Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2016, 16:45   #21
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Lotte spojrzała w górę, słysząc brzęk otwieranego okna. Wyjrzała zza niego piękna twarz Angeliki. Visser zdusiła krzyk, widząc, że jej niedoszła bratowa wystawiła dłonie z kijem baseballowym. Czy ona... czy zamierzała...
- A masz, skurwysynie! - krzyknęła Angelika, przywalając w jeden z wirników drona. Machina zabrzęczała i spadła. Cienka strużka dymu powiewała za nią niczym wstążka. Na dole rozległ się płacz chłopca, który życzył Lotte śmierci. - Dasz radę mnie złapać i podciągnąć się do środka? - Angelika zapytała Visser. - I na Boga, co przyszło ci do głowy, by ratować jakiegoś pieprzonego kota?
Lotte spojrzała z wdzięcznością na działania Angeliki.
- Nie mam pojęcia, jakiś dziwny impuls przywiódł mnie tutaj. – Rzuciła trochę sarkastycznie, z lekkim rumieńcem na twarzy czy to ze zdenerwowania, zawstydzenia, czy też innego powodu. – Chętnie już zeszłabym w bardziej przychylne miejsce…

Spojrzała na kociaka przed sobą. Pomyślała, że jak już tu z nim jest, to go pochwyci, ku uciesze co najmniej kilku osób. Spokojnie przepełzła na tyle blisko, aby powoli wyciągnąć rękę w stronę zwierzęcia. Miała ochotę zrobić jakieś kici, kici, ale zaschło jej zbyt w gardle. Na szczęście nawet nie musiała nawoływać futrzaka. Filemon miauknął rozkosznie, po czym wskoczył na jej ramię, odbił się od głowy - jednocześnie wyrywając kilka włosów i wzleciał do otwartego okna. Po chwili był w mieszkaniu.

- O MÓJ BOŻE, CZY JA DOBRZE WIDZĘ? - staruszka z megafonem zaczęła się drzeć. - TA KOBIETA WALNĘŁA KIJEM W MOJEGO BIEDNEGO KOTA. FILEMONIE! POMSZCZĘ CIĘ! FILEMONIE! - wyła.

Kilkoro ludzi na dole zaczęło klaskać, widząc, że kot bezpiecznie znalazł się w mieszkaniu. Niektórych jednak jakby zwiodła wypowiedź czarnoskórej, która z powodu słabego widoku pomyliła swojego zwierzaka z dronem. Między innymi dziewczynki z przedszkola przestały tańczyć i śpiewać. Rozpłakały się i ich wychowawczyni na próżno tłumaczyła, że kotek jest bezpieczny. Tymczasem Lotte podciągnęła się w uchwycie Angeliki i po chwili znalazła na bezpiecznym gruncie mieszkania komendanta. Znajdowała się w salonie. Mężczyzna krzyczał na balkonie, że przedstawienie skończone i czas zbierać się do domu. W tym czasie Angelika postawiła Visser na nogi.
- Wszystko w porządku? - szepnęła, posyłając ukradkowe spojrzenie w stronę ojca. - Co mu powiesz?
Tylko silna wola Lotte i sporo adrenaliny trzymały ją na równych nogach, mimo że czuła jakby były z waty. Teraz już sama nie wiedziała czy jest bardziej zdenerwowana przez spacer po gzymsie czy wymyślaniem wiarygodnego kłamstwa, żeby komendant nie poznał prawdziwego powodu jej wizyty. Wzięła kilka szybkich oddechów, jakby wcześniej nie robiła tego przez kilka minut i przełknęła ślinę.
- Powiemy mu, że pojechałyśmy razem odebrać badania Williama, w końcu wczoraj był na wizycie i poprosiłaś mnie żeby cię tu podrzuciła. Pomogłam ci wejść z małym i … - zawahała się przez chwilę –… poszłaś na klatkę, bo usłyszałaś niepokojący hałas, jakby coś upadło. Ja wtedy zobaczyłam kota i z niewiadomych, nawet mi, powodów ruszyłam mu na pomoc. Brzmi?
Angelika zmarszczyła brwi, ale potem roześmiała się.
- I tak nie jesteśmy w stanie wymyślić niczego bardziej niewiarygodnego, niż to, co zobaczył na własne oczy - rzuciła. - Może lepiej powiedz, że byłyśmy razem na spacerze i zobaczyłaś tam tego kota, więc wbiegłaś po schodach ewakuacyjnych na odpowiedni poziom, a potem przez gzyms do zwierzaka. A ja w tym czasie pobiegłam do windy. Ale tak właściwie twoje wyjaśnienia są równie dobre, może nawet lepsze - Angelika wzruszyła ramionami.

Nagle rozległo się pukanie. Blondynka pobiegła do drzwi, po czym uchyliła je lekko. Lotte ujrzała drobny zarys zdenerwowanej właścicielki Filemona, jednak coś innego przyciągnęło jej uwagę. Komendant wrócił z balkonu i podszedł do Visser.
- Czy moglibyśmy porozmawiać w moim gabinecie, na osobności? - zapytał, spoglądając na nią poważnie.
- Dobrze – odparła. – Chociaż nie dysponuję odpowiednią ilością czasu jaką bym chciała. Trochę spieszę się – dodała uprzejmie.
Komendant spojrzał na nią dziwnie.
- Obawiam się, że teraz już nie - rzekł.

Mężczyzna otworzył gabinet, po czym zaprosił Lotte do środka. Następnie usiedli na krzesłach.
- Nie powinienem z cywilami wyjaśniać takich rzeczy i szczegółów śledztwa oraz postępowań policyjnych, jednakże w tym wypadku uczynię wyjątek, gdyż... - skrzywił się na moment. - Gdyż jesteśmy w pewnym znaczeniu rodziną - zmarszczył brwi, jak gdyby do tej pory nie mogąc się z tym pogodzić. - Byłem poza miastem, gdyż uczestniczyłem w akcji infiltracji posiadłości jednej z grubszych ryb portlandzkiego, kryminalnego półświatka. Don Lorenzo. Policja w Portland wraz FBI próbuje już od lat przyskrzynić tutejsze organizacje przestępcze. Przechodząc do sedna, odnaleźliśmy dokument wraz z listą osób, które mają zostać zlikwidowane przez włoską mafię. Jest to jakieś zlecenie z zewnątrz, jednak nie wiemy od kogo Don Lorenzo przyjął to zadanie. Ma wyeliminować, tu cytuję, "członków IBPI". I na rzeczonej liście jesteś ty, Lotte Visser. Jesteś w niebezpieczeństwie i zamierzam osobiście zapewnić ci bezpieczeństwo. Jestem to winien Williamowi, poza tym takie są moje obowiązki - dodał. - Czy w ostatnim okresie zauważyłaś cokolwiek odbiegającego od normy? To znaczy - ponownie skrzywił się - nie mam na myśli tego, co przed chwilą wydarzyło się na gzymsie.
Lotte szybko skojarzyła fakty nie dając tego po sobie poznać. Wysłuchała do końca co miał jej do powiedzenia mężczyzna.
- Rozumiem – powiedziała spokojnie. – Niestety niczego niepokojącego nie zauważyłam. Na dodatek nie mam nic wspólnego z organizacją przestępczą, mafią czy czymkolwiek takim. Dziękuję za chęć otoczenia mnie ochroną, ale na razie nie mogę jej przyjąć. Dopóki oficjalnie nie dostanę zawiadomienia o przymusowym przydzieleniu mi jej, to muszę odmówić.
Nagle rozległ się szelest otwieranych drzwi, a do środka wślizgnęła się Angelika.
- Podsłuchałam, o czym rozmawialiście - rzekła. Na jej twarzy malowało się szczere, głębokie zaniepokojenie. - Lotte, naprawdę... myślę, że to czas najwyższy, abyś powiedziała o tych prześladowaniach. O tym fotografie, który cię dręczył - dodała. - Nie zachowuj się niedojrzale, jak teraz wyjdziesz, będziesz zupełnie sama, a nawet ty nie pokonasz włoskiej mafii.
Ręce Angeliki zaczęły się trząść, więc kobieta schowała je prędko za siebie.
- Czy William naprawdę musi stracić całą rodzinę ze strony Visserów? - blondynka zapytała drżącym głosem.
Lotte spojrzała ze zrozumieniem i sympatią na Angelikę, po czym przeniosła wzrok na jej ojca.
- Ta mafia, to raczej odrębna sprawa w porównaniu do tego fotografa. On jest bardziej, jakby to nazwać, emocjonalnie ze mną związany. Takie mam przeczucie… – Chciała kontynuować dalej, ale wstrzymała się. – Nie powiem wam, żebyście się nie martwili o mnie. Mogę jednak zapewnić, że nie dam sobie zrobić krzywdy i nie narażę się nadto na niebezpieczeństwo. William będzie miał ciocię i zapewniam cię Angeliko, że nie odbiorę mu tego jakąś lekkomyślnością, choć teraz może to tak wyglądać. Pamiętaj jednak, że nie można nikogo do niczego zmusić. Można próbować, ale przeważnie przynosi to mizerny efekt, w którego tle będzie co najmniej ostra wymiana zdań między nakłanianym, a nakłaniającym.
Komendant policji podparł się łokciami o blat biurka, splótł palce, po czym oparł o nie podbródek, wpatrując się w Lotte.
- Moja żona też kazała mi nie przejmować się, kiedy jeden z kryminalistów, którego wsadziłem do więzienia, zarzekał się, że jego rodzina zemści się na mojej - rzekł. - Upierałem się, żeby przydzielić jej ochronę policyjną, jednak nie chciała jej. Kręciła głową, śmiejąc się. Potem została zastrzelona na schodach naszego własnego domu - mężczyzna zakończył.
Jego słowa wyjaśniały, dlaczego Angelika tak emocjonalnie podeszła do sytuacji. W jej oczach historia miała się powtórzyć.
- Ta sytuacja różni się w ten sposób, że z tobą nie jestem emocjonalnie związany i twoja śmierć mnie nie wzruszy. Toteż nie czuję wewnętrznego przymusu uczenia się z błędów przeszłości i zatrzymania cię siłą - rzekł komendant. - Jeżeli chcesz, możesz wyjść. Wcześniej jednak poproszę cię o napisanie oświadczenia i podpis, że zostałaś zapoznana z faktami i na własną odpowiedzialność odmawiasz ochrony policji - mężczyzna wyjął kartkę A4 z biurka, po czym podał ją wraz z długopisem.
- Ojcze! - Angelika podniosła głos. Nie podobał jej się ton ojca wyzuty z wszelkich uczuć. Podeszła do Lotte i złapała ją za ramię. - Co zamierzasz? - zapytała. - To szaleństwo, że chcesz po prostu wyjść! Rozumiem, że musisz być w szoku... ale...
Visser przyjęła podobny, chłodny ton jak komendant, przeciwny do tego jakim zwracała się do Angeliki.
- Uważam tą rozmowę za nieoficjalną, więc nie mogę nic takiego podpisać. Domyślam się, że będziecie chcieli to szybko załatwić, więc spodziewam się dzisiaj kogoś w moim domu. Wtedy, gdy zaznajomię się oficjalnie z tą sprawą, podpiszę oświadczenie. Teraz jednak, jak wspomniałam, nie mam już czasu. – Wstała z krzesła i podeszła do niedoszłej bratowej. Chciała ją przytulić, ale poczuła, że kobieta odtrąci ją, nie zgadzając się z jej decyzją. Dlatego tylko popatrzyła jej prosto w oczy i pogładziła po ramieniu i powiedziała krótko – dziękuję.
Komendant stanął w drzwiach, blokując wyjście.
- Nie ma znaczenia, czy uznasz tę rozmowę za oficjalną, czy nie. Po twojej śmierci nie chcę usłyszeć zarzutów z powodu niepodjęcia jakichkolwiek działań w celu znalezienia cię i zapewnienia opieki. Twoje życie to twoja sprawa, możesz umierać. Jednak ja chcę być prawnie ubezpieczony. Bo nikt nie uwierzy, że w takiej sytuacji zdrowa na umyśle osoba odmówiłaby ochrony. Alternatywnie możesz przekazać mi zaświadczenie o chorobie psychicznej, taki dokument również mógłby mi pomóc na rozprawie - dodał. - Nie potrzebuję papierka od prokuratury, aby zatrzymać się na miejscu. Skakanie po gzymsach jest nielegalne, mam prawo do interwencji z kilkunastu paragrafów. Decyduj, co wolisz.
- Możemy zacząć się licytować. Ani chodzenie po gzymsie nie jest nielegalne, ani nie można mnie zmusić do podpisania czegokolwiek, a groźby postawienia mi bezpodstawnie zarzutów jest też karalne. Dlatego szkoda mi czasu i wychodzę. Proszę załatwić sobie ten papierek drogą oficjalną i nie zapominać, że nie tylko policja ma prawa. – Zakończyła swój wywód z równie spokojnym tonem z jakim go zaczęła. - Trzymaj się Angelika.
Wyminęła kobietę i miała zamiar wyjść z mieszkania komendanta. Niestety została powstrzymana.
- Lotte Visser, zatrzymuję cię w związku z zakłócaniem porządku publicznego poprzez podjęcie nieudanej próby samobójczej przed lokalną społecznością, w tym grupą małoletnich. Zostaniesz przetransportowana do celi zatrzymań do czasu zebrania zeznań od wszystkich uczestników zdarzenia - Lotte poczuła metalowy uchwyt kajdanek, który spiął jej nadgarstki od tyłu. Mężczyzna wyjął urządzenie, po czym wezwał radiowóz. - W tej chwili zaprowadzę cię na parter, skąd jednostka wsparcia zawiezie cię do lokalnej komendy policji. Masz prawo do zachowania milczenia.
Lotte widziała kątem oka Angelikę. Blondynka wydawała się wahać, jednakże... nie odezwała się, nie uczyniła najmniejszego gestu. Lekko spuściła wzrok, jakby zawstydzona. Być może uważała, że tak będzie najlepiej.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline