Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2016, 01:13   #97
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację


Zhorin "Horin" Baruksson

Statystyki:
WW 44 US 36 K 30 Odp 38 Zr 19 Int 32 SW 31 (Łaska Shallyi) Ogd 23 Żw 13
A 1 S 3 Wt 3 Sz 3 Mag 0 PO 0 PP 0
[czy przysługuje nam darmowe rozwinięcie?]

wiek: 30 lat, wzrost: 160cm, waga: 70kg
Wygląd: Niezapadający w pamięć krasnolud ze złamanym nosem, który jest często jedynym poza oczami widocznym spod brązowych włosów, krzaczastych brwi, obfitych wąsów i brody fragmentem twarzy. Na jego twarzy rzadko gości uśmiech (chyba, że akurat je), ale zwykle i tak nie widać jakie myśli i emocje nim targają , o ile jakieś w ogóle. O ciele niewiele można powiedzieć - niemal zawsze okrywa je skórzana kurta i nogawice, bardzo często także kolczuga z drobnych kółek. Na polu bitwy widać jeszcze mniej - spoza mniej więcej prostokątnej tarczy z wypukłym umbem niewiele wystaje poza butami.

Umiejętności:
Rzemiosło (gotowanie)
Rzemiosło (kowalstwo)
Wiedza (krasnoludy)
Znajomość języka (khazalid)
Znajomość języka (staroświatowy)
Nawigacja
Unik
Śledzenie
Spostrzegawczość
Wspinaczka

Zdolności:
Krasnoludzki fach
Krzepki
Odwaga
Widzenie w ciemnościach
Zapiekła Nienawiść
Ogłuszanie
Silny cios
Morderczy atak
Wyczucie kierunku
Czuły słuch

Wyposażenie:
Kusza i 10 bełtów
Średni pancerz (kolczuga, skórzana kurta, skórzane nogawice)
Tarcza
10 metrów liny z kotwiczką
Bukłak z wodą
4 gomułki śmierdzącego, ale smacznego sera
6 zk

Dziesięć faktów:

1. Bohater był bity przez ojczyma.
2. Bohater uważa, że wychowanie jest obowiązkiem ojca, do którego nikt inny nie powinien się wtrącać (kontrastuje to z poprzednim punktem, ale może być wyjściem do ciekawej historii).
3. Bohater uważa, że magia to przerażający żywioł, który powinien zostać zdelegalizowany (to akurat powszechny pogląd wśród krasnoludów).
4. Bohater spotkał się z BG (bohaterami graczy; pozostałymi postaciami), gdy został ranny w wypadku spowodowanym przez jednego z nich.
5. Bohater dąży do bezkrwawego rozwiązywania wszystkich spraw (pacyfistyczny krasnoludzki wojownik - mówiłeś coś chyba o tym jak dziwny jest elfi drwal ).
6. Bohater uważa, że zabicie osoby, której imię się znało przynosi się pecha.
7. Bohater posiada kontakty w gildii stolarzy.
8. Bohater posiada k4 gomułki śmierdzącego, ale smacznego sera (rzut k4: 4).
9. Bohater służy sobie samemu.
10. Bohater lubi najeść się do pełna, ma 75% szans na posiadanie umiejętności rzemiosło (gotowanie). Rzut k100: 43 - bohater może posiadać tę umiejętność, jeśli chcesz.

Historia:
"Odkąd pamiętam, byłem głodny..." tak zaczynałaby się autobiografia Zhorina Barukssona, gdyby tylko potrafił pisać. Nie potrafił. Nie potrafił też czytać, recytować wierszy, ani czarować. Ale, na Bogów, potrafił jeść. Od dzieciństwa już wprawiał się w tej umiejętności, z wielkim zaciekawieniem śledząc także proces przygotowywania jedzenia, a później także eksperymentując samodzielnie wywołując zwykle gniew ojczyma i zatroskanie matki. Zresztą, nawet przydomek Zhorina jest związany z jedzeniem. Powstał on, gdy Zhorin przedstawiał się płatnikowi z Twierdzy, nazwy której, z pewnych względów nie ujawnia. Podczas posiłku, z uwagi na pełne usta, nie bardzo miał jak wymówić "z". A ponieważ później na liście do wypłaty żołdu nie było żadnego Zhorina Barukssona, był natomiast Horin Baruksson... Dodajmy, że choć był spór co do tego, jak się nazywał, Zhorin/Horin bezsprzecznie był wtedy lekko pijany, bardzo głodny, i trochę mu się spieszyło...

Ale od początku: Zhorin stracił ojca dosyć wcześnie. Od matki dowiedział się tyle, że był on dobrym, uczciwym krasnoludem, który sumiennie wykonywał swoje obowiązki i zginął podczas zupełnie bezsensownego konfliktu między dwoma klanami wywołanego zwykłym nieporozumieniem. Wtedy to zrozumiał, że rozwiązywanie konfliktów poprzez walkę nie jest ani jedynym, ani najlepszym wyjściem. Przekonanie to ugruntował jego ojczym, tłukący go regularnie trzonkiem od łopaty. Ojczym, kowal z własną kuźnią, sam w sobie nie był zły - wyznawał po prostu pogląd, że najlepszym lekarstwem na "tchórzliwość" syna, lenistwo czy choroby jest ciężka praca i wspomniany wcześniej trzonek. Stosował to lekarstwo głównie zapobiegawczo. Zhorin nijak nie mógł zrozumieć, jak złamany nos miał go czegokolwiek nauczyć czy oduczyć.
Choć bunt u krasnoludów nie objawia się tak samo jak u ludzi, Zhorin przeżył coś podobnego w wieku 20 lat, gdy nawet rozpoczęcie kariery czeladniczej u ojczyma nie sprawiło, że wyraził on jakiekolwiek zadowolenie - pewnego dnia długo zbierana złość wybuchła. Nie wpadł w szał, nie pobił się z ojczymem... po prostu zgłosił się na ochotnika do wojska. Ojczym, bojąc się wstydu jaki, jak sądził, przyniesie mu "ten tchórz" zapytał go wtedy, próbując odwołać się właśnie do jego "tchórzostwa" - "Chcesz żeby rządził tobą bezrozumny tyran? Żeby pomiatał tobą byle idiota, który zupełnym przypadkiem ma prawo do wydawania ci poleceń? Chcesz każdego dnia bać się, że zabije cie jakaś paskudna kreatura?"
Zhorin, po raz pierwszy w życiu odpowiedział ujawniając całą nagromadzoną przez lata złość - "Nie chcę. I dlatego właśnie idę do wojska".

Ku jego zdumieniu okazało się, że ma naturalny dryg do strzelania z kuszy, a i razy i kontuzje, które innych posłałyby na tygodnie na przymusowy urlop znosił z cierpliwą obojętnością, został więc wcielony do elitarnych oddziałów tarczowników. Lubił treningi, ćwiczenia, biegi na orientację korytarzami... I jego historia mogłaby skończyć się jak wiele innych (bohaterską śmiercią w walce z przeważającymi siłami wroga), gdyby nie to, że kiedy w końcu trafił w wir prawdziwej walki trudno przychodziło mu zabijanie. Z zielonoskórymi walczył, rozumiał, że nie zawsze da się dogadać. Kiedy jednak na skutek wewnętrznych rozgrywek klanów użyto jego oddziału do walki z innymi krasnoludami, Zhorin zaczął głośno utyskiwać i wyrażać pogląd, że klany mogłyby się dogadać przy piwie czy gorzałce, a jak już muszą walczyć, to niech się dwóch zmierzy na ręce i tyle... I choć wykonywał rozkazy, brak zaufania dowództwa stał się odczuwalny. Wyrzucenie go nie wchodziło w grę - nie zhańbił się w żaden sposób. Choć był jedynym, który nie uważał dobrej bitki za najlepszy sposób na spędzanie wolnego czasu, to wielu po cichu zgadzało się, że wewnętrzne walki osłabiają wszystkich. Zasugerowano mu zatem wzięcie "bezpłatnego urlopu" i zapoznanie się z zewnętrznym światem, poza bezpiecznymi murami twierdzy. Chciano by zobaczył "jak kończą ci, którzy gadają zamiast walczyć", a wrócić miał kiedy "zmądrzeje". Zobaczył, że ci słabi, gadatliwi ludzie radzą sobie całkiem nieźle i od tego czasu służy sobie samemu, choć formalnie nadal jest tarczownikiem, pełnoprawnym członkiem klanu i obrońcą Twierdzy.
Natomiast w bardziej praktycznym wymiarze jest kolejnym krasnoludem w Nuln, który stara się przeżyć i odłożyć trochę grosza. Zbiera na własną karczmę (Nikt nie chce zatrudnić krasnoluda kucharza! Czemu to nas prześladują? Nie mogliby tej niechęci na magów przerzucić, to przez nich całe zło, nie przez krasnoludy!). Trochę dorabia w kuźni, gdzie przy różnych drobnych zleceniach (zawiasy, gwoździe, itp. rzeczy, niegodne uwagi prawdziwego kowala) zakolegował się z czeladnikiem gildii stolarzy, który okazał się mieć dryg do różnych tajnych schowków w biurkach, szafach i potrzebował odpowiednich części z metalu. Próby okazały się udane i zwróciły uwagę pewnych osób, które "zainwestowały" w awans tego czeladnika, ponieważ dostrzegły przydatność jego rozwiązań w swoich interesach. Drobna część ich uwagi spoczęła na Horinie, który, o ile interes nie wymagał rozlewu krwi, dostrzegał wartość współpracy. Zresztą, prawdę powiedziawszy imponowała mu zdolność owych "pewnych osób" do rozwiązywania problemów bez użycia siły i rozlewania krwi.
Z innymi członkami przemytniczej siatki zapoznał się podczas pewnego niefortunnego incydentu - wie, że wypadek spowodował jeden z nich, nie pamięta jednak samego momentu wydarzenia, a kiedy się obudził zwalali winę nawzajem na siebie.
Mimo że obiecał, że nikogo za to nie zabije - zna w końcu ich imiona, a po co narażać się na pecha - jakoś nikt (poza ciągle żartującym niziołkiem wymyślającym coraz to nowe wersje samego wypadku) nie kwapi się do przyznania się do odpowiedzialności i nadal przerzucają się nią niby gorącym kartoflem... "Zjadłbym gorącego kartofla..."

O ile uda się go przekonać do walki, jest groźnym wojownikiem i niezłym strzelcem. Jest w stanie odbić wiele ciosów, zignorować część tych, które go trafią i walczyć skutecznie dalej nawet jeśli zostanie zraniony. Poza tym dobrze orientuje się w terenie, zarówno na ziemi jak i pod nią, a jego spostrzegawczość i czuły słuch uratowały już niejedno życie (dwa. Ale za to także własne, gdy usłyszał jęk stempli podtrzymujących sklepienie korytarza i zatrzymał się i dowódcę zwiadu zanim się ono zawaliło). Słabą stroną jest jego przeciętna jak na krasnoluda, ale niska ogólnie zręczność, a także jego ogłada i etykieta - choć umiał się zachować wśród krasnoludów, wciąż ma trudności przy kontaktach z ludźmi i elfami, nie zawsze rozumie kwieciste metafory i potrafi źle zinterpretować niejasne dla niego wypowiedzi i zachowania innych. Złamany nos też nie poprawia ogólnego wrażenia.

---------------------------------------------
e: Pierwotna wersja historii opowiadała o starym, zgorzkniałym krasnoludzie, który się za dużo napatrzył na śmierć towarzyszy by wciąż wierzyć, że przemoc jest rozwiązaniem... ale rolę "starego" wziął już Baird więc trochę to pozmieniałem.
e2: drobne poprawki historii i zmiana wartości szybkości na poprawną.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 02-12-2016 o 19:50.
hen_cerbin jest offline