Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2016, 11:16   #30
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Spał... By przebudzić się co tydzień na chwilę... z pod przymrużonych powiek przyglądając się otoczeniu i przysłuchując cichemu buczeniu urządzeń, leżał w metalowej trumnie. Z pozoru działającej, lecz jednak nie sprawnej.
W tych chwilach pomiędzy stanami katatonii pozwalał swemu umysłowi błądzić po okręcie, poznając jego zakamarki, przysłuchując się nielicznym nie śpiącym członkom załogi.
Kiedyś... kiedyś wykradł by się z hibernatora, niczym upiór wędrował by niepostrzeżenie mrocznymi i opuszczonymi korytarzami. Kierując się ku ludzkiemu ciepłu, ku tym nielicznym, którzy trwali na wachcie, podczas gdy wszyscy inni spali. I... zgasił by to ciepło. Cicho, z zimną krwią, jednego po drugim... Okręt byłby jego. Lecz... lecz nie tym razem. Nie chciał. Nadal czuł ciepło jego pani doktor na swej skórze, Nadal wyczuwał jej zapach...
Czasem w swych duchowych wędrówkach zatrzymywał się przy niej. Przyglądał linij jej nosa , zamkniętym oczom, pełnym ustom i... tęsknił.


Niebawem powinni dolecieć. Jednak nękało go jakieś dziwne przeczucie, jakby ktoś stał za nim i wpatrywał się w jego tył głowy. Nieustępliwie i natarczywie. Włoski na karku jeżyły się.
Bruno zrobił dodatkową rundkę po okręcie. Sprawdził swego drona. Lecz wszystko zdawało się być jak zawsze. Odłożył zatem przeczucia na bok, zrzucając wszystko na przemęczenie.


Zasnął. Śnił. Czuł, że idą po niego. Ktoś go gonił. Głosy, krzyki.. byli tak blisko, a on... nie mógł uciec, czuł jakby coś ciężkiego usiadło mu na klatce piersiowej, utrudniając oddychanie, każdy haust powietrza był okupiony straszliwym wysiłkiem. Paliło go w klatce piersiowej.
Przebudzenie. Obce ręce sięgające po niego. Chciał się bronić, choć nie wiedział dlaczego. Instynktownie czuł, że to nie było zwykłe przebudzenie. Nie zaalarmował go też dron. Tak, to to go zaalarmowało. Jego dron powinien był go przebudzić, gdy tylko ktoś wszedł do pomieszczenia... Lecz zamiast sygnału poprzez neuroprzekaźnik były te obce ręce i zacięte twarze. Dużo ich. Bali się?
Coś... coś mu zrobili, poczuł jak odpływa, tym razem w mrok nie kontrolowany przez niego... bronił się. Wiedział, że gdy podda się wciągającej go w odmęty nieświadomości sile, już nie przebudzi się z własnej woli...


***


Błysk w mroku. Impuls bólu. Smak krwi w ustach.
Powoli otworzył oczy. Trzech. Było ich trzech. Dwóch uzbrojonych, trzeci, chyba nie. Ten trzeci, stojący nad nim go uderzył. Baron zakaszlał, charcząc ciężko. Potem, powoli, rzężenie przeszło w drapiący śmiech. Cichy, jakby stłumiony chichot. Bruno splunął krwią na metalową podłogę. Nabrał haust chłodnego powietrza, wyraźnie rozkoszując się jego smakiem.
- Dzień dobry panom. - rzekł uprzejmie. - Czemu zawdzięczam to urocze powitanie? - dopytał.


- Cieszę się, że już się pan obudził. Przepraszam za to powitanie. Mam na imię Dragan Maeda, jestem pierwszym oficerem na okręcie Argos i zostałem osobiście odpowiedzialny za przesłuchanie barona Hermana Bruno von Bismarck. - Dragan musiał zajrzeć do jakiegoś dokumentu by przeczytać całe imię barona. Oczywistym było również, że nie mówił do samego więźnia. W rogu pokoju czerwonym światełkiem migała kamera. Sekundę potem silny impuls elektryczny poraził ciało von Bismarcka. Ból który zdawał się trwał tylko sekundę sprawił, że pociemniało mu w oczach, a zawartość żołądka znalazła się niebezpiecznie blisko wydostania się na zewnątrz.


Bruno wstrząsnął głową, by pozbyć się mroczków wywołanych szokiem elektrycznym. - Dobre - rzekł a jego ramionami wstrząsnął stłumiony śmiech, który jednak szybko zamienił się w kaszel, gdy krew wpłynęła mu do gardła. Ponownie splunął. - Przepraszam, za moje maniery, synu, jednak w tych okolicznościach...- tu zawiesił głos gdyż to nie wymagało wyjaśnienia.
Baron spojrzał również w kamerę.


- To był impuls wywołany zdalnie jeśli nie będzie pan chciał z nami współpracować. Każda próba użycia jakichkolwiek mocy wywoła impuls, każde moje niezadowolenie wywoła impuls, każda próba agresji wywoła impuls. Proszę mi uwierzyć, naprawdę wolałbym być teraz gdzieś indziej i robić coś innego, nie lubię tego i nie do końca popieram. - pierwszy oficer wzruszył ramionami jakby to nie miało jakiegokolwiek znaczenia.
- Liczę więc na współpracę i pomoc z pańskiej strony, nie róbmy tego trudniejszym niż musi być. Proszę mi więc wyjaśnić co właściwie sprawiło, że znalazł się pan na tym okręcie baronie? - twarz mężczyzny nie wyrażała niczego, tylko szczere zainteresowanie odpowiedzią von Bismarcka.


~ Impuls, impuls i jeszcze raz impuls... mają coś innego? ~ pomyślał uszczypliwie.
Odezwał się jednak bardzo spokojnie, poważnie, bez cienia uszczypliwości w głosie, zupełnie jakby był na jakimś spotkaniu dyplomatycznym.
- Rozumiem panie Dragan. Wydaje mi się, że nie zdziwi pana, gdy powiem, iż czuję bardzo podobnie. Również wolałbym być obecnie zupełnie gdzie indziej. Jednakże... w tych okolicznościach... - Tu Baron ponownie rozejrzał się dookoła, jakby po raz pierwszy widział dwóch uzbrojonych mężczyzn i pomieszczenie w którym się razem znajdowali. - Cóż, proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny, iż odciągnąłem pana od ważniejszych obowiązków, oraz zapewnić pana, iż jestem wielbicielem współpracy i zdecydowanym przeciwnikiem agresji. Co jak mniemam, pomoże nam zakończyć, tą nieprzyjemną dla nas obu sytuację w jak najkrótszym czasie i w jak najprzyjemniejszej atmosferze. Zapewniam, iż nie mam wrogich zamiarów. - rzekł spokojnie Baron.
- Jeśli chodzi o mój pobyt na pokładzie tego zacnego okrętu. To zdaje mi się, iż wojsko zawarło ugodę, by przetransportować zespół fundacji i konsorcjum na Avalon. A tak się składa, że jestem tego zespołu członkiem. Nie mniej nie więcej. - wyjaśnił, odpowiadając na pytanie pierwszego oficera.


Dragan przeszedł do następnych pytań.
- Działał pan samemu czy w zmowie z osobami trzecimi?


- Hmm, wiesz synu, jest oczywiście Benjamin i reszta zespołu... A, rozumiem, nie o to pan pyta. Cóż. Zważywszy, iż wcale nie "działałem", tylko uczestniczyłem w legalnej wyprawie fundacji, to nie bardzo mogę odpowiedzieć na to pytanie. - Bruno wzruszył przepraszająco ramionami.


Oficer kontynuował niewzruszony - Jaki jest twój cel na okręcie Argos.


- Nie mam celu. Jestem jedynie pasażerem. - odpowiedział spokojnie zgodnie z prawdą.
- Gdybym miał jakieś cele, gdybym pragnął szkody tego okrętu, czy nie sądzisz synu, iż zadziałałbym, gdy wszyscy spali? A tak moim jedynym przewinieniem jest to, iż nie lubię spać w hibernatorze...


- Wiemy wszystko o pani doktor, kogo jeszcze kontrolowałeś. - padło kolejne pytanie.


Tu Bruno się skulił. - Jak ona się czuje? I nie, nie kontrolowałem jej. Nie mam takich umiejętności. To... to była miłość od pierwszego obejrzenia... - rzekł ciężkim głosem, wyraźnie martwiąc się o dziewczynę. Nie chciał, by ją spotkało coś złego.
Choć przez chwilę się zastanawiał, czy nie powiedzieć, iż kontroluje pana kapitana. A niech wezmą go na badania i spytki. Ciekawe jak by się to spodobało staremu wilkowi. Lecz, darował sobie końcowo. Być może za bardzo martwił się o Nicol, by bawić się w takie gierki.


Niestety, pierwszy oficer nie był skłonny odpowiadać na pytania o panią doktor... jego panią doktor. Bruno podczas długiego przesłuchania starał się jeszcze kilkukrotnie jakoś, choćby okrężną drogą, pozyskać jaką informację o dziewczynie. Jednak najwyraźniej oficer przesłuchujący otrzymał wyraźny rozkaz i wszelkie pytania, nawet te najmocniej zawoalowane, napotykały jedynie na ścianę milczenia.
Bruno się martwił. Czyżby ją zastrzelono? Oni wszak nie mogli wiedzieć, jak daleko zmiany w niej sięgały, jak trwałe były, ani czy nie pozostawił jakiś podprogowych rozkazów na później. Zimny dreszcz, niczym płynny lód spłynął wzdłuż kręgosłupa aż do krzyża, gdy Bruno uświadomił sobie, iż jego poczynania mogły spowodować jej śmierć... tego nie chciał... bardzo tego nie chciał...


- Gdzie przeszedłeś szkolenie - i kolejne pytanie.


Bruno zastanawiał się, czy ktoś wcześniej je przygotował i wręczył oficerowi.
- Cóż, jestem agentem imperialnego wywiadu wojskowego. Ale to zapewne już wiecie. Szkolenie było tajne, jak się na pewno domyślacie i nie wolno mi o tym rozmawiać, przykro mi synu. - wyjaśnił.
- Niestety... skiepściliście mi przykrywkę. Ale to raczej nic straconego. Jak już z centralą pogadacie, ufam, iż wymażecie wpisy z logów. No ale to później, Rozumiem, że czynności proceduralne potrzebują swego czasu.


Kto cię szkolił - następne pytanie.


- Generał Wilhelm Von Rupert, Skontaktujcie się z nim,on poświadczy za mnie. - padła natychmiastowa odpowiedź. Była to marionetka jego przyjaciół psionów, właśnie na tego typu okazje.


- Skąd masz psioniczne wszczepy - I tutaj padło pytanie, które nieco zaskoczyło Bruno. Jednak Baron nie dał tego po sobie poznać. Skąd mieli technologię, by rozpoznać, jakiej natury są jego wszczepy w mózgu? Poddali go aż tak wnikliwemu skanowaniu? Czy jego zakłócacz skanów ukrył choćby cokolwiek?
- To obawiam się synu, również jest tajemnicą wojskową. I z całym szacunkiem i osobistą sympatią dla pana, to pierwszy oficer niestety nie jest upoważniony do tego typu danych. - wyjaśnił przepraszająco.


- Pozwolisz synu, iż zadam małe pytanie? Co mnie zdradziło? - był tego rzeczywiście ciekaw.


- Więzień, który niedługo może zostać stracony również nie jest upoważniony do tego typu danych - odpowiedział uprzejmie Dragan Maeda. Choć użył słów podobnych do wypowiedzianych przed chwilą przez Bruno, nie sprawiał wrażenia jakoby próbował go przedrzeźniać.
- Touche - przyznał Bruno. Mimo to nie odpowiedział na pytanie.


Przesłuchanie trwało... i trwało. Padały kolejne pytania. Powtarzały się poprzednie. Bruno pozostawał przy swojej wersji, z całym kunsztem dyplomaty jaki posiadał.
Dopiero po dwóch czy trzech godzinach oficer dał spokój.


- Proszę nie majstrować przy obroży, masz zakaz rozmowy z załogą, jeśli zostaniesz złapany poza mesą lub pokojem odpraw bez strażnika, zostaniesz zastrzelony. Nie masz wstępu do żadnej innej części okrętu, nie masz dostępu do swoich prywatnych rzeczy z magazynu dopóki nie wylądujecie na planecie. Benjamin Taro jest osobiście odpowiedzialny za twoje zachowanie i również poniesie konsekwencje jeśli nie zastosujesz się do naszych poleceń. Po opuszczeniu okrętu już nigdy na niego nie wrócisz, tyczy się to każdej jednostki należącej do imperium, jakakolwiek próba będzie karana śmiercią. Przykro mi za to wszystko, jednak nie jestem pewny, czy to na pewno jest łaska co ci właśnie ofiarowano. Życzę powodzenia. -


- Dziękuję panie Dragan. Proszę się nie trapić, nie mam do pana najmniejszych pretensji. - wyjaśnił niemalże przyjacielsko Bruno, oficer jednak wydawał się jedynie wzruszyć ramionami.
- Hmm, a jakie konsekwencje poniósł by Benjamin? Szczerze... - Tutaj Hermann się nieco wyszczerzył - ...koleś mi działa jakoś na nerwy, więc rozważyłbym taką ewentualność. - zażartował.
- Jego na pewno nie zastrzelimy - uprzejmie odpowiedział nadzorca barona. - Reszta zależałaby od pokroju twego przewinienia oraz decyzji kapitana
- ehm, rozumiem synu. - odparł Baron równie przyjacielsko, z wyraźnym rozczarowaniem w głosie.
- Na planecie jest aż tak źle? - dopytał się, gdy Dragan wspomniał, iż to raczej nie łaska.


- Czy mógłbym otrzymać apteczkę? Zdaje się, że niezdara ze mnie i nieco rozbiłem sobie nos i wargi... - poprosił jeszcze nim go odprowadzono. Dragan przyglądał się więźniowi przez dłuższą chwilę zwyczajnie milcząc, nie wiedząc czy ten drwił sobie zwyczajnie czy naprawdę potrzebował pomocy. Baron nie doczekał się odpowiedzi, oficer po prostu odwrócił się i odszedł.


***


Leżąc w swojej kajucie, Bruno rozważał, czy warto zadziałać, czy lepiej poczekać. Okręt był duży. Załoga... Cóż, gdyby dostał się do swojego sprzętu, mógłby pobawić się w kotka i myszkę, nieco rozruszać stare kości. Bruno uśmiechnął się, choć zdawał sobie oczywiście sprawę z niedorzeczności pomysłu. Takie akcje miały szansę na powodzenie jedynie na filmach akcji, nie w rzeczywistości. Może gdyby nie byli świadomi kim jest i, że jest. Ale tak na pewno mieli się na baczności.


Trzeba było sprawdzić jeszcze jedną rzecz. Choć Baron spodziewał się co się stanie. Skupił się, by manifestować drobną moc. Natychmiast poczuł elektryczne wyładowanie gdzieś głęboko w ciele. Jego Narządy skurczyły się, powietrze z sykiem opuściło płuca. Nawet cyberkończyny odmówiły posłuszeństwa, w skutek czego, Baron, raczej mało godnie, gruchnął o stalowy pokład.
Leżał w konwulsjach, targany silnymi drgawkami na zimnym metalu. Jego pięty i ramiona rytmicznie uderzały o pokład, zdrapując farbę . W ustach poczuł krew, słodką i metaliczną.
Drzwi otworzyły się z sykiem hydraulicznych siłowników, do środka zajrzał strażnik. W dłoniach już trzymał karabin. Obdarzył leżącego dziwnym spojrzeniem. Bruno, być może z racji iż obecnie zaprzątało go coś innego, nie był w stanie rozpoznać, czy było to obrzydzenie, strach, czy może politowanie. W każdym bądź razie, nic przyjemnego.
- Pro... prosz... proszę s-się mn-mną nie trapić. - rzekł do już zamykających się drzwi. Drgawki powoli mijały. Lecz Hermann pozostał jeszcze przez chwilę na podłodze, oddychając ciężko. Wreszcie spojrzał w dół po sobie i westchnął z wyraźną ulgą. Nie zafajdał się. To bardzo dobrze. A przy porażeniu prądem przecież bywało różnie, oj bywało.


Gdy wstał i się czegoś napił, uruchomił wewnętrzną sekwencję sprawdzania wszczepów. Był ciekaw, czy przy nich majstrowali również, czy coś wyłączyli, czy wszystko działa.


***


Sala odpraw


Wprowadzono go. Przywitała go cisza. Jednak on wszedł nie skulony, a uśmiechnięty i pogodny. Jakby przyszedł na spotkanie z przyjaciółmi. Żołnierz eskortujący go... cóż Bruno traktował go jakby był jego honorowym gwardzistą.
- Przepraszam za spóźnienie, ale, proszę sobie nie przeszkadzać i kontynuować. - rzekł pogodnie.


Wypowiedź Benjamina Baron wysłuchał, rozsiadając się wygodnie na jednym z krzeseł. - Słuszne podejście. - rzekł, nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć, a równocześnie czując, iż coś, no coś należałoby odpowiedzieć.


Siedząc wygodnie, Baron przysłuchiwał się pozostałym i przyglądał im jakby nieco znudzony. Uniósł jedną brew, gdy Tula obnażyła pierś. Kto jak kto, ale on był wielbicielem kobiecych piersi. Okiem znawcy zbadał widoczną część kobiecej anatomii, porównując ją do innych. Głównie do pozostałych przedstawicielek płci pięknej tu zgromadzonych.
Nie odmówił papierosa. - Dziękuję skarbie, chyba zesłali mi ciebie bogowie, jesteś moim ratunkiem. - rzekł szczerze zaciągając się aromatycznym dymem z nieskrywaną rozkoszą.


- Proponuję, by ten okręt zrobił sobie rundkę po systemie i użył tej całej wojskowej technologii, by sprawdzić, gdzie są oba zaginione okręty. Nawet jak przytrafiło im się coś złego, to na pewno gdzieś szybuje w próżni masa złomu, fragmentu poszycia, radioaktywne części reaktorów i takie tam. - zaproponował.
- Gdy będziemy mieli już pełen skan, to nadal możemy lądować. Choć... zrobić parę zdjęć z orbity, poszukać może sygnałów radiowych byłoby nie głupie. Przydałoby się też wypuścić kilka satelit komunikacyjnych na orbitę, by można utrzymać łączność niezależnie od pozycji na globie. - podzielił się swymi przemyśleniami, zaciągając ponownie dymem i mrużąc z rozkoszy oczy.
 
Ehran jest offline