Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2016, 10:55   #17
Cooperator
 
Cooperator's Avatar
 
Reputacja: 1 Cooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumny
Dziadek Pauliny przez chwilę wpatrywał się w miejsce, które wskazała dziewczynka.

-Widzę. To boja - oznajmił w końcu. W pierwszej chwili Paulina chciała westchnąć i stwierdzić, że niestety, dziadzia zawodzi wzrok, co wprawdzie było zrozumiałe w przypadku kogoś, kto widział jeszcze żyjące dinozaury (to smutne, że zostały tylko smoki), ale również sprawiało, że musiała liczyć tylko na siebie. Droga wojowniczki jest drogą samotną.

Dla potwierdzenia rzuciła okiem raz jeszcze i… hmm… no w sumie… to mogła być boja. W sensie teraz, bo wcześniej na pewno był to łeb żaboluda. Zapewne dostrzegł, że Paulina go zauważyła i postanowił tak z niej zakpić. Boja. Taaa…

-Chcesz wyjść na dwór w taką pogodę i po nocy? - spytał spokojnie dziadek. Wielu dorosłych od razu by zaczęło krzyczeć i załamywać ręce, ale nie on. -Bardzo odważne z ciebie dziecko. Ale jezioro ma strome brzegi, wiesz? I teraz one są strasznie śliskie. A ty jeszcze będziesz mieć w rękach wiaderko. Pouciekają ci wszystkie żaby, które nałapiesz. Chodź, dziadek zrobi ci grzankę. Z bułki - oznajmił oczywistość.-Jutro złapiesz księcia.

***

-Przez chwilę sam się zastanawiałem, czy jestem duchem - oznajmił Alek. Stanął przy drzwiach do obory i przez chwilę nasłuchiwał. Burza już przeszła dalej, zupełnie się wyciszając.Ale nie sądzę. W sensie, dalej rosnę - pokazał przykrótkie rękawy koszuli - chociaż nie muszę jeść i spać. I widziałem przez ten czas parę duchów, nie tylko upiora. One mi powiedziały, że jestem w Międzyświecie. To strasznie skomplikowane… - nagle zamarł. Monika i Dominik chyba również coś usłyszeli. Coś jak rżenie konia, ale to na pewno nie była Plamka, ani żaden normalny koń. Mrożący krew w żyłach skowyt powtórzył się, już zdecydowanie bliżej.

-Uciekajcie! - krzyknął Alek.-To on! Ja go powstrzymam, lećcie!

Po chwili, już bezpieczni w domu dziadka, który tylko spytał ich, czy na pewno dobrze zamknęli drzwi do obory, mogli usłyszeć coraz bliższy tętent kopyt upiornego wierzchowca.

***

Światło w pokoju ojca Natalii zgasło bardzo wcześnie. I bardzo dobrze, bo buty przemokły jej w makabrycznym tempie. Jeszcze przez chwilę zwlekała, bo rozgwieżdżone po burzy niebo miało magnetyczną moc. Aż chciało się spacerować pod tym niebem, wdychając wilgotne, rześkie powietrze. Ale do tego przydałby się ktoś bliski jako towarzysz. Ktoś, kto by odgonił smutki, zrozumiał wściekłość i pokazał, że na tym dziwnym świecie jest jeszcze inna droga. Droga nadziei.

Kiedy już leżała w łóżku, wydawało jej się, że słyszy dziwny skowyt, ni to zwierzęcia, ni to nie wiadomo czego. Zapadła w niespokojny sen, gdzie Alek razem z nią i Kasią bronił opuszczonego domu w lesie przed armią szkieletów, które wrzeszczały na nich pijanym głosem pana Zbyszka.

***

Michał, wyślizgnięcie się z pokoju Kasi, trudność 12

Move 3, I’m good thinking fast +3,

Rzuty: 3, 1, 1, 4, 5, 2

Wynik: 5+4+3=12, test zdany

Kostnica



Realizacja planu poszła nad wyraz sprawnie. Wprawdzie Michał musiałby wymyślić na szybko nową wymówkę, bo jego mama niestrudzenie szła za Kasią i weszła za nią do pokoju, więc mówienie o upapranym sokiem prześcieradle, delikatnie mówiąc, by nie zdało egzaminu. Na szczęście dla młodego poszukiwacza w świecie niebezpiecznych przygód, dziewczynka wparowała do pokoju i od razu rzuciła się za kotarę, przez co, skoro zaraz jego mama przyszła, to również musiała odchylić zasłonę, by z nią porozmawiać. Wiadomo, zaraz zaczęły mówić jakieś dziewczyńskie rzeczy, więc Michał szybko wykorzystał swoją szansę.

Zagadka zniknięcia pana Zbyszka rozwiązała się po jakichś 20 minut, kiedy pijany mężczyzna w końcu dotarł do domu. Nie dał jednak rady schodom, tylko ciężko upadł na wersalkę w salonie. Cóż, pan Franz zatem nie znalazłby dla siebie miejsca do spania. Ciekawe, gdzie będzie spał, jak już przyjedzie.

Scena druga: Świetlica

Burza okazała się silniejsza niż się wydawało. W Bartnikach Nowych i Gruzach, okolicznych wsiach, zerwało kable wysokiego napięcia, odcinając rodziny od prądu. W lesie leżało dużo zwalonych drzew. Ledwo przestało padać, a już OSP z Kortumowa ruszyła do likwidowania szkód. Rano dołączyli do nich okoliczni mężczyźni, w tym dziadkowie Pauliny, Moniki i Dominika i ojciec Natalii. W przypadku tego ostatniego był to prikaz z góry, bo w cegielni również nie było prądu, więc tego dnia nie mieliby co robić. Dziadek Pauliny zawiózł swoim samochodem dziewczynkę do ośrodka “Relax”, przepraszając, że do zamku nie wybrali się z samego rana. Ale Paulina i tak miała polować rano na żaby, więc bardzo się nie przejęła. Zanim odszedł, zabierając z bagażnika dużą apteczkę, poprosił babcię Dominika i Moniki, żeby miała baczenie na młodą pogromczynię smoków, po czym wsiadł do traktora starego Molendy, który akurat podjeżdżał z przyczepą.

Wśród dorosłych było więcej wielkich nieobecnych. Niewielka plamka na jeziorze świadczyła o tym, że pan Sylwester, tata Michała, postanowił wykorzystać być może ostatni raz, kiedy będzie mógł wędkować bez konkurencji pana Franza. Przy śniadaniu wujek Robert opacznie powiedział, że pan Franz był bardzo dobrym wędkarzem, wygrywającym nawet ogólnokrajowe, niemieckie zawody. I chociaż jeszcze przed śniadaniem pan Sylwester odżegnywał się od pomysłu dzisiejszego wędkowania, bo szkoda czasu na ryby odsypiające stresy burzowej nocy, zbladł wyraźnie i w ciągu 15 minut wyruszył na jezioro. Brakowało również pana Bagniarza, kierownika ośrodka. Pojechał do Kortumowa wypożyczyć lepszą łódkę dla pana Franza. Faktycznie, to, co było w wypożyczalni na terenie ośrodka, wyglądało na nieodwracalnie zniszczone spaczeniem, a może i wyjątkową uwagą Nurgle’a, boga zarazy.

Nie wiadomo też jak liczyć pana Zbyszka, niby był, ale jego chrapanie jasno wskazywało, jak bardzo nieobecny był duchem.

Gdy o 8.00 w świetlicy zaczęła się “Sally Czarodziejka” (bo szczęśliwie odbierała Polonia 1), właściwie wszystkie dzieciaki były już na nogach. Z dzieciarni brakowało Filipa, kolegi i rówieśnika Pauliny - jego rodzice pewnie jeszcze spali, bo nie byli ani miejscowymi, ani lekarzami poczuwającymi się do służby na rzecz likwidacji szkód. Nie było również Izy oraz Kamila, którzy - obrzydliwie z siebie zadowoleni - siedzieli w przyczepie starego Molendy, bo mieli pomóc dorosłym, w przeciwieństwie do “miastowych”. Była natomiast Natalia, bo kiedy mężczyźni ze wsi się zbierali, babcia Moniki i Dominika kategorycznie zażądała od pana Józefa, by córkę przekazał pod jej opiekę. Kiedy wnuczętom i sąsiadce dawała obfite śniadanie, załamywała ręce nad tym, jak bardzo jest wychudzona. Kasia i Patryk zamykali listę obecnych dzieciaków mieszkających w ośrodku.

W świetlicy poza telewizorem (telewizor był królem świetlicy, jak lew królem dżungli, a szczupak królem wody), leżało na regałach kilkanaście gier planszowych i parę pudełek (prawię kompletnych) puzzli. W dużym, plastikowym pojemniku leżał sprzęt sportowy - piłki wszelkiego autoramentu, rakietki i paletki. Był kącik czytelniczy (rzadko kiedy używany, poza komiksami “Kaczora Donalda”. Na początku turnusu były też cztery numery Asteriksa, ale szybko zniknęły) i super ekstra dywan w ulice, gdzie można było bawić się samochodzikami.

Z placu zabaw za boiskiem do siatkówki raczej nie mogli jeszcze korzystać - było zdecydowanie za mokro. Natomiast pogoda była niezła, niedługo wszystko doschnie zupełnie, słońce świeciło jasno i mocno.
 
Cooperator jest offline