Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2016, 12:45   #6
Cooperator
 
Cooperator's Avatar
 
Reputacja: 1 Cooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumny
Michał, zainteresowanie dorosłych tym, co się dzieje z wypożyczalnią kajaków (trudność 9)

Speak 2, "People tend to like me" 3

Rzuty: 2, 4, 2, 3, 1
Wynik: 4+3+2=9, test zdany

Kostnica



Wujek spojrzał znad kart na Michała, ale wzrok miał obojętny. Chyba nadmiar informacji, które w tak krótkim czasie postanowił przekazać chłopiec, dokonał w jego umyśle znanego z informatyki zjawiska przepełnienia stosu. Natomiast ciocia zareagowała od razu:

-Jak to pan Zbyszek? W taką pogodę chce wędkować? A co z Kasią?

Kasia mieszkała razem z panem Zbyszkiem i rodziną Michała w domu cioci i wujka. Michał po raz kolejny mógł zdziwić się dziwacznym postrzeganiem świata przez dorosłych. Nigdy nie wyrażali zaniepokojenia spodziewaną inwazją Chaosu czy szczuroczłekami w kanałach (tata zwrócił mu tylko uwagę, że jak już, to powinno się mówić “szczuroludźmi” i żeby jadł obiad, bo mu wystygnie... Jakby to było najważniejsze!), natomiast wizja nocnego wędkowania Kasi z panem Zbyszkiem poruszyła całą trójkę do tego stopnia, że wujek i mama Michała wstali od stołu i rzucili się do werandy.

-Pewnie się znowu spił - mruknął wujek.Nikogo nie zauważył na pomoście, ale dźwięki dochodzące z wypożyczalni kajaków i palące się tam intensywne pomarańczowe światło potwierdzały wystarczająco historię Michała. Wujek chwycił za parasol, ale nie użył go jako miecza, tylko (cóż za rozczarowanie) rozłożył go i w samych klapkach ruszył do przerażającego budynku.

Ciocia dołączyła do mamy na werandzie i zapaliła papierosa.

-Ten Zbyszek zrujnuje nam urlop - oświadczyła.-Ciągle chleje. Powiem ci, Aga, boję się o Kasię za każdym razem, kiedy gdzieś ten świniak ją zabiera.

-Jutro przyjeżdża Franz, on go utemperuje - Michał miał przez chwilę nadzieję, że jego mama mówi o Karle Franzu, imperatorze i przez chwilę widział oczami wyobraźni, jak monarcha z grzbietu swojego gryfa każe wychłostać pana Zbyszka, ale mama niestety kontynuowała-Ma sporo samochodów do sprzedania i nie toleruje alkoholu - imperator raczej nie handlował używanymi samochodami z zachodnich Niemiec.

-To szkoda, że z nim nie zamieszka, zwłaszcza jak Iwona, noo… - Michał wiedział, że mama Kasi jest bardzo chora i niedługo połączy się z Morrem.-Wyobrażasz sobie, że ten knur będzie się nią zajmował? Żeby jej nie skrzywdził…

Tymczasem wracał wujek. Podmuch wiatru zepsuł mu parasol, więc wracał zupełnie przemoczony. Nie był jednak zły na Michała.

-Niezła czujność, młody, ale tym razem to nie Zbyszek. To pan Bagniarz - pan Bagniarz był kierownikiem ośrodka “Relax” i o ile w przypadku pana Zbyszka można się było zastanawiać, czy bardziej był żaboludem czy zwierzoczłekiem, to rodzina pana Bagniarza wyszła z wody na pewno miliony lat po tym, jak zrobili to przodkowie wszystkich innych homo sapiens.-I nie będzie pływać teraz, tylko wyciąga łodzie i kajaki dla pana Franza, który przyjedzie tu jutro.

-Po nocy? W taką pogodę? - mama Michała uznała to widać za nad wyraz podejrzane.

Wujek wzruszył ramionami.


-Pewnie sprawdza, czy te krypy są jeszcze na chodzie. Jeśli nie, to pewnie podnajmie coś z Kortumowa. Dobra, idę się przebrać.


Ciocia dopaliła papierosa, dorośli weszli na werandę. Z budynku na pomoście dalej dochodziły różne dźwięki i paliło się intensywne pomarańczowe światło.

***

Dziadek nie pochwalił decyzji wnuka i wnuczki, ale przez chwilę jego litania narzekań i pełnych politowania spojrzeń została przerwana. Wiedzieli, że na więcej od dziadka nie mieli co liczyć. Tata im kiedyś powiedział, że dziadek nigdy za nic nie przeprosił i za nic nie podziękował. Nawet w kościele w czasie spowiedzi powszechnej tylko ponuro wgapiał się w ołtarz i bez słowa trzy razy dotykał pięścią piersi. Brak nagany jest pochwałą.

Gdy wyszli z domu, od razu owionął ich lodowaty wiatr, a strumienie wody siekły po twarzach. Dziadek powoli szedł w kierunku obory. Doleciał do nich, wzmocniony przez wilgoć, zapach. Dla ludzi lubiących zwierzęta był to zapach zwierząt - dla tych mniej emocjonalnie zaangażowanych, “pachniało kupą”.

Nie było wielkim zaskoczeniem, że absolutnie nic nie przeciekało w całej oborze. Dziadek, chociaż sam na gospodarce, nie darowałby sobie, gdyby cokolwiek nie działało jak w szwajcarskim zegarku. Zwierzęta również przyjmowały burzę ze stoickim spokojem, chociaż w momencie otwarcia drzwi akurat błysnął piorun, na co Plamka zareagowała nerwowym rżeniem.

-Zamknij drzwi! - warknął dziadek do Dominika, chociaż otwarte były tylko na te kilkadziesiąt sekund, kiedy we trójkę wchodzili. Starszy pan wypalił jednego papierosa, więc odpalił kolejnego. Można by stwierdzić, że bez kiepa w ustach zwierzęta by nie poznały swojego pana, bo w momencie, kiedy na czerwono rozżarzył się koniec papierosa, stara klacz uspokoiła się zupełnie. Dziadek, ignorując zwierzęta, przechadzał się po oborze, szukając jakichkolwiek śladów przeciekania dachu.

Przy wejściu do obory kiedyś wkręcono dwie żarówki, od dłuższego czasu jednak jedną z nich zastąpił rozgałęziacz, zwany popularnie “złodziejem”. Panował zatem półmrok. Włącznik drugiego światła znajdował się w głębi i kiedy dziadek zapalił światło, Dominik i Monika spostrzegli, że nie są sami.

Chłopiec, na oko dwunastoletni, w przyciasnych jeansach i we flanelowej koszuli z podwiniętymi do łokci rękawami, siedział oparty o wejście do boksu Plamy. Tuż obok niego stał dziadek. Wydawało się niemożliwe, by go nie zobaczył, ale nic na to nie wskazywało.

Chłopak wyglądał mizernie, był blady i miał podkrążone oczy, teraz wybałuszone w zdziwieniu nie mniejszym niż to, jakie odczuwało rodzeństwo. Niepewnie wstał. Zupełnie nie przejmował się dziadkiem, który tylko kiwał głową i mruczał do siebie uwagi dotyczące stropu i papy. Kiedy chłopiec wstał, Monika i Nick poczuli od niego falę przejmującego zimna. Chyba i zwierzęta coś wyczuły, bo Plama zarżałą z niepokojem i odsunęła się od wyjścia z boksu. Chłopak spojrzał z żalem za koniem i westchnął.

-Dobra, Warszawiaki - mruknął dziadek.-Wydaje się, że dzisiaj nasze zwierzaki się jeszcze nie potopią - mówił grobowym głosem, jakby był nieco rozczarowany, że jego proroctwa “jeszcze” się nie sprawdziły. Minął obojętnie chłopaka, jakby go tam nie było, kierując się do wyjścia.

***

-Sny. - uśmiechnęła się Kasia.-Chyba nie mam nic przeciwko, żeby śniła mi się mama, zamiast… inne rzeczy - kolejny wybuch śmiechu z kuchni sprawił, że na chwilę przerwała, spoglądając na drzwi z rozdrażnieniem.-Ale wiesz, ja chyba ostatnio widziałam ducha, stąd się pytam… Jest ten stary dom w brzozowym lasku, jak się idzie do tej wsi… - miała na myśli Bartniki Nowe.-Monika i Iza mi powiedziały, że tam straszy. No, więc sobie pomyślałam, że kogo mogę zapytać o odwiedzanie żywych, jak nie duchy? - brzmiało to zupełnie rozsądnie i logicznie.-Ani Iza, ani Monika za bardzo nie chciały ze mną tam iść, to poszłam tam sama… No i poszłam do tego domu, wlazłam przez okno, bo przecież tam wszystko porośnięte ostami i cierniami i zaczęłam wołać duchy. I wyobraź sobie, że pojawił się tam chłopak! Mniej więcej w naszym wieku. Kazał mi się zamknąć, nie było to miłe, i jak najszybciej stąd uciekać, bo się jeszcze upiór dowie, że tu jestem i że mnie porwie - uśmiechnęła się, wszystko to brzmiało dla niej jak dobra przygoda.-To ja mu mówię, że spokojnie, że moja mama ma raka i że chcę wiedzieć, czy jak umrze, to będzie mnie odwiedzać… Jak wspomniałam mu o tym, to się przestraszył! PRZESTRASZYŁAM ducha, rozumiesz? Powiedział mi, żebym do końca wakacji nie opuszczała ośrodka, bo jestem w wielkim niebezpieczeństwie… Kurde, będę musiała tam wrócić z nim pogadać, bo on coś na pewno musi wiedzieć o sprawach paranormalnych. Sam jest paranormalny, nie? W sensie, wydaje się normalny, no, ale nie żyje, nie? Więc nie może być… do końca normalny - zakończyła trochę niezręcznie, przyglądając się Natalii z niepokojem.

Przez myśli Natalii bowiem przechodziły z wirującą szybkością kolejne myśli. To był ALEK. To MUSIAŁ BYĆ Alek. I wcale nie musiał być w brzozowym lesie, skoro był w tym opuszczonym domu. I chociaż ostatnio go wołała, to nie przychodził, a ta burżujka z Warszawy wystarczyło, że zawołała, a on się pojawił, ba… Nie tylko się pojawił, on się ją PRZEJĄŁ. Natalia myślała, że zniknął, a on ją po prostu porzucił!
 

Ostatnio edytowane przez Cooperator : 23-11-2016 o 12:51.
Cooperator jest offline