Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2016, 21:10   #24
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Atmosferę niezobowiązującego flirtu zepsuł smród roztaczany przez Technicsa.
- Twój więzień chyba się zesrał. - Mik skrzywił się i zatkał nos, zatrzymując na progu pomieszczenia. Niestety piwnica pozbawiona była okien. Łazienki też nigdzie nie było widać, więc nie pozostawało nic innego jak jakoś to wytrzymać. - Nic dziwnego, biedny skurwiel gnije tu dwie doby. No nic, może dzięki temu będzie bardziej skłonny do współpracy niż wcześniej. Możesz na razie zaczekać na zewnątrz - Maroldo zwrócił się do Loop, wręczając jej kluczyki do wozu.
Techniczka skinęła głową i odeszła.
- Jak chcesz, możesz go przewinąć - Marlene posłała Mikowi krótki uśmiech, który skwitował uniesieniem brwi. - Nie dla wygód go tu trzymam. Co próbujemy z niego wyciągnąć? Wiem na razie tyle, że nie zna gościa od netrunnerów i dogadywał się z nim tylko jego szef. Ma też brudy na BloodBoyów, co nam niewiele daje - mówiła to wszystko poza zasięgiem słuchu netrunnera.
Cyborg cofnął się i przymknął z powrotem drzwi, delektując się zatęchłym (bo piwnicznym) ale jednak świeższym powietrzem.
- Wszystko się przyda. - wzruszył ramionami. - Szantaż to świetna broń. A TechNics to nie płotka, w danych firmowego wywiadu figuruje jako jeden z ważniejszych Bloodboysów. Po pierwsze nie mógł pilnować porwanych sam dwadzieścia cztery godziny na dobę, musiał mieć zastępcę znającego się na rzeczy. Niech opowie wszystko od początku, da namiary na szefa. Czego nie powie to Loop wyciągnie mu z czachy. On ma holo i pamięć w głowie.
- Loop nie będzie grzebała mu w głowie - sprzeciwiła się Psyche. - To dlatego nie pałam chęcią dopuszczania kogoś do TechNicsa. Jest mi potrzebny, jako netrunner pracujący poza radarem. Tobie też może się przydać. Ktoś taki jak on na pewno nie posiada “wiedzy w głowie”. On nie jest głupi Mik, a ty chyba niewiele wiesz o tym jak oni działają. Możemy go przepytać, ale poza lokalizacją Bloodboyów niewiele nam obecnie daje. To nie z nimi mamy wygrać wojnę dla Rustlersów.
- Nie, ale też biorą w niej udział. Zaraz… - zreflektował się - poza radarem… firmy?
- Poza radarem wszystkich - posłała mu znaczące spojrzenie. - Jest odcięty od sieci i zamknięty. I zrobi całkiem dużo za obietnicę wypuszczenia.
- W tych warunkach do jutra będzie się nadawał tylko na szmatę do podłogi - stwierdził Maroldo.
- Miałam je poprawić wczoraj, ale coś mnie prawie zabiło - skrzywiła się. - Najpierw i tak należy osobnika zmiękczyć, a potem nagradzać. Lepsze warunki będą nagrodą za dobrą współpracę.
- No to bierzmy się za zmiękczanie, key? Mamy jeszcze randkę z firmowym runnerem - przypomniał Psyche. - Wybierasz się?
Nie czekając na odpowiedź otworzył znów drzwi improwizowanej celi i zmierzył wzrokiem półprzytomnego więźnia.
- Cześć pierdolcu! - zawołał wchodząc. - Nie mieliśmy okazji pogadać.
Wydobył z plecaka batonika i butelkę z resztą zielonej herbaty, tej samej, którą wcześniej częstował Higgsa.
- Pewnie byś się napił, zjadł i zlazł chociaż na chwilę z tego w chuj niewygodnego krzesła, co? Te wszystkie luksusy są w zasięgu ręki. Opowiesz mi zaraz ze szczegółami o sprawie twoich więzionych kumpli po fachu. Od kiedy tam byli, kto dostarczył ich i sprzęt. Kto cię zmieniał, bo nie wierzę że siedziałeś tam dwa cztery na siedem. Ale od początku.

- Przecież jej już wszystko mówiłem - wychrypiał, brodą wskazując na Psyche. - Nikt mnie nie zmieniał. Wszystko było monitorowane, ja się pojawiałem by sprawdzać czy nic się nie zmieniło. Nawet nie wiedziałem, kto tam siedzi. Szef załatwił wszystko z tym gościem, nawet nie wiem kiedy wcisnęli tam tych biedaków. Zmieniali się tylko inni z Boysów, ci od bezpośredniej ochrony.
TechNics nie sprawiał wrażenia tak opornego do gadania jak Higgs, co zresztą Psyche zauważyła już dawno temu.
- To miał być zalążek sojuszu i tyle wiedziałem. Serwery, z których korzysta sobie jakiś pierdziel, ale mówię ci, ten pierdziel potrafił sprawić, że nie miałeś ochoty próbować go wyśledzić. To takie kurwa dziwne, że nie próbowałem?!
- Spokojnie, mój kolega woli usłyszeć odpowiedzi osobiście - Marlene oparła się o drzwi. Rzeczywiście zapomniała o toalecie dla swoich podopiecznych. Te ludzkie, przyziemne sprawy. - Twój szef kontaktował się z tym… pierdzielem, jak go ładnie określiłeś - powstrzymała uśmiech. - My też potrzebujemy się z nim skontaktować. Wiesz jak przebiega ta ścieżka.
- Przecież odpowiadam - powiedział z wyrzutem. - Nie mogę wydać szefa. Jak go wydam, to nie mam co wracać. To gorzej, niż jak wy mnie odstrzelicie.
- Gorzej niż śmierć głodowa? - spytał zdziwionym tonem Marololdo, podeszwami glanów nadeptując TechNicsowi na palce. - Wiesz, możemy cię tu trzymać długo i dawać tylko tyle wody, żebyś szybko nie zdechł. Do swoich i tak nie wrócisz, ale jak będziesz grzeczny to pozwolimy ci wyjechać z miasta. Źle zrozumiałeś moją koleżankę, ziomek. To nie była prośba. Albo sam nam podasz dane, albo będziemy musieli poszukać w twojej głowie. I nie będziemy delikatni.
Psyche nie podobało się, że Mik z uporem maniaka zagrywa tym argumentem. Zaplotła ramiona na piersi, lecz nie odezwała się tym razem, czekając na reakcje TechNicsa. Netrunner współpracował z nią wcześniej bez uciekania się do brutalnej przemocy, więc wolała kontynuować ten sposób. Jeszcze wcale nie dotarła do ściany. Problem w tym, że Maroldo po prostacku chciał odpowiedzi akurat na to jedną kwestię, idąc do niej prostą linią. Interweniować miała zamiar dopiero jak przesadzi. Zabawa w dobrego i złego glinę tu się odwróciła.
Netrunner skrzywił się, kiedy Mik go nadepnął. Było jasne, że nie jest odporny na ból nawet w małym stopniu porównywalnie z Higgsem.
- Pojebało cię gościu? - jęknął bardziej niż warknął. - Czy masz mnie za idiotę?! Nic nie wyciągniesz! Bo nic nie ma!
- Wszystko w biologicznej pamięci? Żadnych nagrań? - zdziwił się szczerze cyborg, po czym wzruszył ramionami. - Sprawdzimy. Jak coś spieprzymy, najwyżej zostaniesz warzywem jak tamci - dodał lekkim tonem, dając do zrozumienia, że życie i zdrowie TechNicsa niezbyt się dla niego nie liczą. - Ale to może później. Zapamiętałeś jakieś charakterystyczne słowa zarządcy? A może podejrzałeś komendy przesyłane więźniom? Na pewno cię to ciekawiło, co?
Mik na parę sekund oparł cały swój, niemały przecież ciężar na stopie Bloodboya, lecz po chwili zdjął nogę, by jeniec był w stanie mówić.
- Na twoim szefie nie zależy nam tak bardzo - dodała Psyche. - Więc jak dobrze sprawisz się w pomocy z… pierdzielem, to oszczędzisz sobie kilku niepotrzebnych nieprzyjemności. Wysil się. Kontaktował się z netrunnerami, jak prześledzić te kontakty? Czy można coś z tego wyczytać, gdybyśmy na przykład, mieli dostęp do tych netrunnerów? Jestem pewna, że jesteś w stanie coś wymyślić.

Na początku chciał coś odpyskować, ale powstrzymał się szybko. Zmarszczył brwi i wziął kilka głębokich oddechów, próbując się skoncentrować. W jego obecnym stanie nie było to proste, lecz i tak współpraca z nim była milion razy łatwiejsza od "rozmowy" z Lay'em.
- Jak macie dostęp do ich głów, to możecie prześledzić logi. Mógł nie zdążyć wszystkiego wykasować. Nawet jak nie będzie jego adresu, to macie szansę odkryć innych netrunnerów. Ja nic istotnego nie zapisuję, koleś - zwrócił się tu bezpośrednio do Mika - ale oni byli warzywami. Nic od nich nie zależało. Ja tylko pilnowałem serwerów, przecież powtarzam do usrania. Dalej miałem zabronione wchodzić i wierz mi, nie miałem zamiaru próbować. Groźby zarządcy były bardzo rzeczywiste. Dotykały twojej podświadomości. Każdy kto ma procesor by to zrozumiał. Jak gdyby dotykała mnie maszyna, a nie człowiek, kapujesz? Jak robiłem coś na tamtych kompach, to natychmiast wiedział. Tam było podłączenie. I netrunnerzy też je mieli. Za jego pomocą pewnie dałoby się spróbować, jak jesteś samobójcą. Ja wolę zdechnąć tu niż się podłączyć i szukać tego gościa przez tamto łącze. Jest też szansa, że jak podepniecie ponownie jednego z tych netrunnerów do sieci, to tamten sam go znajdzie. By unieszkodliwić, nie mam co do tego wątpliwości.
- Myślisz, że porwanych netrunnerów jest więcej? - zapytał Mik.
- Myślę, że tak - odpowiedział. - Nie żebym miał pewność, ale nie byliśmy jedynym punktem, z którego czerpał moc. Skoro u nas trzymał tych biedaków, to gdzieś indziej też może.
- Podobne rzeczy robiono dzieciom. Słyszałeś coś o tym?
- Że brutalnie wszczepiano im procesory i podpinano do sieci? - pokręcił głową. - Nie słyszałem. O tym, że testuje się wszczepy na dzieciach, sprawdzając jak reagują na ich wzrost i rozwój to już tak. Korpo robią to ciągle na ten przykład - wzruszył ramionami i skrzywił się z bólu po tym odruchu.
Maroldo otworzył usta, lecz widocznie postanowił nie wdawać się w dyskusję. To był śliski temat, zaś TechNics nie był kimś kogo było warto przekonywać. Testy na nieletnich powyżej dwunastego roku życia odbywały się legalnie, za zgodą ich samych i rodziców. Umożliwiające to prawo zmieniono oczywiście w skutek lobbingu korporacji, działających pod presją rynku. Dzieciaki zwyczajnie chciały mieć wszczepy a wielu rodziców nie miało nic przeciwko. Wszystko co ułatwi ich pociechom start w wyścigu szczurów jest dobre. Nielegalne eksperymenty na dzieciach w Afryce to rzecz jasna inna sprawa. Corp-Techowi nigdy nic takiego nie udowodniono, co nie znaczyło, że nie miało miejsca.
- Key, starczy na dzisiaj - Mik wydawał się w miarę usatysfakcjonowany odpowiedziami - zasłużyłeś na papu i piciu.
- Nie do końca - wtrąciła Marlene, podchodząc bliżej. - Wasza sieć energetyczna była połączona z innymi? Czy w ten sposób da się wskazać lokalizację, na przykład z pomocą billingów z elektrowni?
- Być może - odparł z wahaniem. - Ale to byście musieli wrócić na miejsce i tam próbować. Zręczny haker może dałby radę, ale równie dobrze może wpaść. Tak samo jak z próbą wywabienia gościa. Ja nie ryzykowałem.
- Prędzej znajdziemy coś przez to łącze - stwierdził cyborg. - Musieli się podpiąć pod jakiegoś dostawcę sieci. Wszystko? - zapytał Marlene.
Gdy potwierdziła Mik napoił netrunnera, po czym oswobodził mu ręce i wręczył batonika.
- Do kolacji półtorej godziny - zwrócił się do kobiety. - Jak chcesz to zdążymy jeszcze zajechać do marketu i zapewnić mu trochę wygód.
- Możemy, ale poradzę sobie też sama. I tak muszę kupić kilka rzeczy - odpowiedziała. - Więc twój wybór czy chcesz mnie dalej oglądać - jeden kącik ust drgnął jej odrobinę, a następnie zwróciła się do TechNicsa - Jesteś w stanie sam zrobić sobie skan komponentów? Jak coś uległo uszkodzeniu i wymaga wymiany, mogę załatwić serwis. Wolę byś był w pełni sprawny i nie dostał wewnętrznego krwotoku pozostając pod moją opieką. - “Zanim się okażesz w pełni przydatny” mówiło jej spojrzenie, nie wypowiedziała jednak tych słów na głos. Zamiast tego pogładziła netrunnera po policzku czułym gestem.
- Jakbym miał wewnętrzny krwotok to już bym nie żył - syknął, próbując odsunąć się od jej dotyku, choć wyglądał jakby mu policzki poczerwieniały. - Wszystko co najważniejsze jest sprawne, dzięki za troskę - dodał z wyraźnym sarkazmem.
- Ja mu mogę zrobić serwis - Mik uśmiechnął się paskudnie. - Jak już jestem to pomogę, furą będzie wygodniej przewieźć zakupy niż twoim wehikułem. Myślę, że styknie przykuć go za rękę do rury, będzie mógł się rozprostować i załatwić. Materac, koce, srajtaśma i wiadro, czyste ciuchy, jakiś prowiant... tyle luksusów powinno mu wystarczyć, co nie?
- To miejsce ma lepsze rzeczy niż rura - wskazała na solidnie wmontowane w ścianę metalowe elementy “wyposażenia”. Przykuła do nich TechNicsa, zgodnie z obietnicą Mika na poprawę warunków. Kiedy wyszli na zewnątrz, wskazała na pomieszczenie niedaleko. - Tam mam jakieś stare materace i koce. Toaleta chemiczna i woda się przydadzą. Rzadko trzyma się tu kogoś długo. I piecyk. Chyba. Nie jest tu za zimno na same koce? - spytała, nie do końca to wiedząc.
Wzruszył ramionami.
- Mi z reguły ciepło, bo nie marzną mi ręce i nogi. Ale może grzejnik nie zawadzi. Kilometr stąd jest Home Depot - wymienił nazwę sieci hipermarketów z wyposażeniem wnętrz i sprzętem budowlanym.

Wyszli na zewnątrz. Znudzona Loop czekała w vanie.
- Jednak nie będziesz już dziś potrzebna - zwrócił się do niej Mik. - Sorki za fatygę, ale nie wiedzieliśmy tego wcześniej. Słuchaj, musimy jeszcze obrócić do sklepu, ale potem mogę podrzucić cię na Manhattan, albo gdzieś po drodze.
- No problemo, firma płaci mi za czas - odparła swobodnie, odrywając się od grzebania w jakiejś elektronice. - Mieszkam na Queens, zawieźcie mnie do mieszkalnej dzielnicy, pod jakiś przystanek metra i będzie git. A jakbyś chciał ożywić swoje rzeźby, wiesz jak mnie znaleźć.
- Odezwę się na stówę - powiedział z entuzjazmem, lecz po chwili westchnął. - Jak tylko będę miał chwilę wolnego. Gdyby płacili nam za godziny bylibyśmy już bogaci. Słuchaj, umiałabyś po stałym łączu, prawdopodobnie nielegalnie podłączonym, dotrzeć do dostawcy sieci?
- Jestem inżynierem, nie hakerem, bejbe - roześmiała się. - Potrzebujesz innego speca do takich zabaw.
- Key - uśmiechnął się. - Wiesz, zaryzykowałem, bo artyści bywają wszechstronni.
Home Depot był niemal w pełni zautomatyzowany. Projektory w strefie klienta wyświetlały naturalnej wielkości trójwymiarowe hologramy towaru, który pracownicy i roboty w ciągu kilku minut dostarczali do samochodu. Trwałoby to nawet krócej, gdyby mogli złożyć zamówienie po drodze, co jednak uniemożliwiała ledwo działająca sieć. Psyche szybko wklepała zamówienie, na które składało się niepsujące się jedzenie, duża ilość wody, papier toaletowy i ręczniki do wycierania, piecyk na baterię, jakieś ubrania i chemiczna toaleta.
- Niech ma szansę się doprowadzić do względnego porządku. Wysadź mnie pod tamtą fabryką, na spotkanie dojadę motorem. Urządzę mu mieszkanko.
I przy okazji zajmie się Azjatką, czego już głośno nie dodała.
 
Lady jest offline