Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2016, 22:13   #12
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację



Okręt Argos, obrzeża systemu Avalon


Ergo stał na mostku zapatrzony w pustkę monitorów przed sobą. Jeszcze raz powtarzał sobie w głowie wszystkie powody, dla których zdecydował się podjąć tego zadania i teraz gdy już prawie byli na miejscu, te nie wydawały się już aż tak bardzo istotne.
- Trzy, dwa, jeden! Kapitanie wyszliśmy z hiperprzestrzeni. Skok zakończony pomyślnie. - spokojny głos pierwszego oficera Dragana Maedy wyrwał go z zamyślenia. Kapitan rozluźnił się nieco, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że dłonie miał zaciśnięte w pięści i a załoga oczekiwała jego następnej komendy.
- Dobrze, zacznijcie skanowanie. Fundacja dała nam mapy ale sami przyznali, że mogą się one nie zgadzać ze stanem faktycznym. - Mensk odwrócił się do swoich dwóch oficerów.
- Spróbujcie nawiązać kontakt z “Nadzieją Avalonu” lub “Excaliburem”, wątpię jednak, że się uda. Sprawdźcie chmurę plazmy w sektorze L4, wyślijcie sondę jeśli zajdzie taka potrzeba, musimy znaleźć jakieś źródło paliwa albo pozostaje nam następny skok. Poza tym, od tej chwili obowiązuje ciągły alarm bojowy dopóki nie zlokalizujemy tych zaginionych okrętów lub tego co je załatwiło.
Dwóch oficerów nadal czekało jakby wiedzieli, że to jeszcze nie koniec. Gdy cisza przedłużała się jeden z nich zdecydował się odezwać.
- A co w związku z... - tutaj mężczyzna zawahał się na chwilę, jakby nie wiedział jakiego słowa użyć by niepotrzebnie nie wzbudzać paniki wśród załogi - ...nieoczekiwanym pasażerem?
Temat, na który kapitan zdecydowanie nie chciał rozmawiać nawet ze swoim długoletnim przyjacielem Draganem. Jakaś decyzja jednak musiała zapaść i to jednemu z oficerów przypadnie wątpliwy zaszczyt wykonania rozkazu.
- Tak, rozpocznijcie wybudzanie najemników. Ten… pasażer, - Ergo ledwo powstrzymał się by nie użyć innego słowa, które cisnęło mu się na usta. nadal był jednak kapitanem tego okrętu, musiał przynajmniej sprawiać pozory, że panuje nad sobą. - zamknijcie go w karcerze. Standardowa procedura. Dragan, osobiście zajmiesz się przesłuchaniem.
- Tak jest!

Pierwszy oficer pozwolił sobie na ciche westchnięcie zaraz po tym jak kapitan opuścił mostek. Doskonale wiedział jak wyglądały procedury przesłuchań, wiedział też, że to on będzie odpowiedzialny za pozbycie się ciała.




Było kilka sposobów na podróż w hiperprzestrzeni. Zawsze najmniej lubianym i najbardziej ryzykownym była podróż w komorach kriogenicznych. Stare modele ulegały awariom, nie odpowiednio przeszkoleni lekarze czy członkowie załogi popełniali proste błędy przy procedurze zamrażania czy zwyczajnie wybudzaniu pasażera. Proste problemy z generatorem też stanowiły potencjalne zagrożenie, bo choć komory posiadały oddzielne źródło zasilania to nie tylko często pomijano rutynowe kontrole jak i ewentualne naprawy były wykonywane jak najtańszym kosztem. Zdarzały się więc wypadki. Wypadki, na które armia zwyczajnie nie mogła sobie pozwolić.


Wybudzanie może nie było długim procesem, ot sprawdzenie stanu fizycznego przed wybudzeniem, powolne zwiększanie temperatury ciała, monitorowanie wartości fizycznych pasażera jak i regulacja podawanych medykamentów, substancji odżywczych oraz odpowiedniego zastrzyku nanobotów pomagający utrzymać pacjenta przy życiu. Zastrzyk adrenaliny i odłączenie całej aparatury. Dopilnowanie czy osoba jest w stanie się sama sobą zająć, ponowne podłączenie wszystkich wszczepów i to wszystko. Następna komora. Dziwnym dlatego wydało się krótkotrwałe zamieszanie, które wybuchło przy jednym z wybudzonych. Lekarz jednak przy pomocy kilku żołnierzy szybko poradzili sobie z delikwentem wyciągając go z pomieszczenia, by zniknąć za drzwiami. Pomieszczenie pełne takich samych zbiorników szybko zapełniło się ludźmi, niektórzy na kolanach kaszląc i przeklinając te same co zawsze uczucie wybudzenia, niektórzy zdawało się nie odczuwając żadnych skutków ubocznych zdecydowanie jednak pobudzeni zastrzykiem energii dawali jej teraz upust, podskakując, rozciągając się czy truchtając w miejscu. Brak ofiar, wszyscy ubrani, gotowi do dalszej służby powoli rozchodzili się do swoich pomieszczeń.



V5890


- Jeszcze raz V. Wykonaj test wszystkich systemów, jak i poprzednio skup się na podsektorach. Pomiń pliki archiwalne. Uzupełnij brakujące ilości domniemanymi sekwencjami. Wykonać. - Benjamin tym razem przeglądał jakieś informacje na temat terraformowania, filmiki projektów, które nie tylko stanowiły wyzwanie inżynierii ale i pozwalały się wykazać samej pomysłowości naukowców odpowiedzialnych za przetrwanie kolonii. Android wykonywał polecone zadanie już tysiąc osiemset dziewięćdziesiąt cztery razy. Za każdym razem komenda była taka sama, nieznacznie mogły zmieniać się jakieś konkretne wytyczne ale sens zadania był taki sam. V5890 wiedziała dokładnie kiedy skończy się następny test, wiedziała dokładnie, że jak tylko poda wyniki zadania Benjamin każe jej to wszystko powtórzyć. Nawet kiedy spał kazał jej zapętlić skany i przygotować sumaryczny raport, który miał sprawdzać rano. Nie była pewna czy nawet go przeglądał. Rezultaty wychodziły za każdym razem takie same, wszystko było w jak najlepszym porządku, wszystko działało, nie było żadnych błędów, ani jednego błędu przy żadnym z testów.


Komunikator Benjamina zatrzeszczał, mężczyzna ziewnął potężnie po czym przyjął rozmowę.
- Witam panie Benjaminie. Przed chwilą wyszliśmy z nadprzestrzeni, kapitan jest teraz gotowy by się z panem spotkać.
- Powiedz mu proszę, że zaraz będę. Czy Zahary został już powiadomiony?
- przyszły dowódca kolonii poprawił okulary na nosie.
- Jeszcze nie. Zaraz miałem się tym zająć. - męski głos odpowiadał spokojnie. Jak by przywykł już do tego typu konwersacji.
- Poczekaj z tym minutę lub dwie jeśli możesz. Proszę. - Okularnik zastygł w oczekiwaniu na odpowiedź
- Skontaktuję się z panem Zaharym za dwie minuty. - ponowny trzask oznaczał koniec połączenia. Benjamin wiedział, że musi się pośpieszyć, miał zaledwie kilka minut przewagi.
Prawie wybiegając spojrzał jeszcze raz na androida.
- Zapętl test, sumaryczny raport. - szybkie kroki mężczyzny były słyszalne tylko przez chwilę dopóki drzwi nie zasunęły się za nim odcinając źródło dźwięku.



Nae "Tek" Tinnoe


- Będzie dobrze chłopcze - lekarz tylko poklepał Nae po ramieniu, zajmował się właśnie ponownym uruchamianiem augmentacji i innych dodatków.
- Jeszcze minuta czy dwie i będziesz mógł stąd uciekać, jak byś miał zawroty głowy, nudności, bóle w klatce piersiowej udaj się do ambulatorium albo powiadom kogoś z załogi… - lekarz zatrzymał się na chwilę by przyjrzeć się dokładniej tatuażowi swego pacjenta. Ciężko było ukryć cokolwiek gdy wyjmowano ich prawie nagich ze zbiorników.
- Nie moja sprawa, ale nie szukaj kłopotów na okręcie. Kapitan mógłby być bardzo nietolerancyjny. Z drugiej strony kolonia, dobre miejsce jeśli chcesz się schować lub zacząć coś od nowa. No cóż ja tutaj skończyłem. - Starszy mężczyzna wstał i podszedł do następnej komory, by ponownie rozpocząć procedurę wybudzania. Z łatwością mógł być dziadkiem Tinnoe, dziadkiem, który z łatwością mógł sprawić by Nae nigdy już żadnej nowej szansy nie otrzyma.



Kara Knight


Dziewczyna siedziała na swoim łóżku oparta o ścianę. Cztery kąty, które jej przydzielili były nie tylko małe ale i znajdowała się tutaj minimalna liczba mebli, jakby bali się że ktoś coś stąd wyniesie. Kobieta nie bardzo miała teraz co ze sobą zrobić, mogła jeszcze raz przejrzeć raporty, które dostała od Benjamina ale wiedziała, że nie da jej to kompletnie nic. Po prostu nie rozumiała tych wszystkich ciągów liczb, wykresów, schematów i ciągu danych. A teraz byli już prawie na miejscu i nadal nie wiedziała czego tak właściwie od niej oczekiwano, tak jakby o niej kompletnie zapomniano. Pukanie do drzwi wyrwało ją z odrętwienia ale nie śpieszyła się wcale by otworzyć. Wstała powoli a pukanie powtórzyło się. Kara mogła spodziewać się Benjamina, w końcu to on obiecał ofiarować jej kilka minut gdy ona wybudzi się po dotarciu do sytemu, ale twarz Zaharego była zaskoczeniem. Mężczyzna ponownie szykował się by zapukać w drzwi.
- Nie spieszyłaś się. - mężczyzna nawet nie czekał na zaproszenie, wszedł do małego pokoju tak jakby on i Kara byli świetnymi znajomymi. Rozejrzał się tylko szukając miejsca by usiąść po czym jednak zdecydował się stać. Dziewczyna już miała coś powiedzieć, gdy ten wyjął zdjęcie jej siostry i pokazał jej tak jakby Kara miała się upewnić, że to właśnie ona.
- Ładna, naprawdę ładna dziewczyna. - Zahary sam spojrzał na fotografię po czym powoli zamknął drzwi do pomieszczenia.
- Do rzeczy! Taro jest oszustem. Jest kłamcą i manipulatorem i jeśli ktoś się mu nie przeciwstawi wszyscy skończymy jak załogi dwóch poprzednich okrętów. Wiesz doskonale o czym mówię. Potrzebuję byś była blisko niego, tak blisko jak tylko zdołasz. Byś upewniła się, że to tylko moja wyobraźnia i moja paranoja a nie prawdziwe przypuszczenia. Jest tutaj sporo dobrych ludzi - wykonał gest jakby wskazywał na okręt - nie chcę by jeden człowiek doprowadził byśmy zostali tutaj na zawsze. - Zahary położył rękę na sercu jakby ten gest miał przypominać przysięgę oraz zapewnić kobietę, że jej rozmówca mówi prawdę. Dziwne, że było to, to samo miejsce gdzie schował zdjęcie jej siostry. Wyszedł, nie czekając na jej odpowiedź, kładąc jej rękę na ramieniu rzucił na odchodne.
- To tylko prośba, więc zrobisz jak zechcesz.
Kara była pewna, że choć nie widziała już jego twarzy, Zahary uśmiechał się.



Baron Hermann Bruno Von Bismarc


Sen. Koszmar. Gdzieś na granicy zmysłów jakieś głosy, kłótnia. Ktoś próbuje go podnieść. Czuł jak liczne dłonie dotykają jego ciała, a on wiedział, że musi uciekać. Próbował się poruszyć ale jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa, umysł również jakby nadal śnił. Ciemność.


Uderzenie w twarz szybko doprowadziło barona do przytomności. W pomieszczeniu oprócz niego znajdowało się dwóch uzbrojonych strażników i mężczyzna, który właśnie rozmasowywał swoje knykcie. Słona krew spłynęła do ust von Bismarca, pierwszy odruch by wstać, by samemu uderzyć, by zaprotestować, szybko dał mu do zrozumienia, że jest skutecznie unieruchomiony do metalowego krzesła.
- Cieszę się, że już się pan obudził. Przepraszam za to powitanie. Mam na imię Dragan Maeda, jestem pierwszym oficerem na okręcie Argos i zostałem osobiście odpowiedzialny za przesłuchanie barona Hermana Bruno von Bismarc. - Dragan musiał zajrzeć do jakiegoś dokumentu by przeczytać całe imię barona. Oczywistym było również, że nie mówił do samego więźnia. W rogu pokoju czerwonym światełkiem migała kamera. Sekundę potem silny impuls elektryczny poraził ciało von Bismarca. Ból który zdawał się trwał tylko sekundę sprawił, że pociemniało mu w oczach a zawartość żołądka znalazła się niebezpiecznie blisko wydostania się na zewnątrz.
- To był impuls wywołany zdalnie jeśli nie będzie pan chciał z nami współpracować. Każda próba użycia jakichkolwiek mocy wywoła impuls, każde moje niezadowolenie wywoła impuls, każda próba agresji wywoła impuls. Proszę mi uwierzyć, naprawdę wolałbym być teraz gdzieś indziej i robić coś innego, nie lubię tego i nie do końca popieram. - pierwszy oficer wzruszył ramionami jakby to nie miało jakiegokolwiek znaczenia.
- Liczę więc na współpracę i pomoc z pańskiej strony, nie róbmy tego trudniejszym niż musi być. Proszę mi więc wyjaśnić co właściwie sprawiło, że znalazł się pan na tym okręcie baronie? - twarz mężczyzny nie wyrażała niczego, tylko szczere zainteresowanie odpowiedzią von Bismarka.


I to był koniec. Krótka rozmowa pierwszego oficera przez komunikator, potwierdzenie rozkazów i wszystko się skończyło. Obroża, którą baron nosił od początku przesłuchania została na miejscu ale poza tym zdawało się, że von Bismark był wolny. Dragan, wraz z dwoma strażnikami odprowadzili więźnia do jego kwatery cały czas milcząc. Zanim jednak pierwszy oficer go opuścił dodał tylko.
- Proszę nie majstrować przy obroży, masz zakaz rozmowy z załogą, jeśli zostaniesz złapany poza mesą lub pokojem odpraw bez strażnika, zostaniesz zastrzelony. Nie masz wstępu do żadnej innej części okrętu, nie masz dostępu do swoich prywatnych rzeczy z magazynu dopóki nie wylądujecie na planecie. Benjamin Taro jest osobiście odpowiedzialny za twoje zachowanie i również poniesie konsekwencje jeśli nie zastosujesz się do naszych poleceń. Po opuszczeniu okrętu już nigdy na niego nie wrócisz, tyczy się to każdej jednostki należącej do imperium, jakakolwiek próba będzie karana śmiercią. Przykro mi za to wszystko, jednak nie jestem pewny, czy to na pewno jest łaska co ci właśnie ofiarowano. Życzę powodzenia.



Sala odpraw


Ostatnie kilka godzin nie należało do najprzyjemniejszych. Pierwsze zdarzenie miało miejsce jakąś godzinę po wybudzeniu z komór. W obecności Benjamina, Zaharego oraz drugiego oficera Uduak Najem, dokonano dokładnego przeszukania wszystkich pomieszczeń. Znalazły się jedna czy dwie osoby, które próbowały przeszkodzić ale ochrona okrętu szybko i brutalnie unieruchamiała delikwenta i niewzruszona kontynuowała swoją pracę. Zainteresowaniem cieszyły się nie tylko wszelkiej maści broń ale i sprzęt, który mógł służyć do hakowania sieci okrętu. Wszystkie znaleziska miały wrócić do magazynu i tam pozostać. Chwilę potem nadszedł rozkaz o następnym ograniczeniu z korzystania z przestrzeni Argosa. Jeśli załoga złapałaby któregokolwiek z najemników poza siłownią, mesą, salą odpraw lub własnymi kwaterami miał on być aresztowany, przesłuchany i osądzony według obowiązującego prawa wojsk imperialnych. Nic więc dziwnego, że gdy w końcu zebrano was w sali odpraw, tej samej w której poznaliście swoich mocodawców nikt nie miał wesołej miny, a tu i ówdzie dało się słyszeć zgrzytanie zębów.
- Co to w ogóle ma znaczyć?! Czy to jest misja ratunkowa czy więzienie?! Może to jest wojsko ale nie takiego traktowania się spodziewaliśmy! - kobieta, która przemówiła była niektórym znana jako Maev Kobayashi, można było ją zobaczyć jak brała udział w rozmowach na temat przyszłości kolonii oraz życia jakie niektórzy z was zostawili za sobą. Benjamin Taro nawet gdyby chciał nie mógłby prosić o większa uwagę gniewne spojrzenia oraz podniesione głosy były skierowane właśnie do niego. Zamiast niego głos zabrał Zahary.
- CISZA! Powodem problemów jest zidentyfikowanie psiona na pokładzie, są to zwykłe środki ostrożności podjęte przez kapita i tyle. Musimy się z tym pogodzić i tyle. - mężczyzna usiadł na brzegu stołu przyglądając się zgromadzonym. - Coś jeszcze?
- Jakim cudem psion na pokładzie?!

- Był wśrod nas? Przecież mógł nas wszystkich omamić!?
- Jak on był może ktoś jeszcze jest?!

Te i inne pytania wybijały się z małego tłumu, część skierowana była do Zaharego jakby tylko on znał na nie odpowiedzi, część padała w stronę Benjamina, miała jednak dużo bardziej oskarżycielski ton. Zahary gestem uspokoił zebranych by dali ponownie mu dojść do głosu.
- Baron von Bismark bo o nim mowa, był jedynym psionem. Reszta z nas jest całkiem normalna pod tym względem więc jesteśmy bezpieczni. Jak się dostał na pokład? Przeoczenie? - tutaj mężczyzna spojrzał w stronę Taro jakby ten miał odpowiedź na to pytanie jednak nie zdecydował się nią podzielić.
- Jednak nie jest to powód dla którego się tu zebraliśmy. Benjamin, twoja kolej.


Okularnik podniósł się i już miał zacząć gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły się i wprowadzono barona. Momentalnie zapanowała cisza a większość osób odsunęło się by stać jak najdalej od psionika.
- Osoba na którą czekałem. - podjął Benjamin. - Nie oceniam ludzi za ich przeszłość albo to czy są inni w jakiejś kategorii, wszyscy znaleźliście się tutaj bo wydawało się, że mogliście coś wnieść do tej misji, czy poprzez wiedzę czy też doświadczenie. Nie kwestionowaliśmy tez powodów dla których tu jesteście, dla niektórych z was to początek dla innych ucieczka, dla jeszcze innych sprawdzian umiejętności. Spróbujmy więc raczej zacząć spoglądać na to jako jeszcze jeden atrybut, który pomoże nam przetrwać nadchodzące miesiące. Możemy kontynuować? - brak jakiejkolwiek odpowiedzi Benjamin uznał za pozwolenie.
- Po czterech tygodniach podróży, znajdujemy się obecnie na obrzeżach systemu Avalon. - hologram zapłonął nad stołem wyświetlający aktualną pozycję Argosa względem reszty obiektów znajdujących się w systemie. - Do tej pory nie udało się nam nawiązać łączności z żadnym z zaginionych okrętów. Mamy teraz kilka opcji i skłaniam się ku jednej z nich ale zanim się zdecyduję chciałabym wysłuchać was co macie do powiedzenia.






Planeta Avalon 150 km od kolonii, Jeremiasz Anders, Frank Dante Jaeger, Melathios Sofitres, Kevin Walter


Nadęty korpus sterowca opadał niezwykle powoli ku ziemi. Tom Mervin nie śpieszył się, chcąc wykonać manewr lądowania w możliwie łagodny i komfortowy dla pasażerów sposób. Z początku był to nawet piękny widok, z czasem jednak zaczął drażnić oczekujących przy rozpalonym ognisku mężczyzn.


Wreszcie wielorybie cielsko osiadło na ziemi i już chwilę potem z ładowni w ich stronę pośpiesznie zbliżała się Kora Octavia. Zaraz za nią kroczyła roześmiana na cały głos Plutonia Orbaan oraz niosący na ramieniu szerokie zawiesia pasowe Murrur. Śpiesząca w stronę czterech mężczyzn pani epidemiolog- doktor Octavia spojrzała z pobłażaniem na wciąż śmiejących się z jej żartu kolonistów, a ponownie odezwawszy się do nich, tylko wzmogła ich rozbawienie.


Kiedy wreszcie doktor zbliżyła się do leżącego truchła zwierza, wlepiła w nich swój wzrok, którego zdziwienie zdradzała lewa uniesiona brew.
- ...aj chłopcy, chłopcy... nieprzebadane mięso? Na obcej planecie? Naprawdę? Mieliście chociaż dość rozumu by je usmażyć, co?


Nie wiadomo czemu, ale te słowa znów wywołały niemałe rozbawienie wśród Plutonii i skromny uśmiech na twarzy Murrura. Mogło to świadczyć o tym, że poprzednie żarty doktor Octavii mogły mieć coś wspólnego z nimi.
- Ryzyko znikome, to prawda… - kontynuowała - ...ale na obcej planecie nigdy niczego nie można być pewnym, jak już wrócimy stawcie się u mnie w gabinecie. Tak... na wszelki wypadek.

Zagrożenie - nieznana choroba (szansa: 3+ rzut: 3 zdany!)
survival 8+ (aiding another character):
Dante: 6 +1 (education DM) +3 (survival skill lvl) =10 zdany!
effect:10 - 8= +2 (gracze otrzymują +1DM do rzutu na endurance)

Endurance 8+ (+1 survival aid +2 routine - obróbka cieplna)
Jeremiasz Anders: 9 +1 (endurance DM) +1 (survival aid) +2 (routine) =13 zdany!
Kevin Walker: 8 + 0 (endurance DM) +1 (survival aid) +2 (routine) = 11 zdany!
Dante: 5 +1(endurance DM) +1 (survival aid) +2 (routine) = 9 zdany!
Melatios: 9 +1 (endurance DM) +1 (survival aid) +2 (routine) =13 zdany!




Planeta Avalon, sterowiec, Kevin Walker


Załadunek nie trwał wcale tak długo jak mogło się wydawać, że potrwa. Z racji, że w ciągu dwóch godzin miał zastać ich zmierzch, nie kontynuowano już dalej zwiadu, a zdecydowano że wszyscy powrócą do obozu sterowcem.


Tom Mervin nie brał udziału przy załadunku, z racji na swój stan ograniczył się do nadzorowania prac. Teraz siedział u sterów gotów do drogi, lecz przez cały ten czas, grymas bólu nie schodził z jego twarzy.
- Nie ubrudź siedzeń - rzekł pilot rzucając w Kevina Walkera jakąś szmatą. Walker, podobnie jak reszta, był mniej czy bardziej ubrudzony krwią upolowanego zwierzęcia. - Znasz się na tym, co? Zawsze lepiej czułem się w roli drugiego pilota. - Tom spróbował się uśmiechnąć, ale widać było, że nie jest z nim najlepiej. Nawet zwykły stan rozbawienia sprawiał mu ból.


Jakiś czas później, kiedy lecieli z powrotem do obozu, Tom, wpatrzony w teren pod nimi zwrócił się do Kevina Walkera nieoczekiwanymi słowami. Były to informacje, które naprawdę mogły diametralnie odmienić ich położenie.



Planeta Avalon, kolonia, habitat badawczo-medyczny, Melathios Sofitres, na krótko po powrocie do kolonii


- Panie Sofilatres, proszę zaczekać... - głos ów nie należał do dźwięcznych, na pewno był jednak charakterystyczny, Melathios nie miał więc problemu z rozpoznaniem do kogo należy. Był to profesor Herman Kruger, geolog i botanik.


Melathios Sofitres był przedostatnią z osób profilaktycznie przebadanych przez doktor Korę Octavia. Aktualnie w jej gabinecie przebywał jeszcze Frank Jaeger. Profesor najwyraźniej czekał na Melathiosa od jakiegoś czasu.
- Dotychczas zajmowałem się badaniem hydrogeologicznymi i sondowaniem gruntu w celu określenia warunków co do budowy studni. - rozpoczął profesor- Sprawa ta została już omówiona z Panem Kropeckim. Niejako przy okazji poddałem badaniom grunt pod kątem przydatności do uprawy roślin i okazało się, że powinien w dużej mierze nadać się do tych celów. Oczywiście przy odpowiednim nawożeniu. Dlatego też planuję ekspedycję w celu zbadania i oceny co do przydatności występującej tu flory. Zamierzam sklasyfikować gatunki i sporządzić powszechny spis. Z tego co słyszałem, jest Pan planetologiem, może zechce pan mi towarzyszyć i wesprzeć wiedzą i umiejętnościami? Prawdopodobnie będziemy potrzebowali także wsparcia garnizonu. Zamierzam sprawę przedstawić na jutrzejszym posiedzeniu.



Planeta Avalon, kolonia, Carl Cabbagge, Kevin Walker i inni , dzień później, wczesne godziny poranne


Zwykło się już przyjąć, że na naradach zwoływanych przez Carla Cabbage pojawiał się każdy z “przewodniczących” poszczególnych zorganizowanych grup wykonawczych. Nirad Sariff - administarator planetarny, Cartiona Dallas - informatyk, profesor Herman Kruger - geolog i botanik, Ama Ala - kapłanka i przewodnicząca działu żywienia, Ariadne Kalis - dział porządku, James Bouleau - grupa inżynieryjna, Mery Locke - odpowiadająca za obronę osady. Nie były to zamknięte obrady, pojawiał się tam także każdy, kto akurat uważał, że powinien się pojawić. Tego dnia nie było inaczej, lecz skład osobowy przewodniczących nieco się zmienił. Z oczywistych względów zamiast Jamesa Bouleau przybył Jim Kropecky, a zamiast Cartiony Dallas pojawił się z trudem wracający do zdrowia Tom Mervin. Towarzyszył mu Kevin Walker, który wiedząc co drugi pilot Nadziei Albionu ma do przekazania, nie mógł się tu nie zjawić..


Spotkanie rozpoczynało się od krótkiego raportu, każdego z przewodniczących, by następnie głos zabrały kolejne osoby, które miały coś do powiedzenia. Na ogół były to rutynowe przemowy, z których czasem wynikało coś istotnego. Tym razem jako pierwszy zabrał głos nieobecny dotąd na tych zebraniach Jim Kropecky, który nawet teraz wyglądał jakby nie mył się od wyjścia z kriokomór.
- ...a więc tak drogie ptaszyny... Jestem Jim Kropecky i jak wiecie zastępuję pana Jamesa. Jeszcze zanim sfiksował zgodziliśmy się co do tego, że położenie obozu nie jest kurwa najlepsze, ale to każdy wie. Daleko stąd do wody, daleko do dobrego piasku, czy nawet pierdolonego drewna, o minerałach na zaprawę nie wspominając. Żeby przenieść jednak wszystkie nasze graty, habitaty i inne żelastwa, nie mamy odpowiedniego sprzętu. To jeszcze dałoby radę obejść, ale nie mamy dróg, by przewozić takie atrakcje. Żeby mieć drogi musimy mieć dużo tego czego właśnie nie mamy, więc musimy to pozyskać i przywieźć, ale ktoś zabronił korzystać z maszyn paliwowych, a samym sterowcem mogę się co najwyżej podetrzeć. Wygląda więc, że zostajemy na miejscu, dlatego na dobry początek wybudujmy chociaż studnię, póki kurwa jeszcze mamy dość wody … - Majster Jim miał już oddać głos innym, lecz jeszcze sobie coś przypomniał -...a i jeszcze jedno. Wracając do paliwa. Kiedyś się skończy, tak czy inaczej. Nie wiem czy kogoś nam tu przyślą. Być może najbliższa będzie Morgana, ale kuśka ją wie kiedy i czy w ogóle i czy jej też nie zestrzelą. Trzeba więc wymyśleć coś w zamian… nie wiem kurwa zbudujmy starożytne parowozy, albo ujeżdżajmy dinozaury. Dzięki wielkie, ode mnie tyle.


Po kilku kolejnych przemowach przyszła kolej na dział żywienia:
- Ama Ala, dział żywienia. Przywiezione wczoraj zwierzę zostało tymczasowo zamrożone w nieużywanych kriokomorach. To rozwiązanie tymczasowe. Nieobecny tu Pan Prithard twierdzi, że rezerwy energii są zbyt małe, by pozwolić sobie na to w dłuższej perspektywie. Najlepiej byłoby ususzyć lub uwędzić mięso, potrzebujemy więc dużej ilości drewna i to w ciągu najbliższych dwóch dni. Pomocna będzie też sól. Dziękuję.


Jeszcze kilka osób zabrało głos, aż wreszcie padło na Carla Cabbage, natomiast po nim głos zabrać miała, Mery Locke, Tom Mervin i jeszcze kilka innych osób.


Planeta Avalon, habitat państwa Bouleau, wczesne godziny poranne


Gwiazda typu F - biały karzeł, rozświetliła już całkowicie kolejny dzień na planecie Avalon. Kolonia żyła już od blisko godziny. Właśnie w tym momencie odbywała się narada, na której zostanie sprecyzowane, czym zajmą się przez resztę dnia.


Pomimo nieszczęścia, jakie ich spotkało Dominique Bouleau czuła nieodpartą dumę ze swojego zaledwie sześcioletniego synka - Louisa Bouleau. Lou siedząc na krawędzi łoża podał ojcu kubek z wodą do wypicia. Czekał bardzo długo, lecz nie doczekał się żadnej reakcji. Bez słowa odstawił więc kubek i dopiero teraz zauważył swoją mamę stojącą, w progu pomieszczenia. Nie poświęciwszy jej dłuższej uwagi, ponownie skierował swój wzrok z powrotem na ojca.


“Są tacy podobni” - pomyślała


- Czasami coś mówi... tak cicho… - powiedział Lou, kiedy jego mama usiadła obok i przytuliła go do piersi.
- Wiem Lou, wiem…
- Ciągle powtarza to jedno słowo. - chłopiec powiedziawszy to wdrożył się w zamyślenie, które nierzadko wprawiało dorosłych w zakłopotanie.
Dominique poprawiła pozycję Jamesa na wygodniejszą, którą przybrał całkowicie bez sprzeciwu i bez jakiejkolwiek reakcji. Potargała włosy syna i wyszła z pomieszczenia. Poleciwszy Emmie zająć się ojcem i bratem, udała się na naradę, na której miała być obecna Mary Locke. Nie spodziewała się zbyt wiele po tej naradzie. Podejrzewała, że James decyzją administracji zostanie ponownie włożony do kriokomór. Gdyby nie chodziło o jej męża, sama by to doradzała.


Kiedy Lou pozostał sam wraz z tatą i siostrą krzątającą się gdzieś w innych częściach habitatu. Usta chłopca, zaczęły naśladować wznowiony ruch warg jego ojca. Układały się w wciąż powtarzane jedno słowo.
- Pier...wszy…
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 08-12-2016 o 19:38.
Rewik jest offline