Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2016, 02:23   #23
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin "Cobra 222" Walker - pilot z fantazją



Kabina sterowca - powrót do obozu



- Nie ubrudź siedzeń - rzekł pilot rzucając w Kevina Walkera jakąś szmatą. Walker, podobnie jak reszta, był mniej czy bardziej ubrudzony krwią upolowanego zwierzęcia. - Znasz się na tym, co? Zawsze lepiej czułem się w roli drugiego pilota. - Tom spróbował się uśmiechnąć, ale widać było, że nie jest z nim najlepiej. Nawet zwykły stan rozbawienia sprawiał mu ból.




- No pewnie! Sterowca to jeszcze nie rozbijałem… - Kev pokiwał głową poważnie ale widząc spojrzenie kolegi po fachu roześmiał się nie mogąc dłużej znieść kawału na poważnie. - Jasne, nie przejmuj się, poprowadzę to maleństwo. I drugi pilot? Świetnie ci poszło. Lot, orientacja i lądowanie jak na egzaminie na licencję. - pochwalił go nie bardzo widząc czemu miałby zrobić inaczej. Nie znalazł nic co by się przyczepić do umiejętności drugiego pilota z tego co widział na tą chwilę. - Daj mi chwilę ogarnę się. - wrócił na tył kabiny sterowca i skorzystał z pokładowej ubikacji. Zdjął kurtkę i został w samej podkoszulce z narzuconą rozpiętą koszulą. Obmył twarz i ręce, skorzystał z papierowych ręczników by zetrzeć chociaż wierzchnią warstwę spodni. Miał w końcu wpojony szacunek dla sztuki pilotażu, pilotów i latadełek właśnie między innymi okazujący się dbaniem o wygląd własny i sprzętu z jakim pracował. Gdy wrócił do kabiny zasiadł na miejscu głównego pilota i ogarnął panel sterowniczy. - Coś działo się ciekawego jak nas nie było? Jak lot? Nudna rutyna czy jakoś inaczej? - zapytał Tom’a sprawdzając wskaźniki, zegary i konsolety. Maszyna z zewnątrz wyglądała w porządku. Tom też nie zaczął od alarmów więc oczekiwał, że powinno być ok. No ale procedura to procedura więc i tak ją sprawdzał.

- Karuzela śmiechu. Doktor Octavia zadziwia humorem, a nie wygląda na taką. - Tom uśmiechnął się, po czym spojrzał na jeden ze wskaźników. - Z tym obciążeniem może nie być łatwo poderwać tą małą... - Tom mówił teraz o maszynie latającej, choć dwuznaczność tych słów mogła zwrócić uwagę - … zmniejsz ciśnienie do minimum i użyj wspomagania, napędu wystarczy akurat na drogę powrotną, więc dalsze zwiedzanie musimy odłożyć na później. - Tom zaraz jednak machnął na odlew dłonią, widząc że jego gadanie jest tu zbędne i skupił się na śledzeniu rozpoczętego procesu wznoszenia.

- Oj Tom! Tak nieładnie o niej mówisz jakby to jakaś sztywniara była! - na chwilę głos i mina Kevina spoważniała i wyglądał jakby beształ copilota. Ale tak bardzo był poważny, że było wiadomo, że żarty i parodie sobie stroi. - Ale z obciążeniem na jedną taką małą może być jej ciężko ale jak się rozłoży ciężar albo coś ubędzie z tego obciązenia… - pilot podjął tą grę w dwuznaczności bo mu się nawet zabawna wydała. Z samą epidemiolog jakoś się za bardzo poznać ani służbowo ani nijak inaczej nie zdążył więc nie miał o niej wyrobionego zdania poza tym, że kojarzył ją i tyle.

- Na pewno mówimy o tym samym? - Tom roześmiał się na głos, zaraz jednak się powstrzymał z uwagi na wciąż nieprzyjemnie potłuczone żebra.
Kiedy sterowiec zaczął podążać w określonym kierunku rozsiadł się wygodniej.
- Mieliście jechać tylko na zwiad, co was podkusiło by upolować to bydle? - zapytał

- Ej! Musiałem się bronić! - prawie wykrzyknął pilot uderzając się dłonią w pierś. Znowu się zgrywał, ale tym razem na skrzywdzone pomówieniem niewiniątko - I honoru oraz dumy gwiezdnej floty oczywiście. No i własności kolonialnej. Aha i gdzieś tam jeszcze w międzyczasie własnego tyłka oczywiście. No i tak jakoś wyszło samo prawie. - rozłożył na koniec ręce w geście bezradności. Sam się trochę dziwił jak to szybko i nagle poszło mimo, że miał współudział w tworzeniu tamtego zdarzenia.

Tom uniósł brew, będąc nieco zaskoczony pozytywną impulsywnością Kevina Walkera
- ...ale teraz się nie bro… - nie dokończył bowiem zza ściany za nimi dobiegł ich głośny ryk śmiechu, prawdopodobnie znów wywołany u reszty załogi przez śmieszkującą panią doktor. Tom wskazał kciukiem za siebie.
- O tym właśnie mówiłem. Omal mnie nie zabiła jak leczyłem poobijane żebra - Tom uśmiechając się do siebie, znów rozejrzał się po terenie pod nimi.

Walker spojrzał nieco poważniej i bystrzej na Mervin’a. Chyba do czegoś jednak zmierzał z tą epidemiolog a nie, ża takie tam sobie żarciki i heheszki tylko. - Ale to ty się nie nabijasz z tą Korą? Co się właściwie stało z tym leczeniem? Coś nie tak? - zapytał trochę niepewnym głosem. Sytuacja wydała mu się niezbyt jasna więc tak pytał pół żartem pół serio. Trochę miał wrażenie jakby Tom miał o coś żal czy zastrzeżenie do epidemiolog ale nie był pewny czy to mu się wydaje czy tak się zestaw słów ułożył Marvinowi.

- Eeeee… gdzie tam... Po prostu przy potłuczonych żebrach dawka humoru nie jest najlepszym co może cię spotkać.
Po chwili milczenia, jakby to była najnormalniejsza rzecz w świecie Tom Mervin rzekł:
- Chyba wiem, gdzie powinniśmy szukać ludzi z Excalibura.

- O! O! Oooo! To jest to! Skończyłeś przeglądać logi?! - zapytał uderzając z emocji w poręcz fotela. Przecież nad tym siedzieli obaj nim dla przewietrzenia głowy Walker wyruszył na ten zwiad! Siedzieli bo była szansa złapać namiar na miejsce gdzie powinna wylądować wyprawa Excalibura no i oni sami! To mógł być jakiś przełom w wyjaśnieniu zagadki ich awaryjnego lądowania! Spojrzał więc wyczekująco na Marvin’a z jawnym oczekiwaniem.

Tom celowo wstrzymał się z odpowiedzią przez pewien czas tworząc w sztuczny sposób chwilę napięcia, która najwyraźniej go trochę bawiła.
- Nie do końca, pokażę ci później na moim komputerze… - zaczął, zaraz jednak nachylił się nad pulpitem sterowczym i zaczął “rysować” coś palcem w miejscu pozbawionym kontrolek i przycisków - ...idea jest taka, że z logów wyliczyliśmy, że znajdujemy się około siedem tysięcy klików od miejsca docelowego. To daje nam obszar szybko licząc 150 000 000 klików kwadrat. Cholernie dużo, tylko zauważ, że w momencie uderzenia, praktycznie zakończyliśmy już manewr ustawiania okrętu pod względem równoleżników, zgodnie z ruchem obrotowym planety, a udało mi się ustalić, że uderzenie nastąpiło praktycznie centralnie w sterownię oraz maszynownię, co zresztą w pełni pokrywa się z moimi obserwacjami… jak wiesz byłem tam... Została zachwiana korelacja między prędkością statku, a prędkością obrotu Avalonu, jednak uderzenie to nie mogło mieć dużego znaczenia na naszą pozycję w odniesieniu południkowym.
To sprawia, że z obszaru około 28 000 000 klików kwadrat do zbadania zostaje nam dość wąskie pasmo... wiem też, że to miało być jakieś nadmorskie miasteczko, a tak się składa, że w tym paśmie i tej odległości takich obszarów jest stosunkowo niewiele. Kilka miejsc możemy sprawdzić dość łatwo, jednak jest jeden problem... Reszta jest za szeroką wodą i szczerze mówiąc raczej nie wybierałbym się tam sterowcem. Pozostaje też pytanie co tam zastaniemy.



Nawigacja - Tom Mervin (szansa sukcesu: 72,22% (2d6/8+/+2 DM))
wynik: rzut tajny



Pilot zamilkł analizując w głowie to co powiedział copilot. Pokiwał głową raz i drugi. Miało sens. - No. - zgodził się ogólnie zerkając i machinalnie przesuwjąc oczami po panelu kontrolnym. Nic nie wzbudziło jego czujności a i warunki lotu były świetne czyli spokojne i bez sensacji. Dlatego mógł się zatopić w myślach nad tymi danymi.

- Mówisz, że na orbicie, coś nas oskanowało a potem mieliśmy wybuchy w sterówce i maszynowni? No cóż Tom. Może to jakiś bajerant i żartowniś coś pomodził. Ale mnie to coś dziwnie wygląda na celowy atak jak w regulaminach Floty pisze. Rozwalenie napędu i ośrodka decyzyjnego spowalnia jednostkę i wystawia na kolejne ataki. Wojskowe kloce mają te zdublowane stanowiska, pancerze, mnóstwo rzewrwowych układów no to inna w ogóle kategoria jednostek jest. Ale taki atak w takiego cywila no cóż... To jak tak Tom to na moje oko to i tak mieliśmy szczęście, że w ogóle tu ktoś wylądował choć trochę awaryjnie. - odpowiedział po tych paru chwilach potrzebnych na zebranie myśli. Wcześniej podejrzewał taką możliwość ale nie uważał się bardziej za eksperta od lotów atmosferycznych niż orbitalnych czy kosmicznych. No ale swoje odsłużył w służbach róznorakich i pewne schematy się powtarzały. Na przykład ataku statku na statek. Dotąd sądził, że wycbuch to wycbuch. Coś mogło się spieprzyć, nawet komuś mogło coś odbić bo w sumie nie wiadomo z kto ląduje w hibernatorze obok czy kto go domyka to tak. Mogło i tak być, ze to coś na samym statku z przyczyn różnorakich. I może było. Ale jakoś dziwnie wyglądało na atak dużej, uzbrojonej jednostki chcącej zniszczyć ich statek - bazę. Natychmiast, zanim zdąży zareagować. Kto atakuje nieuzbrojoną jednostkę kolonistów? I to tak bezpardownowo.




Narada w obozie



- Cześć. Ja jestem Kevin. Jestem pilotem. - Walker machnął ręką na znak, że chce coś powiedzieć i właściwie od razu wstał. Rozejrzał się po twarzach dookoła. Przysłuchiwał się dotąd teraz sam chciał coś powiedzieć. Najpierw postanowił się odnieść.

- Jeśli chodzi o lądowanie to powiem wam jako pilot, że wyszło nam po mistrzowsku. Każde lądowanie wymaga uwagi a awaryjne i to orbitalne, połączone z wejściem w gęstą atmosferę jaką ma ta planeta jest skrajnie trudne. Więc szacun w tej chwili dla każdego kto przyłożył do tego rękę. - zaczął od chyba chronologicznego początku omawianych tematów. Tu często zerkał na Mel'a który coś chyba czuł się niedoceniany za swój współudział. Walker jako pilot i autor i współautor bardzo wielu awaryjnych lądowań oraz kraks świetnie orientował się co oznacza posadzić cel w niesprzyjajacych i awaryjnych warunkach. Miał jednak nadzieję, że Mel nie okaże się jakąś męczydupą co każe się wielbić za ten wyczyn do końca życia. W końcu swój tyłek też ratował gdy spadali z tej orbity nie?

- Obecne położenie obozu jest jednak bardziej efektem tej wymuszonej na nas sytuacji niż jakąś specjalną potrzebą. Poza samymi kontenrami i tym co spadło tu razem z nami niczym specjalnym się nie wyróżnia. Dlatego uważam, że nie ma co się do niego przywiązywać. Tak jak rozbitkowie na wyspie. Można przeczekać pierwszą burzę w przypadkowym schronieniu ale jednak na stałe poszukać jakiegoś bezpiecznego miejsca. I teraz właśnie też sądzę, że powinniśmy rozpocząć etap szukania tego nowego miejsca. - zgodził się z wnioskami o relokacji obozu. Ta ogólnie to był to dobry pomysł. Diabeł jak zwykle tkwił w szczegółach. Czyli trzeba było to zrobić z głową.

- Nie uważam się za eksperta od wypraw terenowych czy przeżycia w dziczy. - uniósł lekko ręce w nieco obronnym geście by nie narazić się na szykany speców z ich dziedzin. - Ale trochę znam się na pojazdach i latadełkach. I jako pilot i kierowca powiem wam, że na daleką wyprawę o jakiej mowa uważam za bardzo niekorzystne wyjazd jednym pojazdem. Jednym to można gdzieś w okolicy po chrust pojechać gdy się jest w zasiegu wzroku z obozu i można pospieszyć z pomocą. Dlatego dwa pojazdy to myślę byłoby optimum na to co mamy w garażu w tej chwili. Co do składu osobowego dobrze by było na te dwa pojazdy dobrać tak, by w razie potrzeby mogli wrócić do nas jednym pojazdem i nie trzeba było kombinować kogo zostawić. Więc powiedzmy dwie maszyny i te cztery do sześciu osób. - zwrócił uwagę na detal organizacji samej wyprawy pod zbadanie owego miejsca pod nowy obóz. Dwie maszyny miały multum możliwości w porównaniu do jednej. Choćby to, że jedna w razie potrzeby mogła przepchnąć drugą przez zator, wziać na hol, wyciągnąć z bagna czy zrobić cokolwiek na dwa pojazdy. No i jakby było bardzo źle no to właśnie po stracie jednej można było obsadzić załogą jeden pojazd i wrócić. A gdy była jedna i jedna się sypła to albo wracać z buta albo koczować aż przybędzie sterowiec czy inny pojazd. A to już mu się wydawało znacznie bardziej ryzykowne.

- Jednak rozmawiałem z Tom'em o wydarzeniach na orbicie. Gdy to wszystko się zaczynało parę dni temu. - zaczął nowy wątek i rozejrzał się chcąc przykuć uwagę pozostałych. Gdy już widział, że mu się to udało streścił co Mervin'owi udało się ustalić i o czym rozmawiali podczas lotu powrotnego w kabinie sterowca. Dodał też własne przemyślenia.

- To by znaczyło, że parę dni temu ktoś do nas strzelał na orbicie. I nieźle mu to wyszło. I to by też znaczyło, że są spore szanse, że nadal tam jest na orbicie. Jak tak będzie dalej tak dobrze strzelał no to może być problem by ktokolwiek się stąd wydostał czy dostał. - spojrzał poważnie na poranionego przed paroma dniami pilota. Raczej nikt w walizkach nie miał pewnie broni do walk z jednostkami na orbicie więc o ile tamtym na górze by się nie znudziło to w sumie mogli tam siedzieć i siedzieć czyli strzelać i strzelać.

- Dlatego zastanawiałem się czy nasi spece nie daliby rady zmajstrować jakiegoś nadajnika. Zdolnego do nadawania poza powierzchnię planety. Przydałoby się ostrzec innych o tym co nam się przytrafiło. Bo jak tamci na górze się uprą to nie wiem kiedy dotrze do nas ktoś z zewnątrz. - bo tego się obawiał. Ktoś w końcu tu powinien przylecieć by sprawdzić co się stało. W końcu mieli być koloniści i statki a nie ma. Więc ktoś sprawdzić to powinien. Ale jak przyleci pod lufy tych cwaniaczków z góry to może skończyć jak i oni a może mieć lub nie mieć takiego szczęścia. No chyba, że przyleciałaby jednostka wojskowa no to co innego. Potem oddał głos Tom'owi który zgrabnie i elegancko zaczął tłumaczyć swoje odkrycia i nanosił je na mapę. Teraz mogli sobie nad tym łamać głowy wszyscy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online