Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2016, 23:08   #72
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Nie minęło parę chwil, a zza zakrętu wyłoniło się trzech jeźdźców. Widząc osoby stojące na poboczu drogi, jadący na przedzie mężczyzna dał znak pozostałym aby zwolnili. Bohaterowie rozpoznali kapitana Weilla.
- Chwalić Sigmara - pozdrowił ich z wysokości siodła i popatrzył na zakazany las. - Czyli jednak tam idziecie. Powodzenia. Bądźcie ostrożni. Stara droga prowadzi tam, tylko jest tak zarośnięta, że z tego miejsca zupełnie jej nie widać. W końcu to jakieś pięć setek lat, jak nikt jej nie używa. Niech Sigmar i Taal mają was w opiece. Do zobaczenia!

Trzech konnych odjechało traktem. Znów zostali sami. Zgodnie z zapowiedzią, Berwin skierował się w stronę drzew porastających tamten skraj Traktu. Wolno i ostrożnie wjechał między drzewa. Zagłębiając się w las wyobrażał sobie najróżniejsze okropieństwa jakie czają się między pniami. Zamiast tego przedzierał się przez pogmatwany gąszcz porastający skalisty brzeg rzeki. Z gałęzi zwieszały się długie i gęste kobierce porostów. Pnie powalonych drzew, całe zbutwiałe lub porosłe jakimiś grzybami przegradzały drogę. Co jakiś czas spomiędzy mchów i paproci wystawał kawał obrobionego, omszonego kamienia znacząc przebieg starego traktu. Było cicho. Z rzadka odzywały się ptaki. Częstszym odgłosem był jęk pochylających się pni lub łoskot pękających i opadających na ziemię, obciążonych naroślami konarów. Berwin długo przedzierał się przez gąszcz z bronią gotową do strzału, licząc końskie kroki i w końcu uznał, że pokonał milę - dystans po którym miał wrócić po czekających na niego na Trakcie towarzyszy.

Ci czekali na niego z niecierpliwością. Gdy wyłonił się spomiędzy zarośli zobaczył wystraszone twarze i ręce zaciśnięte na rękojeściach. Tą samą drogę pokonali powtórnie już razem. Posuwając się dalej, za punkt, do którego dotarł Berwin, zachowywali szczególną ostrożność. Każde poruszenie w poszyciu powodowało skurcz mięśni i mimowolne wstrzymanie oddechu. Każdy głośniejszy wrzask ptaków zamieszkujących korony starożytnych drzew skłaniał do odwrotu i ucieczki, ale parli naprzód.
Trzykrotnie w ciągu podróży przeprawiali się przez strumienie zasilające rzekę Jagen. Po przejściu trzeciego dopływu trafili na wyjątkowo dobrze zachowany odcinek starej drogi i ich tempo marszu zdecydowanie wzrosło. Patrząc na widoczne między koronami drzew niebo można było określić porę dnia. Do zmroku pozostawało niewiele czasu i wyglądało na to, że trzeba rozglądać się za miejscem odpowiednim na nocny biwak.

Na takie natrafili nieopodal brodu na Jagen. Teren był płaski, niezbyt gęsto porośnięty drzewami, cechujący się bogactwem drewna na opał. Zmrok zapadał szybko, ale ogień z ogniska zapewniał ciepło i rozjaśniał mroki nocy. Las ożył. Między drzewami przelatywały bezszelestnie jakieś skrzydlate sylwetki, które okazały się potężnymi sowami. Po drugiej stronie rzeki w poszyciu grasowały drapieżniki. Dwukrotnie usłyszeli śmiertelny pisk jakiegoś stworzenia.

Warty zostały wyznaczone i obozowisko umilkło. Rozlegały się tylko miarowe pochrapywania i jakieś mruczane przez sen słowa. Pierwszą wartę wylosowali Gerhardt i Elmer, którzy zostali zmienieni przez Bodo i Santiago.

Tuż po północy zapadła całkowita cisza, a Santiago zaczął szczękać zębami. Temperatura spadała gwałtownie. Zbyt szybko aby było to naturalne zjawisko. A na pewno naturalnym zjawiskiem nie była mgła, której kłąb uformował się na granicy światła, jakie zapewniało ognisko i mroku nocy. Obłok rozdzielił się i uformował w kształty zakapturzonych postaci, tańczących w wąskim kręgu wokół wyjątkowo rozrośniętego krzaka czarnej jagody. Po chwili postacie zatrzymały się i odwróciły w kierunku drogi wiodącej z Eppiswaldu. I właśnie stamtąd usłyszeli tętent nadciągającej konnicy! W środku nocy z ciemności wypadł oddział zbrojnych, który runął na zakapturzone postacie, siekąc i tnąc mieczami. W mgnieniu oka wszyscy zakapturzeni leżeli pokotem. Mgła znów zawirowała, zlała w bezkształtny kłąb i rozwiała... Między drzewami rozległo się hukanie sowy. A gdzieś daleko na południu, przytłumione odległością, niesione wiatrem dało się słyszeć rżenie konia.
 
xeper jest offline