Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2016, 01:26   #24
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację

Pistolet wciąż spoczywał na kolanie Irakijczyka. Ten wpatrywał się w niego ze spuszczoną głową i palcem postukiwał lufę. Słuchał. Słuchał uważnie wszystkiego, co opowiedziała mu Bee. Nie spodziewał się usłyszeć tak pełnej smutku historii z życia tej dziewczyny. Czy przez ten cały czas tak dobrze potrafiła ukrywać grozę i gorycz czające się w sercu? Czy nosiła swego rodzaju maskę, która nie pozwalała innym ludziom odkryć tego, co niszczyło ją od środka już od wielu lat? Jak to robiła? Czy Sharif mógł to zrozumieć?
Znał podobne historie. Historie przepełnione bólem, strachem i gniewem. Czy patrząc przez ich pryzmat, przeszłość Bee Barnett była równie potworna?
Każda tragedia człowieka, jest jego największą tragedią.

Milczał, skupiając się na broni i wstrzymując na chwilę oddech. Wiedział, że zna odpowiedź przynajmniej na część pytań. Kiedy o tym myślał, niezauważalnie drgnęła mu powieka.
Puścił pistolet i uniósł spojrzenie. Powoli, jakby bojąc się poparzyć, przeniósł rękę na bark dziewczyny, delikatnie zaciskając na nim dłoń. Z troską patrzył prosto jej w oczy.
- Bee… to co dzisiaj się wydarzyło… nic z tego nie jest twoją winą. Wszyscy podejmujemy własne decyzje w każdym momencie naszego życia - powiedział uspokajająco. Nie był to jednak tamten ton, którego używał przeciwko Vincentowi. Ten można było nazwać bardziej opiekuńczym. Czy bardziej szczerym? Tak mógł brzmieć.

- Jesteś silną kobietą, choć możesz tego nie dostrzegać. To, co mi opowiedziałaś… Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłaś. Nie będę cię oceniał, wszyscy popełniamy błędy. Jednak dziękuję, za to, co dla mnie zrobiłaś - pokiwał głową i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Chcę jednak, żebyś wiedziała… Dzisiaj nie przyszedłem do was w poszukiwaniu pracy. Chciałem z tobą porozmawiać. Powiedzieć… powiedzieć, byś się nie poddawała. Musisz się zaopiekować rodziną. Poradzisz sobie, wiem o tym.

Kobieta zastygła w bezruchu. Wpatrywała się gdzieś w dal, a następnie przeniosła wzrok na Sharifa i uśmiechnęła się smutno. Powoli skinęła głową. Wydawała się rozbita i chyba nie uwierzyła, że Khalid nie przyszedł w poszukiwaniu pracy. Najpewniej uznała, że zmienił zdanie przez ostatnie wydarzenia oraz jej opowieść.
- Ostatecznie... rodzina to wszystko, co mamy, prawda? - zapytała retorycznie. - Jeżeli... jeżeli chciałbyś kiedyś opowiedzieć o swojej... to zawsze cię wysłucham - rzekła, po czym spojrzała w jakiś martwy punkt przed sobą. - Masz takie smutne oczy. Inni tego nie zauważają, ale też nie patrzą. Natomiast ja... chyba właśnie z ich powodu tak cię lubię - dodała, po czym ujęła niesprawną, okaleczoną dłoń Sharifa. - Nie musisz być sam. Chciałabym, abyś to wiedział.

Sharif wykrzywił kącik ust w lekkim uśmiechu i pokiwał głową, jakby doceniając jej wsparcie. Jednak w tym samym momencie źrenice jego oczu się rozszerzyły. Czy to, co powiedziała dziewczyna, w jakiś sposób go dotknęło? Czy przestraszył się jej wnikliwej percepcji? Coś musiało się stać, ponieważ mimo iż próbował zachować poprzedni spokój, teraz wydawał się bardziej nieobecny.
- Dziękuję - powiedział i zakołysał dłonią, którą trzymała Bee. - Być może w najbliższym czasie więcej mnie nie spotkasz. Muszę przeanalizować sytuację, w której się znalazłem oraz pozałatwiać własne sprawy. Ale… odezwę się do ciebie, kiedy będę gotów. Napiszę list - uśmiechnął się na wspomnienie różowej, wyperfumowanej koperty, którą otrzymał od młodej Barnett.
- Jednak teraz muszę już iść.
Bee uśmiechnęła się teraz nieco weselej i skinęła głową. Zapaliła silnik samochodu.
- Do zobaczenia - rzekła.

Mężczyzna jeszcze raz wysilił się na uśmiech.
- Tak, do zobaczenia - powtórzył, opuszczając pojazd. Zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył przed siebie, wprost do wejścia hotelowego, po drodze wsadzając gnata do spodni za plecami i zakrywając go kurtką. Van stał tam jeszcze chwilę, jednak zaraz odjechał z parkingu. Sharif zatrzymał się na progu i obejrzał za odjeżdżającym samochodem.
- Uważaj na siebie, Bee - powiedział cicho, po czym wszedł do hotelu.



Sharif skorzystał z windy, by dostać się na jedno z wyższych pięter. Kiedy rozbrzmiało charakterystyczne piknięcie, wyszedł na korytarz. Nic specjalnego nie przykuło jego uwagi, więc skierował się prosto pod wyznaczone drzwi. Dochodząc do nich, zachował szczególną ostrożność w krokach. Nie chciał jeszcze nikogo informować o tym, że nadchodzi. Zamiast tego zaparł się dłońmi o framugę i powoli przycisnął ucho do drzwi. Nasłuchiwał, starając się określić, czy ktoś jest w środku i ile tych ktosiów może tam być.

Z początku nic nie usłyszał. Dopiero po chwili dobiegło do niego przyciszone jąkanie Fahima.
- B-bez przesady, m-m-mogła jeszcze chwilę p-poczekać - mówił mężczyzna. Wydawał się po części zirytowany, po części przestraszony. - Przecież Sharif n-nie spóźnił się jeszcze n-nawet pół g-g-godziny. M-może powinienem do niej z-zadzwonić?
- Widzę ją za oknem - rzekł nieznany Khalidowi męski głos. To musiał być znajomy Fahima, który pracował w firmie farmaceutycznej. - Tu jest widok na parking. Idzie do samochodu. Jeżeli chcesz dzwonić, to pospiesz się.
Z rozmowy mężczyzn wynikało, że Sharif musiał minąć się z nieznajomą kobietą, która stała za planem wyrobu metamfetaminy.

Irakijczyk przejechał dłonią po łysinie, poprawił na sobie kurtkę oraz lepiej ułożył zdobyczny pistolet za paskiem. Następnie odchrząknął i przyjmując na twarz pełen profesjonalizm, zapukał stanowczo.
- To ja, Sharif.
- W-wchodź, do kurwy nędzy! - wrzasnął Fahim. Przekleństwa należały do tych nielicznych wyrazów, przy których nigdy się nie jąkał.

Khalid wszedł do skromnie urządzonego pokoju hotelowego. Fahim Ahmad stał na jego środku. Choć wysoki, garbił się straszliwie, przez co sprawiał wrażenie niższego, niż był w rzeczywistości. Przez okno wyglądał inny mężczyzna. Stał tyłem do Sharifa, przez co Irakijczyk nie dostrzegał szczegółów jego fizjonomii.
- Wiesz, jak w-wściekła się, że przesunąłeś g-godzinę z d-d-dwunastej na trzynastą?! A t-teraz jeszcze s-spóźniłeś się - Fahim trzepotał rękami, jak gdyby tonął pod wodą. - C-czy rozumiesz, o j-j-jakie pieniądze t-toczy się t-ta gra?! C-czy naprawdę m-m-musiałeś pokazać, jaki to w-ważny nie jesteś... akurat w takiej s-sytuacji?! Czy ty mi kurwa r-robisz na złość?!

Sharif jeszcze nigdy nie widział Fahima takiego wściekłego.
Mimo to nie dał się zbić z tropu. Nie był już wśród zwykłych cywili i nie musiał uważać, czy ktoś znajomy go podpatrzy. Dlatego bez większego trudu przerzucił się na inny szablon zachowań, który wykorzystywał, działając w półświatku.
- Dobra, skończ pieprzyć, Ahmad i mów, czy klient ciągle jest w zasięgu - rzucił, nawet nie siląc się na przepraszający ton. Dobrze wiedział, że usprawiedliwienia w tej chwili nie były konieczne. Wyglądało na to, że pracodawca stracił zainteresowanie, jednak jeśli Sharif rozegra to odpowiednio, wciąż była szansa na jego odzyskanie.
W oczekiwaniu na odpowiedź, powolnym krokiem skierował się do okna, jednak co jakiś czas zerkał na boki, upewniając się, czy ta dwójka była tu sama. Wszystko na to wskazywało.

Sharif spojrzał przez szybę. Ujrzał atrakcyjną brunetkę zmierzającą pewnym krokiem do jednego z samochodów.
- Jestem Jimmy - przedstawił się kontakt Fahima. Był niewysokim mężczyzną o symetrycznej twarzy i dość dużych, niebieskich oczach. - To ona - wskazał palcem.
Po chwili ujrzeli, jak nieznajomy mężczyzna wysiada z samochodu, chwilę rozmawia z brunetką, po czym wyjmuje z bagażnika dużą torbę podróżną. Wydawała się bardzo ciężka i wypakowana do granic objętości jakimś okrągłym, tubalnym kształtem. Na szczęście - zbyt nieporęcznym, by mogła to być broń.
Następnie obydwoje skierowali się z powrotem do hotelu.
- W-wraca - ucieszył się Fahim. - To dobrze.
- A ten mężczyzna? - Jimmy zmrużył oczy.
- To jej sz-szofer i o-ochroniarz - Fahim wydawał się rozluźniony. - Raz z nim r-rozmawiałem. J-jak dobrze, że zmieniła z-zdanie.
- Wyjdę im naprzeciw - rzekł Jimmy, skinął głową Sharifowi i wyszedł z pomieszczenia.

Zostali sami.
- G-dzie byłeś? Cz-czemu w ogóle przesunąłeś datę? - Fahim zapytał znacznie bardziej uprzejmym tonem. - Masz czas dzisiaj, czy j-jeszcze gdzieś się spieszysz?

Sharif stanął obok okna i zaczął ukradkiem wyglądać przez szybę. Uniósł dłoń, jakby chciał uciszyć swojego muzułmańskiego przyjaciela i odczekał chwilę, aż przestanie słyszeć kroki Jimm’iego dobiegające z korytarza.
- Coś jest nie tak, Fahim. Dlaczego zmieniła zdanie? Skoro zlecenie można było wykonać beze mnie, z jakiego powodu nie oznajmiła ci o tym wcześniej? - Sharif faktycznie wydawał się zaaferowany. Dopiero teraz spojrzał na Ahmada.
- Coś mi wypadło... a potem napadły mnie ćpuny - wytłumaczył, jakby mówił o złej pogodzie.
- Masz przy sobie gnata? - spytał, wyciągając zza pleców swój pistolet. Dla efektu pociągnął do siebie zamek i sprawdził, czy kula siedzi w komorze.

- Mam - Fahim skinął głową. - Ta l-laska... p-powiedziała, że znajdziemy d-dystrybutora w innym stanie - wyjaśnił Fahim. - I że p-powinniśmy kontynuować bez c-ciebie, skoro nie możemy na c-ciebie liczyć. P-powiedziała, że jeżeli n-nie jesteś w stanie zjawić się na z-zwykłe spotkanie, to tym b-bardziej wymiękniesz, kiedy p-przyjdzie co do czego. I sz-szczerze mówiąc, t-trudno było mi się z nią k-kłócić.

Bez wątpienia Fahimowi w ogóle trudno było kłócić się z kimkolwiek - wynik ciągłego jąkania się. Jednakże Ahmed znajdował szczególne trudności w rozmowach z przedstawicielkami płci pięknej. Nigdy nie wypowiadał więcej, niż kilku słów. Nieznajoma - jako piękna kobieta - musiała tylko potęgować ten efekt. Na dodatek Arab był zły na Khalida, więc pewnie nawet nie próbował stawać w jego obronie.

- M-może cię zobaczyła? - zastanowił się Fahim. - I uznała, że w-wygarnie ci, co o tobie myśli, prosto w t-twarz? W każdym r-razie... chyba masz r-rację. To t-trochę dziwne.
Wtem rozległ się dzwonek telefonu Fahima, który aż podskoczył. Odebrał, po czym zrobił gest sugerujący, żeby Khalid poczekał, aż skończy rozmawiać. De facto Ahmed jednak nie odzywał się, tylko słuchał głosu w słuchawce. Po minucie rozmowy i kilku zdawkowych odpowiedziach wyłączył się i wrócił z powrotem do Sharifa.

- W-widzisz... ona wcale nie zmierza do n-nas - rzekł. - Jimmy poszedł za nią. N-nie spostrzegli, że ich ś-śledzi. Weszli do innego p-pokoju, na jakimś w-wyższym p-piętrze, a J-jimmy obserwuje drzwi. P-powiedział, że coś mu w tym nie p-pasuje. I rzeczywiście, t-to dziwne. Ch-chce tam zostać i dalej ich obserwować. Sh-sharif - Fahim nagle zbladł. - A c-co, jeżeli ona jest z p-policji? N-nie możemy tak tego z-zostawić. P-powiedziałem J-jimmiemu, aby zadzwonił do nas ponownie, kiedy tamci wyjdą. M-m-musimy... Chyba m-musimy z-zrozumieć, o co z nią chodzi. No nie? - Fahim jakby nagle zwątpił. - To nie paranoja, p-prawda?

Irakijczyk zamilkł i zaczął przemierzać pokój hotelowy wzdłuż i wszerz z pochyloną głową. Fahim Ahmad nie było lwio odważny. Właściwie bliżej mu było do szczura. Ale Sharif to doceniał. Szczury miały instynkt przetrwania. Ten, kto uważał, że bohaterstwem można wszystko rozwiązać, chyba nigdy tak naprawdę nie był w skomplikowanej sytuacji.
Khalid nie ufał nikomu, kogo dobrze nie znał. Można nawet powiedzieć, że nie ufał prawie nikomu. Czy Fahim wpadał w paranoję? Możliwe, nawet szczury kiedyś wariowały. Ale Sharif uważał, że ma ku temu dobre podstawy.
On na pewno nie zamierza czekać tu bezczynnie na rozwój sytuacji. Sharif tak nie działał. Jeśli chciał osiągnąć jakiś cel, to musiał mieć najwięcej kontroli.

- Zostań tutaj. Ja się pójdę rozejrzeć. Jeśli faktycznie mnie nie widzieli, to nie wiedzą, jak wyglądam - powiedział, zatrzymując się w miejscu. Jego oczy błyszczały, pełne zapału i gotowe do działania. - Jeśli Jimmy zadzwoni, napisz mi wiadomość. - To mówiąc, schował na powrót gnata do spodni i skierował się do drzwi. Po ich otwarciu spojrzał jeszcze na Ahmada.
- Nie panikuj, wiem co robię. Gdyby zaczęło się robić gorąco, uciekaj i nie oglądaj się za siebie.
Wyszedł.

Miał plan. Zdobyć przebranie obsługi hotelowej i dostać się do pokoju, który zajmowała ich niedoszła pracodawczyni.
Infiltracja. Na tym się znał. To był jego żywioł.

Sharif mógł zaczekać, obezwładnić członka obsługi hotelowej i przebrać się w jego ubrania… rzecz jasna była to opcja najbardziej drastyczna, lecz jednocześnie zdawała się potencjalnie najszybsza. Inna zakładała przedostanie się do szatni dla pracowników i pozyskanie stamtąd niezbędnej, firmowej odzieży z logo hotelu. Tylko że w tym przypadku musiałby ustalić, gdzie znajduje się taka przebieralnia.
- P-poczekaj - wydusił z siebie Fahim po wyjściu na korytarz za Khalidem. - G-gdzie idziesz? Chyba nie zamierzasz się z nią skonfrontować?

- Powiedziałem, że chcę się tylko rozejrzeć. Sam mówiłeś, że chcesz wiedzieć, co kombinuje. A teraz wracaj do pokoju i rób, co ci poleciłem - westchnął Sharif i nie zatrzymując się już więcej, ruszył dalej korytarzem. Fahim posłuchał i powrócił do pomieszczenia.
Musiał chwilę pospacerować po hotelu. Może gdyby znalazł jakąś mapę ewakuacyjną, zlokalizował by na niej szatnię obsługi. Ewentualnie mógł śledzić któregoś z nich. Nie miał zamiaru używać w tym przypadku siły. To musiał być subtelny wywiad, nie włamywanie się do zastrzeżonego obszaru.
Jeśli zdobywanie ubrań zajmie zbyt długo, Sharif po prostu wróci do pokoju, o ile Fahim wcześniej da mu znać. Nic wtedy nie osiągnie, ale też nic nie straci, a przynajmniej będzie miał świadomość, że próbował coś zrobić. Zawsze to lepsze od biernego czekania.

Wpierw Sharif przeszedł hotel w poszukiwaniu map ewakuacyjnych. Pomimo prędkiego kroku, placówka była dość okazała i zajęło to ponad kwadrans. W rezultacie zszedł na parter. Tablica wisiała niedaleko recepcji. Niestety szatnia obsługi nie została na niej podpisana - wszystkie pomieszczenie pracownicze zamalowane zostały szarym kolorem i umieszczono na nich jedynie enigmatyczne numery. Szatnia najprawdopodobniej znajdowała się gdzieś na parterze. Na tę kondygnację prowadziła specjalna winda umieszczona dyskretnie w załomie korytarza.

- Dobra, czekam jeszcze chwilę i po prostu wyjdę - recepcjonistka rozmawiała przez telefon. Jej głos był doskonale słyszalny w całym korytarzu. - Olivia spóźnia się już pół godziny. Dawno temu minęła moja zmiana. Przysięgam, poczekam chwilę i po prostu wychodzę - zdenerwowana kobieta mówiła coraz głośniej w gniewie.
Sharif mógł poczekać tę "chwilę" i spróbować poszukać informacji w jej komputerze, ewentualnie podążyć za nią do szatni. Z drugiej strony mógł zignorować jej wypowiedź i ruszyć prosto do piwnicy na ślepe poszukiwania.

Poszukiwania zajmowały zbyt długo. Jeśli tak dalej pójdzie, ich pracodawczyni najpewniej opuści w pokój, a wtedy jego inwigilacja zostanie pozbawiona sensu. Mimo to nie chciał już tracić więcej czasu na błądzenie po omacku, więc postanowił jeszcze chwilę zaczekać. Sprawdzenie bazy danych recepcji brzmiało kusząco. Jeśli tamta kobieta zajęła inny pokój, to oznaczało, że wcześniej musiała go wynająć. Zapewne był już przygotowany przed spotkaniem z Fahimem. Istniała więc szansa, że zameldowała go na swoje prawdziwe nazwisko, w co jednak Sharif wątpił. Mimo wszystko warto było spróbować. Dlatego Khalid postanowił wykorzystać daną chwilkę i zaczerpnąć informacji.

“W którym pokoju zatrzymała się ta kobieta?”

Wysłał wiadomość do Ahmada.
Dokładnie w tej samej chwili otrzymał od niego SMSa, że jak do tej pory nic się nie zmieniło i kobieta wciąż jest w swoim pokoju. Sharif wpatrywał się w wyświetlacz, lecz kolejne wiadomości nie chciały nadejść. Zanim minął kwadrans, otrzymał następną wiadomość.
"Nie mogę teraz skontaktować się z Jimmim, nie mam czasu. Ale wszystko w porządku. Udawaj, że mnie nie znasz."

Niecałą minutę później na parterze pojawił się Ahmed, po czym bez słowa wyszedł z hotelu. Wyglądało na to, że spieszy się. W tym czasie recepcjonistka obdzwaniała wszystkie przyjaciółki po kolei, chcąc wyżalić się z powodu niepłatnych nadgodzin.
- Powinnam, tak jak ty, zatrudnić się w kinie. Przynajmniej miałabym popcorn za darmo.
Nagle Fahim powrócił, bez słowa wyminął Sharifa i zniknął w windzie. Następnie rozdźwięczała się komórka Khalida.

"Jimmy podsłuchał, że zaraz mężczyzna wyjdzie do spożywczego po zakupy. Laska ma zostać w środku. Mamy dużo czasu. Wrzuciłem mu pod maskę komórkę z GPSem, abyśmy wiedzieli, gdzie jedzie. Piszę do ciebie z mojego drugiego, prywatnego telefonu."
Fahim zawsze nosił przy sobie dwie komórki. Jedną wykorzystywał do wszystkich swoich szemranych interesów, a drugą posługiwał się, dzwoniąc do rodziny i przyjaciół w celach towarzyskich.

Sharif był pod wrażeniem pomysłowością Fahima. Namierzanie towarzysza ich pracodawczyni dawało im sporą kontrolę. Mimo to jedno nie dawało spokoju Irakijczykowi. Co do cholery ta baba wyprawiała tyle czasu w tym pokoju?
Musiał przyznać, że coraz mniej kusiła go możliwość zarobku. Sprawa zaczynała cuchnąć, a on nie przymierał głodem, by musieć ryzykować. Ostatecznie postanowił chociaż ustalić tożsamość tamtej dwójki, choćby dla prywatnego osiągnięcia.
Póki co zaś przemierzył korytarz w poszukiwaniu toalety, w której mógłby się schować. Nie chciał, by tamten typ zauważył go na korytarzu.

Nie miał problemu ze znalezieniem oznaczania w kształcie trójkąta. Wszedł do ubikacji, po czym schował się w kabinie. Cały czas wypatrywał nowych SMSów na ekranie wyświetlacza, jednak te nie chciały pojawić się. Minął ponad kwadrans, kiedy Fahim wreszcie obwieścił, że mężczyzna wyszedł z pokoju. Sharif przeczekał jeszcze trochę czasu, niecierpliwiąc się, jednak było warto. Nieznajomy zapewne zapamiętałby nieco egzotyczną fizjonomię Khalida, więc lepiej byłoby nie stawać na jego drodze.

Kiedy Irakijczyk opuścił toaletę, ujrzał oddalający się samochód. Ten sam, którego wcześniej widział z okna pokoju hotelowego. Udało się ominąć nieznajomego! Sharif odruchowo spojrzał w kierunku recepcji i…

Za ladą siedziała inna recepcjonistka! Przegapił moment, kiedy wymieniły się!

- No wreszcie ta... uhm, osoba, pojawiła się. Wracam do domu, Mathildo. Wreszcie. Właśnie tak musiał czuć się Odyseusz - usłyszał jednak znajomy głos kobiety zmierzającej ku windy dla pracowników. Najpewniej po zakończeniu dnia pracy zamierzała przebrać się w szatni i wrócić do domu.

Sharif wyjął telefon i niby nonszalancko przechadzając się po korytarzu, spróbował dostać się do windy. Ewentualnie znaleźć jakieś schody. W każdym razie musiał podążyć za wygadaną kobietą, jeśli chciał bez problemu trafić do szatni i zdobyć przebranie.

Wsunął się do windy, zanim zamknęła się. Uczynił to w idealnym momencie, jako że w chwilę później okazało się, że aby ruszyła, należało wstukać odpowiedni, znany tylko pracownikom kod. 1-7-4-5. Sharif prędko odnotował go sobie w pamięci. Tymczasem zbulwersowana recepcjonistka zdawała się nie zauważać Irakijczyka. Obmawiała swoją przyjaciółkę z pracy, Olivię, z niewiarygodnym zacięciem.
- Przecież wszystkie wiemy, w jaki sposób dostała tę robotę. W pewnym sensie pracuje bez przerwy, niestety w sypialni, a nie na recepcji - kobieta chwilą milczenia zaakcentowała tę myśl, i dalej kontynuowała.

Sharif wpierw spróbował wykoncypować, które przegrody należą do osób z obecnej zmiany, a które z następnej. Na szczęście grafik i imienne oznaczenia pomogły. Jedna szafka okazała się szczęśliwie otwarta i tkwił w niej świeży ubiór obsługi - i to prawie idealnego rozmiaru. Sharif skończył przebierać się, gdy otrzymał kolejnego SMSa.
“Sharif, wracaj. Zaraz rozładuje mi się komórka, a muszę pogadać. Bez obaw, kobieta jest wciąż na miejscu.”

[MEDIA]http://beautymaids.com/images/200019672-001.jpg[/MEDIA]

Przetarł odzianą w bawełnianą rękawiczkę dłoń łysinę i jeszcze przyjrzał się sobie w lustrze. Śnieżnobiała koszula i kamizelka dość dobrze się na nim prezentowała. Jako że ludzie o podobnej mu karnacji często przewijały się między innymi w obsłudze hotelowej w całych stanach, łatwo było się nabrać, iż Sharif faktycznie tu pracował. Miał już przebranie, teraz wystarczyło z niego skorzystać.
Oczywiście przygotował się na każdą ewentualność, dlatego pod nogawką czarnych spodni przykleił do łydki za pomocą taśmy klejącej zdobyczny pistolet. Nie zamierzał go użyć, ale też nie chciał, by mu go zabrakło w wymagającej chwili.
Wychodząc z szatni wziął jakiś czysty ręcznik i przewiesił go sobie przez przedramię. Następnie skierował się do windy i wyjechał na piętro zajmowane przez Fahima. Ostrożnie podszedł do drzwi i po dwóch stuknięciach wszedł do środka.

- Uhm - Fahim mruknął, lustrując przebranie Sharifa. - N-nawet nie pytam, skąd to wziąłeś, ale d-d-dobrze, że o tym pomyślałeś. Na p-pewno przyda się - dodał. - M-musimy jechać na p-piętro do J-jimmiego. Utraciłem z nim k-kontakt, bo jak pisałem, w-wyładował mi się telefon. W k-każdym razie J-jimmy chciał, by ktoś go z-zmienił. Sprzątaczka już d-dwa razy zapytała g-go, dlaczego tam t-tak długo stoi. Z-zwraca uwagę. T-to nie dobrze. Chodźmy do windy - dodał, wychodząc z pokoju.

Sharif rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu i zaraz ruszył za Ahmadem. Starał się wyglądać profesjonalnie, jak obsługa oprowadzająca swojego gościa po hotelu. Głowę trzymał wysoko uniesioną, a plecy proste. Ciężar spluwy na prawej łydce trochę dokuczał w chodzeniu, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Na szczęście spodnie obsługi były na tyle szerokie, że kształt broni nie odciskał się pod nogawką na tyle, by rzucał się wszystkim w oczy.

Dotarli do windy. Fahim nacisnął przycisk.
- M-mam nadzieję, że coś z-zacznie się dziać - powiedział. - Wcześniej obawialiśmy się, że l-laska zniknie nam z oczu, l-lecz teraz b-boję się, że ona zostanie w środku na z-zaw...

Uwagę Sharifa przyciągnął hałas dobiegający gdzieś z góry, ze schodów.
- Zjeżdza! - wrzasnął Jimmy, wybiegając zza zakrętu. Prawie przewrócił się, lecz w ostatniej chwili zdołał utrzymać równowagę. - Kurwa, dzwonię do ciebie jak szalony, Fahim!
- J-ja... - Ahmad zaczął się tłumaczyć.

Winda przystanęła, zgodnie z zamówieniem Fahima. Drzwi otworzyły się, ukazując swoich pasażerów. Sharif wstrzymał oddech, rozpoznając... piękną szatynkę, kontakt Ahmeda! Kobieta przez ułamek sekundy wpatrywała się w ich trójkę. Obok niej stała inna, rudowłosa piękność. Sharif odniósł wrażenie, że skądś ją kojarzy, kiedy nagle...
- Nie! - wrzasnęła szatynka. Wyciągnęła rękę z przygotowanym sprayem i z niego skorzystała. Sharif, Ahmed i Jimmy odskoczyli do tyłu. Nieznajoma załomotała pięścią w przycisk i winda ruszyła w dół.

- Kurwa, moje oczy! - klął Fahim, pocierając narząd wzroku. Jimmy upadł w międzyczasie i zajęło mu trochę czasu, by podnieść się z podłogi.

Wszystko wskazywało na to, że z nich wszystkich Sharif oberwał najmniej. Stał za kolegami i gaz nie dotarł do jego spojówek.
- Sharif! - krzyknął Fahim. - Biegniemy do samochodu! Musimy pokazać suce... - rzekł, skacząc w kierunku schodów. Jimmy, choć nic nie widział na oczy, ruszył za nim. - Ty prowadzisz!
Rzeczywiście, z nich wszystkich Sharif nadawał się w tej chwili najbardziej do roli kierowcy. Fahim i Jimmy zbiegali po schodach prawie na oślep i na ulicy zapewne nie poradziliby sobie lepiej.

Sharif zatrzymał się nagle i spojrzał za siebie. Oczywiście, zostawił tu swoje ubrania, choć portfel, telefon, pistolet - rzeczy najważniejsze - miał przy sobie. Zastanawiał się chwilę. Po co tak właściwie mieli ich ścigać? Na dobrą sprawę nic im nie zrobili. Ot, kobieta wpadła w panikę, widocznie spodziewając się jakiegoś podstępu. Co mieli osiągnąć tym pościgiem? Pobić te kobiety? Okraść?
Khalid już miał zamiar powstrzymać swoich towarzyszy. Daleko by bez niego nie zaszli, więc wystarczyłoby, żeby sam się nie ruszył. Jednakże… ta rudowłosa kobieta. Skąd ją kojarzył? I dlaczego czuł, że… ma kłopoty? Może po prostu coś mu się przewidziało. Może nadinterpretował sobie całą sytuację. Mimo to… Fahid nic nie mówił o rudej. To oznaczało, że była w hotelu już wcześniej. Dlaczego? Skąd znała szatynkę? Jaka była jej rola w tym wszystkim?
Przestałbyś się bawić w pieprzonego detektywa, pomyślał. Mało ci wrażeń jak na jeden dzień? Zabierz stąd tych dwóch ślepców i zajmijcie się czymś mniej brawurowym.

- Szlag… - mruknął. - Fahim, kluczyki. Jimmy, złap Ahmada za rękę, żebyś nie spadł ze schodów i za mną! - zakrzyknął, pędząc po schodach w dół.

Fahim po omacku znalazł kieszenie, zbiegając po schodach. Wyszarpnął z nich pęczek kluczyków i podał Sharifowi. Każda kolejna kondygnacja dłużyła się w nieskończoność, lecz w końcu znaleźli się na parterze.
- Zakładałem, że facet wróci z zakupami - Jimmy sapał. - Ale on tylko, uff - szepnął po skoku o pięć stopni. - On po prostu zatrzymał się na parkingu i wtedy te dwie znienacka wyskoczyły z pokoju do windy.

Sprintem przemierzyli hol, nie zważając na krzyki recepcjonistki i znaleźli się na parkingu.
Piękna szatynka, jej wspólniczka i mężczyzna już odjeżdżali. Fahim, Jimmy i Sharif wskoczyli do zaparkowanego samochodu.

Ruszyli w pościg.

Przysięgam, Sharif, od następnego razu bierzesz nadgodziny w restauracji i nie wychodzisz z mieszkania, pomyślał sobie Irakijczyk, kiedy dłonie obleczone w biały materiał zacisnęły się na kierownicy.
O Allahu, dopomóż...
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline