To był moment, jak związaliście się walką. Pierwsza strzała
Ulriki chybiła celu o kilka centymetrów, jednak kolejny pocisk wbił się zwierzoczłekowi prosto w pierś, kończąc jego żywot.
Dimitri również nie miał szczęścia - strzała poszła za wysoko i ostatecznie skończyła gdzieś w zaroślach, a przeciwnicy byli tuż, tuż. Kozak dobył więc topora i unikając opadającego ostrza jednego ze zwierzoludzi, wyczekiwał swojej szansy. Ta nadeszła po trzecim uderzeniu - napastnik odsłonił się na tyle, że
Sapieha bez większych problemów przejechał ostrzem topora po jego bebechach. Bryzgnęła ciemna jucha, a chaośnik zwalił się ciężko w błocko.
Stojący nieopodal
Jednooki wypuścił bełt, jednak i jemu zabrakło precyzji, gdyż pocisk przeleciał obok nacierającego przeciwnika. Przepatrywacz smagnął więc biczem, chwytając włochate przedramię zwierzoczłeka i wystawiając go idealnie na ostrze nacierającego
Grzecznego. Oprych nie zamierzał nie wykorzystać takiego prezentu i po prostu przebił stwora swym mieczem, a wydobyte ostrze chlusnęło śmierdzącą krwią. Przepatrywacz uniósł miecz, by zetrzeć się kolejnym chaośnikiem i tym razem nie miał aż tyle szczęścia. Jego cios chybił, a tamten smagnął ostrzem topora po prawym udzie mężczyzny, rozcinając skórę i zostawiając krwawą bruzdę. Wytrąciło to
Jednookiego z równowagi i pewnie skończyłby nieciekawie, gdyby nie strzała
Ulriki, która wylądowała w szyi stwora, a miecz
Grzecznego dopełnił reszty, otwierając jego podbrzusze.
W tym samym czasie,
Oskar wyczekał swojego przeciwnika, a gdy ten natarł na niego, zaślepiony chęcią mordu, Nors po prostu odskoczył i uderzył dwoma toporami z góry, których ostrza gładko wgryzły się w grzbiet i szyję zwierzoczłeka. Ciemna krew trysnęła z obu ran wprost na twarz
Hinriksona. Tuż obok
Esmer fortelem rozprawił się ze swoim wrogiem - gdy tamten zamachnął się toporem, zrobił unik, a ostrze broni zakleszczyło się w drzewie. Szlachcic wykorzystał nadarzającą się okazję i po prostu wypatroszył zwierzoczłeka, który padł, krwawiąc z bebechów.
Walka była za wami, adrenalina buzowała w skroniach, jednak nie było nawet czasu, by uspokoić oddech. Od strony pagórka znajdującego się za waszymi plecami doszły was bowiem paskudne, nieludzkie warknięcia, a gdy się odwróciliście, ujrzeliście kilkunastu zwierzoludzi kroczących pewnie w waszą stronę.
Na oko było ich ponad tuzin, uzbrojeni przeważnie w topory, ale niektórzy dzierżyli też włócznie i miecze. Rycząc wściekle, zbliżali się do was, choć dzieliło ich jeszcze dobrych kilkanaście metrów. Było ich dużo, zdecydowanie za dużo.