Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2016, 22:39   #3
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
- Kurwa, to ona! - wrzasnęła Eve, wskazując palcem na monitor. - Abhilasha Becker! Ta dziwka z Denver! - wśród członków sfory nastąpiło niemałe poruszenie.
- Skąd to masz, o potężny Firebornie? - zapytał Norman, kłaniając się służalczo .
- Wygrałem na loterii. - w oczach arcybiskupa zapłonęły ogniki. - A jak myślisz, debilu?! - wrzasnął - TO! - wskazał dłonią na komputer - Wysłał mi Boccob. Sześć dni temu! Z informacją, że w Wigilię leci to do FBI i NSA. - tu jego wzrok padł na J. - W dniu twych urodzin, Jezusie.

Zamilknął na chwilę, mierząc wszystkich wzrokiem.
- Zdajecie sobie sprawę z tego, co wam tu pokazałem, nie? Ktoś, kto tak głęboko siedzi w tym całym elektronicznym gównie, jest naszym potencjalnym asem w rękawie. Możemy załatwić Camę jedną taką akcją. - skinął głową w stronę komputera. - Kilka filmików, jeden mail i za miesiąc przejmujemy miasto, mając kryte dupska... - spojrzał dyskretnie na Normana i J. - Zadanie, które mam dla was, jest debilnie proste, więc nawet on - gestem wskazał Normana. - Sobie z nim poradzi. Znajdźcie. Boccoba. Eeee... bracia? - spojrzał niepewnie na Jezusa, jakby nie wiedząc jak się do niego zwrócić. - Żywego i zdrowego... A, eeee... Pan wynagrodzi wam to w łasce.- Fireborn nie do końca rozumiał Malkavianina, ale starał się trafić ewidentnie w jego gusta. Cóż, Malkav był wszak ductusem „Świętej Sfory”...

Katalog tematów na które Eve miała wyjebane, był tak ogromny, że dopisywanie takich trywialnych elementów jak Biskupa gierki, nie miało nawet sensu. Zresztą Eve nikt teraz nie pytał, to Jezus powie Biskupowi co o nim myśli. Eve miała w dupie Noska, jedynym Noskiem którego los ją obchodził był Rzygowina. “Był” było jak najbardziej na miejscu, Eve niedawno zrobiła go kobietą. Długo dłubała w wolnych chwilach nad anatomią Rzygowiny aż wreszcie ją oświeciło: nie można było polepszyć wyglądu Szczurettich, ale można było polepszyć ich płeć! Eve pamiętała swoje własne “eureka” gdy na to wpadła: “o kurwa!” - a potem to już słowo ciałem się stało…
- Fajny filmik to będzie jak ubiorę się w futro zrobione z kłaków tej pizdy… - Eve mamrotała pod nosem szurając wściekle kopytami po parkiecie.
- Mamy się brudzić zabawkami śmiertelnych? -
- Ciężkie czasy wymagają ciężkich środków, Norman. - na twarzy Fireborne’a odmalował się nijaki grymas. - A ta sytuacja z pewną nie jest lekka... - westchnął.
- Ale przecież nas to w ogóle nie dotyczy - Lasombra wstrzelił się w pauzę
Na ręce Tremera zapłonął malutki płomyk, ale ten po chwili go zgasił. - Jednak jesteś idiotą. - warknął. - To kopie przede wszystkim w nas. Filmy, zdjęcia, te wszystkie dowody... - wskazał gestem na komputer. - Są skierowane przeciwko nam. Ponadto, zastanów się. - przerwał na chwilę. - Skoro dostaliśmy to my, to pewnie i Cama. A kto jeszcze jest na filmach? -
- Wilkołaczyca która zamordowała Floda -
- Tak, wilkołaczyca. - biskup ułożył dłoń w popularny wśród raperów gest i otoczył go płomieniem. Przesunął palcem kilka razy w górę i dół, jakby obiecując Normanowi penetrację nim. - Posłuchaj, Norman. Myślisz, że to jedyny wilkołak, który jest na tych filmach? Nie. Jest ich więcej. W kurwę więcej. A jak sądzisz, spodoba im się to? Chcesz tu mieć kolejne lata pięćdziesiąte? Kolejną naparzanę z tymi zasranymi futrzakami?
- A możemy ich ponaparzać jak tacy silni. Ty też tam jesteś. Camarilla też. I jak ktoś to oni korzystają z takich rzeczy, nie my -
- Akurat to, że znalazłem się na tych filmach jest dziełem przypadku. - Fireborn płonął już cały. Facet miał ewidentnie problem z gniewem. - Tak, właśnie. Camarilla musiałaby porzucić zabawki. Pomyśl o tym, jaką daje nam to przewagę. Wiem, że Boccob pracował też nad pewnym projektem związanym właśnie z wilkołakami... A wiem też, że właśnie teraz jest w Salt Lake City. - spojrzał na telefon. - Stamtąd tylko rzut beret do Denver, prawda? - uśmiechnął się krzywo, patrząc na Normana.
- I może jeszcze my mamy tam dla ciebie pojechać?
- I mam wchodzić w twoje sprawy z butami? Nie, Norman. Masz być samodzielny
- Nie pierdol mi tu, przed chwilą próbowałeś nam rozkazywać jak jakiś książę. Co to kurwa ma być?
Fireborn warknął, a wianek płomieni wokół niego tylko stał się większy. - Nie potrafisz wykazać minimum inicjatywy i oskarżasz jeszcze mnie o rządzenie się?! Skoro nie potrafisz myśleć sam, może najwyższy czas, by zrobić z ciebie użyteczne narzędzie?! - na jego dłoni zaczęła formować się ognista kula. - CO?!
- Narzędzie?!- naprawdę, kto w ogóle wpadł na pomysł zrobienia Tremere biskupem?

Eve ostatnio nie pałała do Normana jakimś szaleńczym uczuciem, ale oczywiście to była tylko i wyłącznie jego wina. Klecha-maruda zbył przynajmniej osiem razy jej sugestię by się wspólnie napić. Sama by spuściła z nich wszystkich krew do kielicha, gdyby umiała to całe czary mary. No ale chuj, jest jak jest. Wciąż jednak, to Norman był ich klechą-marudą, jej klechą-marudą i wampirzycę zaczynało lekko irytować, że ktoś rości sobie ich prawo, jej prawo do decydowania o tym czy Norman jest użyteczny czy też nie. Chodziło o zasady!
Wciąż, Eve nie uważała na miejscu odzywać się przed Jezusem, postanowiła jednak dać Normanowi do zrozumienia, że ma jej plecy. Wampirzyca puściła w obieg krew i w diabelsko dosłownym sensie urosła za Normanem.
- Dobra, wiesz co? Pierdol się. - wianuszek płomieni wokół Fireborne’a miał już jakieś dwa metry średnicy, a sam biskup odwrócił się, zrezygnowany. - Rób co chcesz, tylko nie płacz, jak kolejnego ductusa wam zabiją na waszym podwórku. - ruszył w kierunku, gdzie trzymał jedzenie. Wyszarpnął półprzytomnego ghula ze sterty ludzi i wbił się w niego kłami. Tymczasem J. zajęty był wielce obliczaniem kiedy właściwie według tych nowych kalendarzy przypadają jego urodziny. I jakby nie liczył to wychodziło mu, że w tym roku już jedne miał. Aż dziw bierze, że do tej pory nie pomyślał by sprostować tę kwestię, no ale w sumie to nie było ważne, jeśli jego owieczki miały ochotę świętować w grudniu to dla niego nie był to żaden problem. Oderwawszy się od rozważań teologicznych, tak rzekł:
- Pokój bracia.
- Pokój? - Norman miał bardzo jasną wizję pokoju z takimi jak ten Tremere. Obejmujący szczanie na ich nagrobki
Eve zaczynała mieć coraz lepszy nastrój:
- Pokój? w sensie jakiś inny niż ten? może ten obok hm? - powiedziała kłapiąc szczęką o stu kłach.
- Jaki pokój? - Norman bynajmniej nie zamierzał tak lekko odpuścić. Ale..zgoda.
- I może jeszcze powiesz mi że przesadzam, co? - obrażonym gestem odwrócił się od Jezusa i ruszył w kierunku nieodległej sterty ludzi - i biskupa który bezczelnie ich zignorował na rzecz przekąski.

I widział Pan swego biskupa który zagubił drogę i w duchu zapłakał nad nim. Wybaczył mu Pan błędy lecz nie mógł pozwolić by jego owieczki prowadzone były złą drogą. Zaprawdę ulitował się Pan nad duszą owego grzesznika i ruszył by poprowadzić ją ku wiecznej chwale w raju.
Eve ruszyła za Marudą, który w drodze wyjątku całkiem logicznie złożył kilka ostatnich zdań.
Fireborn odwrócił się w stronę zbliżającej się trójki i wbił wzrok w Normana, odrzucając poparzonego ghula na bok.
- Nawet, kurwa, o tym nie myśl. - płomienny okrąg wokół biskupa pulsował, zmieniając swe rozmiary. Tak skupił się na Normanie i J., że Eve udało się zajść go od boku. Jedynym, co mogło zatrzymać wampirzycę w miejscu i powstrzymać ją od tego ataku, był wianuszek płomieni wokół Tremera. Ale czy to wystarczyło...?
W takich momentach Eve zawsze łapała pewna ckliwość, to chyba coś co zostało w niej po przemianie z kobiety, uderzył ją cytat z jednej z piosenek których ostatnio słuchała.
“W tańcu ze śmiercią upajam się krzykiem pokonanych
Brocząc we krwi wroga staje się heroldem okrucieństwa !
W łoskocie ścierającej się stali słyszę swój oddech
W oczach pełnych strachu widzę swoje odbicie...
Kiedy pozwalam aby mój gniew wiódł mnie przez pole walki
Słyszę już tylko krzyk i lament umierających i pokonanych...”
I to właśnie nucąc w duchu rzuciła się na biskupa, dwie stopy uzbrojone w hakowate szpony, starała się wbić w jego ciało (lądując) w norzycopalcych dłoniach zamierzała poszatkować jego twarz.
Przez ułamek sekundy Norman patrzył w oczy biskupa po obu stronach krótkiej lufy rewolwera. I damn, likwidacja typa była satysfakcjonująca.
Nawyki działały jak należy - momentalnie ściągnął broń w dół i wpakował w biskupa kolejną kulę.

Pazury wampirzycy przebiły się przez zasłonę płomieni, raniąc dotkliwie Tremera, lecz również Eve odczuła ten atak. Ogień zatańczył na jej szponach, parząc je dotkliwie i powodując pojawienie się pęcherzy na hakowatych dłoniach. Norman wystrzelił, a wypuszczone przez niego kule wyżłobiły szeroką bruzdę na twarzy biskupa, prawie przyprawiając go o omdlenie.

Norman ponownie wypuścił dwie kule, które przeorały bok biskupa. Pech chciał, że trafił też Eve w palec, bardziej rykoszetem, niż celowo, ale zawsze wystarczyło to, by ten zdążył się uwolnić z jej uchwytu. Machnął kilka razy rękami, jakby odganiał muchy spod nosa i... zniknął. Najzwyczajniej w świecie się rozpłynął.
Pan zawołał grzesznika po imieniu:
- Firebornie przybądź przed oblicze swego boga! - I grzesznik stawił się na wezwanie tak szybko jak i zniknął. I podszedł pan do grzesznika okryty chwałą i gestem był zaprosił swych apostołów. I objął Pan grzesznika i “ucałował” go.
Eve spojrzała łakomie gdy Jezus zaczął wpierdalać danie główne.
No jasne… wszystko co mówiła Oprah było oczywiście prawdą, “faceci” myśleli tylko o sobie, kobieta była im potrzebna tylko dla ich ciała… co w wypadku tej grupy, było bardziej dosłowne niż mógłby ktoś przypuszczać.
“Tak nic mi nie jest, dzięki że spytaliście” - chciała cynicznie wysyczeć ale nie zrobiła tego. Czuła w kościach, że klecha-maruda będzie miał jakąś gotową odpowiedź. A kiedy Żimiszi czuje coś w kościach… to coś definitywnie jest na rzeczy. Poderwała się na nogi w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
- Pierdol się, Fireborn. - Norman z szacunkiem został krok za ductusem. Rozejrzał się - arcybiskup, poza byciem bezużytecznym dupkiem, był także zbyt zadufany żeby mianować paladynów. Ale mógł mieć jakąkolwiek ochronę. Ale skoro nikogo nie było...to można było sięgnąć po nagrodę

- Zebrani tutaj wszyscy, umarli i żywi , niech będą świadkami tej chwili - wyprostowany Lasombra uroczyście zaczął tryumfalny rytuał. To nie tak że on wymyślił te słowa - prowadził jak wielu mądrzejszych przed nim. Na ramionach czuł niespokojny ciężar. Niby wszyscy już się zadeklarowali...ale nie było to formalne - ...że właśnie tutaj, w Sacramento, w pałacu arcybiskupa Fireborna, padła pierwsza ofiara naszej zemsty. Nie ma odwrotu, jest tylko droga naprzód - wytwornym zaprosił gestem pozostałych członków sfory. Eve. Immanuela. Salicara. Rzygowinę. Ale braterski krąg był otoczony kolejnym i jeszcze kolejnym rzędem gości - i nie wszyscy w nich byli tu w dobrej wierze - z czym Eve na przykład nie miała problemu… węszyła w koło jak doberman w poszukiwaniu kogoś kto miał jakieś ale do tego co tu się właśnie działo
- Przed nami krew i ogień. Pazury Lupinów i kły Camarilli. Codzienne trudności i rzadkie zwycięstwa - bezceremonialnie pozwolił sobie na skorzystanie z dobytku arcybiskupa. Wrócił do kręgu z mszalnym kielichem w dłoni - Wszystko by odkupić błąd Fireborna - kucnął przy najbliższym, siwowłosym trupie i położył mu rękę na czole - Bo kiedy nasz ductus go potrzebował, nie było go przy nim. Ze złej intencji. Z gnuśności. Ale nie było też nas - z niewiedzy. Jesteśmy mu za to dłużni - i dług spłacamy wobec jego pamięci - grubymi palcami wycisnął z czaszki oczy i wrzucił pierwsze do kielicha - Moses Flod po raz ostatni przysłuży się Sabatowi. Jego imię ochroni setki późniejszych- drugie oko z nieprzyjemnym chlupnięciem dołączyło do pierwszego - Zemsta, którą wywrzemy w jego imieniu będzie straszna. Będzie nieuchronna. I zmiecie każdego kto stanie nam na drodze - podał kielich Nosferatu i szepnął mu na ucho dwa słowa - W tej zemście nie ma nas. Jest tylko Flod. Tylko jego imię. Tylko jego pamięć. Jakim wspomnieniem Mosesa będziesz, Eve? - Lasombra stanął pod tytanicznym Zulo z wyciągniętą ręką, czekając aż Rzygowina zmiażdży zawartość kielicha.

Eve zastanawiała się czy jeśli wrośnie sobie słuchawki bluetooth z iphona 7 w uszy, to gdzie powinna wystawić kabelek do ładowania… Zanim jednak podjęła ten eksperyment, przypomniała sobie po prostu piosenkę w głowie. Uniosła drapieżnie wciąż okrwawiony vitae biskupa pazur i zacytowała:
- “Nie ma litości w moim sercu
Urodziłam się dla wojny, a nie dla miłości
Gniew wypełnia mą dusze i serce
I głosy umierających których w boju pokonałam !”

A kiedy Norman przemawiał, Jezus prowadził duszę grzesznika. Prowadziła ją prostą ścieżką do raju, do swego serca. Ciało grzesznika powoli zaczynało obracać się w proch kiedy dusza je opuszczała. I wiedział Pan, że to co zrobił było dobre.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Rqz_JyAUZyg[/media]

- Czy będziesz pilnowała, aby gniew w nas nie wygasł? Żebyśmy dotarli do końca drogi? - odebrał w końcu kielich i zanurzył kciuk w mazi
- Jeśli gniew w nas wygaśnie to tylko dlatego, że z naszych ciał pozostanie tylko popiół. Jednak nawet jeśli tak się stanie, nie sposób będzie wyodrębnić go z hałdy popiołu jaki zostawimy przed ostateczną śmiercią z naszych wrogów.
- Strzeż tego gniewu- wyciągnął dłoń do góry, ale sięgał jedynie do piersi istoty. Kolejno każdy z sfory otrzymywał znak swojej przysięgi, krwawy glif.
- Jakim wspomnieniem Mosesa będziesz, co nas poprowadzi? Co ze starego pozostanie w nowym?
Eve zmrużyła oczy spoglądając na Marudę. Czy on bezczelnie, dwuznacznie mówił o biskupie, czy był na to za głupi? Eve wiedziała lepiej żeby nie pytać.
Jezus powoli podnosił się z podłogi. Świeża, silna krew wypełniała jego arterie niczym płynny ogień. Żar miłości jaką obdarzył swego zagłubionego sługę.
- Kochaj Pana całym swym sercem, całym umysłem i całą swoją duszą - rzekł zbliżając się do Normana.
Lasombra nachylił się konfidencjonalnie - Tak będzie - wyprostował się i rzekł już do wszystkich - Takim go zapamiętają. - wyciągnął zza pazuchy metalową piersiówkę, zalał benzyną resztki w kielichu i ostrożnie odpalił. Smród palonego białka rozszedł się po sali - ale bynajmniej nie zachowywał się jak na dym przystało.

Eve rozejrzała się po pomieszczeniu które zdawało się nagle cierpieć na deficyt byłych już przydupasów biskupa.
- Jest tu coś do żarcia? zaczynam się robić głodna, "a hungry man is an angry man" jak to śpiewał Marley...
- To 10 piętrowy biurowiec. Jeżeli nie brzydzą cię programiści…
- Ha! - Eve wyszczerzyła kły - kici kici nerdy! może pozwolę wam pobawić się moją myszką… - powiedziała sunąc pazurem po blacie.
- A ja z chęcią przejdę się w poszukiwaniu skarbca arcybiskupa. Aż żal żeby się zmarnowało tyle dobra -
Eve przewróciła oczami i wysunęła długie łapsko, łapiąc ramię Normana dokładnie w porę.
- Ej czy wasza świątobliwość nigdy, ale to nigdy nie oglądała żadnego horroru? zawsze jak się grupa rozłącza to dzieje się coś złego. Idę z tobą, Tam gdzie biblioteka, tam są bibliotekarze… - Eve kochała horrory, żyła (była) (w) jednym z najlepszych...
- To miałem na myśli. J? -
Eve przysunęła usta do twarzy Normana i powiedziała radosnym tonem.
- Jasne że tak myślałeś. - po czym ruszyła przodem piłując jednocześnie złowrogo pazurami po ścianach - dobra, chodźmy po te med packi i loot…
Miast odpowiedzi Jezus zajął dla siebie stołek byłego arcybiskupa i milcząco wpatrywał się w sufit.
- Co? - J był ductusem z pewnych powodów. I te pewne powody nakazywały pytać gdy robił coś takiego.
- Świat człowieka chyli się ku upadkowi, zaprawdę grzech niczym czerw obmierzły toczy ich dusze. - Czerwone łzy spływałe po policzkach Jezusa. - Dlaczego tak trudno im otworzyć się na prawdę? - Pytał Pan lecz nie Normana. - Cóż mogę zrobić by im pomóc?
- Tak bracie będę wam towarzyszył byście nie zbłądzili na manowce w tej siedzibie węża, by was słowa gładkie i języki srebrem pokryte nie sprowadziły z drogi prawdy.
- Język taaak… muszę powiedzieć tacie, żeby nie przetapiał tych zajefajnych srebrnych pierścieni
Kiedy Eve zobaczyła miecz entuzjastycznie chwyciła go w szpony i triumfalnie uniosła do góry.
- I am immortal, I have inside me blood of kings.
I have no rival, no man can be my equal
Take me to the future of your world! -
zaśpiewała nie gorzej niż sam Freddie Mercury.
- Zaprawdę piękna to pieśń, niczym psalmy Dawida. - rzekł Pan słysząc śpiewającą na jego cześć wampirzycę.
- Ale przedwczesna. To nie tutaj - Lasombra przyglądał się wyciągniętej z lodówki butelce. Nie miał zamiaru nic stąd pić - skorzystał jeszcze zanim opuścili pole bitwy - a teraz zainteresował go jedynie sztylet - A nie mogliśmy ominąć żadnego pomieszczenia.
Eve też nie żałowała sobie krwi. Wampirzyca, która znaczną część nieżycia poświęcała na oglądanie Netflixa miała już gotową odpowiedź.
- To nie lotnisko, mają tu gaz, skoro my czegoś nie znaleźliśmy nikt nie znajdzie… zresztą, zaraz się zbierze “stypa”.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline