- Vivi, to że czegoś nie potrzebujesz, nie znaczy, że nie możesz tego mieć dla przyjemności. – powiedziała niezrażona Tula do androida. W kontaktach ze SI wykazywała niesamowite pokłady cierpliwości, jakich nigdy nie okazała żadnemu człowiekowi. – To jest prezent. – tłumaczyła - Prezenty się przyjmuje. Nawet jeśli są niepraktyczne. W sumie takie prezenty są najlepsze, które mają sprawić nam przyjemność i nic więcej. Zresztą pamiętasz naszą rozmowę? Tak, wiem, masz nagraną na dysk. To było retoryczne pytanie. Jeśli będziesz chciała sprawić żebym lepiej się poczuła – po prostu to ubierz. Nasze relacje wtedy wzmocnią się. No to tego... komu szluga?
Z wrednym uśmieszkiem, błądzącym po ustach, Tula przyglądała się zakłopotanym obliczom towarzyszy podróży. Czyżby same świeżaki? Nie. Była kobieta w kombinezonie – ta, którą Moorie na początku opatrzyła plakietką służbistki-niewydymki. Może jednak zmieni o niej zdanie?
Poczęstowała Aurelię papierosem, potem podsunęła jej zapalniczkę i mrugnęła porozumiewawczo.
- Powiedzmy, że mam niezłe rozeznanie w kwestiach… integracji. Jakby co, zapraszam do siebie na warsztat. O ile mnie nie zamkną wcześniej – posłała znaczący uśmiech Benjaminowi.
__________________ Konto zawieszone. |