Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2016, 19:17   #23
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację

Dnia zwiedzania piwnic ciąg dalszy. Urozmaicony przez ostrzelanie przez małoletniego wanna-be gangstera. Gdyby nie byli z Loop i mieli więcej czasu Mik by zawrócił, dorwał gówniaka, po czym połamał mu ręce i nogi, tak żeby ten nigdy więcej nie pomyślał o napadaniu nieznajomych. I chuj go obchodziło, że smród nie miał w życiu innych wzorców. "Wychował" już kilku podobnych, w każdym razie teraz na widok cyborga szybko przechodzili na drugą stronę jezdni.
Ludzie CT mieli jednak lepsze rzeczy do roboty niż naprostowywanie patologii, co i tak było syzyfową pracą. Wraz z obstawionym przez policję Whitestone Bridge zostawili za sobą strefę wojny, w miarę rosnących strat toczonej siłami coraz to młodszych naćpanych adeptów gangsterki.
Jedno wielkie czarne zwierzę imieniem Lay Higgs było warte tuzina takich "żołnierzy". Mik zastanawiał się czy dobrze zrobili go uwalniając. Ale nawet Higgs nie był w stanie przechylić szali wojny, za to gra była warta świeczki. Szef Kruków nie wiedział gdzie go trzymali, nie znał ich imion i twarzy ani nawet wyglądu ich wozu. Nawet gdyby ostrzegł Zbawiciela, że ktoś go szuka nie byłaby to żadna rewelacja. Pojeba szukała połowa Nowego Jorku.

- Nosz kurwa – Mik zaklął po raz kolejny, oglądając dziury po kulach w karoserii. Na szczęście gówniarz był marnym strzelcem i nie uszkodził poważnie vana. Dziury w szybach z nanoszkła już prawie się zasklepiły. - Może Bronx to nie najlepsze miejsce na ziemi, ale normalnie takie rzeczy się nie dzieją. Nie żeby gliny kiedykolwiek paliły się do roboty, ale Rustlersi pilnowali porządku. Tydzień od śmierci Wujka Li i wszystko się sypie.
- Łatwy dostęp do nowego narkotyku nie poprawia sytuacji. Jego zachowanie nie wyglądało na racjonalne - dodała Psyche. - Oprowadzisz mnie kiedyś po Bronxie, Key-Headzie, pokazując jego piękną stronę. Kiedy będzie już spokojnie.
- Stalowa Siostra i pragnienie piękna, no no… - Mik nie ukrywał zdumienia propozycją. - Czy to zaproszenie na randkę?
- Nie rozumiem zdziwienia. Czyż nie wystarczy spojrzeć na mnie, aby upewnić się, że czcicielką piękna jestem i będę zawsze? - zapytała retorycznie.
- Prawda. - uśmiechnął się. - Z przyjemnością pokażę ci moją ulubioną opuszczoną halę fabryczną i stary dźwig portowy nad East River. Widać z niego pół Big Apple.
- Byłeś kiedyś na szczycie Corp Tower? - zapytała z ciekawością. - Z niego widać całe Big Apple. I nie mówię o najwyższym piętrze. Mówię o szczycie - odpowiedziała mu uśmiechem.
- Słyszałem, że… albo nieważne - przerwał zaczętą myśl. - Musi być zajebiście. Chciałem, ale moja przepustka ma o dwa poziomy dostępu za mało - skrzywił się. - Miałem też pomysł, żeby wejść do Dickauera przez okno, ale stwierdziłem, że systemy obronne mogą nie podzielać mojego poczucia humoru.
- Musiałoby być zajebiście skoczyć ze spadochronem z takiego budynku - wtrąciła się przysłuchującą się rozmowie Loop. - A jeśli chodzi o Bronx, to ta dzielnica nigdy nie była dla mnie łaskawa. Białych tam nie lubią. Może poza wyjątkami ze znajomościami. Ja takich nie mam u kolorowych z Bronxu.
- Mogę załatwić przepustkę na dach, ale skok z niego na pewno się ochronie nie spodoba - Marlene roześmiała się swobodnie, wyobrażając sobie tę scenę.
- Ja bym tam skoczył bez spadochronu i jak Spiderman przehuśtał na WTC 1 i dalej - rozmarzył się cyborg, ale nie demonstrował tylko objął się ramionami . - Dobra, chodźmy, bo piździ.
Ruszył wolno do budynku, czekając aż Psyche wskaże drogę.
- W mojej okolicy mieszkają głównie Portorykańczycy - zwrócił się w międzyczasie do Loop. - Ci nic nie mają do białych, bo sami są prawie biali. Najgorsi rasiści to czarnuchy.
- Ta, kompleks koloru - technik parsknęła. - Nie żeby na Queens ich brakowało, ale nie mogą się tak rządzić.
Maroldo tylko kiwnął głową. Rozglądał się z zaciekawieniem, gdy Marlene wprowadziła ich do opuszczonego budynku.
- Twoje prywatne lochy? - spytał, gdy schodzili do podziemi.
- Niestety nie do końca - uśmiechnęła się smutno. - Firmowe, udostępnione mi na czas każdej operacji. Dość często okazują się przydatne.
- Czasem się zastanawiam czy nie powinienem się ciebie bać - spojrzał na nią.
- A powinieneś? - odpowiedziała mu spojrzeniem i uniesioną brwią.
- Ty mi powiedz - uśmiechnął się. - Ja tylko na wszelki wypadek uprzedzę, że nie mam fetyszu na dominy, więc gdyby chodziło ci po głowie zamknięcie mnie w piwnicy i chłostanie pejczem to wiedz, że nie tędy droga do mego serca.
- Co za szkoda, cudownie wyglądałbyś w obroży i z kneblem w ustach - neutralny ton Psyche tym razem zastąpiony został żartobliwym, należącym do Marlene.
Mik prychnął.
- Ty również - odwzajemnił komplement.

W scenografii lochów i w kontekście w jakim się tu znaleźli dialog mógł być zabawny, zwłaszcza dla Loop, o ile już od godziny nie uważała ich obojga za nieuleczalnych czubków.
Naprawdę jednak sadystyczne ciągoty Psyche były ciut niepokojące. Choć trudno było na razie stwierdzić, czy czerpała z zadawania bólu jakąś przyjemność czy podchodziła do zagadnienia z chłodnym profesjonalizmem, jak wyszukiwarka zakodowanych w umysłach danych.
Mik czuł ulgę, że obyło się bez wyrywania zębów Higgsowi, inaczej partnerka już zawsze kojarzyłaby mu się z tą sceną i tym samym utraciłaby w jego oczach cały urok i seksapil, czyniący dotychczasową współpracę o wiele przyjemniejszą. No bo serio, kogo prócz najbardziej chorych świrów kręcą dentyści?
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 22-11-2016 o 19:31.
Bounty jest offline