich tam. W połączeniu z pałatką zarzuconą niczym płaszcz oraz dwuręcznym młotem widok był co najmniej egzotyczny. Reszta towarzystwa patrzyła na mnie z niemałym zdziwieniem i spojrzeniami pt. "whatever". Większość ubrała po prostu stare spodnie, koszulki, dresy, adidaski plus jakieś pelerynki czy coś.

No ale czas było zaczynać grę. Wyruszyliśmy z kumplami w las odliczając czas kiedy spadnie "immunitet" i będzie można zaatakować inną grupę. Chociaż graliśmy na dość małym terenie w pewnym momencie zrobił się problem, bo ciężko było znaleźć pozostałych uczestników zabawy. W końcu... są. Idzie sobie jedna z przeciwnych drużyn skrajem leśnej drogi po trawie, bo ziemia na środku rozmiękła i błotnista. Podkradamy się, ale nasze podkradanie wyszło o kant dupy i nas zauważono. No to co? Szarża!

Drużyna przeciwna składała się z samych magów. No jak to zasięgowcy postanowili zająć lepszą pozycję.
- Tam za to wielkie błocko, tam nie przebiegną! - zawołał jeden z nich i skacząc po kępach trawy.

Plan był dobry. Bardzo dobry. Bagnisko jakie się zrobiło gwarantowało niezapomniane wrażenia towarzystwu ubranemu w dresy i adidaski.
Na ich nieszczęście mój strój roboczo-ogrodniczy był kompletny i zawierał również gumofilce.

Strach na twarzach czarodziejów, kiedy dwa metry chłopskiego fajtera przebiega bez mrugnięcia okiem przez bagnisko z wzniesionym do ciosu dwuręcznym młotem.... nie do zapomnienia.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 17-11-2016 o 17:12.
Stalowy jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem